Eryk MISTEWICZ: Zawsze jest tak samo. Po kolejnym zamachu na wartości Europy

Zawsze jest tak samo.
Po kolejnym zamachu na wartości Europy

Photo of Eryk MISTEWICZ

Eryk MISTEWICZ

Prezes Instytutu Nowych Mediów, wydawcy "Wszystko co Najważniejsze".  www.erykmistewicz.pl

Ryc.: Fabien Clairefond

zobacz inne teksty Autora

.Najpierw jest cisza.

Taka dojmująca, na granicy „ciszy fizjologicznej”, którą serwują w najbardziej wymyślnych torturach.

Pierwszy raz usłyszałem ją na dworcu kolejowym Charles-de-Gaulle-TGV przy paryskim lotnisku w parę dni po zamachach listopadowych.

Cisza, której nigdy tu nie było. Zawsze był gwar przekrzykujących się ludzi, rozmawiających przez telefony, rozdyskutowanych. I małych dzieciaków.

Teraz nie było dzieci, nie było rozmów. Nagle było wzdrygnięcie wszystkich stojących w oczekiwaniu na pociąg, gdy komuś upadła walizka na posadzkę peronu. W ciszy zabrzmiało to jak wystrzał.

I parę dni temu, następnego dnia po zamachu w Nicei – w Paryżu. Cisza w metrze, na ulicach. I nagle krzycząca kobieta na wąskiej rue Rosiers, w dzielnicy żydowskiej. Zanim stojący w kolejce po najlepszy falafel na Le Marais (a może i „in the world”) zorientują się co się dzieje, kolejka drży, faluje. To milisekundy. Wszyscy zwracają oczy ku krzyczącej kobiecie szukając ewentualnej drogi ucieczki. Ku dwóch krzyczących kobietom. I wszystko wiadomo: dwie Brytyjki odnalazły się właśnie i krzyczą, krzyczą z radości.

– Idiotki – mówi cicho Francuzka stojąca obok.

Cisza jeszcze trwa, gdy w stacjach telewizyjnych i radiowych w Polsce głos zabiera Jerzy Dziewulski. Gdy nic nie wiadomo, występuje Jerzy Dziewulski. Upiorna postać stanowiąca dziś rodzaj telewizyjnego dżingla: jego pojawienie się oznacza, że stało się coś złego. Z kolejnych rozmów z nim nic nie wiadomo poza tym, że służby były przekonane lub nie były przekonane i należy mieć oczy dookoła głowy.

Tak, zawsze należy mieć oczy dookoła głowy.

.Nie rozumiem przekonania, że bezpieczeństwo zapewnią nam antyterroryści, bramki pirotechniczne, kontrole na granicach.

Wracałem pociągiem z południa Europy do Warszawy. EC Varsovia kontrolowany był na granicy słowacko-czeskiej dosyć dokładnie, na sposób „etniczny” (podobne kontrole widziałem na granicy włosko-francuskiej w Ventimilli – legitymowano wyłącznie obywateli o nieeuropejskiej karnacji). Na granicy czesko-polskiej w Zebrzydowicach nie było żadnej kontroli. Nikt od nikogo nie chciał paszportu, nie pofatygował się tu żaden polski czy czeski pogranicznik. I to na dzień przed rozpoczęciem Światowych Dni Młodzieży. Można powiedzieć, że „dziury w systemie”. Można powiedzieć wszystko.

Nie mówcie mi jednak, że to bramki pirotechniczne ograniczą zagrożenie. Pamiętacie Niceę? 27 tonowa ciężarówka zmiażdży wasze bramki pirotechniczne. I wasze poczucie bezpieczeństwa. Nie tędy droga.

Po ciszy i przekonywaniu, że obronią nas antyterroryści („Jak państwo może obstawić wojskiem 45 tys. kościołów we Francji?”), w mediach nadchodzi czas tłumaczenia, że to co się stało (w Brukseli, w Paryżu, w Nicei, w Kolonii, w Würzburgu, w Colombe, w Monachium, w Reutlingen, w Ansbach…) to jednostkowy przypadek, który nie powinien rzutować na nasze podejście do kwestii imigrantów. Gdyż to nie do końca są imigranci. Gdyż byli chorzy. Gdyż kobieta idąca ulicą z trójką córek 8, 12 i 14 lat były może rzeczywiście zbyt skąpo ubrane i nożownik poczuł się dotknięty…

.Naprawdę trzeba być bardzo kreatywnym, aby w taharrush – zorganizowanym gwałcie dokonywanym przez hordy barbarów na białych kobietach na dworcu kolejowym w Kolonii w noc sylwestrową widzieć „zwyczaj z krajów północnej Afryki” a sprawców tłumaczyć, iż „dawno nie mieli kobiety”.

