Jan ŚLIWA: Wiedza i wiara

Wiedza i wiara

Photo of Jan ŚLIWA

Jan ŚLIWA

Pasjonat języków i kultury. Informatyk. Publikuje na tematy związane z ochroną danych, badaniami medycznymi, etyką i społecznymi aspektami technologii. Mieszka i pracuje w Szwajcarii.

Ryc.Fabien Clairefond

zobacz inne teksty Autora

Świat jest jeden, wyjaśniające go teorie muszą być komplementarne. Nie można się zamknąć w dwóch pozbawionych kontaktu (lub wrogich) wieżach z kości słoniowej. Niewątpliwie wiemy wiele, ale nasza wiedza ma luki, również w krytycznych miejscach. I musimy z tym jakoś żyć – pisze Jan ŚLIWA

.Pół wieku temu popularni podówczas Skaldowie śpiewali ironicznie:

Oj dana, dana, nie ma szatana, a świat realny jest poznawalny.

Czy naprawdę jest poznawalny? W jakim stopniu? Jakimi metodami?

Od kilkuset lat trwa spór między nauką a wiarą o prawo wyjaśniania świata. Z różnym natężeniem, ale wciąż czasem odżywa. Niektórzy twierdzą, że „nauka wszystko wyjaśniła, a więc Boga nie ma”. Jak mawiano w latach 60.: „Gagarin był w kosmosie (niebie?), Boga nie widział”. Ludzi twierdzących, że religia jest podstawowym źródłem wiedzy, jest o wiele mniej. Były jednak czasy, gdy uważano, że filozofia jest służebnicą teologii i nie ma niczego ciekawego poza Chrystusem. I dziś wielu uważa, że nauka, choć ma wspaniałe sukcesy, nie daje kompletnego opisu rzeczywistości.

Wiele się mówi o Czterech Jeźdźcach ateizmu – są to: Richard Dawkins, Daniel Dennett, Christopher Hitchens i Sam Harris. Głoszą oni, że nauka, ze szczególnym uwzględnieniem teorii ewolucji, odpowiada na nasze najważniejsze pytania, a religia jest bezsensowna, wewnętrznie sprzeczna i szkodliwa. Wyliczają standardowe zarzuty pod jej adresem (krucjaty, inkwizycja…), zapominając, że do niedawna cała historia ludzkości przeplatała się z jakąś formą religii, więc bez religii niewiele z niej pozostaje. W ostatnich 300 latach widzimy próby odrzucenia religii lub zastąpienia jej czymś innym. Skutki są opłakane.

W tekście tym będę argumentował, że nauka, mimo swoich wspaniałych osiągnięć, nawet w swojej właściwej domenie jest niekompletna. Nie daje również odpowiedzi na podstawowe nurtujące człowieka pytania o sens i wartości, więcej – odrzuca takie pytania. Religia rozważa te zagadnienia i próbuje dać odpowiedź, i to podczas naszego życia, tak byśmy je mogli w praktyce zastosować. Tego, czy podstawową formą materii są wielowymiarowe superstruny, może się jakiś mój późny wnuk dowiedzieć za setki lat. Jak żyć – muszę wiedzieć teraz.

Gdy mówię o religii, nie mam na myśli jakiejś konkretnej religii, choć najbliższe mi jest chrześcijaństwo. Chodzi mi o świadomość czegoś więcej, że czynności fizjologiczne nie są jedynym naszym zadaniem na tej Ziemi. Oprócz rzeczy bezpośrednio widzialnych istnieje tajemnica, którą odczuwamy, ale której nie potrafimy rozwiązać. Nie szukam dowodów na istnienie Boga, choć według mnie świat daje mi silne sugestie. Oczekiwanie, że Stwórca Wszechświata dałby się opisać w kilku równaniach, do tego zrozumiałych akurat na obecnym stadium rozwoju naszej cywilizacji, jest naiwne. Ta niepewność nie jest niczym złym, przeciwnie – pozwala mi na dążenie, poszukiwanie, nadzieję, wreszcie świadomą wiarę, która jest wyrazem mojej wolnej woli. Zwracam uwagę, że powyższe akapity pełne są słów (dążenie, nadzieja!), które dla materialisty, redukującego naturę do odbijających się kulek, są pozbawione znaczenia.

