Idealiści. Zmieniają świat czy świat zmienia ich?
Z tytułowym pytaniem zderzyłem się pierwszy raz w liceum podczas zaliczeń maturalnych. Tezę, którą wówczas postawiłem, kilka lat później poddałem próbie falsyfikacji na własnej skórze – pisze Grzesiek Marciniak
Etap 1. Bunt
.Kontestowanie rzeczywistości, przeradzające się nierzadko w bunt, to integralny element budowania tożsamości i niezależności młodych osób. Nie inaczej było w moim przypadku. Głęboka niezgoda na narzucane ramy czasami prowadziła do działań destrukcyjnych, ale jednocześnie kształtowała spojrzenie na świat. Z perspektywy czasu wiem, że to właśnie owa niezgoda jest głównym motorem napędowym zmian. Najczęściej to ludzie noszący w sobie mieszankę rozczarowania światem, energii do działania i odwagi, są siłą, która może kształtować rzeczywistość. Któż inny miałby w sobie wystarczająco dużo samozaparcia, by stawać w poprzek przyjętych norm i wartości?
Etap 2. Iskra
.Po okresie wczesnej dorosłości spędzonej na emigracji i próbie pogoni za marzeniami wróciłem do Piły, mojego rodzinnego miasta. To właśnie wtedy zaczęła się moja aktywistyczna przygoda. Stowarzyszenie Krok po kroku HSA, zrzeszające osoby z niepełnosprawnościami i prowadzące Pływającą Bazę Nurkową i Rehabilitacyjną, prowadziło zbiórki na swoją działalność. To tam pierwszy raz poczułem, że krytykowanie rzeczywistości to za mało. Poświęcony czas i zaangażowanie stały się zaczynem świetnego projektu, który do dziś pomaga wielu osobom z niepełnosprawnościami. Satysfakcja z udanej inicjatywy zainspirowała mnie do dalszej pracy.
Etap 3. Euforia
.Od działalności wolontaryjnej był już tylko krok do aktywizmu związanego z palącymi sprawami społecznymi. Najpierw protesty w obronie sądownictwa, następnie wydarzenia współorganizowane z lokalnymi społecznikami – stały się świetną okazją do zdobywania doświadczenia.
Pewnego dnia trafiłem na internetowe ogłoszenie Młodzieżowego Strajku Klimatycznego, który planował wówczas Protest Tysięcy Miast – jak później się okazało, było to największe globalne wydarzenie tego typu w historii. Od razu poczułem, że to inicjatywa, do której chcę dołączyć. Poprosiłem o pomoc kilku znajomych i wspólnie udało nam się zorganizować pierwszą z serii demonstracji MSK w Pile.
Młodzieżowy Strajk Klimatyczny w czasie swojej świetności wydawał się tworem niemal idealnym – wspólna idea przeciwdziałania kryzysowi klimatycznemu, a przy tym brak struktury zarządzającej, kolektywność, partycypacja i zaangażowanie. Co więcej, były to działania przynoszące efekty w postaci skutecznego nagłośnienia tematu zmian klimatu w mainstreamie (także w mediach) i zaimplementowania go do agendy debat i programów politycznych podczas wyborów. Czułem, że naprawdę przyczyniamy się do ratowania świata!
Etap 4. Ściana
.Z czasem działania MSK wytracały swój impet, a ja miałem poczucie, że zaczęliśmy coś ważnego i nie możemy tego zaprzepaścić. Angażowałem się wówczas już w kilka inicjatyw, głównie na rzecz ochrony środowiska i zmniejszania nierówności społecznych. Jednocześnie coraz częściej miałem wrażenie, że organizacje pozarządowe wykonują ogrom pracy, a rzeczywistość polityczna pozostaje obojętna lub ciągnie świat w przeciwnym kierunku.
Nawoływanie do zmian systemowych doprowadziło mnie do wniosku, że jeśli aktywiści nie wezmą polityki we własne ręce, to nikt za nich nie naprawi świata. Przez kolejne lata działałem w dwóch organizacjach politycznych (jednej partii i jednym stowarzyszeniu). Zaangażowałem się, by skutecznie walczyć o ważne sprawy. Niestety, po kilku drobnych sukcesach doszedłem do momentu, w którym zderzyłem się ze ścianą polityki przez małe „p”.
Etap 5. Wypalenie
.Obserwowałem, jak wielu znajomych aktywistów, pełnych energii, pasji i zawziętości, z czasem traciło swój wewnętrzny ogień. Wypalali się ze względu na brak poczucia sprawczości, niezrozumienie ze strony otoczenia, niezadowolenie z efektów działań.
W końcu wypalenie dosięgnęło też mnie. Przyszedł moment, w którym z jednej strony ze względu na nadmiar inicjatyw i niedobór rąk do pracy zaczęło brakować już czasu i energii, a z drugiej – tam, gdzie nie brakowało chętnych, doprowadzały do rozczarowania wewnętrzne gierki i osobiste ambicje członków.
Pewnego dnia podjąłem decyzję o wycofaniu się z większości aktywności i zatroszczeniu się o siebie. Z perspektywy czasu wiem, że żeby pomagać innym, najpierw trzeba samemu być w dobrej kondycji.
Podsumowanie
.Myślę, że moja historia nie odbiega znacznie od tych, które mogliby opowiedzieć inni aktywiści. Mam jednak kilka wniosków, które może komuś się przydadzą.
Jeśli ktoś czuje w sobie iskrę do działania na rzecz ważnych idei, nie powinien się wahać – naprawdę warto się zaangażować!
W świecie aktywistów można spotkać naprawdę wiele inspirujących osób, ale należy pamiętać, że nie każdy ma czyste intencje.
Jeżeli ktoś czuje nadmierne obciążenie działalnością, powinien zadbać w pierwszej kolejności o siebie i zrobić krok w tył – zawsze będzie można do tego wrócić.
Możliwości czynienia dobrych rzeczy jest mnóstwo, trzeba szukać, żeby znaleźć najwłaściwszą dla siebie.
Odpowiedź na tytułowe pytanie nie jest jednoznaczna. W liceum postawiłem tezę, że idealiści faktycznie zmieniają świat, ale ten świat zmienia również ich. Nie pomyliłem się. Grunt, żeby odpowiednio wyważyć proporcje.
Postscriptum z happy endem
.Po dłuższej przerwie znów podjąłem próbę zmieniania świata, ale z większą rozwagą, spokojem i satysfakcją. Dzisiaj zawodowo zajmuję się zrównoważonym rozwojem. Na co dzień staram się robić wartościowe rzeczy w sferze biznesu, która ma do odegrania ogromną rolę w kwestiach środowiskowych i prawnych. W wolnym czasie działam jako radny osiedla, gdzie przewodniczę jednej z komisji, ciesząc się z rozwiązywania przyziemnych problemów mieszkańców.
Gdyby nie przebyta droga, o której opowiedziałem, nie byłbym tu, gdzie jestem.