Jacek Majchrowski bardzo niebezpiecznie zadłuża Kraków
Do limitu zadłużenia brakuje nam ok. 200 mln złotych – powiedział prezydent Krakowa Jacek Majchrowski w jednym z wywiadów z okazji 20-lecia swojego panowania. I choć ta informacja przeszła niemal bez echa – jest się o co martwić. Nawet gdy prezydenta na stanowisku już nie będzie, rekordowe długi i odsetki od zobowiązań będą drenowały kieszenie krakowian – pisze Maciej FIJAK
.Budżet na 2023 r. zapisze się w historii miasta z kilku powodów. Pierwszy z nich to jego rekordowa wysokość – 8 mld złotych. Pod rękę z rekordowym budżetem idzie jednak rekordowy deficyt. Ponad miliard złotych brakuje w miejskiej kasie, aby opłacić wszystkie przewidziane przez prezydenta wydatki. Skąd wziąć brakującą kwotę? Głównie z emisji obligacji, które przecież kiedyś trzeba będzie wykupić. To nic innego, jak forma pożyczki. Zatem mamy kolejny miliard do spłacenia. To jednak nie koniec budżetowej wyliczanki, bo w kolejce ustawiają się następne rekordy. Zadłużenie Krakowa jest bardzo ryzykowne i wyjątkowo niebezpieczne dla przyszłości miasta.
Zadłużenie Krakowa – gra wysokiego ryzyka
.Pierwszy raz mamy w Krakowie sytuację, gdy wydatki bieżące przewyższają dochody bieżące. Różnica ma, według zapowiedzi magistratu, wynieść ok. 50 mln złotych. To oznacza, że złamana zostanie wielokrotnie powtarzana zasada, wedle której miasto nie zadłuża się, aby pokrywać swoje codzienne funkcjonowanie. Jednak nawet jeśli w tym miejscu nie zapala się czerwona lampka, to powinna zapalić się w kolejnym punkcie.
Jeszcze w 2020 r. skumulowany dług miasta wynosił ok. 3 mld złotych. Na koniec 2022 r. jest to już miliard złotych więcej, a po zrealizowaniu przyjętego na 2023 r. budżetu dług ten wyniesie ok. 5 mld złotych. To oznacza, że Kraków zbliża się do przekroczenia wskaźników definiujących limity zadłużenia miasta. To o nich mówi prezydent Krakowa, wspominając, że do przekroczenia granicy brakuje 200 mln. W mieście z ośmiomiliardowym budżetem to naprawdę balansowanie na krawędzi. Całkowity dług gminy wyniesie już ponad 60 proc. rocznego budżetu, a w rzeczywistości dużo więcej. Dlaczego?
Do tej sumy nie wliczamy bowiem zobowiązań zaciąganych przez miejskie spółki. Dlatego są one tak chętnie przez włodarzy miast powoływane. Nie dość, że obywatelska kontrola nad nimi jest utrudniona, to kredyty przez nie zaciągane nie wliczają się do sumy zadłużenia. A spółki potrafią wykręcać olbrzymie kredyty. Pierwszy z brzegu przykład to spółka należąca w 100 proc. do miasta – Trasa Łagiewnicka SA w Krakowie. Budowa 3,5 km drogi jest niemal w całości finansowana z kredytu. Ten będziemy spłacać przez 20 kolejnych lat, a razem z odsetkami zapłacimy… ponad miliard złotych.
Idźmy dalej. Władze Krakowa uwielbiają porównywać się z innymi miastami. Zazwyczaj jest to równanie w dół. Różne porażki, niepowodzenia i złe wskaźniki tłumaczy się tym, że „u innych jest podobnie lub nawet gorzej”. Osobiście nie rozumiem tej mentalności. Zamiast ścigać się z najlepszymi, magistrat nerwowo klepie nas po ramieniu, pytając – o co wam chodzi? Przecież zawsze mogło być gorzej.
Oprócz wszystkich wymienionych do tej pory rekordów jest bowiem jeszcze jeden. Według danych opartych na projektach budżetowych oraz wieloletnich prognozach budżetowych dla kilku polskich miast Kraków notuje także rekordowy wzrost zadłużenia. Zadłużenie Krakowa zadziwia – miasto kumuluje swoje zobowiązania w tempie większym niż kilka razy bogatsza stolica.