Dowodem na skuteczność nauki są obecnie dokonania opartej na niej techniki. Jednak nie zawsze tak było. Musimy więc rozróżnić między nauką (episteme, scientia) i techniką (techne, ars). Pierwsza próbuje uporządkować obraz świata, druga pozwala na konstruowanie urządzeń i rozumowe podejmowanie praktycznych decyzji. Długo związek między nimi był dość luźny. Pytania presokratyków, czy podstawowymi elementami są akurat woda, ogień, powietrze i ziemia oraz który z nich jest praprzyczyną wszystkiego, nie miały znaczenia dla praktyki, podobnie jak hipoteza atomowa Demokryta była zajęciem dla ludzi mających nadmiar czasu. Droga od Demokryta do Oppenheimera jest daleka. Dzisiaj jest inaczej. Aby trafić statkiem kosmicznym na Marsa, musimy opanować konstrukcję silników oraz systemów sterowania, technologię materiałów i wiele innych rzeczy. Ale musimy też rozumieć mechanikę ciał niebieskich, i to nie tak, żeby o niej opowiadać, ale żeby precyzyjnie wyznaczyć tor ruchu. Wspomnijmy też o teorii stabilności, dzięki której wielka, napędzana od dołu rakieta wzniesie się w górę, a nie spadnie na wyrzutnię po wykonaniu paru fikołków – jak to się na początku zdarzało. W ten sposób zastosowania techniczne (lasery, telefony komórkowe, samoloty naddźwiękowe) potwierdzają poprawność zastosowanych teorii. Albo coś działa, albo nie działa. To właśnie jest piękne w pracy inżyniera, że nie ma tam miejsca na ideologię, profesja ta więc pozwala na zachowanie godności nawet w szalonych czasach.

Ale czy jest to wszystko? Thomas Nagel w książeczce Mind and Cosmos wylicza kilka ważnych problemów, z którymi nauka zmaga się od dawna, a których rozwiązania wydają się naciągane i polegają na zamiataniu trudności pod dywan. Pierwszym jest życie, a zwłaszcza jego powstanie. Niby wiemy: istnieją cztery nukleotydy ACGT, litery kodu genetycznego. Każda ich trójka koduje aminokwas, z aminokwasów są zbudowane białka, których właściwości zależą od ich chemii i geometrii. Na przykład kształt hemoglobiny pozwala na transport cząsteczek tlenu w krwi. Niewiarygodnie długie łańcuchy DNA kopiują się (same) prawie bez błędów, a nieliczne błędy (mutacje) pozwalają na ewolucję. Piękne, ale czy jest to rzeczywiście prostsze niż „koń jaki jest, każdy widzi”? Każde wyjaśnienie produkuje o wiele więcej pytań. No i jak miałby taki wielopoziomowy system kodowania powstać sam z siebie? Trzeba tu mocno nagiąć rachunek prawdopodobieństwa. Nagel pisze, że nawet jeżeli zwolennicy Inteligentnego Projektu mają motywacje religijne, ich pytania zasługują na odpowiedź. Dalej – mamy świadomość, związek materialnego mózgu z umysłem, myślą i psychiką. Chodzi tu też o wrażenia subiektywne – qualia. Jeżeli dotknę gorącej płyty, neuron mi wyśle sygnał – po co jeszcze muszę odczuwać ból? Redukcjoniści powiedzą, że sprawy subiektywne ich nie obchodzą. Ale mnie obchodzą (a kto to ten „ja”?). I oczywiście zagadką jest problem wartości, sensu, moralności.

Wiedza, nauka

.Mówiąc „nauka”, mamy na ogół na myśli nauki ścisłe, fizykę i pokrewne. Na podstawie dotychczasowych obserwacji stawiamy hipotezy, tworzymy teorie, definiujemy i wykonujemy doświadczenia, i potwierdzamy lub korygujemy teorię. Według Poppera doświadczenie powinno być tak zdefiniowane, aby jednoznacznie potrafiło potwierdzić teorię lub jej zaprzeczyć, czyli ją sfalsyfikować. Doświadczenia możemy powtarzać gdziekolwiek i kiedykolwiek, dowolną liczbę razy. Czy cięższe ciała spadają szybciej? Możemy o tym dyskutować, zaglądając do Arystotelesa, ale możemy to też sprawdzić. Jeżeli zrzucamy dwie kulki o jednakowych rozmiarach, jedną cięższą, a drugą lżejszą, i spadną one równocześnie, to przyciąganie ziemskie nie zależy od masy, co było do okazania. I możemy je zrzucać z Krzywej Wieży w Pizie lub dowolnego wzniesienia na Ziemi. Przebieg ruchu możemy zmierzyć, narysować wykres, napisać wzór. Fizyka łączy się z matematyką. Niektórzy twierdzą wręcz, że jeżeli teorii nie da się przedstawić matematycznie, to nie jest to porządna nauka.

