Jan ŚLIWA: Unicestwienie Michela Houellebecqa

Unicestwienie Michela Houellebecqa

Photo of Jan ŚLIWA

Jan ŚLIWA

Pasjonat języków i kultury. Informatyk. Publikuje na tematy związane z ochroną danych, badaniami medycznymi, etyką i społecznymi aspektami technologii. Mieszka i pracuje w Szwajcarii.

Ryc.Fabien Clairefond

zobacz inne teksty Autora

Nowa książka Michela Houellebecqua stała się, co raczej oczywiste, najważniejszym wydarzeniem literackim we Francji. Książki nie wypada nie znać, nie wypada się do niej nie odnosić. Mimo ponad 730 stron, niełatwych przecież w lekturze.

Anéantir (Unicestwić) to tytuł wyczekiwanej powieści chyba najważniejszego obecnie francuskiego pisarza, Michela Houellebecqa. Tytuł jest zagadkowy: co należy unicestwić, co należy przed unicestwieniem uchronić? Powieść była otoczona tajemnicą, przed publikacją 7 stycznia 2022 (prawie) nie było przecieków, autor nie udzielał wywiadów. A tego dnia pojawiła się w sporej liczbie egzemplarzy w księgarniach, by każdy zainteresowany mógł ją kupić. Skąd jednak to zainteresowanie? W przypadku słabego pisarza ta aura spektaklu byłaby śmieszna. Każda książka Houellebecqa jednak od lat budzi zainteresowanie, sensację, skandal.

Pierwszym większym jego sukcesem były Cząstki elementarne w roku 1998. Bohaterami są dwaj bracia o nazwisku Djerzinski, po dziadku, który w 1919 r. wyemigrował z Katowic do Francji. Michel jest ascetycznym naukowcem, Bruno jest namiętnym erotomanem. Obaj bracia przelatują przez bezsensowne i powierzchowne życie jak cząstki elementarne, jak słabo oddziałujące z materią neutrina.

W 2015 sensacją była Uległość, powieść o łagodnej islamizacji Francji. Wybory w roku 2022 wygrywa przywódca Bractwa Muzułmańskiego, człowiek wykształcony i kulturalny. Strumień saudyjskich pieniędzy łagodzi opór, islamska Sorbona oferuje godne warunki, a poligamia ma nawet pewne uroki. Książka ukazała się dokładnie podczas zamachu na redakcję „Charlie Hebdo”, do tego na aktualnej okładce pisma widniała karykatura podpisana „Proroctwa maga Houellebecqa”. Trafienie było idealne. Od tego czasu Houellebecq ma opinię autora, który lepiej niż inni czuje duszę Francji.

Tytuł kolejnej powieści – Serotonina (2019) – sugeruje walkę z depresją. Depresją osobistą i ogólną. Obraz Francji jest mało budujący, a wydanie książki zbiegło się prawie z początkiem buntu „żółtych kamizelek”, co umocniło opinię o autorze jako wizjonerze i proroku. W sferze osobistej lekarstwem na depresję obok serotoniny są alkohol i seks. Ponurą i cyniczną książkę kończą dwie zaskakujące strony wyrażające świadomość bezsensu i tęsknotę za Chrystusem, który dał ludziom tyle sygnałów, których oni nie zrozumieli.

Autor milczał na temat swojej nowej książki, jednak pewnym tropem mógł być artykuł Cywilizacja, która legalizuje eutanazję, traci wszelkie prawo do szacunku, który ukazał się w „Le Figaro”, szwajcarskiej „Weltwoche” i w polskim „Wszystko co Najważniejsze” (nr 29). A więc główny temat: starość i śmierć. Ale to nie jedyny wątek, 730 stron umierania przekraczałoby wytrzymałość czytelnika. Jest ich sporo: miłość (i seks oraz życie małżeńskie i rodzinne), polityka (w tym kampania prezydencka), sytuacja społeczna Francji, terroryzm, wartość zachodniej cywilizacji, chrześcijaństwo.