Druga miejska telewizja za 40 milionów
.Równolegle z powiększaniem listy niezrozumiałych wydatków magistratu spada poparcie dla Jacka Majchrowskiego. Przez ostatnie 20 lat nie było ono tak niskie. Według różnych sondaży obecnie wynosi ok. 15 proc., choć niektórzy twierdzą, że zbliża się do 10.
Najbardziej krytykowanym w ostatnim czasie wydatkiem był sztandarowy prezydencki pomysł – druga urzędowa telewizja, której zresztą prawie nikt nie ogląda. Wydaje ją miejska spółka Kraków 5020. Gdy prezydent chciał, aby radni zgodzili się na powołanie tej spółki, przekonywał, że taki ruch nie będzie generował dodatkowych kosztów ani zatrudnienia. Jest to o tyle ciekawe, że w spółce zatrudnienie znalazło już ponad 130 osób, a umowa, którą miasto podpisało z własną spółką, opiewa na ponad 40 mln złotych.
To jednak nie koniec, bo aspiracje są dużo większe. Prezes spółki zgłosiła ostatnio zapotrzebowanie na 75 kolejnych milionów publicznych środków. Na razie na ten cel zapisano „jedynie” 15 mln. Dzięki temu strumieniowi z budżetu codziennie, od poniedziałku do piątku, emitowany jest program na wzór telewizji śniadaniowych. Można się z niego dowiedzieć na przykład, jaka pogoda będzie kolejnego dnia. Działaniami spółki zajmuje się doraźna komisja rady miasta, powołana specjalnie w celu zbadania zasadności jej funkcjonowania. Lepiej późno niż wcale…
Ćwierć miliona złotych za wywiad prezydenta Krakowa w telewizji
.Lista dziwnych wydatków miasta jest dłuższa. Kolejne miliony dosypane zostaną chociażby do krakowskiej studni bez dna, czyli stadionu miejskiego, na którym gra Wisła Kraków. Do tej pory kosztował on podatników, bagatela, 640 milionów złotych. Choć kwota ta może być zaniżona, bo dokładano do niego tyle razy, że trudno jednoznacznie to podsumować. Ale właśnie z miejskiej kasy dosypano kolejne 11 milionów. Z kolei 30 milionów zostało wydanych na parking kubaturowy przy nieistniejącym Centrum Muzyki. To o tyle zaskakujące, że pętla tramwajowa znajduje się 20 metrów od planowanego centrum, a miasto podobno stawia na komunikację zbiorową.
Są też bardziej symboliczne wydatki, które pokazują, że zadłużenie Krakowa rośnie także dlatego, że pasa nikt w mieście nie zaciskał. W lipcu tego roku prezydent dał wywiad w jednej z komercyjnych stacji telewizyjnych. Śniadaniowa wizyta kosztowała podatników niemal ćwierć miliona złotych.
Owalna ławka z egzotycznego drewna na placu Biskupim kosztowała nas również ćwierć miliona złotych (i już się psuje), a podłużna ławka (krakowianie wiedzą, o co chodzi) na placu Axentowicza – ponad milion. Wcześniej miasto kupiło chociażby ekskluzywną (pod względem parametrów) motorówkę za 200 tys. zł. Tłumaczono to koniecznością holowania przystanków tramwaju wodnego, za który odpowiada prywatny operator. Listę zamyka zabawny wydatek w wysokości 6 tys. zł na wynajęcie owcy na jedną godzinę. Tak – owcy, która posłużyła do sesji zdjęciowej z urzędnikami. Głaskał ją sam wiceprezydent. Jacek Majchrowski zapytany o sens tego wydatku śmiertelnie poważnie przekonywał: – Była specjalną owcą, tresowaną i wymagającą opieki weterynaryjnej.
Długa lista planowanych podwyżek
.Mieszkańcom nie jest jednak do śmiechu, bo lista podwyżek przygotowanych przez prezydenta do krótkich nie należy. Od nowego roku rośnie podatek od nieruchomości, rosną czynsze w miejskich lokalach czy opłaty za samorządowe żłobki i przedszkola. Z kolei o złotówkę ma wzrosnąć cena godzinnego postoju w strefie płatnego parkowania.
Jednak tym, co najbardziej rozgrzewa krakowian, są planowane podwyżki biletów okresowych w ramach komunikacji miejskiej. Tu wzrost cen może wynieść nawet 50 proc. Prezydent chciałby, aby za bilet sieciowy zamiast dzisiejszych 80 zł mieszkańcy płacili 119. Na razie nie godzą się na to radni, którzy już trzykrotnie odrzucili ten pomysł. Matematyka jest nieubłagana i według słów urzędników na transport zbiorowy brakuje w budżecie ok. 300 mln złotych.