Są to silne ograniczenia. W astronomii nie możemy konstruować doświadczeń, możemy tylko obserwować, na szczęście na wielu obiektach. Gdy mówimy o Wszechświecie jako całości, mamy do dyspozycji tylko jeden obiekt, który możemy obserwować w tej chwili, patrząc z określonego miejsca. W kosmologii nie możemy powtarzać doświadczeń. Wymaganie matematycznego sformułowania nauki zmuszałoby też do odrzucenia wszystkich nauk humanistycznych, które są jednak istotną częścią wiedzy.

Precyzyjnie możemy analizować zjawiska stosunkowo proste. W konkretnych sytuacjach dokonujemy uproszczeń. To jest zmorą zadań z fizyki – jakie czynniki należy uwzględnić? Nauczono nas, że w polu grawitacyjnym kula armatnia porusza się po paraboli. Ale ziemskie pole grawitacyjne nie jest jednorodne, ponieważ Ziemia nie jest płaska, lecz kulista, oraz im wyżej, tym przyciąganie jest słabsze. Przy obliczaniu toru satelitów GPS musimy uwzględnić, że przyciąganie nad Himalajami jest większe niż nad morzem. Dalej mamy opór powietrza o gęstości zmniejszającej się z wysokością. No i lecąca kula, konkretnie piłka futbolowa, może być podkręcona. W ramach fizyki szkolnej strzelenie gola z rzutu rożnego nie jest możliwe, a przecież wielu potrafiło strzelić „rogale” prosto w samo okienko.

Studiowanie substancji takich jak gazy i ciecze nieidealne to kolejny problem. Płyny są lepkie, przepływy mogą być turbulentne. Na krawędziach skrzydeł powstają zawirowania. Nie mamy nic lepszego niż wzory ze stałymi wyznaczonymi eksperymentem, a nie wyliczeniem. Wreszcie musimy zbudować model w tunelu aerodynamicznym i obserwować jego zachowanie. Widzimy te problemy przy prognozie pogody – za dużo jest czynników.

Nauki humanistyczne, gdzie obiektami są oddziałujące ze sobą ludzkie mózgi, to odrębne zagadnienie. Są te nauki niezwykle ważne, ale przeprowadzanie w nich powtarzalnych doświadczeń jest praktycznie niemożliwe, bo warunki nigdy nie są wystarczająco identyczne. Jeżeli powtórzymy eksperyment, a uczestnicy już go raz widzieli, to wyniki już nie będą niezależne.

Szczególną dziedziną wiedzy jest matematyka. Zajmuje się ona obiektami idealnymi, podobnymi do występujących w przyrodzie, ale nieidentycznymi z nimi. Koło samochodu przypomina koło geometryczne, ale choćby ze względu na przygniecenie opony pod ciężarem jest ono odkształcone. Mówimy o liniach prostych, ale matematyczna prosta biegnie od minus nieskończoności do plus nieskończoności. Wszechświat jest jednak (prawdopodobnie) skończony, a więc nie ma w nim nieskończonych linii prostych, są tylko skończone odcinki. Mówimy też o nieskończonym zbiorze liczb naturalnych – do każdej można jeszcze dodać jeden i jeszcze jeden i tak dalej. Ale w naturze nie ma zbiorów nieskończonych. Oprócz wartości nieskończenie wielkich problemem są też wartości nieskończenie małe. Gdy licząc pochodną funkcji (nachylenie stycznej do wykresu), obliczamy ∆y/∆x i dążymy z ∆x to zera, to musimy zapytać, czy w świetle teorii kwantów odcinek w przestrzeni rzeczywiście może być dowolnie mały, czy przestrzeń nie jest ziarnista. Pojęcia matematyczne przypominają więc raczej idee platońskie niż obiekty rzeczywiste. Są jednak ich świetnym przybliżeniem. Przyzwyczailiśmy się do wzorów fizycznych. Ale niektórzy pytają, co jest przyczyną tej użyteczności matematyki, dlaczego Wszechświat jest matematyczny.

