Jan ŚLIWA: Ludzkość i wojna

Ludzkość i wojna

Photo of Jan ŚLIWA

Jan ŚLIWA

Pasjonat języków i kultury. Informatyk. Publikuje na tematy związane z ochroną danych, badaniami medycznymi, etyką i społecznymi aspektami technologii. Mieszka i pracuje w Szwajcarii.

Ryc.Fabien Clairefond

zobacz inne teksty Autora

Jeżeli Ukraina w końcu wygra, będzie miała najsilniejszą, najbardziej zaprawioną w boju armię na kontynencie. To rodzi asertywność – za przelaną krew coś się należy. Tak też kiedyś myśleliśmy my, Polacy (kapitał krwi), ale zostaliśmy przez wszystkich bezlitośnie ograni. Teraz może być inaczej – pisze Jan ŚLIWA

.Wojna jest przedstawiana w sztuce często jako coś wspaniałego. Wodzowie w dumnych pozach, na koniach, szaleńcze szarże kawaleryjskie, nasze galeony oddające salwę w kierunku okrętów wroga. Po bitwie pokonany książę oddający naszemu królowi hołd lub zakuty w łańcuchy, prowadzony w triumfalnym pochodzie naszych legionów. Ale pamiętajmy, że połowa załóg wspaniałych galeonów tego wieczora znajdzie śmierć w morskich falach, a posiekana piechota i kawaleria będą jęczeć na polu bitewnym. Po bitwie pod Austerlitz Napoleon, bóg wojny, stwierdził, że wiele pięknych dam będzie jutro płakało w Sankt Petersburgu. A zabitych i rannych było łącznie około 20 tysięcy. Nie przedstawiali pięknego widoku, a wkrótce lokalni chłopi – jak kruki i wrony – dokonali „recyklingu” pozostałości po nich.

Czy wojna jest czymś koniecznym? Czy jest z nami od zawsze? Czy będzie z nami zawsze? Podstawowe (i wzajemnie sprzeczne) spojrzenia na ten temat pochodzą z oświecenia. Thomas Hobbes twierdził, że w stanie naturalnym ludzie prowadzą wojnę wszystkich ze wszystkimi, a ich życie jest samotne, biedne, paskudne, brutalne i krótkie. Dopiero cywilizacja i silna władza czyni życie spokojnym i znośnym. Z kolei Jean-Jacques Rousseau głosił teorię szlachetnego dzikusa (bon sauvage), którego zepsuła cywilizacja: rolnictwo, własność prywatna, nierówności klasowe i władza państwowa.

Pawiany i my

.O tym, jak było niegdyś, mówią nam studia nad zwierzętami (zwłaszcza ssakami naczelnymi), ludami prymitywnymi, archeologia, a potem źródła pisane. Zacznijmy od zwierząt. Długo panowała opinia, że zwierzęta zjadają inne zwierzęta dla zaspokojenia głodu, ale spory wewnątrz gatunku rozstrzygają się w zasadzie bezkrwawo – do momentu ustalenia dominacji i sygnalizacji uległości przez słabszego, choćby za pomocą wypiętych pośladków. Poglądy takie były wynikiem przekonania, że źródłem zła na ziemi jest człowiek, najbardziej brutalne ze zwierząt, a zwłaszcza mężczyzna. A dalej cywilizacja, państwo i własność prywatna. Rolnicy – w przeciwieństwie do wolnych nomadów – bronią swoich posiadłości, muszą o nie walczyć. Nie całkiem jest tak w rzeczywistości. Agresja wewnątrzgatunkowa u zwierząt jest powszechna. Gdy przyjrzeć się bliżej życiu społecznemu w stadzie pawianów, widać ostrą walkę o status dominującego samca. Pokazywanie młodym ich roli, koalicje młodych przeciw staremu szefowi, intrygi z samicami – jak w korporacji. Lwy, przejmując harem poprzednika, zabijają jego potomstwo. Jelenie, konkurując o samice, faktycznie ustępują wyraźnie silniejszemu, ale przy równych siłach walczą do upadłego.

