Magdalena PACH: Jerozolima. Święte miasto - problem dla świata

Jerozolima.
Święte miasto - problem dla świata

Photo of Magdalena PACH

Magdalena PACH

Krakuska, absolwentka studiów bliskowschodnich na Uniwersytecie Jagiellońskim, ukończyła również studia z zakresu historii Europy Wschodniej i ochronę dóbr kultury w Instytucie Sztuki Uniwersytetu Papieskiego Jana Pawła II w Krakowie.

zobacz inne teksty Autorki

Decyzja Donalda Trumpa o przeniesieniu ambasady amerykańskiej z Tel Awiwu do Jerozolimy – pomimo zapewnień, że jest to uznanie stanu rzeczywistego, oczywiste posunięcie dyplomatyczne – będzie mieć olbrzymie konsekwencje nie tylko dla Bliskiego Wschodu, ale także dla pokoju i bezpieczeństwa na całym świecie – pisze Magdalena PACH

.Jerozolima jest unikatowym miejscem na skalę światową. To tu znajdują się najważniejsze miejsca kultu trzech największych religii świata: judaizmu (Ściana Płaczu – będąca pozostałością po Drugiej Świątyni jerozolimskiej), chrześcijaństwa (Grób Pański) oraz islamu (meczet Al-Aksa wraz z Kopułą na Skale wybudowany w miejscu dwóch objawień proroka Muhammada – Isry i Miradżu). Tym samym Jerozolima jest świętym miastem dla ponad czterech miliardów wyznawców, do którego rokrocznie wielu z nich pielgrzymuje.

Dla wielu obserwatorów decyzja prezydenta USA wydaje się niezrozumiała, tym bardziej że podana została w mało sprzyjającym okresie, w rocznicę 30-lecia rozpoczęcia pierwszej intifady 9 grudnia 1967 roku oraz święta Milad – urodzin proroka Muhammada – obchodzonego przez muzułmańskich sunnitów między 30 listopada a 2 grudnia, a przez szyitów 6 grudnia. Spowodowało to, że szczególnie wśród szyitów, w większości Irańczyków, ten ruch został odebrany jako osobisty afront – zwłaszcza gdy przypatrzy się wcześniejszym słowom Donalda Trumpa o Iranie i zawartym porozumieniu atomowym z 2015 roku.

Nie powinno więc dziwić, że zapobiegnięcie eskalacji konfliktu w tym regionie jest tak istotne dla utrzymania światowego pokoju. Istnieje duże prawdopodobieństwo, że wybór akurat takiego terminu był niezwykle niekorzystnym zbiegiem okoliczności i niedopatrzeniem ze strony doradców prezydenta USA. Nie przeszedł on niezauważony przez społeczność muzułmańską, gdyż już tego samego dnia pojawiła się z jej strony odpowiedź.

Wszystkie kraje Ligi Arabskiej oraz Organizacji Współpracy Islamskiej potępiły decyzję Donalda Trumpa, uznając ją za szkodzącą w dalszym procesie pokojowym i wpływającą na wzrost napięcia w regionie.

Iran ogłosił dzień żałoby narodowej i rozpoczął nawoływanie do opuszczenia do połowy masztu flag narodowych przez wszystkie „propalestyńskie i prowolnościowe nacje”. Ostre słowa potępienia pojawiły się ze strony takich organizacji, jak Hamas, które domagają się rozpoczęcia kolejnej intifady, czyli zbrojnego powstania Palestyńczyków. Byłoby to już trzecie takie wystąpienie ludności palestyńskiej i patrząc na doświadczenia historyczne, można przypuszczać, że nie skończyłoby się szybko (I intifada rozpoczęła się w 1987 roku, w 1991 roku doszło do złagodzenia walk, zakończyła się dopiero w 1993 roku; II intifada trwała od 2000 do 2004 roku). Popularny i szanowany szyicki duchowny, Muqtada al-Sadr nawołuje zaś do zaprzestania bratobójczych walk i zjednoczenia się muzułmanów w celu wspólnego odbicia Jerozolimy w duchu dżihadu.

Oczywiście fala gniewu spadła również na Amerykanów. W wielu, nie tylko muzułmańskich, krajach odbywają się liczne protesty, podczas których pikietujący oczekują odwołania decyzji prezydenta Donalda Trumpa. W ramach bojkotu swoją niezgodę na decyzję amerykańskiej administracji pokazują też duchowni bliskowschodni, którzy odwołują swoje spotkania z przedstawicielstwem USA. Tak było w przypadku wielkiego muftiego Egiptu i członka najsłynniejszej uczelni świata arabskiego, Al-Azhar, z której opinią liczy się większość wierzących w regionie. Podobnie postąpił papież Tawadros II, przedstawiciel Kościoła koptyjskiego, rezygnując ze spotkania z wiceprezydentem USA, Mikiem Pence’em.