Krakowianie to inteligentni ludzie i zdają sobie sprawę z rosnących kosztów, jednak przykład powinien iść z góry. Zamiast szukania oszczędności na przykład przez skracanie godzin funkcjonowania urzędów, prezydent powinien chociażby zamknąć wspomnianą już drugą urzędową telewizję.
Jacka Majchrowskiego tango z rządem
.Skąd te wszystkie problemy? Sytuacji samorządów z pewnością nie poprawiają kolejne zmiany podatkowe wprowadzane przez rząd. Szczególnie chodzi tu o wpływy z podatku PIT, które są jednym z podstawowych dochodów polskich miast. 18-procentową stawkę podatku obniżono do 12 proc., a dla osób poniżej 26. roku życia wprowadzono zerowy podatek.
Jednak w tym miejscu można Kraków pochwalić. W 2022 r. przybyło ponad 33 tys. nowych podatników. To efekt z jednej strony naturalnego przyciągania nowych mieszkańców do największych ośrodków, a z drugiej aktywnych kampanii społecznych prowadzonych w tym zakresie. Dzięki temu do budżetu miasta wpadło 100 mln złotych więcej. – Za taką kwotę można sfinansować budowę trzech szkół podstawowych lub kilku basenów, urządzić kilka dużych parków czy zakupić 10 nowoczesnych, niskopodłogowych i klimatyzowanych tramwajów lub 30 długich, przegubowych autobusów elektrycznych – czytamy na stronie urzędu.
Straty z wpływów podatkowych miasto rekompensuje sobie także poprzez organizację Igrzysk Europejskich w 2023 r. To flagowa rządowa impreza, którą Jacek Majchrowski robi na przekór mieszkańcom głosującym przeciwko tego typu imprezom już w referendum z 2014 r. Ale nawet przyjmując pragmatyczne podejście prezydenta, organizacja 10-dniowych igrzysk o znikomym znaczeniu sportowym to skrajnie nieefektywne wydawanie pieniędzy podatników.
Po pierwsze, Kraków zapłacił 100 milionów złotych za samo uczestnictwo. Po drugie, każda złotówka wydana na infrastrukturę, która w mieście zostanie, to kilka dodatkowych złotych wydanych na koszty organizacji igrzysk – cały sztab zatrudnionych osób, maskotki, gadżety, reklamy, ubrania, hotele, projekty logo, wynajem biur czy kupno służbowych samochodów.
To jednak absurdalne, że aby wyremontować kawałek chodnika w drugim największym mieście w Polsce, trzeba urządzać imprezę sportową przyjętą jako scheda po Białorusi i Azerbejdżanie. Po trzecie, wiele flagowych inwestycji sportowych, które Kraków miał dzięki igrzyskom otrzymać, nie dojdzie do skutku. Już wiadomo, że wielokrotnym fiaskiem okazały się przetargi na przebudowę toru kajakowego przy ul. Kolnej. Kilka razy nie zgłosił się także nikt do przebudowy wspomnianego stadionu miejskiego. W efekcie nie dość, że miasto do tej renowacji kolejny raz dopłaci, to jeszcze zostanie wykonana w bardzo okrojonym kształcie.
Przedostatni budżet Jacka Majchrowskiego? „Bal na Titanicu trwa, a my toniemy”
.Jaka przyszłość czeka Kraków? W świetle przedstawionych faktów – niezwykle trudna. Wszystkie znaki na niebie mówią, że to przedostatni budżet, za który odpowiada prezydent Majchrowski. Prezydent, który ani do oszczędzania, ani do cięcia zupełnie zbędnych wydatków się nie kwapi. A wręcz przeciwnie. I choć teoretycznie ponowny start prezydenta w wyborach jest możliwy, to jego wygrana jest mało prawdopodobna. Kolejna ekipa dostanie w spadku potężny dług do spłacenia.
Aktualną sytuację dobrze podsumował podczas budżetowej sesji radny Dominik Jaśkowiec (PO). Najpierw stwierdził, że jest to najgorszy budżet, nad jakim miał okazję pracować. Potem podkreślił, że budżet jest dobry, ale dla szefów miejskich spółek, którzy otrzymają duże pieniądze do rozdysponowania. Na końcu podsumował: – Bal na Titanicu trwa, a my toniemy – po czym głosował za uchwaleniem budżetu według propozycji prezydenta.
Maciej Fijak