W społeczeństwach prymitywnych walki są endemiczne, między jednostkami i grupami. Motywem może być zabór mienia, uprowadzenie kobiet, a zwłaszcza zemsta, która nie kończy się nigdy. Mniej więcej co czwarty mężczyzna ginie gwałtowną śmiercią. Iluzję idylli może dawać widok (po długim rejsie) zalotnie tańczących dziewcząt w spódniczkach z liści, ale bliższy kontakt może się skończyć źle, o czym się przekonali zarówno Magellan, jak i kapitan Cook.

Monopolizacja przemocy w rękach państwa redukuje przemoc codzienną. Niegdyś młodzieniec wychodził na miasto z rapierem lub sztyletem, do tego miał nadmiernie rozwinięte poczucie honoru. Jak u Szekspira: Tybalt zabija Merkucja, Romeo zabija Tybalta. Młody Monteki musi uciekać, bo zły książę karze za pojedynki śmiercią. I postępuje logicznie, bo nie chce, by jego potencjalni rycerze się pozabijali nawzajem. Policja, sądy i więzienia są ponure, jednak na ogół dają więcej bezpieczeństwa niż słabe państwo, samosądy i vendetta.

Rycerze i szara piechota

.W czasach, gdy na polu bitwy dominowali rycerze, obie strony ponosiły to samo ryzyko, istotne były indywidualna sprawność i dzielność. Należało przeciwnikowi stawić czoła, ucieczka była dyshonorem – a honor był ważny. Również dowódca był obecny na polu bitwy i w przypadku klęski ponosił śmierć. Bitwa była piękna i krwawa, jak mówi Pieśń o Rolandzie. Była formą sportu, gdzie rycerze dowodzą swego męstwa i zdobywają chwałę – jak w Iliadzie Achilles i Hektor. 

Ale walczą też zwykli obywatele, masy żołnierskie, chłopi. Brak indywidualnych umiejętności trzeba nadrobić organizacją. W starożytności jest to falanga macedońska czy szyk legionowy. Mniej spektakularne, za to skuteczne. Pociski, strzały, oszczepy czy broń palna powodują brak kontaktu wzrokowego. Strzela się w masę. Pojawiają się masowe armie obywatelskie z powszechnego poboru. Idzie oddział wojska, spadają na niego kartacze, raz po raz ktoś pada. Wymaga to mentalnego przygotowania, takiego jak pruski dryl. Żołnierz idzie jak robot. Przy armii masowej jeszcze większa staje się różnica między tymi, którzy mogą na wojnie dużo zyskać i niewiele stracić, a tymi, którzy może coś złupią i pogwałcą, ale za to poświęcają swoje życie. „A jak poszedł król na wojnę, grały jemu surmy zbrojne […]. A jak poszedł Stach na boje, zaszumiały jasne zdroje […]. A na wojnie świszczą kule, lud się wali jako snopy, a najdzielniej biją króle, a najgęściej giną chłopy”. By taki żołnierz skutecznie się bił, musi mieć motywację. Walka o tron dla księcia czy pola naftowe przy zerowym zysku własnym nie wystarcza. O wiele silniejszą motywacją jest obrona domu, rodziny, ojczyzny. Trzeba więc przekonania, że przeciwnik jest śmiertelnym wrogiem. W wielu przypadkach wróg sam daje na to przekonujące argumenty.

Trzeba stworzyć obraz świętej wojny – dżihadu, krucjaty, wielkiej wojny ojczyźnianej, wojny z terrorem lub denazyfikacji sąsiada. Wszyscy się bronią. Niemcy za Hitlera bronili się przed żydowskim spiskiem i bolszewicką zarazą. Sowieci bronili się przed germańską nawałą. Zastąpili w tym celu uniwersalistyczną ideologię wielkorosyjskim nacjonalizmem – był on o wiele skuteczniejszy. Broni się przed zagładą Izrael, bronią się Palestyńczycy. Polska obawia się, że zostanie zmiażdżona przez Niemcy i Rosję. Z kolei Rosja czuje się ze wszystkich stron otoczona przez Polskę, a niektórzy Niemcy obawiają się, że obecne zbrojenia Polski posłużą do ataku na Berlin. Tak więc nasi sąsiedzi bardziej wierzą w nasze wielkie imperium niż my sami. Taka obawa powoduje nerwowe reakcje i chęć (wzajemnego) budowania stref buforowych na terytorium sąsiada.