Dla uporządkowania narracji przedstawmy zwięźle głównych bohaterów. Paul Raison to wysoki urzędnik w ministerstwie finansów. Prudence – jego żona, z którą od dziesięciu lat prawie nie rozmawia. Bruno – jego przyjaciel, genialny minister finansów. Édouard – jego ojciec, emerytowany pracownik kontrwywiadu, i jego partnerka Madeleine. Cécile – jego katolicka siostra i Hervé – jej mąż, bezrobotny notariusz z Arras. Aurélien – jego młodszy brat, zdominowany przez swoją żonę Indy, nowoczesną dziennikarkę. Wreszcie Maryse – czarnoskóra pielęgniarka z Beninu, dziewczyna o dobrym sercu, oraz oddany swemu zadaniu doktor Leroux. Daje to szeroki przegląd społeczeństwa, godny Komedii ludzkiej Balzaca. Niektóre nazwiska, jak w dawnych sztukach, mają znaczenie: Raison to rozum, Prudence to roztropność. Są jeszcze lekarze Lesage (mądry), Lebon (dobry) i Martial (wojenny) oraz informatyk Doutremont (d’autre monde – z innego świata). Występują też postacie z życia publicznego, pod nazwiskiem jawnym lub zakodowanym. I tak minister Bruno Juge (sędzia) to Bruno Le Maire (mer, burmistrz), aktualny minister gospodarki i finansów, osobisty przyjaciel autora powieści.

Najważniejsze tematy powieści to życie, śmierć, choroba, cierpienie, godność. Prawie na początku Édouard Raison doznaje udaru mózgu, wątek jego choroby przewija się przez całą książkę. Udaje się go uratować, ale perspektywy nie są dobre. Obserwujemy, czy pozostanie on w stanie wegetatywnym (jak warzywo), czy odzyska choć częściową kontrolę nad swoim ciałem, czy komunikacja z nim będzie możliwa. Widzimy też reakcje członków rodziny oraz pracę lekarzy i pielęgniarek, lepszych i gorszych. Oprócz ludzi jest też system, w którym dominuje ekonomia. Jesteśmy bombardowani skrótami: AVC, EVC-EPR, EHPAD, IRM, PMA, GPA, które podkreślają bezduszność systemu.

Poza śledzeniem problemów medycznych możemy się zastanowić nad naszym stosunkiem do osób starych. Kochamy dzieci, ale kochamy je na kredyt. Na miłość oraz na szacunek muszą dopiero zapracować godnym życiem. Emeritus pochodzi od emereo, „zasłużyć się”.

We wszystkich dawniejszych cywilizacjach człowiek stary – zwłaszcza jeżeli żył dobrze – był otoczony szacunkiem rodziny i społeczeństwa. Jeżeli jednak przeszłość, a nawet teraźniejszość nie ma wartości w porównaniu z przyszłością, wszelkie starania w ciągu życia tracą sens. Nastawienie takie prowadzi do nihilizmu. Jeżeli stary, chory człowiek widziany jest jedynie jako obciążenie, decyzja o eutanazji wydaje się jedynym wyjściem.

Często przedstawia się długotrwałą, terminalną hospitalizację jako wegetację w potwornych bólach – i tego się ludzie boją. Jednak dzięki medykamentom da się ból w dużej mierze wyeliminować. I lepiej jest żyć trochę, niż nie żyć w ogóle. Zwłaszcza jeżeli ma się żyć dla kogo. Ale nie każdy ma ten przywilej. Opór przed zakładaniem rodziny i osłabienie więzów rodzinnych prowadzą do umierania w samotności, co jest prawdziwym cierpieniem. Bowiem błędem jest sprowadzanie godności tylko do zdrowia fizycznego. Również problemem jest komercjalizacja ludzkiego życia, jak w sztucznych procedurach prokreacyjnych. To idee, które się ciągną za ludzkością od „boskiego” Platona po nazistów. Podobnie zwolennicy nazistowskiej „higieny rasowej” powoływali się na Spartan i Rzymian, co nadawało ich zbrodniczym projektom blichtr antyku, kolebki cywilizacji europejskiej. Zwolennicy eutanazji argumentują, że Francja jest zapóźniona w stosunku do Belgii, Holandii i Luksemburga, ale na Houellebecqu nie robi to wrażenia. Eutanazji i eugenice sprzeciwiają się katolicy, ale dotychczas ich opór w sprawach etycznych zawsze łamany był przez „prawo Republiki”. Nadzieją są lekarze i ich wierność przysiędze Hipokratesa. Houellebecq twierdzi, że cywilizacja, która legalizuje eutanazję, zasługuje na zniszczenie, by na jej gruzach wyrosło coś nowego.

