Jan ROKITA: Merz

Merz

Photo of Jan ROKITA

Jan ROKITA

Filozof polityki. Absolwent prawa UJ. Działacz opozycji solidarnościowej, poseł na Sejm w latach 1989-2007, były przewodniczący Klubu Parlamentarnego Platformy Obywatelskiej. Wykładowca akademicki. Autor felietonów "Luksus własnego zdania", które ukazują się w każdą sobotę we "Wszystko co Najważniejsze".

Ryc.: Fabien CLAIREFOND

zobacz inne teksty Autora

Najpóźniej wczesną wiosną 2025 roku, a być może nawet dużo wcześniej nowym kanclerzem Niemiec zostanie Friedrich Merz. To w porównaniu z wyjątkowo nieudanym Olafem Scholzem zmiana o wielkiej politycznej doniosłości, i to niezależnie od tego, jak ostatecznie wyglądać będzie nowa koalicja, która gabinetowi Merza da w Bundestagu większość parlamentarną – pisze Jan ROKITA

.Nagły kryzys rządowy w Niemczech jest z polskiej perspektywy niczym szansa na łyk świeżego powietrza płynącego od strony zachodu. Bez względu na to, jak długo będą trwać w niemieckiej polityce obecne – co tu dużo mówić – groteskowe partyjne przepychanki i personalne oskarżenia, rezultat tego wszystkiego może być tylko jeden. Najpóźniej wczesną wiosną 2025 roku, a być może nawet dużo wcześniej nowym kanclerzem Niemiec zostanie Friedrich Merz. To w porównaniu z wyjątkowo nieudanym Olafem Scholzem zmiana o wielkiej politycznej doniosłości, i to niezależnie od tego, jak ostatecznie wyglądać będzie nowa koalicja, która gabinetowi Merza da w Bundestagu większość parlamentarną.

Wiele lat temu (pamiętam to doskonale z czasów własnego zaangażowania w bliskie relacje z niemiecką chadecją) Merz był na niemieckiej prawicy traktowany jako „oficer wielkich nadziei”. W czasach, gdy Merkel dochodziła do władzy, był drugą osobą w chadecji, szefem frakcji parlamentarnej CDU/CSU, politykiem w sposób widoczny wybijającym się inteligencją i talentami ponad ówczesną panią kanclerz. To go właśnie wtedy zgubiło. Merkel i jej najbliżsi zausznicy intrygowali przeciw niemu każdego dnia, usuwając go najpierw z funkcji szefa frakcji, aż w końcu zmuszając do wycofania się z polityki. Przy całej niepozorności i chłodzie Merkel budziła się w niej natura rekina ludojada, kiedy obok siebie widziała kogoś lepszego od niej i bardziej utalentowanego. Merz poszedł do biznesu, gdzie przez lata dorobił się astronomicznego majątku. I wrócił dopiero wtedy, gdy jego śmiertelny wróg odszedł na emeryturę.

Merz ma jasną wizję europejskiej architektury politycznej, w której o tym, jak ma wyglądać europejska polityka, decydować musi kompromis między czterema stolicami: Berlinem, Londynem, Paryżem i Warszawą. W Polsce media odnotowywały jego filipiki przeciw polityce Scholza, jakie wygłaszał regularnie w Bundestagu, gdy obecny kanclerz marnował kolejne szanse na bliski sojusz z Warszawą. Domagał się, aby Scholz przedstawił publicznie „kompleksową propozycję nowej agendy strategicznej wobec Polski”, gdy w grudniu 2023 nastąpiła w Warszawie zmiana rządu. Piętnował Scholza za złamanie obietnicy dostarczenia Polsce nowoczesnych czołgów w zamian za sprzęt, który Warszawa wysłała Kijowowi. Żądał poparcia Niemiec dla unijnego finansowania muru na polskiej granicy wschodniej i poparł Tuska, gdy ten zapowiedział zawieszenie prawa azylu. W zasadzie zgadzał się z Scholzem tylko w jednym elemencie jego nieprzyjaznej polityki wobec Polski: tym, że kwestia reparacji nie jest teraz aktualna.

.Merz jako nowy przywódca Niemiec będzie nieuchronnie oznaczać wzrost politycznego znaczenia Berlina w europejskiej i globalnej polityce. Nie tylko dlatego, że skończy się przewlekły koalicyjny pat, paraliżujący niemiecką politykę praktycznie od pierwszego dnia istnienia rządu Scholza, ale także dlatego, że Merz, który obejmie władzę w Niemczech mniej więcej w tym samym czasie co Trump w Ameryce, zrobi wszystko, aby zapobiec kryzysowi w relacjach amerykańsko-niemieckich, nieuchronnych, jeśli Trump w Berlinie napotkałby znienawidzonego Scholza. „Dogadalibyśmy się” – mówi Merz o swoim potencjalnym partnerstwie z Trumpem. Zasadnicza zmiana polityczna, jaka właśnie następuje w Ameryce, motywować będzie – jak przypuszczam – Merza tym mocniej do wyraźnego zwrotu w stronę Polski. Bo w Berlinie wszyscy świetnie pamiętają, że ilekroć w przeszłości Trump chciał upokorzyć Niemcy i zagrać im na nosie, to ostentacyjnie przyjaźnił się z Polską, dając polską politykę bezpieczeństwa albo energetyczną za przykład Niemcom do naśladowania.

Jan Rokita

Materiał chroniony prawem autorskim. Dalsze rozpowszechnianie wyłącznie za zgodą wydawcy. 8 listopada 2024