Od paruset lat matematyka i fizyka wzajemnie się inspirują. Obserwujemy rzeczywistość i opisujemy ją równaniami. Czasem znajdujemy nowe zjawiska w nieprzewidzianych rozwiązaniach równań. Tak było z czarnymi dziurami. Były one możliwe w ogólnej teorii względności Einsteina, ale sam Einstein uważał, że są one możliwe na papierze, ale nie w rzeczywistości. Obserwacje pokazały, że istnieją, a więc równania okazały się silniejsze od ich autora.

Od starożytności ludzie zastanawiają się, czy matematykę odkrywamy, czy tworzymy. Czy pojęcia i idee istnieją wiecznie (gdzie, jak?) i czekają tylko na nas, czy są naszą konstrukcją? Na przykładzie rachunku różniczkowego widzimy, że symboliczny zapis teorii jest ewoluującym tworem ludzkim. Ale czy idea pochodnej jest sama z siebie naturalna i konieczna?

Geometria euklidesowa jest pierwszą ścisłą teorią wywodzącą wszystko od pojęć pierwotnych i aksjomatów. Dlatego też przez wieki wykładana była jako wzór ścisłego myślenia. Była wzorem dla Spinozy, który chciał etykę wyłożyć „sposobem geometrycznym”. Co jest udowodnione, to jest udowodnione, nie można negocjować i przekupić. Ta brutalna ścisłość jest również problemem dla wierzących. Czy mógł Bóg zdecydować, żeby 2+2 dawało 5? Czy matematyka ogranicza również Boga?

Gdy jednak wydawało się, że system jest domknięty, Kurt Gödel udowodnił ciekawe twierdzenie dotyczące tego, co się da udowodnić, a co nie. Chodzi o to, że w specyficznie zdefiniowanych systemach matematycznych istnieją zdania (również prawdziwe), które w ramach systemu są nierozstrzygalne. Są pokrewne paradoksowi kłamcy, który mówi „Ja zawsze kłamię”. Jeżeli zdanie to jest prawdziwe, to kłamca tu akurat nie skłamał, więc jednak nie zawsze kłamie. Nie wchodząc w szczegóły, można powiedzieć, że narusza to piękną konstrukcję matematyki. Konsekwencje filozoficzne są wciąż dyskutowane, niektórzy wyciągają z tego wniosek, że człowiek istotnie się różni od działającej według sformalizowanego algorytmu maszyny.

Twierdzenie Gödla nie unieważnia matematyki, pokazuje jednak, że nie jest ona święta i kompletna. Podobnie na dawnych obrazach, przedstawiających martwe natury z pięknymi kwiatami i owocami, z boku widzimy często wstrętnego robaka, który ma nas ostrzec przed samozadowoleniem i pychą.

Nauka zawsze musi być świadoma swoich ograniczeń. Wiara w jej wszechmoc to scjentyzm, bardziej religia niż prawdziwa nauka. Zwłaszcza dotyczy to wiary, że nauka nie tyle kiedyś znajdzie rozwiązania, ile ma je już dziś. „Słuchaj nauki” znaczy raczej „słuchaj naukowców”. Odnoszę wrażenie, że im mniej niektórzy znają naukę, tym bardziej są przekonani o jej wszechmocy. Niezdrowe jest argumentowanie pojęciem konsensu. Nauka szuka prawdy, nie konsensu. Mainstream jest o czymś przekonany niekoniecznie dlatego, że jest to prawdą, ale dlatego, że kto ma inne poglądy, wypada z mainstreamu, nie może publikować. W pewnych gorąco dyskutowanych zagadnieniach słowo „sceptyk” jest obelgą. Przepraszam, ale sceptycyzm jest esencją nauki.

Duchowość, wiara, religia

.Sformalizowana religia zaczyna się od naturalnej potrzeby duchowości. Ciekawie pisze o tym Pascal Boyer, antropolog, który intensywnie badał wierzenia ludów prymitywnych. Jest to tym bardziej ciekawe, że pozwala wykroczyć poza krąg stosunkowo młodych religii monoteistycznych. W książce Religion explained – the evolutionary origins of religious thought odczarowuje religię, pokazując, jakie ludzkie sytuacje prowadzą do jej powstawania. Z drugiej jednak strony ukazuje, jak powszechne i silne jest dążenie do duchowości. Już w grocie Lascaux grupa artystów przez dłuższy czas przedstawiała na jej ścianach swoją wizję świata. Trzeba było zdobyć materiał (farb nie było w sklepie na rogu), wymagało to też wysiłku, który mógł zostać zainwestowany w polowanie. Jednak cała społeczność tego żądała. Nawet jeżeli Boga nie ma, a są to jedynie fantazje, to jest to potężne placebo, niezbędne do funkcjonowania jednostki i społeczeństwa. A jeżeli coś działa, nawet jeżeli nie rozumiemy dlaczego, to nie ma żadnego powodu, żeby z tym walczyć.

