Ks. Henryk ZIELIŃSKI: Jak z krzyża zmartwychwstanie

Jak z krzyża zmartwychwstanie

Photo of Ks. Henryk ZIELIŃSKI

Ks. Henryk ZIELIŃSKI

Duchowny rzymskokatolicki, kanonik, prałat. Redaktor naczelny tygodnika katolickiego „Idziemy”.

Prorok zabity przemawia znacznie głośniej. I jeżeli tak się dzieje, to jest to niewątpliwie znak, że ten zabity był rzeczywiście prorokiem Pana”. Ksiądz Popiełuszko po śmieci przemawiał i przemawia donośniej niż za życia – pisze ks. Henryk ZIELIŃSKI

.Wiadomość o porwaniu ks. Jerzego Popiełuszki dotarła do nas od razu 19 października 1984 r. Byłem wówczas diakonem, kilka miesięcy przed święceniami kapłańskimi. Księdza Popiełuszkę znałem tylko z widzenia i słyszenia. Wśród naszych seminaryjnych wychowawców byli jego rocznikowi koledzy: ks. prof. Ryszard Rumianek i ks. Wiesław Kądziela. Praktyki duszpasterskie odbywałem pod okiem ks. Wiesława Kalisiaka w Aninie, gdzie niewiele wcześniej ks. Popiełuszko był wikariuszem. Starszym kolegą ks. Popiełuszki z Suchowoli był proboszcz mojej rodzinnej parafii ks. Sylwester Sienkiewicz. Bliskie relacje z ks. Jerzym utrzymywali moi seminaryjni koledzy: piszący na s. 12 ks. prof. Jan Sochoń oraz zmarły przed paru laty ks. Andrzej Woronowicz, zwany przez nas z tego powodu „Woronuszką”. Celebrans comiesięcznych Mszy za Ojczyznę był stale obecny w naszych rozmowach.

Wciąż mieliśmy nadzieję, że jakiś „dzielny sierżant MO” odnajdzie ks. Popiełuszkę żywego. Nadzieje opadły, kiedy wyszło, że to oficerowie Służby Bezpieczeństwa PRL są bezpośrednimi sprawcami jego uprowadzenia. Tym, który uczestniczył potem w rozpoznaniu i odebraniu jego ciała ze szpitala akademickiego w Białymstoku po sekcji zwłok, był mój były proboszcz ks. Edward Żmijewski. To on zrobił zdjęcia zmasakrowanego ks. Jerzego, zanim opieczętowano trumnę. Mimo szarpaniny z milicjantami nie pozwolił sobie wyrwać aparatu. Dzięki temu przerażające obrazy trafiły do „Paris Match” i innych światowych mediów.

Potem był pogrzeb, który przerodził się w ponadmilionową religijno-patriotyczną manifestację. Ostatni raz Warszawa widziała coś takiego trzy lata wcześniej, gdy na placu Zwycięstwa żegnała Prymasa Tysiąclecia. To, co się stało później, trafnie ujął ks. Kazimierz Kalinowski: „Ci, którzy zabijają proroka, zawsze popełniają ten sam błąd. Chcą, aby drażniący głos zamilkł na zawsze. A tymczasem głos proroka zabitego słychać o wiele dalej niż głos proroka żywego. Prorok zabity przemawia znacznie głośniej. I jeżeli tak się dzieje, to jest to niewątpliwie znak, że ten zabity był rzeczywiście prorokiem Pana”. Ksiądz Popiełuszko po śmieci przemawiał i przemawia donośniej niż za życia.

Duszpasterzem robotników został niejako z przypadku. Nie miał akurat żadnych zajęć, kiedy do parafii św. Stanisława Kostki na warszawskim Żoliborzu przyjechał delegat kurii, szukając księdza, który odprawi Mszę Świętą dla strajkujących hutników. Popiełuszko był w tej parafii rezydentem ze względu na kiepski stan zdrowia. Nie skończyło się na jednej Mszy. Ksiądz Jerzy miał dla nich czas, były spowiedzi, rozmowy i kolejne Msze. To z nich wyrosły potem sławne Msze za Ojczyznę, gromadzące robotników, intelektualistów, przedstawicieli opozycji, twórców kultury, aktorów i studentów – także niewierzących. Ksiądz Popiełuszko stawał się dla nich autorytetem. Słuchali jego kazań, mówionych prostym językiem, składających się w dużej mierze z cytatów z nauczania św. Jana Pawła II i bł. Stefana Wyszyńskiego. Nagrania tych kazań krążyły potem w podziemnym obiegu.

Dla komunistycznej dyktatury stał się ks. Popiełuszko wrogiem numer jeden. Nie przez to, co mówił, bo inni mówili składniej, mądrzej lub bardziej wojowniczo. Ale to za nim szły tysiące Polaków. Był obiektem seansów nienawiści ówczesnego rzecznika rządu Jerzego Urbana, celem esbeckich prowokacji, zamachów, przesłuchań i innych represji. Kardynał Józef Glemp, żeby ratować ks. Jerzego, postanowił wysłać go na studia do Rzymu. Nie chciał jednak brać na siebie pretensji robotników, że zabiera im kapelana, dlatego oczekiwał, że ks. Popiełuszko poprosi o to na piśmie. Ale on odmówił, nie chciał pozostawiać swoich owiec, których zapachem przesiąkł. Wyszła wtedy jego niezłomność i wierność pasterskim zobowiązaniom, choć czuł, że pisane jest mu męczeństwo. W nim bowiem „Bóg wybrał to, co głupie w oczach świata, aby zawstydzić mędrców, wybrał to, co niemocne, aby mocnych poniżyć” (zob. 1 Kor 1, 27).

.Dziś możemy powiedzieć, parafrazując św. Jana Pawła II: „Z tej śmierci wyrosło dobro, jak z krzyża zmartwychwstanie”. Jednogłośne przyjęcie przez Senat RP uchwały upamiętniającej 40-lecie męczeństwa ks. Jerzego, ponad podziałami na polskiej scenie politycznej, wskazuje, że z tej śmierci wciąż rodzi się dobro.  

Ks. Henryk Zieliński
Tekst ukazał się pierwotnie w Tygodniku „Idziemy” [LINK].

Materiał chroniony prawem autorskim. Dalsze rozpowszechnianie wyłącznie za zgodą wydawcy. 18 października 2024