
Rosyjskie oczarowanie
Kreml używa wpływów języka, kultury i historii jako broni do zastraszania sąsiadów – pisze Edward LUCAS.
.Przez cztery dekady zajmowania się najpierw Związkiem Radzieckim, a potem Federacją Rosyjską natknąłem się na niezliczonych dyplomatów, dziennikarzy i naukowców, których światopogląd ukształtowała miłość do języka i kultury Rosji. W pewnym sensie ich odczucia i uczucia były całkowicie zrozumiałe.
Czytanie literatury rosyjskiej w oryginale (osobiście moją ulubioną rosyjską autorką jest Anna Achmatowa) faktycznie może być przeżyciem transcendentalnym. Czytelnik czuje się wprowadzany w tajemny świat potężnych, egzotycznych pomysłów i emocji. Skomplikowana przeszłość, gigantyczne przestrzenie, niezwykłe osobowości, z którymi się można spotkać na kartach rosyjskiej literatury – mogą z łatwością sprawić, że nasza własna kultura wydawać się zacznie szara i ograniczona.
Dla wielu, a nawet dla większości obcokrajowców zajmujących się Rosją to wspólne kulturowe tło przez dziesięciolecia sprzyjało niewypowiedzianym i niekwestionowanym przypuszczeniom, które na Zachodzie kształtowały sposób patrzenia na Rosję. Dla podróż do Moskwy była i jest najważniejszym wydarzeniem w karierze. W końcu najważniejsze i najbardziej interesujące jest rosyjskie spojrzenie na każdy temat – myślą eksperci od kraju Puszkina. Rosyjskie tabu i nerwice są i powinny być priorytetami badawczymi. Każdy, kto ma co do tego wątpliwości, wykazuje wręcz ignorancję.
Moja własna wyprawa do Moskwy była jednak inna. Spędziłem lata, pisząc korespondencje z byłej Czechosłowacji, byłej Jugosławii i krajów bałtyckich. Mówiłem już po niemiecku, po polsku, po czesku i w serbsko-chorwackim, jeszcze zanim zacząłem mówić po rosyjsku.
Moje wcześniejsze doświadczenie okazało się faktycznie przydatne – było jak posiadanie dodatkowego oka. Wielokrotnie ścierałem się z moimi kolegami dziennikarzami czy dyplomatami oraz innymi zachodnimi kolegami w interpretacji wydarzeń, których byliśmy świadkami. Przykładem może być koniec ery Jelcyna i dojście do władzy Putina. Utajony, a potem już nie tak utajony imperializm rosyjski był dla nich szczegółem, wręcz nieistotnym elementem tamtych wydarzeń. Dla mnie było to kluczowe.
Z biegiem czasu zacząłem postrzegać podejście skoncentrowane na Rosji jako swoistą wersję orientalizmu – protekcjonalnego podejścia zachodniego, które traktuje kraje Bliskiego Wschodu, Azji i Afryki Północnej jako z natury egzotyczne i zacofane, jednakże niezwykle ponętne.
Orientalizm, z którym się zetknąłem, miał szczególny charakter. Kraje „Europy Wschodniej” (sama w sobie wątpliwa to koncepcja) z punktu widzenia Zachodu dzielą się na dwie kategorie. Rosja jest definiowana tak, aby obejmowała ludzi, tematy, narracje i miejsca, które mają silne powiązania z innymi krajami. Tajemnicze rysy Rosji są czczone, czego przykładem jest często nadużywany cytat Fiodora Tiutczewa: „Rosji nie można pojąć rozumem, żadna zwykła miara nie może zmierzyć jej wielkości: stoi samotnie, wyjątkowa – w Rosję można tylko wierzyć”.
Częściowo ze względu na jej wielkość i arsenał nuklearny, a częściowo dlatego, że jest to jedyna kultura, o której słyszeli obcokrajowcy, Rosja staje się również punktem odniesienia we wszelkich dyskusjach. Wszystkie inne kraje zaliczają się do drugiej kategorii: są ośmieszane lub ignorowane.
Nigdzie indziej nie znajdziemy przykładów takiego podejścia. Nawet Chiny nie są postrzegane w ten sposób. Rezultat tego jest zgubny, zwłaszcza gdy Kreml używa wpływów języka, kultury i historii jako broni do zastraszania sąsiadów.
Wielokrotnie powtarzano mi, że Krym był na przykład „zawsze” rosyjski albo że Kijów (sic!) jest „matką rosyjskich miast”, co jest myleniem dawnej Rusi ze współczesną Rosją. Ignorancja była tak wielka, że w 1995 roku historyk Mark von Hagen napisał w czasopiśmie naukowym „Slavic Review” artykuł zatytułowany Czy Ukraina ma własną historię?.
.Te nieporozumienia i urojenia nie tylko zniekształcają debatę akademicką i analizę dziennikarską. Obecnie uzasadniają one destrukcyjny atak Rosji na Ukrainę. Wbrew faktom historycznym Władimir Putin argumentuje, że to tylko terytorium, a nie kraj. I tak myśli wielu na Zachodzie. Powinniśmy się wstydzić, jeśli tak myślimy.
Edward Lucas
Tekst ukazał się w nr 41 miesięcznika opinii “Wszystko co Najważniejsze” [LINK].