Nie wiem, czy była to najlepsza operacja wywiadowcza Rosji od czasu wykradzenia przez Rosenbergów sekretów bomby atomowej, jak chce David Frum, czy takie słowa są typową operacją zniesławiającą, wymyśloną przez demokratów. Wiem jedno: przez świat idzie rebelia.
.Rebelia wkurzonych. Wkurzonych na to, że się o nich nie pamięta. Wkurzonych, że się ich nie słucha. Wkurzonych, że nie mają szansy wykrzyczenia, bo już od dawna nie mają najmniejszej nawet szansy wypowiedzenia swojego zdania. Wkurzonych, bo niemających nic do gadania.
Rebelia zawiedzionych. Zawiedzionych po kolejnych, kolejnych i jeszcze kolejnych wyborach, po których miało być inaczej. Po wyborach, których hasłem była przecież ZMIANA. Po wyborach, w których startowali ludzie, którzy mówili, że ich rozumieją i że zrobią wszystko, aby ich nie zawieść.
Rebelia oburzonych. Oburzonych na pazerność, zwyczajną głupotę, wykorzystywanie stanowisk, oderwanie się od ludzi, zapomnienie, że to dzięki nim, dzięki ich głosowi wyborczemu są tam gdzie są. Oburzonych na pustosłowie, frazesy, grę emocjami ze strony klasy politycznej. Wciąż zresztą tej samej, niezmiennej od dziesięcioleci.
Rebelia zbuntowanych. Rozumiejących więcej, niż mówią kanały mainstreamu. Otwartych na informacje i poszukujących wiedzy. Zbuntowanych przeciw GMO, TTIP, CETA, organizujących się przeciw nieposzanowaniu podstawowych zasad cywilizacji, szacunku dla wypracowanego dobra wspólnego, trójpodziału władzy. Wychodzących na ulice. Mających nowe media do samoorganizowania się. Tworzących lekkie, zwinne struktury bez łatwych do wyłapania i zatrzymania (skorumpowania bądź wyeliminowania) przywódców.
Rebelia przegranych. Pozbawionych pracy, którą mają inni. Pracy, którą zabrali im inni. Obcy. Dlatego, że mają inny kolor skóry albo urodzili się w lepszych rodzinach, albo po prostu tylko dlatego stanowią część kasty, establishmentu. Przegranych tak bardzo, że nie mają nie tylko od pierwszego do pierwszego, ale w ogóle nie mają już niczego. I niczego już większego ani trwalszego mieć nie będą. Nigdy nie nadrobią dystansu, nie osiągną tego poziomu, który mają tamci, dla których śpiewa Beyoncé.
Rebelia zapomnianych. Tych, do których nikt nie dociera z gazetami (bo po co?), sondażami (i tak wiadomo, że nie przyjmą, nie odpowiedzą), tych, z którymi strasznie trudno jest nawiązać rozmowę wolontariuszom kampanii, bo nie wiadomo, czego właściwie chcą, co można by im za ten ich głos dać. Przepraszam: obiecać.
Rebelia sfrustrowanych. Utwierdzanych w przekonaniu, że nic nie mogą i niczego nie powinni. Ani robić, ani oczekiwać. Jeśli chcą, mogą się ruszyć z domów i pójść, i zagłosować, każdy może. Choć ich głos niewiele znaczy. Ale jeśli chcą, to mogą oczywiście pójść, takie są ich prawa zapisane w konstytucji.
Więc poszli i zagłosowali.
Eryk Mistewicz
9 listopada 2016 r.