Ten opis sugeruje sytuację symetryczną, symetrii tej jednak nie ma. Inna jest u różnych stron chęć podjęcia agresji, a zwłaszcza gotowość do zbrodni wojennych. Dlatego nie jest obojętne, kto wygra – czy okupant ma w ofercie czekoladę, camele i nylonowe pończochy (za usługi miłosne), czy katownie, nędzę i gwałt zbiorowy.

Społeczeństwa heroiczne i postheroiczne

.Dalsza ewolucja wojny idzie w kierunku technizacji i cyberwojny, coraz większego oddalenia wojowników od pola walki. W przypadku wojny asymetrycznej dotyczy to tylko jednej strony. Dominatorzy mogą wojować w klapkach przed ekranem, słabi uciekają przed rakietami odpalanymi z dronów. Taka „wojna” zmienia się w operację policyjną wykonywaną przez nieliczną grupę zawodowców, ponoszących niewielkie ryzyko. Do tego dochodzi rosnąca zamożność społeczeństw. Wojna przestaje mieć znaczenie egzystencjalne, dochodzi do ludzi tylko z mediów, podobnie jak kursy giełdowe. Mówimy tu o społeczeństwie postheroicznym. Ludzie ci zapomnieli o zagrożeniach, bardziej interesują ich orientacja seksualna i stosowne do niej zaimki. Pojęcie narodu budzi w nich odrazę, na flagi narodowe mają alergię. Potencjał biologiczny (liczba, zdrowie, użyteczne wykształcenie) to już czysty faszyzm. Umowa społeczna z państwem dotyczy najwyżej podatków i zasiłków. Duch obywatelski – a więc lojalność wobec państwa i gotowość do poświęceń – nie wchodzi w grę.

Jednak inne społeczeństwa – stanowiące większość świata – żyją w radykalnie odmiennych warunkach. Ich byt jest niepewny, a życie nędzne. Bogatym zazdroszczą, często ich nienawidzą i nimi gardzą. Mają co obronić, mają co zdobyć. Humanistycznie nastawieni bogaci idealizują ich. Może powodem jest odraza do własnej tożsamości zabarwiona fascynacją Orientem. Ale mimo tej inności (prawdziwy uchodźca nie jest biały) oczekuje się od nich adaptacji, przejęcia zachodnich idei („wartości”) oraz zachowań, które są dla nich kulturowo obce. Stąd rozczarowanie i zamiatanie problemów pod dywan. Szczytem hipokryzji jest naciskanie na otwarcie cudzej granicy (polsko-białoruskiej) przy równoczesnym zamykaniu własnej (niemieckiej). Ten nacisk migracyjny może być wykorzystywany przez politycznych manipulatorów do wojny hybrydowej – migracja jako broń.

Niemniej jednak również w społeczeństwach postheroicznych występuje tęsknota za bohaterami. Widać to w kulturze masowej. Kolektyw mało kogo podnieca. Potrzebny jest samotny wojownik, Rambo, Ronin, wykonujący ostatnie zadanie, policjant łamiący wszelkie przepisy, by ująć groźnego przestępcę. Jednak w praktyce nastroje te realizują się w kinie, przy coli i popcornie. Może taki brak czynu motywuje niektórych do masowych strzelanin lub innych bezsensownych działań.

