Oriana Fallaci na dziś
Każde działanie i cała kultura osadzone są w słowie. Oriana Fallaci doskonale to wiedziała. Posługiwała się nim doskonale. Opisywała nim świat, ale też potrafiła tym słowem wywoływać emocje, które miały za cel sprowokowanie określonych reakcji. Dalekich od obojętności i pokornego przytakiwania temu, co dzieje się wokół – pisze Marek KACPRZAK
Spójrzmy prawdzie w oczy: Europa Zachodnia doszła do tak odrażającego stanu rozkładu, że sama siebie nie jest w stanie uratować, nie bardziej niż starożytny Rzym w piątym wieku naszej ery. Masowy napływ imigrantów, których tradycyjna kultura jest nadal naznaczona hierarchią, podporządkowaniem kobiety i szacunkiem dla starszych, stanowi historyczną szansę na moralne i rodzinne odrodzenie Europy, otwierając perspektywę nowego złotego wieku dla Starego Kontynentu
(Michel Houellebecq „Uległość”)
.Trudno o kogoś, kto w ten czy w inny sposób nie doszedłby do przekonania, że Europa i cały świat tak zwanego Zachodu są na jakimś dziejowym zakręcie, że na nowo muszą poszukać swojej tożsamości, znaleźć zagubione gdzieś w czasie wartości, które na nowo wyznaczyłyby kierunek, stałyby się swoistym drogowskazem. Pięknie brzmiące słowa, dla niepoznaki nazywane wspólnymi wartościami, jak: wolność, demokracja, wzajemne poszanowanie godności ludzkiej itp., w zasadzie nic już nie oznaczają. W zasadzie, bo stały się pięknymi słowami, „wytrychami” i hasłami, które mają wyeliminować wszelkie pytania wątpiących, choć w istocie te pytania tylko potęgują, bo przecież każdy te pojęcia może interpretować na swój własny, dowolny sposób, odpowiednio do potrzeb i aktualnej sytuacji polityczno-społecznej. I nie zmienia tego fakt, że poszczególne kraje czy federacje państw mają je opisane w traktatach. Zadekretowana wolność samoistnie wyklucza możliwość jedynej interpretacji takich pojęć. Efektu tego doświadczamy nader często. Po każdym kolejnym zamachu terrorystycznym ze zwielokrotnioną siłą, kiedy to przywódcy państw debatują nad wyrazami potępienia, solidarności czy czegoś tam jeszcze. Gdy brak zdecydowanych działań, które nie dochodzą do skutku mimo setek wypowiadanych słów, okrągłych zdań czy pięknych fraz.
Jakże inaczej na tym tle brzmi głos Oriany Fallaci.
Jej wściekłość, dosadność, wręcz wulgarność w nazywaniu rzeczy po imieniu. Jej „Wściekłość i duma” nie pozwala na poprawność polityczną, której doświadczamy teraz w nadmiarze. Wściekłość i duma wyklucza łagodny ton, zwłaszcza gdy chodzi o pryncypia, wartości podstawowe, te prawdziwe wartości, stanowiące o naszej tożsamości, kulturze, dziedzictwie, ale i o przyszłości. Trudno zliczyć, iluż polityków powinno się teraz od niej nauczyć tego, co oznacza duma, godność, a co za tym idzie, wściekłość, gdy ktoś próbuje przejąć władzę nad tym, co do tej pory udało się nam, jako cywilizacji, stworzyć.
Każde działanie i cała kultura osadzone są w słowie. Fallaci doskonale to wiedziała. Posługiwała się nim doskonale. Opisywała nim świat, ale też potrafiła tym słowem wywoływać emocje, które miały za cel sprowokowanie określonych reakcji. Dalekich od obojętności i pokornego przytakiwania temu, co dzieje się wokół.
Pewnie dlatego po zamachach z jedenastego września Fallaci nie przebierała w słowach, nie bała się, że kogoś urazi. Była tak pewna własnych racji, że nie dała ani sobie, ani innym miejsca na delikatność. Wyzywa polityków od palantów, głupków, kretynów, błaznów, „pluje im w twarz” po to, by nimi potrząsnąć, by zmusić ich do działania. Po latach widać, jak bardzo potrzebny znów jest jej głos. Jej lub kogoś, kto wreszcie się wścieknie na to, że ktoś chce zawłaszczyć naszą, budowaną przez wiele tysiącleci kulturę. Do tego jednak potrzeba jej „Siły rozumu”. A najwyraźniej u naszych przywódców brakuje i wściekłości, i dumy, i rozumu też. Są interesy i potrzeba zwycięstwa wyborczego. Nic innego się już od dawna nie liczy. „Oni” to wiedzą, „oni” mają czas, „im” się nie spieszy. Dlatego sukcesywnie, krok po kroku zawłaszczają naszą przestrzeń dla siebie. Wszystko legalnie. Według naszych zasad.
