Ks. Andrzej DOBRZYŃSKI: Synodalna demokracja w Kościele?

Synodalna demokracja w Kościele?

Photo of Ks. Andrzej DOBRZYŃSKI

Ks. Andrzej DOBRZYŃSKI

Ksiądz, teolog, absolwent Uniwersytetu Nawarry, dyrektor Ośrodka Dokumentacji i Studium Pontyfikatu Jana Pawła II w Rzymie. Ostatnio opublikował książkę „Synodalność Kościoła niepodzielonego”.

zobacz inne teksty Autora

Jestem przekonany, że w odniesieniu do demokracji w Kościele powinno się kontynuować prowadzoną od Vaticanum II debatę, a nie sprawiać wrażenie odkrycia nowej rzeczywistości w postaci synodalności, do której dostępu bronili konserwatywni papieże Jan Paweł II i Benedykt XVI – pisze ks. Andrzej DOBRZYŃSKI

Wraz z synodem o synodalności powrócił postulat demokratyzacji Kościoła. Problematyka ta nie jest nowa w katolicyzmie, stanowi pokłosie debaty nad relacją Kościoła do świata. Wystarczy wspomnieć dyskusję prowadzoną głównie na Zachodzie, począwszy od lat 60. ubiegłego wieku. Wzięło w niej udział wielu wytrawnych teologów i myślicieli. Obecnie temat ten dyskutowany jest przez młodsze pokolenie teologów, o czym świadczą pojawiające się publikacje.

Warto przypomnieć pokrótce historię zagadnienia i główne wątki wcześniejszej debaty na temat demokratyzacji Kościoła, by odnieść się do kilku aktualnych propozycji.

Historia obalenia muru nieufności

Problematyka demokracji w Kościele, a ściślej mówiąc, pewnych jej elementów wiąże się z jego ustrojem. W pierwszym millennium, kiedy ten ustrój jawił się przede wszystkim jako komunia Kościołów lokalnych i pięciu patriarchatów, elementy demokratyczne przewijały się w działalności synodalnej i kolegialnej, zwłaszcza biskupów, ale także prezbiterów i świeckich.

Od podziału chrześcijaństwa w XI w. w Kościele łacińskim umocnił się ustrój prymacjalny, z monarchiczną władzą papieża. Elementy demokratyczne doszły do głosu w koncyliaryzmie w XV w. Natomiast kontrreformacja i Sobór Trydencki umocniły monarchiczny ustrój Kościoła. Robert Bellarmin tłumaczył, że monarchia najbardziej odpowiada Kościołowi, ponieważ władza sprawowana przez papieża i biskupów pochodzi od Chrystusa, a nie od ludu. Nie ulega jednak wątpliwości, że władza kościelna kształtowała się przez wieki pod wpływem panujących ustrojów feudalnego i monarchicznego.

Od Wielkiej Rewolucji Francuskiej w końcu XVIII w., przez szereg rewolucji narodowych i społecznych, wraz z ideałami Oświecenia wyłonił się nowy świat polityczny, niejednokrotnie wrogi wobec Kościoła. W każdym razie mur nieufności wznoszony był przez obie strony. Stolica Apostolska wciąż była przywiązana do ancien régime, do dawnego związku ołtarza z tronem, sprzeciwiając się nie tylko próbom „ochrzczenia” demokracji, ale także wolności wewnątrz Kościoła. Widziano go w relacji do świata jako „oblężoną twierdzę”. Tymczasem rozwój nauki i techniki oddziaływał na nurty intelektualne katolicyzmu dążące do poszerzenia spektrum krytycznego myślenia, torując drogę odnowie teologicznej.

Zbliżenie Kościoła do ideałów demokratycznych nastąpiło głównie na skutek rozwijania katolickiej nauki społecznej i odnowy intelektualnej katolicyzmu inspirowanych przez Leona XIII (1878–1903). Wpływ na to zbliżenie miały także wojny światowe i sprzeciw Kościoła wobec totalitaryzmów. Na skutek tych doświadczeń Kościół stał się rzecznikiem praw człowieka i praw narodów, a także sojusznikiem opozycji demokratycznych w krajach komunistycznych i rządzonych przez dyktatury. Postawa ta zyskała podbudowę w doktrynie Soboru Watykańskiego II (1962–1965), zwłaszcza w deklaracji o wolności religijnej Dignitatis humanae i w konstytucjach o Kościele Lumen gentium oraz Gaudium et spes. Do przełamania muru nieufności przyczyniły się również studia z filozofii politycznej prowadzone w środowiskach katolickich.

Na relacje Kościoła i demokracji wpływały uwarunkowania historyczne i polityczne, że te relacje wiązały się z rozumieniem wolności i że kwestia stosunku Kościoła do demokracji politycznej łączyła się z dążeniem do wolności wewnątrz samej instytucji, z kwestią emancypacji. Postulat demokratyzacji uderzył w Kościół niczym wichura na fali rewolucji 1968 r. Domagano się „więcej wolności w Kościele”, zarówno w jego strukturach, jak i w działalności duszpasterskiej, w nauczaniu i obyczajach. Na pytanie: „Jak dalece można zdemokratyzować Kościół?”, odpowiedź wielu brzmiała: „Ograniczenia nie istnieją”.

