Ewa K. CZACZKOWSKA, Tomasz WIŚCICKI: Dlaczego zamordowano ks. Jerzego Popiełuszkę?

Dlaczego zamordowano ks. Jerzego Popiełuszkę?

Photo of Ewa K. CZACZKOWSKA

Ewa K. CZACZKOWSKA

Dziennikarka, historyk. Przez wiele lat pracowała w „Rzeczpospolitej”. Adiunkt w Instytucie Edukacji Medialnej i Dziennikarstwa UKSW. Autorka książek m.in. „Kardynał Wyszyński. Biografia”, „Siostra Faustyna. Biografia Świętej”, „Cuda Świętej Faustyny”. Laureatka nagrody dziennikarskiej im. Biskupa Chrapka „Ślad” oraz czterech Feniksów - nagrody Wydawców Katolickich.

Ryc.: Fabien Clairefond

zobacz inne teksty Autorki

Photo of Tomasz WIŚCICKI

Tomasz WIŚCICKI

Publicysta, redaktor, z wykształcenia prawnik i historyk. Autor m.in. wywiadu rzeki z o. Maciejem Ziębą "Biel z dodatkiem czerni".

Ksiądz Jerzy Popiełuszko zwalczany był przez komunistów jako polityczny przeciwnik – zginął jako świadek Chrystusa – piszą Ewa CZACZKOWSKA i Tomasz WIŚCICKI

.W interpretacji Jaruzelskiego i Kiszczaka, ich grupa – „reformatorów” – padła ofiarą prowokacji ze strony „dogmatyków”, „partyjnego betonu”. Hipoteza walk frakcyjnych zasługuje na uwagę. Wyjaśnia ona, dlaczego postanowiono ujawnić przynajmniej bezpośrednich sprawców oraz wydelegować ich do więzienia. Poza tym jest faktem, że w latach osiemdziesiątych w kierownictwie partyjnym istniały napięcia na tle sposobu wychodzenia z kryzysu, w jaki zabrnął komunizm. Niewątpliwie linia Jaruzelskiego i Kiszczaka, u której końca był pomysł podzielenia się władzą przy Okrągłym Stole – bo nie oddania władzy, tego bynajmniej nie planowano – miała swoich wewnętrznych oponentów.

Z drugiej strony – podział komunistów na „beton” i „liberałów” jest stary jak sam komunizm i musi budzić nieufność. Przez cały czas wykorzystywano go do mamienia społeczeństwa – u siebie i za granicą – i do zdobywania poparcia dla „liberałów” przy pomocy groźby, że na władzę tylko czyhają „twardogłowi”. Poza tym nader często okazywało się, że „liberałowie” robią właściwie to, co zrobiliby „twardogłowi” – oczywiście tylko dlatego, że muszą, żeby nie było jeszcze gorzej…

.Na rok 1984 przypada istotna faza usuwania z kolejnych stanowisk poprzednika Czesława Kiszczaka na stanowisku ministra – Mirosława Milewskiego. Kolejna faza jego eliminowania przypadła właśnie na okres mordu na księdzu Jerzym. Milewskiemu w tym czasie wypomniano – z kilkunastoletnim opóźnieniem – aferę „Żelazo”, skandal zupełnie niebywały, nawet jak na standardy komunistycznych służb specjalnych. PRL-owski wywiad zorganizował mianowicie w Europie Zachodniej regularną bandę rabunkową dla zdobywania środków. W dodatku łupy w dużej części nie trafiły na fundusz operacyjny, tylko do prywatnych kieszeni towarzyszy wysokiego stopnia.

Dziś wiemy, że 25 października 1984, a więc sześć dni po zamordowaniu księdza Popiełuszki, podczas dyskusji w URM z udziałem generała Jaruzelskiego i jego najbliższych współpracowników – generała Michała Janiszewskiego, pułkownika Kołodziejczaka i majora Wiesława Górnickiego – wszyscy trzej zgodnie uznali Milewskiego za jedynego możliwego politycznego inspiratora porwania i opowiedzieli się za jego natychmiastowym usunięciem ze stanowiska sekretarza KC PZPR. Reakcja przywódcy była bardziej zniuansowana. Jak zapisano w protokole, „podzielając dezaprobatę zebranych dla działalności towarzysza Milewskiego i nie podając w wątpliwość politycznej, a być może i osobistej odpowiedzialności tow. Milewskiego za uprowadzenie, a być może i morderstwo na osobie ks. J. Popiełuszki, sprzeciwił się jednocześnie podejmowaniu decyzji personalnej w stosunku do niego na XVII Plenum KC”. Generał patrzył szerzej i obawiał się naruszenia skomplikowanej personalnej równowagi na szczytach aparatu. Można się zastanawiać, na ile zebranymi kierowała rzeczywiście chęć ukarania inspiratora zbrodni, a na ile uznali to za dobry pretekst do pozbycia się go.