Osobiście przypuszczam, że jeżeli wczesny homo sapiens otrzymał od natury potężny mózg, bardzo podobny do naszego, pozwalający na dolecenie na Księżyc i stworzenie krytycznej teorii ras, to musiał go jakoś zagospodarować. Zadawał sobie pytania egzystencjalne, na które nie znał odpowiedzi, np. co to jest życie i śmierć, co następuje po śmierci. Dlatego potrzebował jakiegoś wyjaśnienia. My też nie znamy odpowiedzi na te pytania, ale przynajmniej możemy tę niepewność pokrywać klikaniem w sieciach społecznościowych.

Możemy zapytać, czy czysto materialny świat jest pozbawiony celu, sensu i wartości. Niektórzy, nie chcąc szokować bezsensem, twierdzą, że tak, że można bez absolutu sens znaleźć. Można coś robić dla innych, dla społeczeństwa, dla planety. Ale jeżeli moje życie jest samo w sobie pozbawione wartości, to jaką wartość ma ulepszanie życia innych, takich samych jak ja? Co planecie zmienia obniżenie temperatury o dwa stopnie? Ojciec Bocheński pisze, że każdy przyzna, że poderżnięcie gardła śpiącej matce, by zabrać jej pieniądze i przepić z kolegami, jest złą rzeczą. Ale jak możemy tego formalnie dowieść? Uczciwy materialista przyzna, że wszystko to jest całkowicie obojętne i być może musimy z tym żyć, biegając za naszymi codziennymi sprawami. Uśmiech kochanej osoby podwyższa nam poziom serotoniny, ale to tylko reakcja fizyczna. I co to w ogóle jest „kochana osoba”, co to jest miłość?

Wszechświat odbijających się kulek jest martwy. Nie ma w nim miejsca na dobro, prawdę i piękno. I możemy się z tym zgodzić albo się zbuntować. Możemy powiedzieć, że nie chcemy żyć w takim świecie, że sami założymy istnienie tych wartości. Jeżeli trafimy – wygrywamy, jeżeli się mylimy – i tak nie ma to znaczenia. Problem: do podjęcia decyzji potrzebujemy wolnej woli. Czy ją mamy? I tu załóżmy, że tak. Kto zakłada istnienie wolnej woli, ma szansę, kto ją neguje, sam robi z siebie niewolnika.

Wiara na ogół oferuje nam pewną narrację. Dla chrześcijanina jest to Biblia, Stary i Nowy Testament. Studiujemy tę opowieść, ale naprawdę nie są ważne jej szczegóły, ważne jest to, że pozwala nam na godne życie. Naukowcy analizują niesprzeczność dogmatów, zastanawiają się, jak długo w końcu trwał potop, jak rozumieć Zmartwychwstanie. Można się tym zajmować, ale nie wybiera się chrześcijaństwa dla pięknej struktury Trójcy Przenajświętszej. Ważne są raczej przykazanie miłości bliźniego i wiara, że poświęcenie, a nawet cierpienie mają sens. Że dobry uczynek ma wartość samoistną, nie ze względu na nagrodę. Ludziom o umyśle nadmiernie analitycznym niezmiernie trudno to pojąć.

Człowiek nie potrafi żyć bez religii, bez wiary w coś więcej, w jakiś wyższy cel. Czy każdy? Może zarabianie na życie, robienie kariery, budowa domu i wychowanie dzieci nie mają w sobie takich elementów. Ale może jednak jest w tym chęć przedłużenia swojego istnienia? Wielu jednak, odrzucając religie tradycyjne, tworzy religie zastępcze. Nawet wojujący ateizm odznacza się inkwizytorskim zapałem i żądzą nawracania. Ale można jeszcze wyliczyć wiele innych religii zastępczych: wiara w postęp, komunizm, wokeness, klimatyzm. Nawet promocja aborcji wykracza daleko poza rzeczową dyskusję: kto nie jest z nami, jest przeciwko nam, heretyków trzeba zniszczyć.

Co to jest „wszystko”?

