Jolanta KRYSOWATA: "Polska właśnie. Wińsko (1). Bycie wójtem jako sport ekstremalny"

"Polska właśnie. Wińsko (1). Bycie wójtem jako sport ekstremalny"

Photo of Jolanta KRYSOWATA-ZIELNICA

Jolanta KRYSOWATA-ZIELNICA

Jedna z najbardziej nagradzanych polskich reportażystek. Autorka audycji i filmów dokumentalnych. Laureatka Prix Europa, Nagrody Głównej SDP (dwukrotnie), Grand Press, Grand Prix KRRiTV, Europejskiej Nagrody Filmowej i in. Związana z Polskim Radiem, TVP i TV Polsat. Od grudnia 2014 roku, po wygranych wyborach, wójt gminy Wińsko na Dolnym Śląsku.

zobacz inne teksty Autorki

OD REDAKCJI: Osiągnęła w dziennikarstwie absolutnie wszystko. A jednak wróciła do swojej miejscowości, wystartowała, została wójtem Wińska. Dziś z pasją działa, aby zatrzymać tych, którzy każdego tygodnia przychodzą po zaświadczenie umożliwiające przesiedlenie – wyjazd z Polski. Oto nowy cotygodniowy cykl autorskich notatek wójta – wójciny: „Polska właśnie”.

.Okna gabinetu na pierwszym piętrze zasłoniłam banerem z dzieciakami z naszego gimnazjum. Są piękni, weseli, pokazują „OK” i zapewniają, że nasza strona www.winsko.pl, nasz facebook.com/winskopl to nasze dobre strony. Tak jak sama gmina zresztą, nasza ziemia.

Z zewnątrz baner wygląda dobrze. Ładnie, wesoło, dynamicznie. Zasłania część okien i elewacji. Ta ostatnia miała być skuwana w tym roku. Tak zakładał cieniutki budżet gminy na 2015, który odziedziczyłam po poprzedniku. „Termomodernizacja i remont elewacji Urzędu”. Niewątpliwie potrzebne, bo tynk kruszy się i osypuje na przechodniów. Musiałam jednak z tego zadania zrezygnować, bo w pierwszym dniu urzędowania, na początku grudnia ubiegłego roku, dopadła mnie wieść, że w wielorodzinnym budynku w Kozowie (jednej z 42 wsi gminy Wińsko) kominy są tak dziurawe i niedrożne, że mieszkańcy każdej nocy ryzykują, że się nie obudzą. Czujniki czadu, zamontowane prewencyjnie, wzbudzały się regularnie. Od czasu do czasu wybuchały mini – pożary, z którymi radziła sobie miejscowa Ochotnicza Straż Pożarna. Eksperci twierdzili jednoznacznie, że ludzi trzeba natychmiast wyprowadzić, a kominy gruntownie wyremontować lub zbudować obok nowe. Mimo to, ludzie mieszkali, palili w piecach i czekali na jakieś radykalne decyzje.

Pierwsze, słabe dość mrozy, obnażyły całą prawdę. W piecach palić nie można, a bez pieców w takim starym pałacowym gmachu (36 mieszkańców, z czego połowa to dzieci) żyć się nie da.

Tymczasem w gminie nie było żadnych mieszkań zastępczych, żadnych lokali „klęskowych”, żadnych pustych socjalnych ani komunalnych. Szło Boże Narodzenie. Będzie wielkie gotowanie świątecznych potraw. Nie wiadomo czy zima będzie mroźna czy nie. Zginą od pożaru czy tlenku węgla? Tylko taki był wtedy wybór. Dlatego szybki sztab kryzysowy, pomoc starosty, który miał na naszym terenie pustostan, wójta z sąsiedztwa, naszej szkoły, która miała wolne służbowe mieszkanie, najmy w prywatnych domach….

Nazwałam to „przeprowadzką”, żeby nie straszyć słowem „ewakuacja”. Trochę trwało, zanim mieszkańcy uwierzyli, że tym razem nie są oszukiwani, że wrócą do swoich mieszkań, jak tylko ich kominy będą odbudowane. Były łzy, złość, wyzwiska. Potem ulga, że dotrzymuję słowa. A gdy zobaczyli, że w zastępczych lokalach czekają na nich choinki prosto z lasu, ufundowane przez Nadleśniczego Wojtka Adamczaka, znowu były łzy.

Za kilka dni lokatorzy z Kozowa wrócą do siebie. Do najbezpieczniejszego budynku mieszkalnego ze wszystkich, jakie należą do gminy Wińsko. Tymczasem zleciłam ekspertyzę przewodów w pozostałych naszych budynkach. Cóż, na coś znowu nie starczy z tegorocznego budżetu, bo trzeba jeszcze wiele kominów zrobić przed zimą. Myślę o tym, chociaż lato się jeszcze dobrze nie zaczęło.

Jolanta Krysowata

 

Materiał chroniony prawem autorskim. Dalsze rozpowszechnianie wyłącznie za zgodą wydawcy. 7 czerwca 2015