Jeżeli się na czymś ten smutny świat trzyma, to na miłości. Nie jest to ten zwierzęcy seks, co w Serotoninie, choć miłości fizycznej też jest spora dawka. Ale istotniejsze są uczucia, zaufanie, wierność, a nawet czułość. Paul nie rozmawia z Prudence od lat. Pewnego razu, wracając z pracy, zastaje w mieszkaniu udekorowaną choinkę. A, pewnie przyjechała jej siostra – pomyślał. Ale nie, choinka jest na jego powitanie. Lekko całuje jej policzek, a ona uśmiecha się jeszcze, odchodząc do swojego pokoju. Scena jak z dawnej powieści dla młodzieży lub z Pawła i Wirginii, sielanki z XVIII wieku. Po chwili również Paul odchodzi do siebie, biorąc butelkę Jacka Danielsa. Wracamy do normalności? Już nie całkiem, coś nowego (starego?) się zaczyna tlić między nimi. Inna ostra scena erotyczna ma miejsce w metrze: Paul i Prudence postanawiają razem jechać do pracy, ona wkłada swoje ramię pod jego ramię, mocniej bije jego serce, mocno ją przyciska do siebie. Mocne. Na tle dotychczasowych tekstów Houellebecqa robi to wrażenie.

Inny wątek to miłość nieśmiałego młodszego brata Auréliena do pielęgniarki Maryse, z troską zajmującej się jego ojcem. Był poniżany w szkole, jest poniżany przez żonę Indy. By mieć dziecko, korzysta ona z usług surogatki, w Kalifornii, żeby było dobrze i drogo. Jako dawcę nasienia wybiera czarnoskórego. Czarne dziecko podkreśla jej antyrasizm, staje się jej plakatem propagandowym. Od razu też widać, że Aurélien nie jest biologicznym ojcem chłopca, co go dodatkowo poniża. Daje mu rzadkie, starofrancuskie imię Godefroy, jak gdyby to wszystko było dla niej zabawą. Małżeństwo to staje się dla Auréliena piekłem. Za to z Maryse wszystko toczy się prosto i naturalnie. Ale oboje podchodzą do rodzącego się uczucia z szacunkiem i godnością. Aurélien zabiera ją na wycieczkę po okolicy, ona z zachwytem patrzy na krajobraz: „A więc to jest Francja…”. To też pewnie mrugnięcie oka do czytelnika – tak, to jest Francja, warto ją poznać i pokochać. Wśród winnic obejmuje jej talię. Ona pierwszy raz czuje, że ktoś widzi w niej osobę inteligentną, podatną na kulturę, a nie biedną czarną pielęgniareczkę. A on wreszcie czuje się mężczyzną i przestaje bać się żony.

W powieści występuje kilka silnych postaci kobiecych. Choroby dotykają dziwnym trafem mężczyzn, na ogół znajdują się obok nich dobre kobiety. Trudna sytuacja nawet je wzmacnia. Należy do nich Madeleine, która prawie przenosi się do szpitala, by opiekować się Édouardem. Dzięki niej słyszy on ludzki głos, jeździ na spacery w fotelu na kółkach, po części odzyskuje władzę w palcach. Bez niej zostałby przesunięty do umieralni i odpisany na straty. Jest też Cécile, siostra Paula i córka Édouarda. Jest katoliczką, modli się za ojca. Swoje poglądy ma, ale ich nikomu nie narzuca. Za to robi swoje. Jest ostoją stabilności i doskonałą kucharką. Gdyby miała pójść do płatnej pracy, świat by utracił jej prawdziwe talenty.

Tu dochodzimy do tematu religii. Jaki jest do niej stosunek Houellebecqa? Można powiedzieć, że to ateista tęskniący za Bogiem. Nigdy się z chrześcijaństwa nie naśmiewa. Jego bohater Paul je odkrywa, może na nowo. Po drodze do pracy mija kościół, zdarza mu się do niego wstąpić, a czasem zapalić świeczkę. Po co, dla kogo? Nie wiadomo dokładnie, ale może tak trzeba. Próbuje się przeżegnać: do góry, na dół, ale potem na lewo czy na prawo? Tak czy inaczej, szuka w kościele figury Matki Boskiej, siada przed nią i (uspokojony?) usypia. Houellebecq widzi w religii coś więcej niż sympatyczny rytuał. Przywołuje romantyków, którzy w swej twórczości bronili Boga i króla przed okrucieństwami rewolucji, pragnęli odrodzić średniowiecznego ducha rycerskości. Mieli pewność, że są w obozie Dobra, „podobnie jak broniący się przed nazizmem”. To mocne słowa. Obszernie przytoczony jest poemat Alfreda de Musseta Rolla, gdzie ostro zaatakowany jest „Voltaire o ohydnym uśmiechu”, którego destrukcyjny ateizm jest przyczyną depresji bohatera wiersza.

