Krzysztof KRAKOWSKI: Największe zaskoczenie tych wyborów? Latynosi głosujący na Trumpa

Największe zaskoczenie tych wyborów?
Latynosi głosujący na Trumpa

Photo of Krzysztof KRAKOWSKI

Krzysztof KRAKOWSKI

Pracownik akademicki Uniwersytetu w Turynie, absolwent Europejskiego Instytutu Uniwersyteckiego we Florencji, Oxfordu i Uniwersytetu Warszawskiego. Studiował także w Neapolu, gdzie w roku 2015 odebrał nagrodę Ministra Sprawiedliwości Włoch za badania nt. walki z przestępczością zorganizowaną w Kolumbii. W latach 2014-15 przebywał w Kenii w ramach Misji ONZ. Bada konflikty zbrojne.

Wybory 45. prezydenta USA zaskoczyły nas wieloma niespodziankami. Obok osoby zwycięzcy i kompletnie chybionych sondaży dziwi, biorąc pod uwagę wcześniejsze relacje medialne, zupełnie nieracjonalne zachowanie wyborców latynoamerykańskich. W porównaniu z wyborami sprzed czterech lat zwiększyli oni swoje poparcie dla kandydata… republikanów

.W wyborach w 2012 roku, które dały zwycięstwo i drugą kadencję Barackowi Obamie, oddało na niego głos 71% wszystkich uczestniczących w wyborach Latynosów. Cztery lata później demokraci, z Hillary Clinton na czele, spodziewali się jeszcze bardziej spektakularnego sukcesu wśród tej mniejszości. Kandydat republikanów, Donald Trump, niejednokrotnie naraził się przecież Latynosom podczas swojej kampanii: groził wybudowaniem muru odgradzającego Amerykę Łacińską od Stanów Zjednoczonych, masowymi deportacjami nielegalnych imigrantów z terenu USA, obrażał Meksykanów, a jego wizyta w tym kraju wywołała polityczne trzęsienie ziemi i kryzys w meksykańskim rządzie.

Tymczasem ku zaskoczeniu wszystkich Donald Trump zdobył więcej latynoamerykańskich głosów niż poprzedni kandydat republikanów, Mitt Romney. Poparcie dla demokratów spadło wśród latynoskich wyborców o 7%. Co więcej, jest to ich najgorszy wynik wśród latynoskiej mniejszości od wyborów w 2004 roku.

Dlaczego mimo otwartej nieprzychylności dla Latynosów Donaldowi Trumpowi udało się zdobyć ich poparcie?

.Na pierwszy rzut oka nie widać w tym żadnej logiki. Zastanówmy się jednak, dlaczego Latynosi nie mieliby zagłosować na Donalda Trumpa. Czy mieli podstawy, żeby obawiać się jego gróźb? Wydaje się, że nie, przynajmniej nie ci, którzy uczestniczyli w wyborach. Skoro bowiem na wybory poszli, oznacza to, że są uprawnionymi do głosowania obywatelami USA, nie groziłaby im zatem żadna deportacja, gdyby Donald Trump postanowił wprowadzić w życie plany z czasów kampanii wyborczej. Moim zdaniem nie groziłaby również deportacja ich rodzinom, które dzięki pomocy krewnych — obywateli USA — najpewniej już dawno uregulowały swój status imigracyjny lub w krótkim czasie są w stanie go uregulować.

Komu w takim razie groziłoby restrykcyjne podejście do prawa imigracyjnego? Przede wszystkim tym, którzy chcieliby przyjechać do Stanów, ale jeszcze tego nie zrobili, oraz tym, którzy już przyjechali, ale jeszcze nie uregulowali swojego statusu imigracyjnego. Ci jednak z tych właśnie względów w wyborach nie mogli wziąć udziału.

Dlaczego latynoamerykańscy wyborcy w Stanach nie bronili interesów tej zagrożonej grupy? Z jednej strony łączą ich przecież te same korzenie, język i dziedzictwo historyczne, co powinno wpływać na naturalną sympatię w tej grupie kulturowej. Z drugiej jednak strony Latynosi zagrożeni przez wybór Donalda Trumpa to główna konkurencja na rynku pracy dla tych Latynosów już głosujących w wyborach. Przedstawiciele obu grup pracują przecież w podobnych zawodach i robią interesy w podobnych sektorach gospodarki.

Z punktu widzenia głosującego (i pracującego) Latynosa antyimigracyjny program Donalda Trumpa to nie groźba, ale obietnica! Obietnica potencjalnie stabilnych zarobków i uregulowanej konkurencji na rynku pracy. Pamiętajmy, że wielu Latynosów mieszkających w USA wykonuje pracę w zawodach niewymagających wysokich kwalifikacji. Z tego też powodu bardzo łatwo ich zastąpić innymi, tańszymi pracownikami. Paradoksalnie — proimigracyjna polityka Hillary Clinton, jak również „łagodne” traktowanie nielegalnych imigrantów z Ameryki Łacińskiej pogarszają pozycję zawodową pracujących (i głosujących) Latynosów — zwiększają bowiem podaż taniej siły roboczej w tych sektorach gospodarki, gdzie wspólnie konkurowaliby o pracę i płacę. Polityka Donalda Trumpa proponowała dla latynoskich obywateli USA rozwiązanie i w pewnym sensie (choć niedosłownie) broniła ich interesów.

Przypomnijmy sobie też, jak Donald Trump przedstawił latynoamerykańskim wyborcom swoją żonę, Melanię Trump, która również jest imigrantką (pochodzi ze Słowenii). Zbudowana przez sztab wyborczy kandydata republikanów narracja przedstawia ją jako osobę, która ciężko zapracowała na swój amerykański paszport. Dzięki tej ciężkiej pracy Melania Trump jest dzisiaj pełnoprawną obywatelką Stanów Zjednoczonych i może być z tego dumna.

.Latynoamerykańscy wyborcy, słuchając opowiadań Donalda Trumpa o jego żonie, mogli rozpoznać w niej swoje własne historie. Może też wreszcie poczuli się wyróżnieni i docenieni przez kandydata na prezydenta. Wielu z nich do tej pory nie zarobiło dużych pieniędzy i nie było ich jeszcze stać na kupno własnego domu. Tym bardziej ucieszyli się, że ktoś im wreszcie powiedział, że osiągnęli sukces — osiągnęli go, zdobywając amerykańskie obywatelstwo. Słuchając Donalda Trumpa, usłyszeli także, że ciężko zapracowali na ten sukces i że powinni go teraz bronić. Nie zgodzą się zatem na to, żeby to, co osiągnęli kosztem wielu wysiłków, poświęcenia i talentu, było nagle łatwo dostępne dla wszystkich — a zatem mniej wartościowe.

Jeżeli spojrzymy w ten sposób na powody, dla których latynoamerykańscy wyborcy przesunęli się w stronę Donalda Trumpa, oddalając się od demokratów, ich decyzja staje się bardziej zrozumiała. Z punktu widzenia własnych interesów zachowali się w pełni racjonalnie, chociaż niekoniecznie solidarnie z byłymi rodakami.

Krzysztof Krakowski

Materiał chroniony prawem autorskim. Dalsze rozpowszechnianie wyłącznie za zgodą wydawcy. 10 listopada 2016
Fot.Shutterstock