Zakładano, że epoka pełnoskalowych wojen odeszła do historii. Byłoby to piękne. Na pewno lepiej wydawać pieniądze na szkoły niż na wystrzeliwane tysiącami pociski. Gdy przez dekady trwa pokój, strategia taka jest poprawna. Sieć powiązań czyni wojnę bezsensowną. Lepiej mosty budować niż je wysadzać. Tak myślano przed rokiem 1914 i przed rokiem 2022. Wciąż mamy nadzieję, że analogia ta jest tylko powierzchowna. Wojna na Ukrainie pokazała, że świat się zmienił mniej, niżbyśmy chcieli. Wystarczy, że pośród sytych pojawi się drapieżnik kierujący się inną logiką. Na razie kraje Zachodu nie zostały poddane poważnej próbie, ale już teraz widać, że armie wielu z nich są atrapami. Zasoby amunicji wystarczyłyby na kilka dni lub tygodni, a nawet nie wiadomo, czy ktoś rzeczywiście miałby ochotę walczyć.

Nowe typy wojen

.Zmienia się charakter wojen. Gdy wojny były toczone między państwami z użyciem regularnych armii, od formalnego wypowiedzenia do zawarcia pokoju, myślano o ich ucywilizowaniu. Wprowadzono prawo międzynarodowe, określono w konwencjach genewskich i haskich zasady traktowania żołnierzy i cywilów. Obecnie wymyślane są raczej kreatywne sposoby omijania tych zasad. Coraz częściej używa się oddziałów specjalnych i prywatnych wojsk – Legia Cudzoziemska, wagnerowcy, uzbrojone agencje ochroniarskie. Działania ich nie idą na konto państw, żołnierze ci mogą sobie pozwolić na większą „elastyczność środków”. Muszą też być brutalni, bo nie chroni ich żadne prawo, nikt się o nich nie upomni, nikt ich na kogo innego nie wymieni. Również kraje demokratyczne stosują celowe zabójstwa, a tortury eksportują do mniej widocznych zakątków świata.

Ze względu na artykuł 5 NATO napastnik stara się działać poniżej tego progu. Czasem wybuchnie jakaś rafineria albo skład broni, uzasadniony protest społeczny przerodzi się w brutalne zamieszki, jakaś mniejszość zażąda autonomii. Pole dla inwencji jest wielkie. Do tego dochodzi wojna propagandowa – niszczenie wizerunku kraju przeciwnika. Dziś klasyczne są oskarżenia o homofobię i antysemityzm. Nie szkodzi, że u siebie zwalcza się LGBT, dalej można u zachodnich konserwatystów pozować na obrońcę tradycyjnych wartości. 

Najsilniej działają emocje i obrazy. Konwoje migrantów z Bliskiego Wschodu podążają przez Białoruś do Polski i dalej, do Niemiec. Łączą się tu marzenia migrantów, chciwość przemytników, cynizm władz białoruskich i naiwność organizacji humanitarnych. Zima jeszcze może być mroźna. Po dotarciu na Białoruś skończą się żarty, odwrót zostanie odcięty. Łukaszenka i Putin potrzebują dramatycznych historii i zdjęć. Im ostrzejsze, tym lepsze – kaleki, kobiety i dzieci. Rozpropagują je aktywiści polscy. Zszarga to opinię Polski w Unii Europejskiej, a w krajach muzułmańskich przedstawi Polskę jako wrogi kraj.

Wojna na Ukrainie. Jaka jest, do czego zmierza?

.Trudno tę wojnę ocenić. Czegoś takiego miało nie być, wojna ta jest anomalią, aberracją. Ale jest – i może jest zapowiedzią nowej/starej epoki. Nawet jeżeli wszyscy wiedzą, że coś jest głupie, to nie znaczy, że tego nie zrobią. No może wszyscy oprócz jednego, który poszczególnym sytuacjom przypisuje inne wartości. Z czym więc mamy do czynienia? Z jednej strony armia rosyjska przypomina grupę rekonstrukcyjną z czasów Stalingradu, z drugiej strony mamy pociski precyzyjne, zdjęcia z kosmosu i komunikację satelitarną. Na polach bitewnych spotykają się egzemplarze muzealne z najnowszymi modelami broni. Armia nowego wzoru przemieszana jest z wojskami Guderiana i Żukowa. Przynajmniej nie ma konnicy. Do tego wojsko gwałci i morduje jak za dawnych czasów, z kolei w zanadrzu czyhają głowice nuklearne. Trudno z tego wyciągnąć spójne wnioski, ja się nie podejmuję.