„Wściekłość i duma” nie pozwala na poprawność polityczną. Wściekłość i duma wyklucza łagodny ton, zwłaszcza gdy chodzi o prawdziwe wartości, stanowiące o naszej tożsamości, kulturze, dziedzictwie, ale i o przyszłości. By zrozumieć, jak wygląda ten proces, by zrozumieć, na co i dlaczego wściekała się Fallaci, trzeba pochylić się nad współczesnym pojęciem czasu. To kluczowe pojęcie, gdy chce się zrozumieć to, o czym pisze Fallaci.
Społeczeństwo Zachodu pojmuje je całkiem inaczej niż społeczeństwa muzułmańskie. Nasza kultura niespodziewanie „wyprodukowała” człowieka „instant”, na wzór kawy, którą się zalewa gorącą wodą. Efekt jest natychmiastowy, bez konieczności czekania. W kubku jest kawa. Co z tego, że z prawdziwą, dobrze i długo parzoną, aromatyczną kawą ma niewiele wspólnego? Ważne, że jest natychmiast.
Cywilizacja Zachodu oparła swoje nowe idee, pragnienia i oczekiwania na spełnianiu własnego szczęścia, które ma swój wyraz w konsumpcjonizmie, spełnieniu siebie i swego ego, nieznoszącego czekania i wieloletniego procesu planistycznego. Liczy się efekt, nazywany przez młodych efektem „WOW”, czyli skutek ma być natychmiastowy, spektakularny, najczęściej na kredyt. W takim wzorcu postrzegania samego siebie nie ma miejsca na cele wspólne, na budowanie dalekosiężnej tożsamości, jednoczenia się wokół ponadpartyjnych wartości, czy choćby wokół dzieł artystów, którzy nazywają na nowo to, co dla człowieka powinno być ważne, co wykracza poza jego własne spełnienie, oparte tylko i wyłącznie na tym, by mieć. Najlepiej „mieć” coraz więcej i więcej od innych. Potrzeby duchowe zastępuje kartkowanie kolorowych gazet i plotkarskich portali. Potrzeby obecności zastępuje się celebrytami oglądanymi w obrazie telewizyjnym, a spacery po galeriach handlowych, gdzie wystawy kreujące style ubioru, wzorów tapet czy kształtów mebli powoli, ale skutecznie wypierają konieczność obcowania ze sztuką, która już dawno porzuciła swoje funkcje estetyczne na rzecz funkcji politycznych. Najczęściej lewicowych. Tych, które mają być dosadnym i ostatecznym głosem mówiącym, że dawne wartości, zwłaszcza pobożność, nie mają sensu, są przestarzałe, niemodne, złe, bo dla wielu z nich trzeba rezygnować z własnego „ja”, z własnego egoizmu na rzecz wspólnoty.
Pojęcia religii, duchowości czy narodowej tożsamości wypierane są stopniowo przez pojęcia takie jak jednostka i jej prawo do samostanowienia, czyli do stawiania siebie i własnego dobrobytu w centrum wszechświata. Gdzie pojęcie wspólnoty i odpowiedzialności za nią zastępowane są pseudodziałaniem społecznym, które wyraża się co najwyżej w przekazaniu na Facebooku czy Twitterze apelu o pomoc przy zbieraniu pieniędzy na chore dziecko, zaadoptowanie bezdomnego kota czy lajkowanie jakiegoś tekstu udającego manifest polityczny. Pojęcia patriotyzmu czy tożsamości narodowej świat Zachodu stopniowo zmienia w szukanie korzyści dla siebie. Dajemy sobie wmawiać, że szczyt patriotyzmu to udział w wyborach i głosowanie, które przecież sprowadza się do tego, że wybieramy tych, którzy zapewnią nam lepsze korzyści, większe profity czy mniejsze podatki, a nie ci, którzy wyniosą nasz kraj, naród, cywilizację na wyższy, dalszy, strategicznie istotniejszy poziom. Zresztą nie da się myśleć o strategii cywilizacyjno-kulturowej w świecie, gdzie ramy czasowe określa nie wiek, dekada, pokolenie, lecz kadencja i konieczność wygrania kolejnych wyborów.