W aparacie trwały więc wówczas walki i jest wysoce prawdopodobne, że ksiądz był pionkiem w tej grze. Traktowanie jednak Kiszczaka jako nieledwie obrońcy księdza Popiełuszki, przy którym włos by mu z głowy nie spadł, gdyby nie – skądinąd rzeczywiście wyjątkowo złowroga – postać Milewskiego, robi wrażenie absurdu. Otwarta pozostaje kwestia związku ze zbrodnią kierownictwa politycznego. Jeśli wokół przygotowań do śmierci księdza toczyła się jakaś gra, jest nieprawdopodobne, żeby nie sięgała na poziom polityczny, ponad MSW. W tej sprawie jednak skazani jesteśmy jedynie na spekulacje.

.Inna hipoteza wiąże zamordowanie księdza z działaniem sowieckich służb specjalnych. Po tym, co usłyszeliśmy w latach dziewięćdziesiątych, można powiedzieć na ten temat dwie rzeczy: po pierwsze – że udział KGB jest wysoce prawdopodobny, po drugie – że bardzo niewiele ponadto da się powiedzieć.

Zmieniające się rewelacje Piotrowskiego na temat jego kontaktów z KGB w większości nie zasługują na wiarę, niektóre są wręcz absurdalne, jednak jego związki ze Wschodem są bardziej niż prawdopodobne.

Mecenas Olszewski zapamiętał, że w materiałach śledztwa były dane z biura paszportowego o służbowych wyjazdach Piotrowskiego do Moskwy, a także informacje o jego koncie dewizowym, w rublach. W materiałach, które trafiły do sądu, już tego nie było. Wszystko, co wskazywało na jakiekolwiek związki Piotrowskiego z Sowietami, zostało starannie usunięte z akt pomiędzy zamknięciem śledztwa a skierowaniem aktu oskarżenia do sądu – żeby nikomu nic takiego nie przyszło do głowy.

Krzysztof Piesiewicz z kolei zapamiętał, że do dyrektora laboratorium kryminalistycznego KG MO wydzwaniał przedstawiciel sowieckich służb w MSW i wypytywał o wyniki badań.

Ciekawe ustalenia dotyczące wątków sowieckich poczynił w ostatnich latach Piotr Litka. Ustalił mianowicie, że do Polski przyjechał Leonid Toporkow – autor opublikowanego w „Izwiestiach” paszkwilu na księdza Jerzego. Znalazł się w Polsce dwa dni po publikacji swojego tekstu. Oficjalnie przyjechał na dożynki, które odbyły się 16 września 1984 r. w Radziejowie. Był przy tej okazji… we Włocławku! Inaczej niż dziennikarze zachodni, nie miał towarzystwa „tłumacza” z SB. Nic dziwnego – towarzysze sowieccy nie potrzebowali esbeckiej „opieki”. Zarówno sama wizyta, jak i jej termin oraz kierunek są wielce zastanawiające. Innym wskazaniem, że ślad sowiecki jest jak najbardziej realny, była także ustalona przez Piotra Litkę obecność na procesie toruńskim aż trzech korespondentów sowieckiej agencji TASS. Aleksandr Potiomkin, Anatolij Szapowałow i Michaił Tretiakow zmieniali się w sali toruńskiego sądu – zawsze był tam jeden z nich. Gdy jednak tylko zakończył składanie wyjaśnień Grzegorz Piotrowski – z dnia na dzień wszyscy trzej stracili zainteresowanie procesem i więcej się w sądzie nie pojawili. „Przykrycie” jako dziennikarze jest jednym z częściej wykorzystywanych przez służby. W dodatku, jak już była o tym mowa, w systemie komunistycznym media są elementem aparatu władzy. Trudno więc oprzeć się wrażeniu, że „korespondenci” kontrolowali przebieg wydarzeń ze strony Sowietów, pilnując, by do przestrzeni publicznej nie przedostało się nic, co powiedziane być nie powinno.