.Co właściwie chcemy wiedzieć? Kiedy byśmy stwierdzili, że pewna teoria tłumaczy wszystko? Fizycy chętnie zbierają na jednej stronie kilka równań, od Newtona poprzez Maxwella i Einsteina po Schrödingera. Marzy im się jeszcze większa kondensacja: Ogólna Teoria Wszystkiego, General Theory of Everything (GTE). Ale jak by to miało działać? Z podstawowych równań potrafimy wyprowadzić właściwości cząsteczki wodoru H2, składającej się z dwóch atomów, a obecnie pewnie i bardziej skomplikowanych. Ale przecież nie wyprowadzimy z równania Schrödingera wyniku meczu z Estonią ani tego, czy dziewczyna mnie pokocha.

Pascal Boyer zapytał, czy wszechwiedzący Bóg zna zawartość wszystkich szuflad we Wszechświecie. Ale czy wie to nauka? Jakoś się domyślamy, że nie jest to interesujące. Ale gdzie jest granica? Chętnie bym wiedział, czy i kiedy Władimir Putin naciśnie czerwony guzik. Ale jeżeli dałoby się to wyliczyć, to dałoby się też wyliczyć moją na to reakcję. Ale jeżeli zechcę zrobić coś innego? Tu dochodzimy do problemu determinizmu, przypadku i wolnej woli. Ale to już inna historia. Widzimy jednak, że konstrukcja Wszechświata nie jest sztywna, ma pewne „luzy”. Co się w nich może zmieścić?

Gdyby bowiem nie było żadnych luzów, to treść tego artykułu byłaby zdeterminowana od Prawybuchu, moje palce musiałyby naciskać z góry zadane klawisze, a mój świadomy zamysł byłby iluzją. A to, moim skromnym zdaniem, nie miałoby sensu.

Ambicje i granice nauki

.Jeżeli teoria ewolucji, sprowadzając człowieka do pozycji zwierzęcia takiego jak wszystkie inne, ma rację, to nie ma najmniejszego powodu, dla którego nasz małpi mózg miałby potrafić zgłębić tajemnice wszechrzeczy. Służy on do sterowania funkcjami organizmu oraz zdobywania pożywienia i partnerów do rozmnażania – uganiania się za samiczkami i wyboru optymalnego samca. Obecnie w kręgu kultury zachodniej ta ostatnia funkcja jest w zaniku.

Tak czy inaczej, zdolności poznawcze człowieka są ważnym ograniczeniem. Zastanawia się nad nimi John D. Barrow w Impossibility. Aby dojść na front nauki, niezbędne jest opanowanie dotychczasowego stanu wiedzy i to najlepiej w okresie najwyższej produktywności, czyli do czterdziestki. Pocieszmy się – z wiekiem rośnie umiejętność syntezy. Połączenie dogłębnej wiedzy w konkretnych dziedzinach z szerokim spojrzeniem na całość jest dużym problemem. Możliwe jest, że na odkrycie czekają wspaniałe teorie, lecz nikt nie będzie w stanie ich ogarnąć. Trzeba przy tym pamiętać, że mówimy o mózgach tych nielicznych, którzy docierają na front. To podobne rozumowanie, jak „rozbiliśmy atom” czy „polecieliśmy na Księżyc”. Ja nie rozbijałem, ja nie latałem. Zdecydowana większość mentalnie pozostaje w neolicie, posiada jedynie lepsze zabawki.

Innym problemem jest budżet. Fizycy chętnie skonsumowaliby połowę budżetu państwa na swoje badania, lecz może być trudno wytłumaczyć społeczeństwu, że lepiej badać właściwości neutrina niż komórek rakowych. Budujemy coraz mocniejsze akceleratory cząstek, ale po odkryciu bozonu Higgsa w CERN pod Genewą (2012) nie posypały się nowe, rewolucyjne odkrycia i teorie. Nie wiemy, czy sensacje się czają zaraz za rogiem, ktoś musiałby się odważyć to sprawdzić (i mieć na to pieniądze).

W poszukiwaniu rozwiązań problemów naukowych nasza wyobraźnia ograniczona jest mentalnymi schematami, nasz mózg porusza się chętniej po wyrobionych koleinach. A.C. Grayling w The Frontiers of Knowledge wylicza niektóre z nich:

  • dziurka igły – wyciąganie daleko idących wniosków na podstawie ograniczonych danych;
  • metafory, analogie, modele – mylenie ich z rzeczywistością;
  • kryteria: prostota, elegancja – natura się do nich nie stosuje;
  • prawda i prawdopodobieństwo – często nie znaczy „zawsze”;
  • Ptolemeusz – model geocentryczny jest wystarczający, ale nie jest prawdziwy;
  • młotek – wszystko wygląda jak gwóźdź, szukamy więc gwoździ;
  • latarnia – szukam klucza pod latarnią, bo tylko tam coś widzę;
  • wpływ obserwatora – psychologia, etologia;
  • projekcja własnych poglądów – w historii przeszłość widzę przez pryzmat teraźniejszości;
  • redukcjonizm – szukanie jedynej przyczyny złożonych zjawisk;
  • szukanie (na siłę) związków przyczynowo-skutkowych.