Jak to się może skończyć? Jeżeli Ukraina w końcu wygra, będzie miała najsilniejszą, najbardziej zaprawioną w boju armię na kontynencie. To rodzi asertywność – za przelaną krew coś się należy. Tak też kiedyś myśleliśmy my, Polacy (kapitał krwi), ale zostaliśmy przez wszystkich bezlitośnie ograni. Teraz może być inaczej. Nad swobodną Ukrainą wciąż unosi się demon Bandery. Próbujemy zamieść go pod dywan, liczymy, że wojna stworzy nowych bohaterów, że wspólne doświadczenie pokaże, kto jest przyjacielem, kto wrogiem, a kto stoi obojętnie. Ale Bandera na pewno będzie wygrzebywany. Trzeba zachować zimną krew i uważnie patrzeć, czy są to zjawiska marginalne, czy coś poważniejszego.

Jeżeli wojna będzie się przedłużać, infrastruktura będzie kompletnie zdewastowana, kraj będzie pełen spalonych czołgów, łusek i niewybuchów. Gdy analizuje się II wojnę światową na wschodzie, od operacji Barbarossa, na początku (od strony niemieckiej), przy całej brutalności, jest pewien porządek. Na mapie widać kierunki natarcia, systematycznie osiągane cele. Ale po kilku latach Ostfront staje się krwawym kotłem. Nawet Niemcy są wymarznięci, bez porządnego zaopatrzenia. A z drugiej strony Sowieci, pędzeni przez oddziały Smierszu: ani kroku w tył, bo kula w łeb. Karne bataliony z więźniami Gułagu. Najróżniejsi partyzanci – sowieccy, kolaboranccy, nacjonalistyczni różnych odcieni, żydowscy. A wszyscy zaopatrują się w lokalnych wioskach, mszcząc się za pomoc dla konkurencji. Każdy widział trupa, wielu ma krew na rękach. Nie chcę demonizować, ale wojna na wyczerpanie staje się z czasem coraz mniej rycerska. Im dłużej, tym gorzej. Wiem, takiej wojny miało już nie być, najwyżej „operacje chirurgiczne”. Ale wróciła.

Po I wojnie światowej pełno było weteranów, kalek, ludzi z zespołem stresu pourazowego, posiadających broń i potrafiących się z nią obchodzić, którym śmierć nie była obca. Podobnie będzie teraz. Ważne jest, żeby w cywilizowany sposób mogli powrócić do normalnego życia. Ale jeżeli nastąpi smuta, nędza i chaos, Ukraina może upaść do poziomu społeczeństwa plemiennego. Podobny proces może nastąpić w Rosji. Możliwe są prywatne dogrywki między weteranami, również na terenie neutralnym. To wizja rozlewającej się wojny trzydziestoletniej, Jemenu i Somalii. 

.Nie piszę tego, żeby straszyć, ale żeby uczulić na to, że długi konflikt ma własną dynamikę. Jeżeli za zwycięzcami stoi amerykańska gospodarka z potencjałem planu Marshalla, to może to wybrane kraje wyciągnąć z dołka, by odebrać im ochotę na radykalizm o czerwonym czy innym kolorze. Niemcom otwarły się nowe perspektywy, z cudem gospodarczym, rock and rollem, volkswagenem i wakacjami we Włoszech. SS-mani przebrali się w garnitury i wykorzystali swoje doświadczenia organizacyjne w instytutach managementu.

Może wszystko to się tak pięknie skończy. Ale na razie wojna trwa. Nie udało się wydostać z zaklętego kręgu.

Jan Śliwa

Azar Gat „War in human civilazation”, 2006
Herfried Münkler „Kriegssplitter: Die Evolution der Gewalt im 20. und 21. Jahrhundert”, 2015
Beatrice Heuser „War: A Genealogy of Ewstern Ideas and Practices”, 2022

Materiał chroniony prawem autorskim. Dalsze rozpowszechnianie wyłącznie za zgodą wydawcy. 17 lutego 2023
Fot. Reuters/Forum