
Nowy rozdział rozmów Turcji z Unią Europejską
„Rodzinna fotografia” prezydenta Recepa Tayyipa Erdoğana z przewodniczącym Rady Europejskiej Charlesem Michelem oraz szefową Komisji Europejskiej Ursulą von der Leyen bez wątpienia wpłynie pozytywnie na notowania prezydenta Turcji. Czy jednak może to coś zmienić w trudnych relacjach między Ankarą a Brukselą? – pyta Karolina W. OLSZOWSKA.
Relacje Turcji i Unii Europejskiej od dłuższego czasu sklasyfikować można jako „skomplikowane”. Choć jeszcze w czasie zimnej wojny, w 1965 roku, Turcja podpisała traktat stowarzyszeniowy z Europejską Wspólnotą Węgla i Stali, w 1995 roku podpisała unię celną, a dziesięć lat później, w 2005 roku, rozpoczęła negocjacje akcesyjne z Unią Europejską, wciąż znajdowała się daleko od Unii Europejskiej. Wówczas jeszcze, na początku rządów Partii Sprawiedliwości i Rozwoju (AKP rządzi od 2002 roku), Turcja dążyła do członkostwa w UE, gotowa na ustępstwa oraz kompromisy. Jednak kolejne lata bez widocznego postępu coraz bardziej zniechęcały tureckie społeczeństwo. Datą graniczną był pucz 15 lipca 2016 roku. Represje, które po nim nastąpiły, odejście od praworządności i demokratycznych rządów ostatecznie przekreśliły szanse Ankary na członkostwo w UE.
Rok 2020 rozpoczął się od kolejnego kryzysu na linii Turcja – Unia Europejska. Na przełomie lutego i marca (zbiegło się to z atakiem na tureckich żołnierzy w Syrii oraz zaostrzeniem relacji pomiędzy Ankarą i Moskwą) Turcja „otworzyła” granice z państwami europejskimi dla migrantów, którzy przebywali na jej terytorium. Nikt nie miał wątpliwości, że był to po prostu szantaż. Mimo że początkowo zapewniano, iż Turcja pozwoli migrantom podejmować decyzje samodzielnie – nie będzie ich zatrzymywała, ale również nie będzie ich zmuszała do wyjazdu – migranci byli dowożeni w rejon granicy z Grecją autobusami. Równocześnie na granicy zareagowały Grecja i Frontex, nasiliła się pierwsza fala pandemii, zamknięto granice.
Polityka uśmiechów?
.W wyniku tego, że Unia Europejska przeciwstawiła się napływowi migrantów – a także innych wydarzeń, jak eskalacja napięcia z Grecją i Cyprem dotycząca podziału wpływów w rejonie wschodniej części Morza Śródziemnego, a w szczególności wydobywania surowców z jego dna, czy zaognienie się relacji z Francją, choćby w związku z odmiennymi interesami w Libii – Turcja musiała zweryfikować swoją politykę w stosunku do Unii Europejskiej. W końcu nawet Niemcy – które ze względu na znaczącą mniejszość turecką bardzo dbają o dobre relacje z Ankarą – dały sygnał, że Bruksela powinna zaostrzyć postępowanie wobec Ankary. Jednoznacznie dało się zauważyć zmianę w traktowaniu Turcji. Przestała być krajem ubiegającym się o członkostwo, a zaczęła być postrzegana jako państwo, wobec którego Unia Europejska prowadzi politykę zagraniczną. Właśnie wówczas dało się zauważyć prozachodni zwrot. Wycofano do portów tureckie okręty poszukujące podwodnych złóż, a minister spraw zagranicznych Çavuşoğlu podczas wizyty w Brukseli zapewnił o chęci poprawy relacji z Unią Europejską.
Wydaje się, że Turcja w końcu zdała sobie sprawę, że metoda „kija i marchewki” stosowana przez Unię Europejską może w końcu przerodzić się w więcej „kija” niż „marchewki”.
Tym bardziej, że podczas lipcowego szczytu postanowiono, że Josep Borrell, wysoki przedstawiciel ds. polityki zagranicznej i bezpieczeństwa, ma przygotować zarówno nowe propozycje rozwiązań dotyczących wznowienia dialogu, jak i wykaz środków, którymi UE może się posłużyć, gdyby takie rozwiązanie nie przyniosło oczekiwanego rezultatu. Podczas grudniowego szczytu Rady Europejskiej nałożono na Turcję nieznaczne sankcje, dokładnie na podmioty związane z eksploracją dna morskiego. Jednak obydwie strony zdawały sobie sprawę, że sankcje mogły być dużo większe i bardziej dotkliwe dla tureckiej gospodarki.
