Łukasz ROGOWSKI: "Wyborcza pułapka modernizacji"

"Wyborcza pułapka modernizacji"

Photo of Łukasz ROGOWSKI

Łukasz ROGOWSKI

Doktor socjologii, adiunkt w Zakładzie Badań Kultury Wizualnej i Materialnej Instytutu Socjologii UAM w Poznaniu. Interesuje się kulturą wizualną, nowymi mediami, społecznymi aspektami wywierania wpływu. Laureat Nagrody Prezesa Rady Ministrów dla wyróżnionych rozpraw doktorskich. Publikował m.in. w „Kulturze i Społeczeństwie”, „Kulturze Współczesnej”, „Przeglądzie Socjologii Jakościowej”. Prywatnie: miłośnik piłki nożnej, yerba mate i coraz bardziej Twittera.

zobacz inne teksty Autora

 

.Kwiecień 2014 roku. W Kancelarii Premiera prezentowany jest spot „10 lat świetlnych – 10 lat w Unii Europejskiej”, powstały z okazji 10-lecia wstąpienia Polski do UE. Po migawkach z lat 90., ukazujących początki polskiej transformacji, widzowie oglądają wybrane obrazy Polski Anno Domini 2014. Można tam zobaczyć między innymi nowoczesne mosty, oświetlony Stadion Narodowy w Warszawie, wieżowce, autostrady, elektrownię wiatrową. Do tego dochodzą odpoczywająca nad rzeką młodzież, kibice podczas Euro 2012, koncert Paula McCartney’a.

.Jednym słowem – sielanka. Ówczesna wicepremier Elżbieta Bieńkowska pyta dziennikarzy, dlaczego po obejrzeniu spotu są ponurzy. Przyznaje jednocześnie, że sama ma dreszcze, gdy spot ogląda. W owym kwietniu 2014, ponad rok przed wyborami prezydenckimi, ich wynik wydawał się niemal przesądzony. Można jednak odnieść wrażenie, że już wtedy można było przynajmniej częściowo poznać nastroje wyborcze. I dojść do wniosku, że zaprezentowana w spocie narracja – rozwijającej się, dynamicznej Polski – może być dla wielu wyborców mało przekonująca.

Gdy próbuję dzisiaj socjologicznie zrozumieć wyniki wyborów, wygraną Andrzeja Dudy i porażkę wyborczą Bronisława Komorowskiego – porażkę, co by nie mówić, zaskakującą, przynajmniej gdyby ją oglądać z perspektywy 3-4 miesięcy wstecz – to dla mnie podstawową jej przyczyną jest wpadniecie przez prezydenta i jego sztab w tytułową „pułapkę modernizacji”. Być może zresztą nie miałaby ona większego znaczenia, gdyby nie pojawiły się zjawiska trudne do przewidzenia jeszcze kilka miesięcy temu, przede wszystkim „ruch oburzonych” reprezentowany przez Pawła Kukiza.

„Pułapka modernizacji” zaczęła mieć znaczenie dopiero pod koniec kampanii przed pierwszą turą wyborów i w trakcie kampanii przed drugą turą – a więc wtedy, gdy chodziło o walkę o kilkaset tysięcy głosów, które w ostateczności najprawdopodobniej przesądzą o wyniku wyborów.

Tegoroczne wybory prezydenckie były pierwszymi w Polsce, w których tak istotny stał się podział na wartości materialistyczne i postmaterialistyczne. Rozróżnienie to zostało wprowadzone przez amerykańskiego socjologa i politologa Ronalda Ingleharta. Na podstawie badań postaw wobec władzy publicznej i życia społecznego wyróżnił on dwa ogólne systemy wartości. Pierwszy z nich – materialistyczny – skoncentrowany jest w głównej mierze na dążeniu do zapewniania szeroko rozumianego bezpieczeństwa: gospodarczego, politycznego, militarnego. Drugi system – postmaterialistyczny – dotyczy w większym stopniu samorealizacji i jednostkowej wolności. Chcąc to trochę rozwinąć – materializm stara się raczej utrzymać to, co już osiągnięte i pokazywać pozytywne aspekty aktualnego stanu rzeczy. Z kolei postmaterializm dąży do zmiany, lecz nie tyle (nie tylko) poprzez podważanie status quo, lecz raczej poprzez wskazywanie innych, alternatywnych dróg rozwoju.

