"Jeszcze o wszechogarniającym podsłuchu, podglądzie i kontroli w sieci"
.Każda próba kontrolowania nas napotyka opór i protest, szukanie uzasadnienia i wytłumaczenia, dlaczego tak się dzieje i czy jest to konieczne. Ale czy pytanie, czy tak jest zawsze i czy pojęcie kontrolowania jest uniwersalne, tak by można było sformułować jeden standard, który wykluczy podsłuchy, podglądy i kontrolę w sieci, nie jest pytaniem abstrakcyjnym?
.Jeśli porównamy poczucie prawa do prywatności w Polsce i np. w Skandynawii, to od razu zauważymy zasadniczą różnicę w pojmowaniu tych kwestii. W Polsce głęboko chowamy przed otoczeniem wszelkie informacje na swój temat i sprzeciwiamy się próbom dowiedzenia się przez innych czegoś o nas. Natomiast w Skandynawii każdy przeciętny obywatel ma prawo otrzymać z urzędu podatkowego oficjalną informację na temat np. sąsiada: czym się zajmuje, jaki ma majątek, jakie ma dochody. Ma to służyć budowie zaufania do siebie nawzajem.
W Szwajcarii osoba, która chce osiąść w danym kantonie, musi poinformować społeczność lokalną o tym, kim jest, co robi, z czego żyje, przedstawić opinię o sobie z dotychczasowego miejsca zamieszkania itp.
Co się stanie, gdy to „zaszyfruje” i gdy nie udostępni tego? W Skandynawii i w Szwajcarii zażąda się od takiej osoby, aby opuściła dany rejon i szukała sobie innego miejsca.
.W USA prawo do prywatności jest bezdyskusyjne, o ile nie narusza bezpieczeństwa lokalnego i zasad sprawiedliwości. Oto przykład: kolega opowiadał mi o swoim kilkuletnim pobycie w USA. Poznał staruszkę, która mieszkała na tej samej ulicy co on, ale miała kłopot z poruszaniem się, więc ją praktycznie codziennie przez cztery lata podwoził do domu, gdy dźwigała zakupy. Kiedy miał wrócić do Polski, okazało się, że samochód, który miał przewieźć jego dobytek na lotnisko, nie może zaparkować na ulicy ani na parkingu (był tam znak zakazu). Kolega, by sobie poradzić, umówił się, jak to Polak, z transportowcami, że załadują samochód w środku nocy. Jakież było jego zdziwienie, gdy zaczął w nocy swoją wyprowadzkę. Po 15 minutach podjechał radiowóz i policjant wręczył mojemu koledze mandat, nakazując mu natychmiastowe zabranie ciężarówki. Na pytanie: „Skąd wiedzieli?” bez jakichkolwiek zahamowań policjant odpowiedział, że otrzymali telefon od owej staruszki. Gdy rankiem kolega poszedł do staruszki, by wyrazić swoje zniesmaczenie „podkablowaniem”, staruszka powiedziała mu wprost: „O co panu chodzi? Przecież złamał pan prawo”.
.Myślę, że zawsze trzeba szukać złotego środka. Tworzenie barier powinno uwzględniać to, że są ludzie sprawiedliwi i niesprawiedliwi. Ci sprawiedliwi zwykle ponoszą zbiorową odpowiedzialność za niesprawiedliwych, a służby, które są powołane do tego, by ochraniać sprawiedliwych, stale poszukują informacji o możliwych zagrożeniach. Służby te nie są zainteresowane ujawnianiem, w jaki sposób weszły w posiadanie informacji, więc nie dziwię się, że na konkretne pytania o to, czy monitorowanie Internetu przyniosło konkretną korzyść, szefowie amerykańskich agencji federalnych nie udzielili jednoznacznych odpowiedzi, ponieważ zwyczajnie chronili źródło informacji. Ba, powiedzieli nawet, że skoro CIA nie może szukać informacji w kraju, to podsłuchuje na łączach telekomunikacyjnych poza terytorium USA. Czy z takiej wypowiedzi można wywnioskować, że tak jest na pewno? Być może. Pewnie dla nikogo nie jest tajemnicą, że w USA nie ma obowiązku meldunkowego, jest natomiast obowiązek, by po określonym czasie w przypadku przeprowadzki z jednego stanu do drugiego przerejestrować samochód i wymienić prawo jazdy. Jeśli nie dokonamy wymiany tablic rejestracyjnych i prawa jazdy, dokładnie następnego dnia po upływie terminu przychodzi lokalny policjant i nakłada na nas grzywnę. Skąd wie? Nasi sąsiedzi powiedzieli mu o nas wszystko, czego się dowiedzieli, łącznie z konkretną datą naszego przybycia do nowego miejsca zamieszkania.