Przyjrzenie się tym podstawowym zmianom, jakie zaszły w naszej kulturze, może uzmysłowić nam różnicę między światem arabskim a światem Zachodu, tym wywodzącym się z kultury chrześcijańskiej. Zamiana miejsc Boga i człowieka we wszechświecie — na centralne miejsce dla człowieka — pociąga za sobą zmiany we wszystkim. Zmienia całą naszą cywilizację, która nagle staje się bezbronna wobec tych cywilizacji, dla których centralnym pojęciem nadal jest wieczność.
Kultura nastawiona na szczęście „tu i teraz” nie przetrwa w zderzeniu z kulturą nastawioną na życie wieczne. „Tu i teraz” ma cele do zrealizowania natychmiast. Nawet, a czasem przede wszystkim kosztem innych. Kultura osadzona w wieczności (bez względu na to, jak ją ktoś ocenia) ma cel do zrealizowania bez cezury czasowej, nie musi się spieszyć. Mało tego, te same narzędzia stosowane do osiągania tak skrajnie dwóch różnych celów będą całkowicie inaczej stosowane.
Chciałoby się zapytać, dlaczego, skoro wiemy, że zwykły nóż może być zarówno narzędziem służącym do zdobycia pożywienia, ukrojenia kromki chleba, jak i narzędziem zbrodni, z takim trudem świat Zachodu uświadamia sobie, że i prawa demokratyczne też mogą być użyte dwojako. W demokratyczny sposób można się całkowicie pozbawić demokratycznych praw. Oddać je w ręce tych, którzy są bardziej zdeterminowani, którzy widzą cel, mają jasne wytyczne działania. Imigranci, ludzie świata arabskiego, gdy nabywają prawo głosu, nie rezygnują z niego. Ich wielodzietne rodziny, dzieci, które przychodzą na świat w Europie, mając pełne prawa, korzystają z nich. Wiedzą, dokąd zmierzają. A my? Często ograniczamy się do pustych słów, bo nawet nie chce się nam iść do urny. Nie chce się, bo nie wiemy, po co i dlaczego, dla jakiego wyższego celu mielibyśmy to robić. „Właściwie nie głosuję na nikogo”, wyznaje ze smutkiem Fallaci. Z żalem, bo „niegłosowanie też jest głosem. Głosem, który mówi: do diabła z wami wszystkimi. Ale jednocześnie jest to najtragiczniejszy głos, jaki można oddać. Ponury głos obywatela, który nie ufa nikomu, nie identyfikuje się z nikim, nie wie, jak mógłby być przez kogoś reprezentowany, i w konsekwencji czuje się porzucony, oszukany”.
Ci, którzy chcą nam narzucić swoje wartości, ci, którym się nie spieszy, wypełniają naszą nieobecność swoją obecnością i swoim uczestnictwem. „We wszystkich meczetach Europy piątkowej modlitwie towarzyszy napominanie muzułmańskich kobiet, by »każda rodziła co najmniej piątkę dzieci«. Cóż, pięcioro dzieci to niemało. W przypadku imigranta z dwiema żonami stają się dziesięciorgiem. Lub co najmniej dziesięciorgiem”. Za kilka, kilkanaście lat wszyscy oni pójdą do urn, nie zrezygnują ze swoich praw. Całkiem demokratycznie, bez użycia broni, oręża, wojska, będą podbijać kolejne ziemie, lądy i cywilizacje.
I nie jest to tylko wydumana, futurystyczna wizja, którą kreśli wściekła Fallaci. Ta wizja została już nakreślona wcześniej przez Ben Bella w 1974 roku, podczas zgromadzenia ONZ, który mówił wtedy, że „pewnego dnia miliony ludzi opuszczą półkulę południową, aby wedrzeć się na półkule północną. I z pewnością nie jako przyjaciele. Ponieważ wedrą się, aby dokonać podboju. I podbiją ją, zaludniając swoimi dziećmi. To brzuchy naszych kobiet dadzą nam zwycięstwo”. Ta wizja właśnie realizuje się na naszych oczach. Tuż obok nas. Cierpliwość, metodyczność, wielopokoleniowy plan daje możliwość stopniowego, w pełni demokratycznego osiągania własnego celu.