Z oficjalnego opracowania na temat Grupy „D” wynika, że główni bohaterowie – Piotrowski, Pietruszka, Płatek – nieraz pielgrzymowali do towarzyszy sowieckich, a przecież zachowane dane są wyrywkowe.

Szczególne wrażenie robi informacja o udziale przyszłego zabójcy księdza w kilkuosobowej delegacji na rozmowy z towarzyszami z CSRS w 1980 r. Piotrowski miał wówczas 29 lat i pełnił funkcję bardzo wysoką jak na swój wiek, ale bardzo niską, jak na tak odpowiedzialne zadanie. Związki ze służbami sowieckimi mogłyby też tłumaczyć – obok osobistych „predyspozycji” – błyskawiczną karierę Piotrowskiego w resorcie.

Na temat charakteru tych związków – także zresztą wyżej stojących funkcjonariuszy, znanych z ławy oskarżenia – można oczywiście tylko spekulować. Sam Piotrowski utrzymuje, że nie miały one charakteru agenturalnego, tylko rutynowy. Rzeczywiście, rutynowe kontakty służb PRL-owskich i sowieckich były bardzo silne – służby specjalne całego bloku tworzyły całość, choć części obdarzone były pewną niezależnością. Jednak niewielu jest agentów, którzy się do tego przyznają.

.Ksiądz Popiełuszko został zamordowany w szczególnym okresie – podczas krótkich, przejściowych rządów w Moskwie Konstantina Czernienki, które – jak się niedługo potem okazało – zakończyły stabilny, jak się wydawało, byt Związku Sowieckiego. Po nim przyszedł Michaił Gorbaczow.

Jan Olszewski przypuszczał, że zamordowanie księdza Popiełuszki było elementem gry na bardzo wysokim szczeblu – nawet nie między Moskwą a Warszawą, ale w samej Moskwie. Wiadomo było, że toczy się bezwzględna walka o to, kto będzie rzeczywistym następcą Breżniewa. Z jednym z pretendentów związana była Warszawa i właśnie w niego ktoś z aparatu KGB albo wyżej chciał uderzyć, atakując jego polskich protegowanych.

– W 1983 r. do Polski przyjechał wiceprzewodniczący KGB i jednocześnie szef jego I Zarządu, czyli wywiadu zagranicznego, Władimir Kriuczkow – wspominał tamte czasy Krzysztof Piesiewicz. – Przez dziesięć dni Kiszczak jeździł z nim po Polsce. Po jego powrocie zaczynają się porwania działaczy opozycji w rejonie Torunia. Wtedy też ginie Piotr Bartoszcze. Starcy w Moskwie mogli mieć dosyć tego, że oporu w Polsce nie można zgasić. Oni nie zdawali sobie sprawy z tego, że stan wojenny dokonał spustoszeń – zgaszono „narrację nadziei”, która umożliwiła 1980 rok.

.Interesującą hipotezę wyjaśniającą grę, której ofiarą padł ksiądz Jerzy Popiełuszko, i która jego morderców zaprowadziła najpierw na ławę oskarżonych, a następnie za kraty, przedstawił Andrzej Grajewski, wieloletni zastępca naczelnego tygodnika „Gość Niedzielny”, dziennikarz, publicysta i historyk, specjalista od dziejów Kościoła w czasach komunistycznych, a także znawca problematyki służb specjalnych w bloku sowieckim. Oczywiście wobec braku mocnych dowodów (a ściślej – wobec ich skutecznego ukrycia przez sprawców) koncepcja ta może mieć jedynie status hipotezy, jednak – w przeciwieństwie do wielu innych – tłumaczy bezprecedensowy przebieg wypadków.

Według tej hipotezy Sowieci, niezadowoleni z niewystarczającej skuteczności tłumienia solidarnościowego buntu Polaków przez ekipę Jaruzelskiego i Kiszczaka, zdecydowali się przeprowadzić prowokację, której efektem miała być zmiana u władzy w PRL na inną grupę, która gotowa była posłużyć się terrorem na zdecydowanie większą skalę. Grupa ta wiązana była z nazwiskiem Milewskiego, przed Kiszczakiem szefa MSW, członka Biura Politycznego i sekretarza Komitetu Centralnego PZPR, odpowiedzialnego za nadzór nad organami bezpieczeństwa. Znane były jego kontakty w Moskwie, a na wielu forach krytykował generała Jaruzelskiego za zbytnią miękkość wobec opozycji. Milewski miał wiele możliwości, aby w sposób nieformalny kontrolować to, co się działo w resorcie, a nawet inicjować tam różne działania.