Houellebecq jest, delikatnie mówiąc, sceptyczny co do wartości współczesnej cywilizacji. Podczas gdy niegdyś sztuka elit była prawdziwie wysoka, dziś estetycznie wyższa jest kultura popularna, a sztuki plastyczne czy zwłaszcza subwencjonowana „muzyka eksperymentalna” budzą tylko śmiech. Coś nie zadziałało i to głęboko: „po co instalować sieć 5G, jeżeli nie udaje się nawiązać kontaktu i wykonać podstawowych gestów, dzięki którym gatunek ludzki się reprodukuje i dzięki którym czasem udaje się być szczęśliwym?”.

Houellebecq nie byłby jednak sobą, gdyby pominął tematy polityczne. Mamy rok 2027, o czym dowiadujemy się oficjalnie po ponad 200 stronach książki. Ustępujący po dwóch kadencjach prezydent (niewymieniony z nazwiska) zamierza powtórzyć chwyt Putina z Miedwiediewem: wyznaczyć słabego następcę, który co prawda wygra wybory, ale nie zbuduje sobie znaczącej pozycji. Wygląda to na fantazję autora, ale prawo francuskie rzeczywiście nie ogranicza całkowitej liczby kadencji, nie mogą to być jednak trzy kadencje z rzędu. Cyniczne? Może. Jego dewizą polityczną jest „Jestem stworzony do tego, by być prezydentem Republiki”. Na następcę wyznaczony zostaje Benjamin Sarfati, osobowość bardziej medialna niż polityczna. Nazwisko Sarfati po hebrajsku znaczy Francuz, od Tzarfat = Francja. Mogłaby to być aluzja do Érica Zemmoura, który jest kochającym Francję sefardyjskim Żydem. Ale nie jest, bo Sarfati jest pustym w środku prezenterem mainstreamowych mediów, zainteresowanym tylko blichtrem urzędu – samolot prezydencki, wizyta w Kirgistanie, tańczące bajadery. Poza tym Zemmour występuje tam osobiście. Jest osobą polaryzującą: wystarczy wymówić jego nazwisko, by konwersacja potoczyła się po przewidywalnych torach, każdy wypowie się według swojej naturalnej pozycji, podobnie jak to niegdyś było z komunistą Georges’em Marchais’m. Co ciekawe, tygodnik „Valeurs Actuelles”, cytując ten fragment, dał tytuł, że Houellebecq przyrównał Zemmoura do Marchais’go, podczas gdy porównanie dotyczyło nie osób, lecz reakcji na nie. Również w ojczyźnie Kartezjusza rozumienie zdań złożonych nie jest rzeczą prostą.

Kampania wyborcza daje okazję do ironicznego i złośliwego przedstawienia walki politycznej. Rozemocjonowani spin doktorzy i doktorki, ambitni dziennikarze, różnej jakości politycy. Sarfati, namaszczony przez ustępującego prezydenta kandydat partii rządzącej, jest wydmuszką: jego problemem nie jest opakowanie, lecz zawartość. Po wielu perypetiach ogłoszone zostają wyniki (nie podaję tu, jak wypadły), następuje rozluźnienie, pojawiają się butelki, trawka i kokaina, a działacze już patrzą, jak rozgościć się w Pałacu Elizejskim, organizować tam imprezy i wymiotować na zabytkowe meble.

Co do kondycji Francji, to widzimy sprzeczne obrazy. Właściwie może nie obrazy są sprzeczne, lecz raczej rzeczywiście istnieją dwie Francje. Jedna Francja to Francja sukcesu. Po nieskutecznych fantazjach start-up nation z pierwszej kadencji prezydenta, które dały jedynie niewiele półniewolniczych miejsc pracy w międzynarodowych korporacjach, w drugiej kadencji stery gospodarki przejął Bruno. Przypomnijmy – jego modelem jest Bruno Le Maire, przyjaciel Houellebecqa, i jemu dedykowana jest ta laurka. Francja znów stała się piątą potęgą na świecie, podziwianą przez wszystkich jako lider nowych technologii: zbrojeniowej, nuklearnej i kosmicznej. Deficyt został zredukowany do 1 proc. PKB, a luksusowe limuzyny Citroëna zdobyły na rynkach światowych renomę równą Mercedesowi. Rozpoczęło się nowe Wspaniałe Trzydziestolecie, jak nazwano powojenny okres rozwoju i pełnego zatrudnienia. Obraz ten jest tak przejaskrawiony, że może chodzić tylko o ironię, choć rosnące bogactwo niektórych jest realne. Ale oprócz tej Francji sukcesu istnieje też Francja porażki. Widzimy ją w Arras, podczas wizyty u Cécile i Hervé. Arras, miasto sławnych tkanin, arrasów, należące do światowego dziedzictwa UNESCO, a z drugiej strony obraz biedy i bezrobocia. Radykalne przeciwieństwo dwóch wizji, powodujące u mieszkańców dysocjację kognitywną, ale to nie oni są schizofreniczni, lecz rzeczywistość. Pozostały dwie klasy społeczne: bogaci i biedni. Klasa średnia zanikła.

