Najbardziej zagubiona grupa w polskiej polityce to Zieloni
.Nie kryję, że kibicuję im, uważając, że w polskim życiu publicznym prawo dotyczące środowiska ustępuje zbyt często miejsca liberalnej gospodarce w najbardziej drapieżnym, aroganckim, chamskim wydaniu. Wyrosłem z ruchów ekologicznych, mam w swoim życiorysie przykuwanie się do drzew i blokowanie transportu części reaktora do elektrowni jądrowej według projektu, który — wciąż jestem co do tego przekonany — na szczęście nie został zrealizowany.
.To jednak, jak nieporadnie poczynają sobie Zieloni w przestrzeni publicznej, powoduje, że nie wiem: śmiać się? Płakać? I tak wciąż – naprzemiennie – od kilku czy kilkunastu już lat.
Wpierw było kilkanaście polskich partii zielonych, z nieodżałowanymi Zygmuntem Furą i Staszkiem Zubkiem tworzącymi kilka partii tygodniowo. To końcówka lat 80. I początek lat 90. Później zaś zaczął się chocholi taniec Zielonych wokół polityków czy też — bo ta teza z czasem staje się coraz bardziej uprawdopodobniona — polityków wokół Zielonych. Po wielokroć słyszałem z ust liderów polskich partii politycznych, że „mają Zielonych”.
Nigdy w rozmowach w środowisku politycznym Zieloni nie uzyskali podmiotowości, zawsze za to byli łatwymi do zmanipulowania i pozyskania idealistami.
Co ważne, nigdy żaden z polityków deklarujących na konferencjach prasowych, jak bardzo ich szanuje i ceni, w rzeczywistości nie szanował ich i nie cenił. Bowiem Zieloni w Polsce nie dawali się cenić, za to nadstawiali się politykom wprost, aby ich wykorzystywać.
Za chińskiego boga nie wiem, po co Zieloni poparli Marka Borowskiego i postawili wszystko na związek z nim — na śmierć i życie. Nawet żal mi przypominać, jak to się skończyło. To samo z kolejnymi „wykorzystywaczami” Zielonych. Kolejne zarządy polskich Zielonych myślały, że z politykami flirtują, że znajdują się w gronie „poważnych koalicjantów społecznej zmiany”, tymczasem byli bez najmniejszej żenady wykorzystywani przez zawodowych politykierów.
Oczywiście, rozumiem — idealiści dochodzą do przekonania, że bez dobrych relacji z politykami nie będą mogli realizować swoich postulatów. Świetnie! Ale też mądrością jest uczenie się — autorefleksja, wyciąganie wniosków z błędów. Tymczasem Zieloni wciąż popełniają te same błędy i wciąż się nie uczą.
Gdy słyszałem: „Bo nam do niej (do niego) najbliżej”, odpowiadałem: „Dlaczego nie możecie stanąć na własne nogi? Dlaczego?”.
Zupełnie nie wiem też, po co Zielonym opieranie się na Januszu Palikocie (i to tym w wariancie „schodzącym”). Nie wiem, po co wspieranie a to Anny Grodzkiej, a to Wandy Nowickiej, która nie była w stanie zebrać nawet niewielkiej wymaganej prawem liczby podpisów pod swoją kandydaturą na urząd prezydenta RP. Nie wiem, po co flirt z Polskim Stronnictwem Ludowym. I z Leszkiem Millerem.
Polscy Zieloni w każdych wyborach są kokietowani przez polityków, a po wyborach znów trafiają na margines.
Wciąż wchodzą w koalicje, w których dostają manto i nie osiągają literalnie niczego. Może trochę dotacji na działanie, trochę jakichś śmiesznych grantów, może trochę pompowania ich przez „Gazetę Wyborczą” et consortes (tak jakby dziś nie mogli stworzyć swoich mediów; zresztą poza powstałymi w połowie lat 80. minionego wieku „Zielonymi Brygadami” Andrzeja Żwawy nic chyba w zakresie własnych mediów polskich Zielonych na poważniej nie drgnęło). Gdzie są Zieloni na Twitterze? Gdzie są na Facebooku? Jaką mają komunikację ze światem poza komunikatem, że są za równouprawnieniem par homoseksualnych i ich prawa do adopcji dzieci. To główny postulat, właściwie jedyny, który przebija się do opinii publicznej, ale czy na pewno to poszerzy ich grupę oddziaływania, sympatii, wsparcia? Dlaczego zostawiają pola tak ważne, które mogłoby przysparzać im sympatii, jak choćby kwestie praw zwierząt czy poważnej dyskusji nt. GMO, a skupiają się na kwestiach od dawna już „zajętych” przez innych? Dlaczego nie mają własnej siły, własnych pomysłów (także na politykę)? Dlaczego nie wierzą we własną autonomię?
Dlaczego polscy Zieloni nie wykazują – nauczeni doświadczeniem – pewnego rodzaju nieufności wobec świata starych Ogrów, chętnie chrupiących młode dziewicze księżniczki?
Co wybiorą, gdy w polskiej polityce wręcz wibruje dziś ZMIANA, gdy w mózgi wbija się słowo ZMIANA, gdy kolejne ugrupowania atakują — po prostu atakują zastany SYSTEM?
Najnowszy komunikat Zielonych mówi o wybraniu nowych władz polskich Zielonych oraz o tym, że „delegatki i delegaci podczas obrad kongresu w siedzibie OPZZ dyskutowali o programie, strategii politycznej i koncepcjach startu w jesiennych wyborach parlamentarnych”.
Dawno już nie czytałem dokumentów napisanych takim językiem. Tym razem guru młodych idealistów z polskich Zielonych ma lekko pod sześćdziesiątkę.
„Z nadzieją spoglądamy (…) na inicjatywę przewodniczącego OPZZ Jana Guza (…). Jesteśmy gotowi do współdziałania ze wszystkimi, którzy podzielają zielone wartości — sprawiedliwość społeczną, troskę o środowisko i prawa człowieka”.
Krzyż na drogę.
Eryk Mistewicz