Debata posoborowa

W dyskusji po zakończeniu Vaticanum II wzięły udział znane autorytety, jak choćby Karl Rahner, Joseph Ratzinger, Hans Maier, Giuseppe Alberigo, Paul Valadier, Hervé Legrand, Karl Lehmann czy Eugenio Corecco i wielu innych. Słusznie zauważono, że tematu demokracji nie można zamknąć w pojęciach autonomii i wyzwolenia od zasad i norm. Należy wyjść z „getta emancypacji”, czyli nieustannego domagania się większej wolności np. w badaniach teologicznych, przy wyborze biskupów czy w etyce seksualnej.

Nie można mówić o demokracji abstrakcyjnie, lecz należy wskazywać na konkretne formy jej realizacji, na procesy i prawa, które nią kierują. Nie chodzi o skopiowanie świeckiego systemu i zaaplikowanie go Kościołowi. Trzeba dostrzec elementy demokratyczne, które istnieją w Kościele lub też dochodziły do głosu w jego długiej historii, by twórczo skorzystać z dzisiejszej demokracji, pozostając wiernym Tradycji i tożsamości Kościoła.

Z punktu widzenia historii eklezjologii nie do utrzymania są jednoznaczne stwierdzenia, że Kościół jest monarchią, arystokracją czy demokracją, ponieważ jego natura nie utożsamia się ze społecznością świecką, choć jest z nią związana. Stąd w dyskusji podkreślono, że należy spotęgować bardziej oddziaływanie elementów demokratycznych w Kościele, niż mówić o zdemokratyzowaniu Kościoła. Zdawano sobie także sprawę, że „radykalizacja zachodnich ideałów demokratycznych” może przybrać formy antychrześcijańskie. Kościół jest społecznością różną od demokracji. W niej suwerenem jest Chrystus, a nie naród czy lud. Kościół nie jest dla siebie, lecz dla zbawienia ludzi. Władza kościelna i urzędy pochodzą w swojej istocie z nadania Bożego i służą Ewangelii. Przynależność do Kościoła jest wolnym wyborem ludzi, a zasady życia w nim wynikają z prawd objawionych.

Choć nie można stawiać znaku równości między Kościołem a demokracją, to jednak istnieją punkty zbieżne, jak na przykład wizja Kościoła jako ludu Bożego, w której wyraża się równość wszystkich i każdy ochrzczony jest podmiotem praw i obowiązków, włącza się w życie wspólnoty na zasadzie uczestnictwa, dzielenia charyzmatów i odpowiedzialności. Podobnymi punktami zbieżnymi są kolegialność biskupów zarządzających diecezjami i całym Kościołem wraz z papieżem, a także wspólnotowy charakter urzędów i posług, aktywna rola świeckich czy też działalność synodalna.

Struktury synodalne

Rahner zaproponował utworzenie synodów narodowych, które byłyby najwyższymi organami zarządzającymi i którym musieliby się podporządkować biskupi. Zgromadzenie tych kościelnych parlamentów byłoby „kalką” parlamentów demokratycznych, gdzie decyzje podejmuje się większością głosów. Ratzinger odpowiedział, że jest to idea niezgodna z Nowym Testamentem, w którym decyzje podejmowali „Apostołowie i starsi” (Dz 15,6 i 22), choć decyzje były podejmowane publicznie i świeccy brali w tym aktywny udział. Przewodniczenie Kościołowi wiąże się ściśle z sukcesją apostolską i sakramentem święceń, a nie z systemem polityczno-administracyjnym. Ratzinger i Maier we wspólnej publikacji Demokracja w Kościele, która ukazała się 1970 r., krytycznie odnieśli się do pomysłu kierowania działalnością Kościoła za pomocą „powszechnego synodalnego regimentu”, regulującego wszystko. W znacznym stopniu odzwierciedlałoby to praktykę protestancką. Autorzy zwrócili uwagę na możliwość manipulacji przez uczynienie tak rozumianego synodu głosem wszystkich wierzących, choć w rzeczywistości jest to niemożliwe.

Członkowie synodu nie posiadają mandatu ludu, by jak posłowie w parlamencie podejmować decyzję, lecz są świadkami wiary. Podczas synodu nie chodzi o wykazanie się sztuką przekonywania czy o przeforsowanie nowego rozwiązania, lecz o wspólne odkrycie odpowiedzi wiary i wyrażenie jej w formie odpowiadającej konkretnej epoce. Celem synodu jest konsensus w kwestii wiary zgodny z Tradycją, wyrażony wolą zgromadzenia i przyjęty przez lud Boży w drodze późniejszej recepcji postanowienia. Z tego wynika istotna rola biskupów jako nauczycieli wiary, co nie oznacza marginalizacji świeckich lub pomniejszania roli głosu doradczego.

