Dylemat ukraińskiego nieba
Radosław Sikorski ma bezwzględną rację w dwóch sprawach: pierwszej – że Polska ma suwerenne prawo do podejmowania własnych decyzji co do bezpieczeństwa, biorąc pod uwagę stanowisko Amerykanów, ale nie musząc Ameryki słuchać. Jak również drugiej – iż zachodni sojusznicy już dawno winni byli ochronić ukraińskie niebo przed agresją z powietrza – pisze Jan ROKITA
.Radosław Sikorski nie należy do ludzi osobiście tchórzliwych, a już w polityce zwykł nazbyt łatwo szukać okazji do zwady, nawet za cenę niepotrzebnego ryzyka. Szef dyplomacji nie potrzebuje więc nikomu udowadniać swej politycznej śmiałości czy nawet ryzykanctwa.
Powstaje zatem pytanie, czemu miał służyć wywód Sikorskiego na łamach „Financial Timesa”, wedle którego Wojsko Polskie powinno zacząć zestrzeliwać rosyjskie rakiety lecące nad Ukrainą. Sikorski argumentuje, że taka polska akcja nie byłaby niczym innym, jak stosowaniem prawa każdego państwa do samoobrony, bo nigdy przecież na sto procent nie wiadomo, czy lecący ze wschodu na zachód pocisk ma uderzyć „tylko” w Lwów, czy też czasem nie jest zaprogramowany na uderzenie w Jasionkę albo Łask.
Ale przytomny czytelnik „Financial Timesa” rozumie, że polski minister z taką argumentacją w istocie udaje Greka. Świetnie bowiem wiadomo, że w całej sprawie nie idzie przecież o obronę Polski przed rakietami, których (Bogu dzięki) nikt tutaj nie wysyła, ale o pomoc Ukrainie, która nie radzi sobie z intensywnością moskiewskich ataków z powietrza i z tego powodu zaczyna przegrywać wojnę. Sikorski zatem naprawdę nie mówi w ogóle o obronie Polski (choć o tym właśnie mówi), ale opowiada się za jednostronną polską decyzją o zaangażowaniu polskiego lotnictwa i obrony powietrznej w obronę terytorium Ukrainy. Co ważne – bez decyzji NATO, gdyż jak wiadomo, podobnej akcji stanowczo przeciwni są Amerykanie.
Sikorski ma bezwzględną rację w dwóch sprawach: pierwszej – że Polska ma suwerenne prawo do podejmowania własnych decyzji co do bezpieczeństwa, biorąc pod uwagę stanowisko Amerykanów, ale nie musząc Ameryki słuchać. Jak również drugiej – iż zachodni sojusznicy już dawno winni byli ochronić ukraińskie niebo przed agresją z powietrza. Prawdę mówiąc, powinno to było stać się już w roku 2022, kiedy Zełenski rozpaczliwie domagał się tzw. „zamknięcia nieba” nad Ukrainą przez USA. Rzecz tylko w tym, iż polityczna i wojskowa logika pokazuje jasno, iż decyzję o ochronie ukraińskiego nieba mogą podjąć wyłącznie Amerykanie. A powód tego jest prosty.
Tylko USA dysponują siłą, która pozwala im na podjęcie takiej akcji skutecznie i bezkarnie. Każde inne państwo, działające na własną rękę, musiałoby stanąć wobec podwójnego ryzyka: politycznego – że zostanie poddane ostracyzmowi w NATO jako kraj awanturniczy – oraz militarnego – że jego armia nie potrafi skutecznie zatrzymać nawały moskiewskich pocisków. A do tego dochodzi kwestia odwetu. Nie, nie mam na myśli oszalałych komentatorów moskiewskich telewizji, już podniecających się wizją odwetowego zestrzeliwania polskich myśliwców. Prawdopodobieństwo tego rodzaju odwetu można dziś uznać za tak małe, że politycznie możliwe do pominięcia. Mówiąc o odwecie, mam raczej na myśli to, że w niejasnych okolicznościach gdzieś nad Azją albo Afryką runie jeden czy drugi polski samolot pasażerski albo że w kraju pojawi się nagle fala tragicznych pożarów o niezidentyfikowanych przyczynach.
.Jeśli zatem serio traktować wywód Sikorskiego z „Financial Timesa”, to nie ma on politycznego sensu. Tym bardziej że podważył on pozycję samego ministra, narażając go na upokarzające dementi ze strony jego własnego rzecznika, skądinąd zapewne wymuszone przez Tuska. Chyba że intencją Sikorskiego było zmobilizowanie Amerykanów do interwencji na ukraińskim niebie. Ale jeśli tak miało być, to Sikorski przestrzelił cel. Niestety, zamiast mobilizacji u sojuszników mogliśmy zaobserwować tylko pełne zakłopotania milczenie.