Nie chodzi oczywiście o to, że na polskiej scenie politycznej ów podział był wcześniej zupełnie niedostrzegalny. Jednak partie, które odwołują się wprost do wartości postmaterialistycznych – np. Twój Ruch, Zieloni – obecnie sytuują się w sondażach na granicy błędu statystycznego. Mówiąc o różnicach materializm/postmaterializm mam więc raczej na myśli umiejętne oscylowanie w programach i w kampanii pomiędzy tymi dwoma biegunami. W ten również sposób przejawiało się to w kampanii polskich wyborów prezydenckich i w ich ostatecznym rezultacie. Andrzej Duda potrafił – o czym później i jakkolwiek z pozoru może się to wydawać dziwne – w miarę swobodnie przechodzić pomiędzy wartościami materialistycznymi i postmaterialistycznymi. Z kolei kampania Bronisława Komorowskiego odwoływała się – przynajmniej przed pierwszą turą wyborów – przede wszystkim do wartości materialistycznych, co można opisać na trzech przykładach.

Po pierwsze, najwyraźniejszym tego przejawem było odmieniane przez wszystkie przypadki hasło wyborcze „Zgoda i bezpieczeństwo”. Hasło z pozoru i na pierwszy rzut oka (ucha?) pozytywne. Jednakże w odczuciu wielu było to raczej tożsame z „monopolem na zgodę”, realizowanym według zaleceń formułowanych przez stronę prezydenta. Z kolei proponowana wizja bezpieczeństwa odwoływała się w dużej mierze do eliminowania dyskusji w sferze publicznej.

Pojawiał się problem na poziomie wizerunkowym – z jednej strony proponowanie zgody, z drugiej częściowe przynajmniej deprecjonowanie tych, którzy nie zgadzają się z wizją Komorowskiego.

Taka postawa charakterystyczna jest w większym stopniu dla wspomnianych wartości materialistycznych, w ramach których zakłada się istnienie odwołujących się do swojego doświadczenia i „wiedzących-lepiej” autorytetów. Z kolei postmaterializm zakłada raczej stałe negocjowanie niektórych przynajmniej zasad porządku społecznego. W podobnym nurcie, choć w innej perspektywie teoretycznej, niż wspomniany Inglehart, wypowiada się belgijska socjolożka i filozofka polityki Chantal Mouffe, autorka książki o znaczącym tytule „Paradoks demokracji”. Jej zdaniem spór społeczny jest czymś pozytywnym, prowadzącym do aktualizacji i ulepszania aktualnie istniejących rozwiązań.

Po drugie, przejawem różnic pomiędzy materializmem a postmaterializmem był sposób prowadzenia kampanii w mediach społecznościowych. Pojawiło się już niemało opinii, wedle których to właśnie nowe media i sposób prowadzenia w nich kampanii były główną przyczyną rezultatu wyborczego. One oczywiście były ważne, lecz moim zdaniem ich rola była raczej wtórna i stanowiła rezultat bardziej ogólnych założeń reprezentowanych przez obu kandydatów i ich sztaby. Bez tych założeń nawet najlepiej lub najgorzej prowadzona kampania nowych mediów nie miałaby większego znaczenia.

Andrzej Duda potrafił przynajmniej częściowo włączyć się w logikę nowych mediów, opartą o dialog i dwustronną komunikację. Skutkowało to tworzeniem przez jego wyborców oddolnych materiałów – spotów, memów – które nierzadko uzyskiwały większą oglądalność, niż te autorstwa oficjalnego sztabu wyborczego. Innymi słowy, poznał logikę tego, co w sferze komercyjnej określa się mianem prosumpcjonizmu – czyli sytuacji, gdy chcemy być nie tylko odbiorcą, ale również współtwórcą produktu (a co by nie mówić: w kampanii wyborczej kandydat jest produktem). Z kolei Bronisław Komorowski, stosując jednostronną komunikację, traktował nowe media jako swoiste przedłużenie mediów masowych: telewizji, radia, prasy. A więc takich mediów, w których odbiorca jest wpychany w rolę bierną, bez wpływu na przebieg kampanii.

Trzecia płaszczyzna przejawiania się różnic materializm/postmaterializm to wprowadzony w pewnym momencie kampanii przez sztab Bronisława Komorowskiego podział na „Polskę racjonalną” i „Polskę radykalną”. Racjonalność miała tu być tożsama z kontynuowaniem drogi ku nowoczesności i z gwarancją, że obrany kurs nie zostanie zmieniony. Z kolei radykalność to inaczej nieprzewidywalność, a więc również zagrożenie powrotem do tego, co we wspomnianym spocie poprzedzało wstąpienie do Unii Europejskiej: do prowizoryczności, kombinatorstwa, wyblakłej codzienności.

