Kim jest Éric Zemmour?
Nie znalazł swojego de Gaulle’a, wobec tego postanowił sam wyjść na ring. Nie po to wybrał całym sercem Francję, aby bezczynnie obserwować jej degrengoladę – pisze Jan ŚLIWA
Kampania prezydencka we Francji zaczyna się na poważnie, karty zostały rozdane. Miała być spokojna i przewidywalna. Ale pojawił się nowy gracz. Na ustach wszystkich jest Éric Zemmour, dziennikarz, medialny polemista o ostrym języku, autor książek o wspaniałej historii Francji i jej aktualnym upadku. Kim jest?
Jest algierskim Żydem, urodził się we Francji, został wychowany w podziwie dla francuskiej kultury, zaakceptował i pokochał Francję jako swoją ojczyznę, z całą jej skomplikowaną historią. Jako syn imigrantów z robotniczego przedmieścia nie dostał tej Francji za darmo. By stać się w pełni Francuzem, nie tylko na papierze, musiał ciężko pracować. Ale widział też, co mu ta Francja dała – przynależność do wspaniałej kultury, która wzbudzała podziw świata. Kultura ta stała się jego domem. By ją rozumieć, trzeba ją znać. I tak na dole okładki jego programowej książki Francja nie powiedziała jeszcze ostatniego słowa widnieje słowo „Rubempré”, łatwo je przeoczyć. To nazwa wydawnictwa. Ale to też słowo klucz. Lucien de Rubempré to bohater Straconych złudzeń Balzaca, młody człowiek z prowincji, pragnący zrobić wielką karierę w Paryżu. Lektura młodości, wyznacznik drogi życiowej. Inną inspiracją jest Jacques Bainville, monarchistyczny dziennikarz i historyk, który na łożu śmierci wyraził żal, że tylko komentował wydarzenia, zamiast wziąć w nich czynny udział. Ta refleksja skłoniła Zemmoura do podjęcia wyzwania.
Nie było to oczywiste. Przez lata publikował w prasie, występował przed kamerami, pisał książki. Tytuły mówią wiele: Francuskie samobójstwo, Francuski los. Według niego od rewolucji obyczajowej i społecznej maja 1968 postępuje stopniowy upadek Francji i Zachodu. Miał nadzieję, że któryś polityk podejmie jego idee. De Gaulle jako polityk miał przyjaciela i powiernika André Malraux, pisarza i intelektualistę. Może rola Malraux byłaby bardziej odpowiednia dla temperamentu Zemmoura. Ale nie znalazł swojego de Gaulle’a, wobec tego postanowił sam wyjść na ring. Nie po to wybrał całym sercem Francję, aby bezczynnie obserwować jej degrengoladę.
Skrótowo przedstawia swój program jako „5 razy i”: Identité, Immigration, Islam, Instruction, Industrie – tożsamość, imigracja, islam, wykształcenie, przemysł.
Głównym jego celem jest suwerenność, pozycja Francji jako Grande Nation. Jego ideałami są Napoleon i de Gaulle, prawdziwi mężowie stanu. De Gaulle posiadał „une certaine idée de la France”, pewną ideę Francji jako czegoś wielkiego, szczególnego. Powinna odgrywać w świecie swoją własną rolę, a w tym celu trzeba, żeby była Francją. Zemmour używa słowa „Francja”, nie „Republika”. Republika to forma rządów, wieczna jest Francja. Bez ogródek mówi, że dominująca powinna być kultura francuska, francuski język i literatura. Młody człowiek po ukończeniu szkoły powinien być Francuzem.
Punktem ostrego sporu jest stosunek do islamu. Dla Zemmoura to tysiącletnia wojna, z drobnymi przerwami. Starcie cywilizacji, jak u Samuela Huntingtona. Islam jest nie tylko wyznaniem, lecz zbiorem praw. Czy jest to do pogodzenia z ideą Republiki, neutralnej i świeckiej? Aktualnie we Francji istnieją obszary szariatu, sytuacja nie do przyjęcia. We Francji Zemmoura nie nosi się hidżabu ani burki, kobiety mogą się uczyć i pracować. Dzieci nie powinny być nazywane Layla i Mohamed, bo to je stygmatyzuje na całe życie i utrudnia integrację. Należy zatrzymać masową imigrację i wydalać przestępców. Zemmour jasno mówi o niebezpieczeństwie islamizacji i „wielkiej wymiany ludności”, co daje mu etykietkę rasisty, islamofoba i miłośnika teorii spiskowych. Tu znowu powracamy do de Gaulle’a. Wycofał się on z Algierii, ale nie dla Arabów, lecz dla Francuzów. Nie chciał, by gminę, gdzie mieszkał, Colombey-les-Deux-Églises (Dwa Kościoły), można było przemianować na Colombey-les-Deux-Mosquées (Dwa Meczety).