.Im więcej krajów, tym więcej różnic. To wszystko może wydawać się śmieszne, ale gdy zostanie zestawione z nakładami na ochronę informacji w smartfonach i innych urządzeniach elektronicznych, to będziemy mogli zobaczyć proporcje i sposób patrzenia na ochronę prywatności w skali szerszej niż nasze spojrzenie narodowe.
Nie zapominajmy, że w wielu krajach wykształciły się całkiem odmienne niż w Polsce przeświadczenia w zakresie oceny lojalności wobec państwa. W Polsce poinformowanie czy to policji, czy organów ścigania, że ktoś popełnia przestępstwo, jest powodem do napiętnowania nas jako donosicieli, ale w innych krajach, np. w Niemczech, obywatele uważają to za swój obowiązek i każda pretensja o taką postawę budzi pogardę.
Czytając artykuły omawiające kwestię ochrony danych i prywatności, odnoszę wrażenie, że są one pisane z punktu widzenia prywatnych firm przez tych, którzy tworzą oprogramowanie szyfrujące.
.Rzeczywistość bezpieczeństwa i porządku publicznego wymaga daleko głębszej analizy niż zwykłe podejście naukowe i emocjonalne.
Z jednej strony osoby prywatne podnoszą kwestie szyfrowania danych i ich ochrony, a z drugiej strony przecież to nie służby gromadzą ogromne ilości informacji na temat klientów korzystających z różnych narzędzi internetowych — to właśnie firmy protestujące przeciwko infiltracji gromadzą te dane.
Przecież właśnie słynne ciasteczka (cookies) pozwalają na śledzenie internautów — tego, jakie strony odwiedzają i jakich haseł używają, by dostać się do swoich informacji — takim potentatom jak Microsoft, Google, Yahoo i inne. Celem jest przesył plików reklamowych w przeciwnym kierunku, z czego żyje operator danego systemu. Służby tylko wchłaniają dane zgromadzone przez firmy prywatne, udostępniane tym ostatnim przez użytkowników z całego świata. Zatem agencje rządowe nie są odbiorcą wyjątkowym, tylko jednym z wielu.
.Dlaczego nikt nie protestuje i nie szyfruje danych w celu uniemożliwienia udostępniania ich firmom prywatnym? Przecież szkody, jakie stąd wynikają, są daleko większe niż szkody wynikające z udostępniania informacji agendom rządowym. Pryzmat rozdzielający wiązkę świetlną z informacjami w światłowodzie (pozwólmy sobie na taką przenośnię) sprawia, że informacja płynie w wielu kierunkach; nie sądzę, by można to było zmienić. Jeśli te informacje będą służyły nie tylko reklamom, lecz i bezpieczeństwu narodowemu, to myślę, że to dobrze. Natomiast tworzenie iluzji, że dane są szyfrowane dla naszego dobra, jest chyba nie w porządku.
Odrębną kwestią jest kontrola nad przepływem tych informacji. Możemy sobie jasno powiedzieć, że o ile jeszcze mamy kontrolę nad służbami, o tyle kontrola nad globalnymi firmami prywatnymi jest złudzeniem. Tylko od nas zależy, co i do kogo wysyłamy i czy mamy świadomość faktu, iż przepływ informacji przez systemy teleinformatyczne nie jest przez nas w pełni kontrolowany.
Konrad Białoszewski