Przed upodobnieniem działalności synodalnej do systemu demokratycznego przestrzegał m.in. Corecco. Natomiast Legrand dostrzegał w niej platformę transportującą wartości demokratyczne, takie jak wpływ świeckich na formowanie prawa kościelnego, zwiększenie roli kobiet czy wolność debaty publicznej w Kościele. Valadier uważał, że praktyka synodalna przyczyni się nie tylko do szerokich konsultacji i pewnego rodzaju równoważenia się władzy rządzenia i kompetencji, ale również do wiarygodności Kościoła.

Zauważano już wtedy iluzję traktowania synodalnej demokratyzacji jako „panaceum” na słabości Kościoła i drogę do sukcesów. Zwrócono uwagę na niebezpieczeństwo zacierania różnicy między urzędem hierarchicznych i rolą świeckich oraz na skupienie przesadnej uwagi na reformach struktur kościelnych ze stratą dla apostolstwa. Trafnie zauważył Lehmann, że ogólny postulat demokratyzacji winien łączyć się z propagowaniem kultury współuczestnictwa i współodpowiedzialności, inaczej zostanie on zredukowany do zabiegów o władzę.

Aktualna dyskusja o synodalnej demokracji

Obecnie postulat demokratyzacji Kościoła wiąże się z mocną zachętą papieża Franciszka, by Kościół uczynić bardziej synodalnym, by dokonać w nim zdrowej decentralizacji i aktywizować działalność świeckich. Trwająca dyskusja przynosi wiele ciekawych refleksji. Akcent kładzie się na wizji Kościoła jako ludu Bożego i na pojęciu sensus fidei, tj. zmysłu wiary wszystkich wiernych, który upoważnia ich, by być także głosem decyzyjnym w Kościele. Zwrócę jednak uwagę na kilka zagadnień, które wzbudziły we mnie pewne obawy.

Znacząca część wypowiedzi teologów poświęcona jest właśnie kwestii podejmowania decyzji. Wspomnę m.in. kard. Francesca Coccopalmerio, który rozważa wzmocnienie głosu decyzyjnego świeckich. Można odnieść wrażenie, że synodalność ostatecznie chce się sprowadzić do zarządzania, do kwestii sprawowania władzy w Kościele.

Może z takiego ujęcia pochodzi zaskakujący zarzut, że synodom, które odbywały się po Vaticanum II, brakowało synodalności, począwszy od Synodu Biskupów po synody diecezjalne. Donata Horak sugeruje, że obawa przed demokratyzacją Kościoła spowodowała to, że synody te zamiast stać się kościelnymi parlamentami, gdzie dokonują się wymiana myśli, konfrontacja z problemami i podejmuje się decyzje, zamieniano w „inscenizację” communio Kościoła i powierzchowny dialog („Sinodo, democrazia, opinione pubblica”, „Credere Oggi” n. 42/1).

Jestem przekonany, że w odniesieniu do demokracji w Kościele powinno się kontynuować prowadzoną od Vaticanum II debatę, a nie sprawiać wrażenie odkrycia nowej rzeczywistości w postaci synodalności, do której dostępu bronili konserwatywni papieże Jan Paweł II i Benedykt XVI. Jest to uproszczenie. Nie należy wykorzystywać synodalności do bardziej lub mniej otwartej krytyki pontyfikatów wspomnianych papieży. Trzeba obecne rozbudzenie synodalne kształtować raczej jako kontynuację poprzednich pontyfikatów, a nie przeciwstawienie. Tym bardziej że celem synodalności jest recepcja Vaticanum II i ewangelizacja.

Papież Franciszek uważa, że Kościół synodalny, którego działanie będzie bardziej transparentne, stanie się antidotum na przejawy nadużywania władzy przez duchowieństwo. „Klerykalizację”, czyli te wynaturzenia, widzi się jako słabości urzędu hierarchicznego Kościoła. W związku z tym pisze się o potrzebie „synodalnego nawrócenia” ludzi, ale także instytucji i struktur m.in. przez wprowadzenie elementów kontroli demokratycznej (np. Ugo Sartori, „Sinodalità tra democrazia e populismo”). Obawiam się, że takie zaufanie do skuteczności mechanizmów demokratycznych jest utopijne, że potrzeba bardziej pozytywnego podejścia do reform w Kościele, m.in. przez kształtowanie kościelnych autorytetów na podstawie kwalifikacji moralnych, duchowych i intelektualnych.

.Historia problematyki demokracji w Kościele, debata tocząca się od Soboru Watykańskiego II i ta trwająca obecnie upoważniają do tego, by wsłuchać się dobrze, co mówią Tradycja i dzieje chrześcijaństwa. W Kościele jest wiele autentycznych elementów demokratycznych, które należy rozwinąć, jak np. instytucje synodalne. Nie znaczy to, że nie należy krytycznie korzystać z osiągnięć demokracji politycznych. W realizacji tego żmudnego dzieła należy unikać tworzenia utopii, a kształtując oblicze współczesnego Kościoła, nie zagubić, lecz uwydatnić jego tożsamość.

Ks. Andrzej Dobrzyński

Materiał chroniony prawem autorskim. Dalsze rozpowszechnianie wyłącznie za zgodą wydawcy. 2 lipca 2022