W Europie ważna jest konkurencja z Niemcami. To jeden z jego dominujących tematów. Francja, która wprowadziła pokonane Niemcy do wspólnoty europejskiej, ustępuje im pod wieloma względami, zwłaszcza ekonomicznie. Euro, które miało zneutralizować markę niemiecką, przyczyniło się do wzrostu potęgi Niemiec. Obecnie Niemcy promują – dla siebie i najchętniej dla wszystkich – szaleńczą politykę energetyczną, odchodzenie od wszystkich stabilnych źródeł energii i zabójcze opłaty za emisję CO2. Francja ma energetykę nuklearną, Zemmour jest zdecydowany jej bronić. Mówi też o konieczności reindustrializacji i ochrony francuskiego przemysłu. Unia Europejska – tak, ale jako wspólny rynek. Francja nie ma żadnego interesu, by być prymusem politycznej integracji Europy. W końcu praworządność – oczywiście tak, ale nie rządy sędziów, którzy swoimi wyrokami mogą zanegować demokrację. Zwłaszcza w Unii są oni zideologizowani i poddani presji mniejszości forsujących swoje opinie. Władzę ustawodawczą ma krajowy parlament, wybrany przez naród – i koniec dyskusji.
W sprawach wewnętrznych Zemmour chce, by prawo było prawem, by było rygorystycznie przestrzegane. Jeżeli arabska dziewczyna wybierająca francuski sposób życia otrzymuje groźby śmierci, państwo ma chronić ją, a nie okazywać miłosierdzie jej prześladowcom. Rodzina ma być rodziną, a szkoła szkołą, gdzie się uczy czytać, pisać i liczyć, gdzie aktywiści LGBT nie mają czego szukać. Pisze o lobby LGBT wchodzącym do wszystkich instytucji. Aktywiści gejowscy wzięli homoseksualistów za zakładników, w każdej dyskusji atakują oponentów pałką homofobii, podobnie jak islamiści islamofobią.
Formalnie Zemmour zgłosił swoją kandydaturę w końcu listopada 2021 r., w kilka dni później na zgromadzeniu 15 tysięcy swych zwolenników w Villepinte pod Paryżem przedstawił program swojej kampanii.
W polityce międzynarodowej Zemmour chce uwolnić Francję z ciasnego, narzucanego przez innych gorsetu, włącznie z wyjściem ze struktury wojskowej NATO. Sojusz tak, ale nie jako wasal. I opcja rozmawiania z każdym, w tym z Rosją i Chinami, z zastrzeżeniem, że każdemu trzeba patrzeć na ręce. Bo też nie łudźmy się – Rosja inaczej wygląda znad Buga, a inaczej znad Atlantyku. Francja Zemmoura chce grać w pierwszej lidze, na najwyższej możliwej pozycji. Stąd też podkreślenie utrzymania terytoriów zamorskich – żadnych eksperymentów z niepodległością Nowej Kaledonii.
Widać, że nie ma tu miejsca na jakąś europejską armię o niejasnych celach i strukturze dowodzenia. Również nie przystaje to do niemieckich wizji rozpłynięcia się państw narodowych w Federalnej Republice Europejskiej i zastąpienia parlamentów narodowych Wielkim Bundestagiem. Przemówienie Zemmoura było pełne takich słów jak „Francja”, „naród” i odwołań do jego wspaniałych osiągnięć i tradycji. Nie jest to jednak (jak wielu komentuje) nostalgia za minionym, chodzi raczej o siłę i odwagę do (stawiania) ambitnych celów na przyszłość
Zdecydowane słowa padły też na temat szkoły. Szkoła ma być przede wszystkim miejscem przekazywania solidnej wiedzy – cóż za niekonwencjonalna opinia! Dając dobre wykształcenie, najlepiej przyczyni się do wyrównania szans. A to wymaga szkolnego „faszyzmu” – ocen, wymagań, dyscypliny i szacunku do nauczycieli. Nie jest zadaniem szkoły pozytywny rasizm i utrwalanie poczucia opresji i bezsilności. Należy również wyrzucić ze szkół islamolewaków i aktywistów LGBT. Tak samo mówi się w Polsce. Ale też dobrze by było, gdyby lodołamaczem nowego kursu w Europie był silny gracz z czołówki, a nie bez przerwy Polska i Węgry, obsadzone w roli rytualnych chłopców do bicia.