Dobrym ćwiczeniem wyobraźni jest formułowanie szalonych hipotez. Jak w burzy mózgów, powinniśmy je rzeczowo ocenić, nie odrzucać a priori. Nauka opiera się na szeregu aksjomatów, które wydają się nam rozsądne. Rupert Sheldrake, enfant terrible nauki wymienia następujące:

  • wszystko na świecie ma mechaniczną naturę, w tym zwierzęta, ludzie oraz ich umysły;
  • materia nie posiada żadnej świadomości ani subiektywności, również ludzka świadomość jest złudzeniem, epifenomenem materii;
  • ilość materii (energii) jest zawsze stała, jedynym wyjątkiem jest Prawybuch, gdy w całości powstała ona z niczego;
  • prawa natury są niezmienne;
  • natura, w tym ewolucja, nie ma kierunku ani celu;
  • biologiczne dziedziczenie ma czysto materialną naturę;
  • duch, nasze myśli i uczucia, są jedynie funkcją mózgu;
  • wspomnienia są materialnymi śladami w mózgu i są w chwili śmierci wymazywane;
  • niewyjaśnione zjawiska, jak telepatia, są czystym wymysłem;
  • mechanistyczna medycyna to jedyna skuteczna medycyna.

Badając naturę, zakładamy powyższe prawdy, doświadczenie (na razie) je potwierdza. Czy jest to dowód, czy może mamy do czynienia z błędnym kołem? Czy w świecie Einsteina, Heisenberga i Schrödingera zdrowy rozsądek jest ostatecznym kryterium?

Intrygującą hipotezą jest zasada antropiczna: czy Wszechświat został tak zaprojektowany, by umożliwić istnienie rozumnych obserwatorów, czyli nas? Aby do tego doszło, musi zostać spełnionych sporo warunków: powstanie stabilnych jąder i atomów, skupienie gazu w gwiazdy i galaktyki, a potem planety, gdzie jedną z nich jest Ziemia chroniona polem magnetycznym przed promieniowaniem kosmicznym. Jako wisienka na torcie – atomy węgla muszą się łączyć w makrocząsteczki, kodujące i budujące życie. Niezbędne do tego jest, by stałe fizyczne (stała Plancka, prędkość światła, stała grawitacji, masa protonu, ładunek elektronu) dość dokładnie miały te wartości, jakie mają. Może to sugerować, że za powstaniem Wszechświata „ktoś stał”. Kto? Ten, który nie chce ulegać tej sugestii, tworzy teorie wielu Wszechświatów – jednego po drugim lub równolegle. Pozwala to założyć, że prób było wiele, a my jesteśmy akurat w tej udanej – inaczej jako nieistniejący nie moglibyśmy o tym mówić. Włożono w to wiele wysiłku, jak na razie nie dało się skonstruować doświadczenia testującego te hipotezy. Dlatego rośnie przekonanie, że hipoteza wielu Wszechświatów to bardziej religia niż nauka.

Sztuczna inteligencja

.Ciekawym problemem jest to, jaki wpływ na rozwój nauki będzie miała sztuczna inteligencja. Może przetwarzać olbrzymie ilości danych, również nieuporządkowanych. Może w nich znajdować korelacje. Jak wiemy, nie muszą to być związki przyczynowo-skutkowe – correlation is not causation. Jeżeli jej na to pozwolimy, może na ich podstawie podejmować decyzje. Może też manipulować symbolami, tworząc nowe teorie, w tym oparte na nowej matematyce. Nikt nie gwarantuje, że ktokolwiek z nas będzie je rozumiał. Już dziś mało kto rozumie szczytowe twory umysłu ludzkiego; dzieł stworzonych przez AI może nie rozumieć nikt. Może będziemy musieli poprosić o proste wyjaśnienie – „fizykę współczesną dla czytelników białkowych”.

