
"Platforma musi wypluć z siebie "ciepłą wodę w kranie" i zaproponować zmianę"
.Toczą się i dręczą nas powyborcze dyskusje o przyczynach wygranej i przegranej. Wielu teraz mówi, że wszystko przewidzieli — i że tak, jak się stało, musiało po prostu być. Tymczasem naprawdę nie było tak łatwo przewidzieć skali i kształtu trendu, który zmienił politykę w Polsce.
Nie jest też łatwo wyobrazić sobie, jaka będzie scena polityczna w Polsce przed Bożym Narodzeniem tego roku. Wszystko jest możliwe, nic nie jest zdeterminowane.
Ale to właśnie oznacza, że kończy się pewna epoka w polskiej polityce i zaczyna coś nowego. Kilka punktów w tej sprawie:
.Po pierwsze: w grze politycznej nowego znaczenia nabiera pojęcie „obietnicy”.
Można rzeczywiście obiecywać wszystkie kolory gruszek na wierzbie, w nosie mieć finanse publiczne i dalekowzroczność rozwojową. Obietnica to uwodzenie — po samym akcie uwiedzenia wszystko może wyglądać odmiennie. W sieci w ostatnich dniach krążyło wyznanie, że obietnice prezydenta elekta nie są już ważne; istotne jest to, że wygrał — uwiódł. PO przegrała, bo nie umiała przedstawić właściwie żadnej obietnicy — ani tak prostej, jak zrobił to Andrzej Duda, ani tak ogólnikowo antysystemowej, jak zrobił to Kukiz.
PO bała się obietnicy, bała się uwodzić, bo zjadła ją odpowiedzialność, ale i brak wyobraźni — i to był błąd. Ludzie potrzebują obietnicy, bo chcą mieć perspektywę. I nadzieję. Przegrała ostrożność.
.Po drugie: polski świat polityczny został wywrócony na opak.
Z gry wypadła lewica, czyli zwiększył się tłok na tym kawałku sceny politycznej, który jest przeznaczony dla centrum i prawicy w klasycznym modelu. W tłoku robi się zawsze mniej miejsca — Duda i PiS, Komorowski, Kopacz i PO, Kukiz i zbuntowani, Petru i liberałowie gospodarczy. Czy nie ma już odbiorców lewicowego przesłania?
Środowisko „Krytyki Politycznej” świadomie wybrało nierewolucyjną postawę komentatora rzeczywistości; nie ma kto budować lewej strony sceny politycznej. Może w przyszłości dzisiaj jeszcze osamotniony Robert Biedroń… Trzeba tylko pamiętać, że wywracanie świata na opak, czyli remont polskiej sceny politycznej jest szybkim procesem. Dziś nie wiemy jeszcze, co będzie jutro. Ale ta wywrotka może mieć trochę darwinistyczną naturę — szybko i na zawsze wypadną najsłabsi, na teraz najsłabsi.
.Po trzecie: karierę zrobiło słowo — „zmiana”.
Widać było, że oczekiwanie zmiany jest coraz powszechniejsze. I oczywiście nie jest tak, że potrzebujących zmiany jest o pół miliona tylko więcej, jakby to mogło wynikać z arytmetyki wyborczej.
W przeszło 8-milionowej grupie wyborców Bronisława Komorowskiego jest dużo takich, którzy też chcą zmian, a zagłosowali na poprzedniego prezydenta z poczucia lojalności. Nie zrobią tego po raz drugi.
PO musi teraz odbudować tożsamość z wyborcami, musi wypluć z siebie „kran z ciepłą wodą” i zaproponować zmianę: samej siebie, narzędzi rządzenia i kierunku rozwoju Polski. Wola zmiany musi przemienić się we wspólną z obywatelami strategię przyszłości. Nie ma się co bać słowa „strategia”. Tak, trzeba znów zobaczyć Polskę 2030 roku. Trzeba zrozumieć wielką cyfrową zmianę i umiejętnie w nią wpisać polską gospodarkę i życie publiczne. Piszę to z czystym sumieniem, bo o takie myślenie od lat zabiegam.
.Po czwarte: nowych znaczeń nabiera pojęcie „głównego nurtu”.
Andrzej Duda swoim zwycięstwem zmieni charakter głównego nurtu — nie tak bardzo radykalnie, ale znacząco.
Jest dla mnie oczywiste, że spieranie się o miejsce pomnika smoleńskiego jest absurdem. Zginęli w Smoleńsku wybitni Polacy — i pamięć o nich wszystkich musi trwać.
Jest dla mnie oczywiste, że prezydent, usiłując przesunąć „mainstream”, nie może sobie jednak pozwalać na prymitywny stereotyp geja — że to ktoś, kto półnagi biega publicznie. Bo chęć zmiany głównego nurtu — ram dla reguł — nie może nas wypchnąć z tego nurtu cywilizacyjnego, którym świat płynie. Można nie akceptować homoseksualnej odmienności, ale trzeba to inaczej wyrażać.