Nie było słowa o pandemii ani o klimacie, tematach dominujących w dyskusji niemieckiej. Również Zemmour i inni kandydaci bez skrępowania nazywają się prawicą, w Niemczech to określenie jest stygmatyzujące. Dodajmy do tego jeszcze kwestię energii atomowej. Widzimy, że mentalne drogi Niemiec i Francji radykalnie się rozchodzą.
Jeszcze bardziej się rozchodzą w kwestii migracji. Nowa niemiecka koalicja widzi szansę dla kraju (bo już chyba nie narodu) w napływie przybyszów i łatwej drodze do obywatelstwa. Daje to liczbę, ale nie jakość. Trend we Francji jest przeciwny. Wyrażają go też inni kandydaci, a Zemmour w sposób najbardziej radykalny.
Mówi Zemmour: „Możesz zostać rodakiem Montaigne’a, Pascala, Balzaca – to wielki zaszczyt, ale musisz w to włożyć wysiłek, tak jak to zrobili przedtem Hiszpanie, Polacy i Włosi”. A ten wysiłek to szkoła, poznanie (i pokochanie) kultury, akceptacja laickości – rozdziału sfery duchowej i doczesnej.
Szariat nie może zastępować prawa francuskiego. Albo się jest Francuzem, albo nie. Konsekwencją są restrykcje: oszczędne stosowanie azylu, deportacja kryminalistów, pozbawienie obywatelstwa przestępców posiadających dwa paszporty, ograniczenie korzystania z zasiłków, utrudnienie sprowadzania rodzin. Zniesienie „prawa ziemi” (ius soli), pozwalającego na uzyskanie obywatelstwa poprzez urodzenie na terytorium Francji. Te ułatwienia pozwoliły na powstanie stref muzułmańskich we francuskich miastach. Dla polityka łagodność jest łatwiejsza, unika się w ten sposób krytyki. Jednak ma długotrwałe negatywne konsekwencje, a odwrócenie takiej polityki wymaga odwagi. Zwłaszcza jeżeli za słowami miałyby pójść czyny. Oskarżenia o rasizm są pewne, choć formalnie trudno zarzucić rasizm jemu, „małemu berberyjskiemu Żydowi z drugiej strony Morza Śródziemnego”. Przemówieniem tym wzbudził entuzjazm wśród swoich, a protesty wśród antyrasistów.
Wróćmy do jego sposobu myślenia. Zemmour jako pasjonat historii spogląda na zagadnienia sub specie aeternitatis. Dla niego jednym z podstawowych wątków historii Francji jest rywalizacja z islamem, od zwycięstwa Karola Młota pod Poitiers w roku 732 do teraz. Zaledwie 1300 lat temu, prawie jak dziś. Spot, w którym zgłosił swoją kandydaturę, nawiązywał wizualnie do przemówienia de Gaulle’a do Francuzów po porażce w roku 1940. Nawet jego slogan wyborczy „Impossible n’est pas français” (Niemożliwe – to nie francuskie) pochodzi od Cesarza Francuzów. Z takimi analogiami trzeba uważać. Jest subtelna różnica między deklaracją „de Gaulle (i Napoleon) to mój wzór” a „ja jestem drugim de Gaulle’em”.
Historyczne skojarzenia widać na każdym kroku. Na mityngu zapowiedział założenie nowej partii. Jej nazwa „Reconquête” nawiązuje do rekonkwisty – odbicia Półwyspu Iberyjskiego z rąk muzułmanów przez Królów Katolickich Izabelę i Ferdynanda. Bohaterem rekonkwisty jest Cyd Waleczny (El Cid Campeador) – czy ktoś tu przymierza się do jego roli?
I co dalej? Oceniając polityka, chcemy wiedzieć, co naprawdę myśli, a nie tylko, co mówi na potrzeby kampanii. Dalej – czy potrafi zdobyć stanowisko, do którego aspiruje, i czy po zwycięstwie skutecznie przeprowadzi swoje zamierzenia w nieprzyjaznym lub wręcz wrogim otoczeniu.