W tym scenariuszu bestialski mord na księdzu Jerzym Popiełuszce miałby spowodować masowe protesty. Ich brutalne stłumienie powierzono by ekipie Milewskiego, skoro polityka Jaruzelskiego i Kiszczaka doprowadziła do rozruchów. W tej wersji dotychczasowi wielkorządcy PRL nie byliby jednak – jak utrzymywali oni sami – niewinnymi ofiarami tej gry, tylko jej uczestnikami. Ekipa Jaruzelskiego wiedziała mianowicie o tym planie i nie zapobiegła morderstwu na księdzu, licząc, że poradzi sobie ze społecznym oburzeniem. Środkiem, który miał zapewnić społeczny spokój, byłoby poświęcenie bezpośrednich sprawców mordu, a nawet jednego, możliwie najniższego rangą „mordercy zza biurka” – dla uprawdopodobnienia rzekomej dobrej woli rządzącej ekipy.

Oczywiście w realiach sowieckiego imperium taka gra nie byłaby możliwa bez oparcia ekipy Jaruzelskiego i Kiszczaka w Moskwie, tylko w innej frakcji, konkurencyjnej wobec tej, która chciała rękami grupy Milewskiego odsunąć od władzy dotychczasowych namiestników. Warto przypomnieć, że w Moskwie trwał wówczas okres przejściowy – po niemal dwudziestoletniej epoce rządów Leonida Breżniewa. W lutym 1984 r. zmarł Jurij Andropow, były szef KGB, następca Breżniewa. Zastąpił go Konstantin Czernienko, dogmatyk i zdecydowany przeciwnik wszelkich reform politycznych nie tylko w Związku Sowieckim, ale i w całym obozie komunistycznym.

Walka o władzę w Moskwie, w której ścierały się różne frakcje, miała przełożenie na inne kraje bloku, w tym także PRL. Dalszy przebieg wypadków pokazał, że Jaruzelski i Kiszczak postawili na lepszego konia niż ich oponenci – ekipę Michaiła Gorbaczowa, która wyszła zwycięsko ze zmagań o władzę na Kremlu. Plan generałów zadziałał: trafnie przewidzieli nastroje społeczne po zamordowaniu księdza, do żadnych rozruchów nie doszło, a cała sprawa ułatwiła im ostateczne odsunięcie od władzy Milewskiego i przejęcie pełnej kontroli nad MSW, ze wszystkimi tego konsekwencjami politycznymi w następnych latach.

„Łagodniejszy” dla wielkorządców PRL był w swych hipotezach Jan Olszewski. Oskarżyciel posiłkowy w procesie toruńskim po latach nie miał wątpliwości, że Jaruzelski i Kiszczak byli świadomi przygotowań do zbrodni, tyle że – jego zdaniem – nie wiadomo, na ile mogli sobie pozwolić, skoro wiedzieli, że za mordercami stali Sowieci. W tej wersji intryga generałów byłaby sposobem korzystnego dla nich wybrnięcia z sytuacji.

Oczywiście, jeśli generałowie wiedzieli o zbrodniczych planach i im nie przeciwdziałali, a wręcz z nich skorzystali, czyni ich to współodpowiedzialnymi za bestialski mord na niewinnym księdzu, nawet jeśli nie oni wydali rozkaz jego zamordowania, a „tylko” wykorzystali krew męczennika w rozgrywce o władzę.

.Komuniści zajadle zwalczali Kościół jako politycznego i ideologicznego konkurenta, mimo że nie należał on do porządku władzy. Kościół świadczący o Chrystusie był przez totalitarną władzę postrzegany jako zagrożenie dla niej. Najzupełniej słusznie, choć zagrożenie dla komunizmu stanowił on w zupełnie inny sposób, niż wydawało się ideologom marksizmu i pragmatykom władzy. Ksiądz Jerzy Popiełuszko zwalczany był przez komunistów jako polityczny przeciwnik – zginął jako świadek Chrystusa.

Ewa K. Czaczkowska
Tomasz Wiścicki

Fragment książki Błogosławiony ks. Jerzy Popiełuszko. Biografia, Edycja św. Pawła, Częstochowa 2024 [LINK]

Materiał chroniony prawem autorskim. Dalsze rozpowszechnianie wyłącznie za zgodą wydawcy. 17 kwietnia 2024