Ronald Inglehart swoje badania po raz pierwszy przeprowadził w latach 70. XX wieku. Kluczowy dla wyników był podział wiekowy charakteryzujący oba typy wartości. Jak można się łatwo domyślić, młodsi kierowali się bardziej do wartości postmaterialistycznych, starsi z kolei – do materialistycznych. Mam wrażenie, że badania Ingleharta z tamtych lat, przeprowadzane w krajach Europy Zachodniej, można porównać do obecnej sytuacji Polski. Tam punktem odniesienia była II wojna światowa i jej spuścizna. W przypadku Polski – to dziedzictwo i wspomnienia transformacji systemowej i okresu PRL-u. W obu sytuacja dla młodych przeszłość przestaje być punktem odniesienia i porównania.

W Polsce nowoczesność stała się dla wielu osób naturalnym elementem codzienności. Tym samym niezrozumiałe jest postrzeganie jej jako bonusu i wartości dodanej.

To również dlatego wspomniany na początku tej analizy spot „10 lat świetlnych – 10 lat w Unii Europejskiej” i reakcje na niego mogły zostać potraktowane jako wskaźnik czekających nas decyzji wyborczych. Szczególnie dla młodych ludzi swoboda przekraczania granic, aktualny poziom cywilizacyjny i infrastrukturalny są czymś zastanym. Nie potrafią więc wyobrazić sobie innej Polski, niż ta, której aktualnie doświadczają. Czasy sprzed wstąpienia do Unii Europejskiej, a tym bardziej okres przed transformacją ustrojową, przestają być kanonem wspólnego doświadczenia, na bazie którego można również budować wspólne wartości.

Niskie poparcie dla Bronisława Komorowskiego wśród najmłodszej kategorii wiekowej (18-29 lat) wynika również z faktu, że prezydent w kampanii odwoływał się przede wszystkim do naszych – polskich doświadczeń. Tytułowa modernizacja była więc traktowana jako „modernizacja krajowa”, trochę bez związku z tym, co dzieje się w innych krajach. Paradoksem może więc być fakt, że zwiększenie mobilności studenckiej (np. w ramach programu Erasmus), które obecna władza traktuje jako swój sukces, wpłynęło na porażkę wyborczą Komorowskiego. Punktem odniesienia dla polskich młodych nie jest już to, jak żyje się w Polsce, ale to, jak żyją ich rówieśnicy w innych krajach europejskich i nie tylko.

W pewnym więc sensie Bronisław Komorowski sam sobie podłożył nogę – wskazując na modernizację jako kluczowy motyw kampanii zapomniał o tym, że poziom życia poza Polską jest wyższy, a więc że wcale nie jest tak świetliście, jak kampania starała się pokazać.

Istotne jest również to, że obecnie znajdujemy się w dość specyficznym momencie, gdy chodzi o wartościowanie polskich przemian ustrojowych. W momencie, który dla doraźnych, politycznych wykorzystywań tych przemian wydaje się najmniej skuteczny i najbardziej ryzykowny. Z jednej bowiem strony transformacja jest już przez wielu, szczególnie młodych, postrzegana jako nieodwracalna, a jej skutki – jako naturalne. Z drugiej strony, transformacja wciąż nie została „konsekrowana”, nie stała się w pełni elementem pamięci zbiorowej – tak, jak to jest choćby w przypadku czasów II wojny światowej. Będzie to możliwe dopiero wraz z ustaleniem wspólnego i względnie stałego zestawu symboli – postaci, miejsc, wydarzeń – które transformację czynią zrozumiałą dla przeciętnego Polaka. Tymczasem takie „transformacyjne uniwersum symboliczne” dopiero zaczyna się kształtować, a na jego ustabilizowanie się będzie zapewne potrzeba jeszcze kolejnych 10-15 lat. Stąd równie nietrafione stały się te elementy kampanii Komorowskiego, które podkreślały jego opozycyjną przeszłość w czasach PRL-u.

Dla wyniku wyborów kluczowy był więc aspekt doceniania lub nieoceniania wyborców przez obu kandydatów i przez ich sztaby.

Bronisław Komorowski, a wraz z nim Platforma Obywatelska nie dostrzegli, że ich wyborcy dorośli.