Ale podstawowe pytanie brzmi: czy sztuczna inteligencja powie nam coś nowego o nas samych? Czy pokaże nam, że jesteśmy takimi samymi robotami jak elektroniczne, i jeżeli sztuczna inteligencja zarządza światem lepiej niż my, to powinniśmy się pokornie poddać jej woli?

Jedność świata

.Gdy mówimy o nauce i wierze, nie możemy zapominać, że są to różne aspekty tego samego świata, bo świat jest jeden. Od ponad stu lat fizyka zadziwia nas swoimi zagadkami, jak choćby dualizmem falowo-korpuskularnym, więc i ten dualizm nie powinien nas szokować. Zasada nieoznaczoności i twierdzenie Gödla uczą nas skromności. Wszystkowiedzący demon Laplace’a, znający ruchy wszystkich cząstek od początku do końca świata, jest nierealny, zwłaszcza że będąc częścią tego świata, musiałby analizować sam siebie.

Niektórzy twierdzą jednak, że nauka „wie wszystko” lub zaraz będzie wiedzieć, a do tego ta wiedza będzie dostępna dla naszych mózgów. Taki obraz świata, w którym nauka i wiara konkurują ze sobą lub wręcz walczą, jest zakłócany przez wierzących naukowców i pracujących naukowo księży. Wierzącym naukowcem jest genetyk Francis Collins, który kierował projektem poznania ludzkiego genomu (Human Genome Project). Autor pewnej dość poważnej książki zastanawiał się, jak można pogodzić obie dziedziny. Ironicznie sugerował, że przed eksperymentem Collins chyba nie wykonuje egzorcyzmów. Pokazuje to, jak prostacki obraz religii panuje wśród ateistów. Sam Collins mówi, że urodził się w ateistycznej rodzinie i podczas gdy wielu chrześcijan w kontakcie z nauką i pod presją otoczenia wiarę traci, on przeciwnie – zyskał ją. Im bardziej poznawał złożoność mechanizmów życia, tym bardziej nie wierzył w przypadkowość ich powstania. Podczas praktyki w szpitalu dla starców zobaczył, jak wierzący potrafią spokojnie i godnie spotkać się ze śmiercią. On, młody adept szkolnej nauki, nauczył się wiele od zniedołężniałych starców. Zobaczył, że wiara to nie rozwiązywanie łamigłówek przestarzałymi metodami, lecz coś innego, coś poza zasięgiem chłodnej nauki. Z kolei przykładem księdza naukowca może być Michał Heller, wyróżniony w 2008 Nagrodą Templetona za działalność na styku nauki i religii. Pisze o powstaniu i rozwoju Wszechświata oraz o poszukiwaniu jego sensu. Nie wszystkim to odpowiada. Czytałem o pewnej konferencji, której uczestnicy wychodzili z sali, gdy dowiedzieli się, że ma zostać „skażona” obecnością księdza.

.Podsumowując: świat jest jeden, wyjaśniające go teorie muszą być komplementarne. Nie można się zamknąć w dwóch pozbawionych kontaktu (lub wrogich) wieżach z kości słoniowej. Niewątpliwie wiemy wiele, ale nasza wiedza ma luki, również w krytycznych miejscach. I musimy z tym jakoś żyć. Wracając do zacytowanej na początku piosenki Skaldów, musimy przyznać:

Oj dana, dana, nie ma szatana, a świat realny jest poznawalny,

Życie jest formą istnienia białka, ale w kominie coś czasem załka.

A jak załka, to może dobrze złapać się za guzik, splunąć przez lewe ramię lub się przeżegnać.

Jan Śliwa


Literatura:

John D. Barrow „Impossibility: The Limits of Science and the Science of Limits”, 1999

John D. Barrow i Frank J. Tipler „The Anthropic Cosmological Principle”, 1986

Pascal Boyer „Religion Explained: The Evolutionary Origins of Religious Thought”, 2001

A.C. Grayling „The Frontiers of Knowledge: What We Know About Science, History and The Mind”, 2021

Michał Heller „Sens życia i sens wszechświata. Studia z teologii współczesnej”, 2002

Alister E. McGrath „Science & Religion: A New Introduction”, 2010

Thomas Nagel „Mind and Cosmos: Why the Materialist Neo-Darwinian Conception of Nature Is Almost Certainly False”, 2012

Alvin Plantinga „Where the Conflict Really Lies: Science, Religion, & Naturalism”, 2011

Materiał chroniony prawem autorskim. Dalsze rozpowszechnianie wyłącznie za zgodą wydawcy. 28 marca 2024