Zawsze jest tak samo: najpierw cisza, potem przekonywanie, że jesteśmy bezpieczni (bo antyterroryści są w stanie stałej gotowości), że problem jest problemem miejscowym, że nie możemy mówić o wojnie kultur czy cywilizacji (a co najwyżej o pojedynczych bądź działających w porozumieniu osobach zdestabilizowanych emocjonalnie, leczących się, chorych, nadpobudliwych…), że zamach planowany od roku jest wybrykiem…

Brak mi dziś rozmowy o Europie. Poważnej rozmowy. Nie o bezpieczeństwie, ono jest bowiem na końcu, ale o ideach, o tożsamości, o tym, czym dla nas jest Europa, jakich wartości warto bronić i w jaki sposób. Próbują inicjować takie debaty środowiska intelektualne we Francji (kibicuję im niezmiennie), próbują inicjować politycy, pojawiają się ważne głosy w takich dyskusjach, jakie iniciuje polskie Wszystko Co Najważniejsze.

Każdy miesiąc, każdy tydzień przynosi kolejne „zdarzenia”, „wypadki”, „incydenty”, „groźne incydenty”, „sytuacje, które nie powinny się zdarzyć”, „sytuacje, z których powinniśmy wyprowadzić wnioski”, „sytuacje, które analizujemy” oraz „sytuacje, do których powinniśmy się przyzwyczaić, bowiem nie możemy liczyć na opcję <<zero ataków>>”.

Każdy miesiąc, każdy tydzień. Atak w normandzkim miasteczku na katolickiego księdza jest kolejną odsłoną wojny cywilizacji. Wojny z Europą, wojny z Republiką, wojny z demokracją – ustrojem słabym wobec ludzi z maczetami; ustrojem słabym, jeśli na strzał z karabinka snajperskiego należy uzyskać zgodę na kolejnych etapach dowodzenia operacji specjalnych; ustrojem słabym, gdy łatwiej jest zrezygnować z tradycyjnej choinki przed katedrą Notre Dame, niż spróbować powiedzieć: to jest nasza tradycja i jeśli jej nie szanujecie, nie powinniście liczyć na dobre przyjęcie w naszym kraju. W naszym kraju…

Brak mi dziś rozmowy o Europie. Poważnej rozmowy. Nie o bezpieczeństwie, ono jest bowiem na końcu, ale o ideach, o tożsamości, o tym, czym dla nas jest Europa.

Odnoszę niepokojące wrażenie, że jest już za późno. Na większość osiedli pod Marsylią, przy Ajaccio, na peryferiach Lille, ale też w miastach niemieckich nie mają już prawa wjazdu straż pożarna, karetki pogotowia, policja… Enklawy kierujące się własnymi zasadami, własnymi regułami, państwo w państwie. W samej Francji zamieszkałej przez blisko 70 milionów mieszkańców mówimy o czterech do siedmiu milionach osób w różnym stopniu zasymilowanych, o kilku- kilkunastu tysiącach podejrzewanych o kontakt z grupami terroryzmu islamskiego („Fiches S”). Gwizdy w czasie Marsylianki na Stade de France przed meczem Francja-Tunezja kilka lat temu nie były niczym niezwykłym, choć wówczas wstrząsnęły na swój sposób częścią francuskich elit. Niestety, jedynie ich częścią.

Czy możemy pozwolić sobie na uczciwość i szczerość, tak do końca, bez pęt politycznej poprawności?

Jak inaczej nazwać to, co się dziś dzieje, niż: wojną? Wojną, której symbolem dziś, gdy piszę te słowa jest ksiądz Jacques Hamel (dla wzmocnienia tożsamości Europy rozpoczęcie i szybkie przeprowadzenie jego procesu beatyfikacji staje się dziś bardzo istotne), a jutro będą kolejne osoby, zarówno duchowni jak i świeccy. Artyści, politycy, sportowcy, turyści, fani muzyki i rozgrywek sportowych, policjanci, wojskowi, nauczyciele, dziennikarze, sędziowie, kierowcy, matki, dzieci…

.Na murze w Paryżu, niedaleko katedry Notre Dame zauważyłem ostatnio napis: „Reveillez-vous!” („Obudźcie się”). Ile jeszcze czeka nas Bruksel, Paryżów, Nicei, Colombe, Monachium, Ansbach, Reutlingen, Würzburgów, Kolonii, Saint-Etienne-du-Rouvray, aby nie tylko społeczności, ale decydujące o ich bezpieczeństwie i dobrostanie wybrane demokratycznie władze, potraktowały to wezwanie z pełną powagą? Najchętniej bez ich zwyczajowego już, pokazującego w sumie bezsilność, „głębokiego poruszenia”.

Jacquesowi Hamelowi, księdzu z Saint-Etienne-du-Rouvray wasze „głębokie poruszenie” już na nic. Przyszłym ofiarom toczącej się w Europie wojny – tak: WOJNY, która trwa w najlepsze – także.

Eryk Mistewicz

Materiał chroniony prawem autorskim. Dalsze rozpowszechnianie wyłącznie za zgodą wydawcy. 26 lipca 2016