Jest dla mnie oczywiste, że w imię nawet silnego poczucia dumy narodowej nie wolno marginalizować Polski. Polska polityka zagraniczna i pozycja kraju zyskały na znaczeniu, bo umiemy stawiać mocno polski interes i o niego walczyć — tam, gdzie to kluczowe. I nie ma potrzeby w imię pokazywania naszej siły — wszędzie i za każdym razem zaznaczać naszą odrębność i nieufność wobec europejskiego kierunku zmian naszego kontynentu.
.Po piąte: wraca do słownika politycznego pojęcie „aspiracje”.
Jeśli polityka w ogóle może być mądra kiedykolwiek, to wówczas, gdy idzie za aspiracjami ludzi, nawiązuje z nimi kontakt, uczestniczy w ich współtworzeniu. Takie cechy zostały w polskiej polityce zatracone.
Atrakcyjność Andrzeja Dudy wynika z faktu, że jest młody i energiczny — i może być blisko aspiracji pewnej części społeczeństwa, bo — upraszczając — jest młody właśnie, i taki polski. A to ma znaczenie dla budowania wspólnoty z wyborcami — kolosalne znaczenie. Paweł Kukiz odpowiada na gniew tych, którzy chcą i mogą mieć więcej, niż życie im do tej pory zaoferowało.
Polityka ich nie odnajdywała, nie wyczuwała ich aspiracji, bo zamknęła oczy. A właściwie pycha wywołana sukcesem, pycha wywołana skądinąd prawdziwymi danymi o polskim sukcesie sprawiła, że przymknięto oko na to, że ludzie mogą chcieć więcej i przede wszystkim — inaczej: w języku równości człowieka, obywatela, podmiotu oraz całej maszynerii władzy. „Matko, alienacja władzy — aż do tego doszło? Nie ma dziś znaczenia wymiar realny, liczą się emocje.
Z emocjonalnego punktu widzenia polska władza odleciała — do tych pokoików w restauracji „Sowa i Przyjaciele”.
Rok temu pisałem, że trzeba sprawę taśmową wyczyścić do końca, bo to zdarzenie podminowało relacje rządzących z obywatelami. Rozminęły się aspiracje w taki głupi sposób.
.Po szóste: rangi nabiera wymiana generacyjna.
Polska potrzebuje nowych strażników rozwoju. Młodszych, w pełnym wymiarze postsolidarnościowych. Otwartych na świat, ale i na narodową tradycję — tę wyrażaną w „Czasie honoru”. Niekonwencjonalnych w decyzjach i rozumieniu świata. Ci strażnicy rozwoju powinni czuć, że linia głównych aspiracji to ani nadmiar reform, ani przysłowiowa „ciepła woda z kranu”, ani prymat rozbudowy infrastruktury. Bo takimi sztandarami nie da się dzisiaj uwieść Polaków.
Jeśli myśleć o realnej większości w przyszłym parlamencie, to niezbędna jest wymiana nie wyłącznie pokoleń, ale sposobu myślenia (w starszej generacji jest też sporo ludzi o młodych emocjach i postrzeganiu świata). Dziś od radości płynącej z budowania drogi, basenu czy nowych sklepów ważniejsza jest jakość życia w miejscu, gdzie się mieszka. A jakość życia to: dostęp do pracy, żłobka i przedszkola, filmów w kinie oraz w sieci — w legalny sposób, do urzędu działającego przyjaźnie na rzecz obywateli, do uczestnictwa w decyzjach politycznych, bo ktoś mnie spyta o zdanie i potraktuje to poważnie (a dziś można to zrobić przez internet). Tej nowej jakości życia potrzebne jest partnerstwo świata polityki i świata obywateli, a nie paternalizm czy dyktatorskie narzucanie woli i wizji. Ani PiS dzisiaj, ani PO takich intuicji nie mają.
I na koniec: ostatnie wybory to nie tylko wywrotka polityczna, to także przetasowanie postaw społecznych. Dotychczasowe klucze do sceny politycznej: reformatorzy — obrońcy status quo, prawica — lewica, PiS — PO nie pasują już do rozumienia rzeczywistości. Nie jest kluczem określenie linii sporu jako starcia młodzi — starzy. Jeżeli polityka jest dzisiaj w procesie przemian, to i jest w nim społeczeństwo. Dlatego jest tak ciekawie. Ale dlatego też wszystko jest możliwe. Jedno dla polityki jest kluczowe: nie zgubić busoli, a jest nią człowiek-obywatel, nawet jeśli brzmi to patetycznie.
Michał Boni
30 maja 2015