To nie są pytania marginalne, bo Zemmour nie chce tylko zagrać de Gaulle’a (co już zrobił), chce zostać jego godnym następcą. W prekampanii dominowała ciekawość i chęć zobaczenia kogoś, kto namiesza w rywalizacji. Teraz pytaniem jest, czy naprawdę ma kwalifikacje na prezydenta. Było kilka nieudanych spotkań i nerwowych reakcji. Zemmour musi przejść z roli polemisty do roli przyszłego prezydenta. Dotąd on innym zadawał kłopotliwe pytania, teraz takie pytania będą zadawać jemu. I nie ma miejsca na błyskotliwe odbijanie piłeczki i ośmieszanie przeciwnika. Język nie może zrażać. Do tego, przemawiając, sam definiował swoje tematy, teraz będą go pytać o rybołówstwo, organizację służby zdrowia i walkę z pandemią. Wiem, nikt na to nie znalazł recepty, ale to nie jest poprawna odpowiedź. Francuski prezydent od szczegółów ma ministrów, ale nie zawsze to wystarcza.
Wydaje się, że start kampanii był sukcesem, dobrym odbiciem. Przy całej krytyce stanu obecnego więcej było akcentów pozytywnych. Zauważono, że Zemmour mniej używał formy „ja”, a częściej mówił „wy” i „my”, podkreślając, że nie chodzi o realizację jego ego, lecz dążeń wyborców. „Jeżeli pogardzają mną, to dlatego, że pogardzają wami”. Wygląda na to, że pracował nad sobą lub pracowano nad nim. Tu dochodzimy do organizacji kampanii. W zespole są starzy wyjadacze, ale jest też wielu młodych. Szefem został generał Bertrand de La Chesnais. Nad problemami szczegółowymi pracują zespoły specjalistów. Wygląda to profesjonalnie.
Po drodze jednak trzeba wygrać wybory, zdobyć ponad 50 proc. Gdzie Zemmour chce je znaleźć? Po prawej stronie są już dwie partie (Les Républicains i Rassemblement National), Zemmour wciska się na trzeciego. Le Pen jest diabolizowana, to uniemożliwia Republikanom współpracę, a nawet podejmowanie ważnych tematów, jak islamizacja,„skażonych” przez wsparcie partii Le Pen. Ta awersja, mimo pokrewnych celów, uniemożliwia zwycięstwo.
Pytanie, czy „ten trzeci” połączy wszystkie nurty, czy rozbije je ostatecznie? Zemmour liczy na patriotyczny elektorat gaullistowski, od ludu po burżuazję. Czy wymarł on, czy jedynie wciąż czeka na swojego przywódcę? Frekwencja wyborcza systematycznie maleje, może więc brakuje właściwego człowieka, lidera idei?
Diabolizowany Zemmour postrzegany jest przez lewicę i liberałów jako zagrożenie. Jeżdżą więc za nim szwadrony Antify. Nie po to, żeby dyskutować, lecz by uniemożliwiać spotkania, demolować hotele i restauracje, gdzie się zatrzymuje. Daje to brzydkie obrazki, a to wystarczy mediom, którym zależy na wdrukowaniu skojarzenia „Zemmour = przemoc”.
Czy godzinna przemowa o dziejowej roli Francji wygra z obrazem zakrwawionej twarzy młodej kobiety z SOS Racisme? Większość patrzy i widzi wszystko oddzielnie. Ale na spotkaniach Zemmoura widać entuzjazm, podobny jak w pierwszych kampaniach Donalda Trumpa czy Andrzeja Dudy. Panuje nastrój: „Francja nie powiedziała ostatniego słowa”, co można sparafrazować – Make France Great Again. Niektórych to przyciągnie, innych odepchnie. Zmiana to ryzyko, nadmierne ambicje prowadzą nad Berezynę i pod Waterloo. Ale na przespanie pięciu lat – przekonują jego zwolennicy – nie można sobie pozwolić.
.Wyzwanie jest wielkie, siły przeciwne są potężne. Ale pamiętajmy, że de Gaulle, wylatując do Anglii w roku 1940, miał za sobą niewiele oprócz swojej zdecydowanej woli. A więc?
Jan Śliwa
Tekst opublikowany w nr 36 miesięcznika opinii „Wszystko co Najważniejsze” [LINK].