Dochodzimy do najważniejszego aspektu zmiany polityki tureckiej wobec UE – do kwestii ekonomii. Problemy tureckiej gospodarki trwają od 2018 roku. W ubiegłym roku lira turecka zanotowała największy spadek w stosunku do dolara. Obecnie mimo poprawy za jednego dolara trzeba zapłacić 8,15 liry. Nowe porozumienie z Turcją miałoby nie tylko przynieść nowe warunki, np. modernizację unii celnej, ale również zachęcić zagranicznych inwestorów do inwestowania w kraju nad Bosforem. Pomoc gospodarcza jest Turcji potrzebna tym bardziej, że w marcu 2021 r. inflacja osiągnęła 16,19 proc., a z końcem tego samego miesiąca zaprzestano wypłacania krótkoterminowych zasiłków dla osób, których miejsca pracy zostały zlikwidowane z powodu pandemii.
Przyjazd szefów UE szansą na poprawę wizerunku prezydenta?
.Przyjazd szefów Unii Europejskiej do Ankary to dobry znak dla prezydenta Erdoğana – przede wszystkim szansa na poprawę kondycji gospodarczej państwa. Podczas spotkania w Ankarze rozmawiano jedynie o ramach dalszej współpracy, jednak jak zostało podkreślone podczas konferencji prasowej Ch. Michela i U. von der Leyen, Turcja wykazuje chęć poprawy relacji, co daje dobre perspektywy. Oprócz tematów takich jak ochrona zdrowia, ochrona środowiska oraz walka z terroryzmem, poruszono także kwestie modernizacji unii celnej, zacieśnienia współpracy gospodarczej oraz lepszej współpracy w zakresie migracji. Nie jest tajemnicą, że Turcji zależało szczególnie na zwiększeniu pomocy finansowej (czy jak to podkreśla Ankara – na wywiązaniu się finansowo z umowy z 2016 roku) dla migrantów przebywających na tureckim terytorium.
Trudno jednak wierzyć, że zwrot jest trwały. Należy tutaj zwrócić uwagę na choćby dwa aspekty – wewnętrzny, tj. koalicyjną MHP, oraz zewnętrzny, tj. relacje z Rosją. Nacjonalistyczna MHP, będąca w koalicji z AKP (i to dzięki niej partia rządząca ma większość parlamentarną), nie jest zadowolona z ponownego przystąpienia Turcji do rozmów z Grecją. Opowiada się ona raczej za ostrą polityką wobec Aten i maksymalnie dużymi zyskami we wschodnim rejonie Morza Śródziemnego. Z kolei Rosja jest aktualnie jednym z najważniejszych tureckich sojuszników. Oczywiście wszystko tutaj jest zmienne, ale Moskwę i Ankarę łączą interesy energetyczne, gospodarcze i wojskowe. Zerwanie ich bez jednoznacznego poparcia ze strony Brukseli i Waszyngtonu wydaje się mało prawdopodobne. Tym bardziej że ze strony Rosji znowu widać wzmożenie przyjacielskich gestów – minister Ławrow w wywiadzie z 31 marca 2021 r. zaznaczył, że Turcja i Rosja to sojusznicy, którzy potrafią rozwiązać wszystkie kwestie sporne.
W rozmowach turecko-unijnych powstają kolejne spory. Największy z nich dotyczy praworządności. Unijni dyplomaci wielokrotnie podkreślili, że dla UE bardzo ważne są prawa człowieka i że są głęboko zaniepokojeni wydarzeniami w Turcji – m.in. wypowiedzeniem konwencji stambulskiej, próbą likwidacji opozycyjnej HDP czy aresztowaniem byłych admirałów. Pytanie jednak, czy wpłynie to na rozmowy, czy jedynie zostało zaznaczone przez polityków. Turcja zobowiązała się do wprowadzenia rozwiązań, które mają na celu przestrzeganie praw człowieka, jednak obserwując turecką politykę wewnętrzną, można powiedzieć, że jest to mało prawdopodobne. Prezydent Erdoğan rządzi głównie dzięki utrzymaniu autorytaryzmu. Jeśli przegra wybory w 2023 roku, czeka go najprawdopodobniej Trybunał Stanu. W jego interesie jest eskalowanie polaryzacji społecznej. Z drugiej strony z tego samego powodu potrzebuje Unii Europejskiej, ponieważ jest ona szansą na poprawę sytuacji gospodarczej, a bez tego i z biedniejącym społeczeństwem jego szanse na wygranie kolejnych wyborów drastycznie maleją.
.Z perspektywy Brukseli (oraz NATO) dobrze byłoby odciągnąć Turcję od tak bliskiej współpracy z Rosją. Tak bliskim sojusznikiem UE, jak była uprzednio, Turcja raczej już nie będzie, ale choćby ze względu na strategiczne położenie, liczebność armii czy ludności byłoby lepiej, żeby była bliskim sojusznikiem szeroko pojętego Zachodu. Na jak duże ustępstwa będą gotowe iść obydwie strony? Czy prezydent Erdoğan jest w swoim postępowaniu genialny, czy nieobliczalny? Na te pytania odpowiedź przyniesie przyszłość. Jednak już teraz mogę zapewnić, że w państwie nad Bosforem znowu dużo się dzieje.
Karolina Wanda Olszowska