I nie chodzi tu wyłącznie o dorastanie pod względem wieku – choć ten aspekt jest także ważny i trudno nie zauważyć odpływu młodych ludzi od tej opcji politycznej. Kluczowe jest niezauważanie dorośnięcia pod względem przejścia od materializmu do postmaterializmu.

Kampania Komorowskiego byłaby moim zdaniem doskonała jeszcze 3-4 lata temu: gdy bezpośrednie doświadczanie modernizacji nie było tak silne, gdy nie posiadaliśmy pewności siebie dzięki organizacji Euro2012, gdy rola nowych mediów nie była aż tak dostrzegalna w toku kampanii. Również – choć to jednak chyba mniej ważne – gdy status celebrytów i ich wpływu na podejmowane przez nas decyzje był inny niż dzisiaj. Jednak w ciągu ostatnich kilku lat Polacy nabrali pewności siebie. To właśnie dlatego podkreślanie modernizacji i specyficznie rozumianej zgody nie trafiło do wielu dotychczasowych wyborców Platformy i Komorowskiego.

Nie chodzi jednak o to, aby twierdzić, że z kolei Andrzej Duda stał się w kampanii wyborczej kandydatem odwołującym się wyłącznie do wartości postmaterialistycznych. Klucz do jego sukcesu widzę jednak w tym, że potrafił w kampanii umiejętnie przechodzić pomiędzy materializmem a postmaterializmem. Z jednej strony podkreślał wielokrotnie te problemy, które związane były z bezpieczeństwem finansowym i gospodarczym. Z drugiej – bardzo umiejętnie stosował pojęcie „zmiany”, które w większym stopniu odwołuje się do wartości postmaterialistycznych. Zmiana nie została przez Dudę jednoznacznie zdefiniowana, przez co bardziej szczegółowe sposoby rozumienia tego słowa mogły być zmienne w zależności od oczekiwań poszczególnych wyborców. Kluczowe jest jednak to, że dla tych, którym bliższy jest postmaterializm, zmiana nie może być zmianą na gorsze. Może być zmianą na lepsze lub ewentualnie na inne – lecz niemożliwy staje się odwrót od tego, co trzonem swojej kampanii uczynił Komorowski: od modernizacji i nowoczesności. To również dlatego mimo wszystko mało skuteczne okazały się próby „straszenia PiS-em”.

Zwycięstwo Andrzeja Dudy wynika więc również z tego, że potrafił kampanię uelastycznić i częściowo przynajmniej sprowadzić do kwestii stylów życia, które są jednym z głównych aspektów społeczeństwa ponowoczesnego. Udało mu się przekonać do tego, że wybór polityczny ma charakter elastyczny, że nie zaczyna być trzonem tożsamości wyborcy. Z kolei porażka Bronisława Komorowskiego to w głównej mierze skutek realizowania „twardej” kampanii, w której konieczne jest jednoznaczne określenie się po jednej lub po drugiej stronie. Współcześni obywatele nie lubią takich kandydatów, nawet jeżeli stoją za nimi dokonania i doświadczenie.

.Opisywany tu podział materializm/postmaterializm będzie moim zdaniem kluczowym elementem kolejnej, parlamentarnej kampanii wyborczej. Wygra ta opcja, która będzie potrafiła umiejętnie oscylować pomiędzy tymi biegunami i znaleźć odpowiednie proporcje pomiędzy nimi. Jeżeli natomiast moja diagnoza jest słuszna, to liczę również na to, by środowisko socjologów i politologów nie koncentrowało się wyłącznie na komentowaniu doraźnych badań opinii publicznej, lecz próbowało korzystać z ogromnego dorobku swoich nauk. Inaczej sprowadzimy się do „sondażystyki”, a deprecjonowanie naszej pozycji w polu naukowym będzie w pełni uzasadnione.

Łukasz Rogowski
PS. Smuci mnie marginalne wykorzystanie Instagrama w kampanii wyborczej obu kandydatów. Jeśli chcemy patrzeć perspektywicznie – w kolejnej kampanii wyborczej wygra ten kandydat, który będzie potrafił przekonać obrazem, a nie słowem. Zdjęcie ilustrujące ten tekst, mojego autorstwa, pochodzi właśnie z serwisu Instagram. 

Materiał chroniony prawem autorskim. Dalsze rozpowszechnianie wyłącznie za zgodą wydawcy. 3 czerwca 2015