

Sztuka podstępu. Tylko jedna historia. Ostrzegawcza
Dlaczego tak łatwo obcemu podać się za pracownika firmy i udawać go w przekonujący sposób, nabierając nawet ludzi o dużej świadomości tego typu zagrożeń? Dlaczego tak łatwo oszukać człowieka w pełni świadomego procedur bezpieczeństwa, nawet jeśli osoba ta nie ufa ludziom, których nie zna, i dba o ochronę zasobów informacyjnych swojej firmy? – pyta Kevin D. MITNICK w „Sztuce podstępu. Łamałem ludzi, nie hasła”
Czas: wtorek, 17 października, 2:16 w nocy.
Miejsce: Skywatcher Aviation, Inc., zakład produkcyjny firmy na przedmieściach Tucson w stanie Arizona.
Leroy Greene czuł się o wiele lepiej, słysząc stukanie swoich obcasów o posadzki opuszczonych hal fabrycznych, niż spędzając długie nocne godziny na wpatrywaniu się w monitory w biurze straży przemysłowej. Nie mógł tam robić niczego poza gapieniem się na ekrany. Nie wolno mu było nawet przeczytać gazety lub zajrzeć do swojej oprawionej w skórę Biblii. Musiał siedzieć i patrzeć na zastygłe obrazy, na których nigdy nic nie chciało się poruszyć.
Chodząc po halach, mógł przynajmniej rozprostować nogi, a jeżeli pamiętał, by w chód zaangażować bardziej ręce i ramiona, to miał namiastkę gimnastyki. Choć trudno uważać coś takiego za gimnastykę dla byłego prawego napastnika najlepszej drużyny futbolowej w mieście. No cóż, taka praca.
Gdy doszedł do rogu, zmienił kierunek marszu i poszedł wzdłuż galerii, z której rozciągał się widok na kilkusetmetrowej długości halę produkcyjną. Spojrzał w dół i zauważył dwie osoby przechodzące obok rzędu helikopterów będących w trakcie produkcji. Po chwili postacie zatrzymały się i zaczęły oglądać maszyny. Dość dziwny widok, biorąc pod uwagę, że był środek nocy.
— Lepiej to sprawdzę — pomyślał.
Leroy udał się w kierunku schodów i wszedł do hali w taki sposób, żeby zajść intruzów od tyłu. Nie zauważyli go do momentu, kiedy się odezwał.
— Dzień dobry. Mogę zobaczyć panów identyfikatory? — powiedział. Leroy starał się w takich momentach używać łagodnego tonu. Zdawał sobie sprawę, że jego słuszne rozmiary mogły niejednego wystraszyć.
— Cześć Leroy — powiedział jeden z nich, odczytując imię z identyfikatora. — Tom Stilton z działu marketingu z centrali w Phoenix. Mam tu u was parę spotkań i chciałem przy okazji pokazać mojemu koledze, jak buduje się największe helikoptery na świecie.
— Dobrze. Proszę pokazać identyfikator — rzekł Leroy. Zauważył, że byli bardzo młodzi. Gość od marketingu wyglądał, jakby właśnie skończył liceum, a drugi, z włosami do ramion, na 15 lat.
Pierwszy z nich sięgnął do kieszeni po identyfikator, po czym zaczął nerwowo przeszukiwać wszystkie swoje kieszenie. Leroy zaczynał podejrzewać, że coś tu nie gra.
— Cholera — powiedział. — Musiałem zostawić go w samochodzie. Mogę przynieść, to mi zajmie dziesięć minut. Pójdę na parking i wrócę.
Leroy zdążył już wyjąć swój notes.
— Mogę jeszcze raz prosić pana nazwisko? — zapytał i uważnie zanotował odpowiedź. Następnie poprosił, aby udali się z nim do biura straży przemysłowej. Kiedy jechali windą na trzecie piętro, Tom mówił, że pracuje tu dopiero od sześciu miesięcy i ma nadzieję, że Leroy nie będzie robił mu problemów w związku z tym incydentem.
W biurze ochrony Leroy wraz z kolegami zaczęli zadawać dwójce pytania. Stilton podał swój numer telefonu i powiedział, że jego szefem jest Judy Underwood, po czym podał również jej numer telefonu. Informacje zgadzały się z danymi w komputerze. Leroy wziął swoich kolegów na stronę, aby naradzić się, co robić w tej sytuacji. Nie chcieli popełnić jakiegoś błędu. Uznali więc, że najlepiej zadzwonić do jego szefowej, nawet gdyby miało to oznaczać zbudzenie jej w środku nocy.
Leroy sam zadzwonił do pani Underwood, wyjaśnił, kim jest, i zapytał, czy pracuje dla niej pan Stilton.
— Tak — odpowiedziała w półśnie.
— Natknęliśmy się na niego w hali produkcyjnej o 2:30 w nocy bez identyfikatora.
— Proszę mi go dać do telefonu — powiedziała pani Underwood.
Stilton podszedł do telefonu i powiedział:
— Judy, przykro mi, że strażnicy musieli cię obudzić w środku nocy. Mam nadzieję, że nie będziesz mi miała tego za złe.
Chwilę słuchał i kontynuował:
— To przez to, że i tak muszę tu być rano na spotkaniu w związku z nową publikacją prasową. Przy okazji, odebrałaś e-mail na temat Thompsona? Musimy się spotkać z Jimem w poniedziałek, żeby to nie przeszło nam koło nosa. Aha, i jesteśmy umówieni na lunch we wtorek, tak?
Słuchał jeszcze chwilę, po czym pożegnał się i odłożył słuchawkę.
To zaskoczyło Leroya, bo spodziewał się, że odda mu jeszcze słuchawkę, a jego szefowa potwierdzi, że wszystko jest w porządku. Zastanawiał się, czy nie zadzwonić do niej jeszcze raz. Pomyślał jednak, że już raz ją zbudził w środku nocy. Jeżeli zadzwoniłby po raz drugi, mogłaby się zdenerwować i donieść o tym jego szefowi.
— Nie będę robił zamieszania — pomyślał.
— Mogę pokazać mojemu koledze resztę linii produkcyjnej? — zapytał Stilton Leroya. — Może pan iść z nami.
— Idźcie, oglądajcie — powiedział Leroy — tylko następnym razem proszę nie zapominać o identyfikatorze. I proszę wcześniej informować ochronę, jeżeli zamierza pan przebywać na terenie zakładu po godzinach — jest taki wymóg.
— Będę o tym pamiętał, Leroy — powiedział Stilton i obaj wyszli. Nie minęło nawet dziesięć minut, kiedy w biurze ochrony odezwał się telefon. Dzwoniła pani Underwood.
— Co to był za facet?! — dopytywała się. Powiedziała, że próbowała zadawać mu pytania, a on mówił jakieś dziwne rzeczy o lunchu. Nie ma pojęcia, kto to był.
Ochroniarz zadzwonił do strażników w korytarzu i na bramie przy parkingu. Obydwaj widzieli wychodzących kilka minut temu dwóch młodych mężczyzn.
Opowiadając później tę historię, Leroy mówił zawsze na koniec:
— Boże, myślałem, że mój szef mnie zabije. Mam szczęście, że mnie nie wyrzucił z pracy.
Kevin D.Mitnick
Fragment światowego bestsellera „Sztuka podstępu. Łamałem ludzi, nie hasła”, wyd.polskie Helion. POLECAMY w wersji eBook i Print: [LINK]