W historii było już kilka krwawych i dramatycznych przykładów takich skutków. I co? I nic. Bez wniosków, bez refleksji. A może należałoby powiedzieć: bez pamięci. Bo cywilizacja nastawiona na samą siebie szybko zapomina o innych i o tym, co przeżyli nasi niedalecy przodkowie. „Dlaczego walczyliśmy z Mussolinim i Hitlerem, a później ze Stalinem i jego kompanią? Po co szliśmy do Wietnamu? (…) Czemu gramy rolę światowego policjanta i zabijamy, i umieramy w wojnach wypowiadanych wrogom wolności, demokracji, cywilizacji? Czy te zasady są ważne tylko w niektórych wypadkach, tylko wobec niektórych krajów? Czy islamskie tyranie nie są równie niedopuszczalne, równie nie do przyjęcia jak faszystowskie czy komunistyczne? Dość waszej dwulicowości, dwuznaczności, hipokryzji, cykady wszelkich krajów i języków! Skończcie te bzdury i odpowiedzcie: Gdzie się podział wasz laicyzm, wasza świeckość, wasz odtrąbiony liberalizm?”, pyta Fallaci, udowadniając, że islam to tak naprawdę inne oblicze dyktatury, która ma na celu pozbawienie wszystkich wszelakich praw wolnościowych.
W istocie świat naznaczony wojnami szybko zapomniał, że każda dyktatura, każdy reżim był w swojej istocie nakierowaniem się na cel wyższy, na ideę, której służył. Człowiek był tylko elementem, drogą do jej realizacji. Nigdy celem samym w sobie. A tu cel jest jasny i wielokrotnie powtarzany. „Musimy wykorzystać demokratyczną przestrzeń, którą oferuje nam Francja, musimy wykorzystać demokrację, czyli posłużyć się nią, żeby zająć terytorium”. Ta wspaniała demokracja staje się najbardziej niebezpiecznym narzędziem przeciw demokracji, jakie można byłoby sobie kiedykolwiek wyobrazić.
Wykrzyczana przez Fallaci wściekłość została zagłuszona i ciągle jest zagłuszana w myśl równych praw, równego traktowania. Jakby nikt nie chciał zauważyć, że źle pojmowana wolność, równość i demokracja właśnie stają się powoli największym przekleństwem. Świat Zachodu przykłada własną miarę do tych, dla których te pojęcia nic nie znaczą. Krzyk Fallaci był jeszcze za słaby, by niektórzy usłyszeli, że nasze wartości, nie dość, że dla innych wartościami wcale nie są, to jeszcze za naszym przyzwoleniem obracają się przeciwko nam.
Imigranci, ludzie świata arabskiego, gdy nabywają prawo głosu, nie rezygnują z niego. Ich wielodzietne rodziny, dzieci, które przychodzą na świat w Europie, mając pełne prawa, korzystają z nich. Wiedzą, dokąd zmierzają. A my?
Teraz ze zgrozą i z jeszcze większą wściekłością Fallaci musiałaby odkryć, że dziś pozwalamy wykorzystywać zdobycze własnej kultury po to, by przy ich użyciu „oni” mogli niszczyć tę właśnie kulturę. Teraz ze zgrozą i z jeszcze większą wściekłością Fallaci musiałaby odkryć, że nasze zdobycze cywilizacyjne i wytwory naszego wolnego i nieskrępowanego umysłu stają się w ich rękach narzędziem do niszczenia tego, co do tej pory stworzyliśmy.
.Niszczymy się własną bronią. Nasze wartości obracają się przeciw nam. „Ich Odwrotna krucjata nie potrzebuje współczesnego Srogiego Saladyna czy jakiegoś Napoleona. Owi Krzyżowcy są coraz liczniejsi, żądają coraz więcej, panoszą się coraz bardziej. Także dlatego właśnie będzie ich coraz więcej. Będą żądać coraz więcej, będą nas drażnić, dyrygować nami coraz bardziej. Aż nas sobie podporządkują. A zatem pertraktowanie z nimi jest niemożliwe. Próba dialogu — nie do pomyślenia. Okazywanie pobłażliwości — samobójcze. A ten, kto myśli inaczej, jest głupcem”. Jednych i drugich z każdym dniem przybywa. Wojna trwa!
Marek Kacprzak
Wszystkie cytaty pochodzą z książek Oriany Fallaci „Siła rozumu” i „Wściekłość i duma”.