Przez książkę przeplata się również wątek terroryzmu. Nie chodzi tu o jakieś prowincjonalne zdarzenia, lecz o zamachy na wielką skalę, w całej Europie. Są niezrozumiałe, ich cele są różnorodne: statki kontenerowce, bank spermy, statek z migrantami… Łączy je wysoki poziom techniki, trudno osiągalny dla amatorów. Sprawcy są trudni do zidentyfikowania, nie wiadomo zresztą, czy są to zawsze ci sami, trudno powiedzieć, co ich łączy. Pojawia się czarna magia, satanistyczne obrazy, tajemnicze pentagramy – motywy w stylu Kodu Leonarda da Vinci. Dotyczą naszych bohaterów o tyle, że w ich rozwiązanie angażują się władze francuskie, zwłaszcza chcące mieć spokój przed wyborami.

Do tego leżący w stanie częściowo wegetatywnym Édouard, ojciec Paula, odchodząc z kontrwywiadu, zabrał do domu parę segregatorów z dokumentacją nierozwiązanych spraw. Czy jest tam coś ważnego? Może. Nie wiemy też, kim są sprawcy, długo ten ciąg zamachów nie układa się w jakąś spójną całość. Wygląda na to, że są to wrogowie zbyt szaleńczego postępu i globalizacji, a może wręcz cywilizacji lub nawet ludzkości jako takiej. Inspiratorem takich ruchów jest Theodore Kaczynski, znany jako Unabomber, niezrównoważony geniusz o IQ 170, który w latach 80. wysyłał bomby do przedstawicieli świata nauki i techniki. Poznajemy tu galerię ciekawych i niebezpiecznych, realnie istniejących postaci i ruchów, jak anarchoprymitywista John Zerzan, hindunazistka Savitri Devi, Church of Euthanasia czy Voluntary Human Extinction Movement. Nazwy tych organizacji zdradzają ich cele. Temat ten wyraźnie intryguje Houellebecqa. Po której stoi stronie? W przypadku planowanego zamachu na grono czołowych w skali planetarnej liderów nowych technologii pada pytanie, co właściwie należałoby zrobić – chronić ich czy niekoniecznie? Ale takie wątpliwości to nie domena służb, w końcu wykonają swoje zadanie. Pytanie o cel i sens pozostaje jednak w zawieszeniu.

Przy wszystkich opisanych trudnych sytuacjach książka jest jednak pogodna. Pogodna, jak pogodny jest stary filozof patrzący na życie. Wie, że narodzenie nieubłaganie prowadzi do śmierci, ale ważne jest to, co zdarzy się pomiędzy, jak i z kim. W poprzednich książkach Houellebecqa uczuć trzeba było szukać między pokładami cynizmu, tu są na powierzchni.

.Pisząc te słowa, zastanawiałem się, ile ujawnić z treści. W przypadku Makbeta wszyscy wiemy, kto zabił. Tu mamy do czynienia z książką nową. Sporo czasu minie, zanim ukaże się przekład, nie wiadomo też, ilu ją przeczyta, zwłaszcza do końca. Jest wciągająca. Są książki, w których po stu stronach wciąż nie podniecają mnie losy bohaterów. Tu po pewnym rozbiegu tempo lektury wzrastało, ostatnie 230 stron przeczytałem w jeden dzień. Oraz noc – mimo że litery tańczyły mi już przed oczami, chciałem dowiedzieć się, jak się skończy. I zapewniam, że jest jeszcze parę wątków i zwrotów akcji, o których nie wspomniałem. Książka ma normalną, klasyczną narrację. Nie ma tu eksperymentów formalnych w stylu nouveau roman, który po pół wieku i tak nie jest już tak nouveau. Powieść ma swoją objętość, ale za to daje do myślenia. Dobrej lektury!

Jan Śliwa
Tekst opublikowany w nr 38 miesięczniku opinii „Wszystko co Najważniejsze” [LINK].

Materiał chroniony prawem autorskim. Dalsze rozpowszechnianie wyłącznie za zgodą wydawcy. 17 marca 2022
Fot. Andreu DALMAU / EFE / Forum