Warto zwrócić uwagę, że decyzja o przeniesieniu ambasady nie spotkała się z pochlebnymi opiniami również społeczności międzynarodowej. Wbrew temu, co zapewne przypuszczał prezydent USA, inne kraje nie pójdą w ślad za nim. Chyba żadne państwo otwarcie nie poparło tej zmiany, a wielu przywódców głośno skrytykowało tę decyzję, wśród nich prezydent Francji Emmanuel Macron, według którego nikt nie powinien ingerować w proces pokojowy między Izraelczykami a Palestyńczykami. Polskie MSZ wydało stonowane oświadczenie o obawach związanych „ze zmianą statusu Jerozolimy przed osiągnięciem ostatecznego porozumienia pokojowego między stronami konfliktu”. Papież Franciszek zaś zaapelował o uszanowanie status quo miasta zgodnie z rezolucjami Narodów Zjednoczonych oraz o utrzymanie pokoju w stolicy trzech monoteistycznych religii, a stały obserwator Stolicy Apostolskiej w ONZ, abp Silvano Tomasi, podkreślił, że Watykan jest za utworzeniem dwóch państw, Izraela i Palestyny, i uznaje prawo do samostanowienia obydwu narodowości.

Donald Trump już podczas swojej kampanii prezydenckiej obiecywał przeniesienie ambasady amerykańskiej z Tel Awiwu do położonej 60 km dalej Jerozolimy. Decyzja prezydenta podyktowana jest nie tylko „uznaniem stanu rzeczywistego” – w Jerozolimie znajdują się wszystkie izraelskie urzędy państwowe oraz siedziba prezydenta, przez co tam kierują się wszystkie delegacje – ale przede wszystkim chęcią wprowadzenia w życie przegłosowanej w 1995 roku przez Kongres USA ustawy o ambasadzie w Jerozolimie. Uchwała uznawała miasto za stolicę Izraela i dawała maksymalnie cztery lata na zakończenie przenoszenia ambasady, jednakże ze względów bezpieczeństwa decyzja była odraczana. Jednak możliwe, że brak sukcesów na innych polach i mnożące się skandale skłoniły Trumpa do zerwania z tradycją swoich poprzedników, kontynuowaną od 1995 roku, w myśl której każdy urzędujący prezydent USA przesuwał o sześć miesięcy datę ogłoszenia zmiany położenia ambasady w Izraelu. Sam Trump w czerwcu tego roku podpisał przygotowany dokument odraczający. Kwestia ambasady USA w Izraelu była kukułczym jajem, które przerzucały sobie kolejne rządy USA.

Decyzja Kongresu USA z 1995 roku i obecna Donalda Trumpa wydają się wyjątkowo niefortunne, jeśli spojrzymy na historię najnowszą Jerozolimy.

W 1947 roku Jerozolima otrzymała status miasta wydzielonego – międzynarodowego. Tuż po I wojnie izraelsko-arabskiej, w 1948 roku, zostało podzielone na część zachodnią (izraelską) oraz wschodnią pod panowaniem jordańskim, która miała w przyszłości stać się stolicą Palestyny. Po wojnie 1967 roku Izrael zagarnął większość terenów Jerozolimy, a pod władzą muzułmańską zostało jedynie Wzgórze Świątynne. Wydarzenia te i możliwe kolejne konflikty w regionie skłoniły Radę Bezpieczeństwa ONZ do wystosowania rezolucji nr 242, w której nakazała Izraelowi oddanie zagarniętych ziem w celu poprawienia relacji z krajami sąsiadującymi – rezolucja nie weszła w życie. Lecz w 1980 roku Kneset zjednoczył Jerozolimę i ustanowił ją stolicą państwa Izrael. W odpowiedzi wydano kolejną rezolucję, nr 478, w której potępiono tę decyzję i w jej efekcie z Jerozolimy przeniesione zostają wszystkie ambasady do Tel Awiwu, na miejscu zostały tylko konsulaty; te będące po wschodniej stronie miasta miały pełnić funkcję przedstawicielstwa w Palestynie.

Tym samym Kongres USA, podejmując decyzję o uznaniu Jerozolimy za stolicę Izraela przed zakończeniem rozmów pokojowych i utworzeniu przez Palestynę swojej stolicy (opcja, by uznać ją za miasto wydzielone pod protektoratem międzynarodowym, wydaje się najmniej możliwym scenariuszem), tak naprawdę podważa decyzję Rady Bezpieczeństwa ONZ, w której stałym członkiem są USA, co wpływa niekorzystnie nie tylko na wizerunek USA, ale co najważniejsze, Rady Bezpieczeństwa ONZ. Takie zachowanie może być w przyszłości sygnałem dla innych państw, że nie ma konieczności respektowania postanowień tego organu międzynarodowego i że jest on słaby.

Trudno jednoznacznie stwierdzić, co wpłynęło na decyzję w 1995 roku. Mogło się złożyć na to kilka czynników: pamięć o wspólnej współpracy jeszcze przed upadkiem w 1991 roku ZSRR, wydarzenia z 1993 roku, kiedy doszło do pierwszego zamachu na World Trade Center i Izrael wydał się oczywistym sprzymierzeńcem, albo kampania Izraela promująca Jerozolimę jako stolicę, kiedy to wynajęto na jej terenie działkę pod ambasadę USA za przysłowiowego dolara rocznie na 99 lat. Sytuacji nie łagodzi fakt, że Wzgórze Świątynne dalej pozostaje w rękach muzułmańskich, stając się tym samym zakładnikiem bieżących wydarzeń – przez ostatnie lata wielokrotnie był utrudniany dla wiernych dostęp do miejsc kultu.

Żywiołowe protesty i zamieszki, które mają miejsce w Strefie Gazy i na Zachodnim Brzegu są odpowiedzią nie tylko na decyzję Donalda Trumpa, ale także na rosnącą od lat frustrację i brak perspektyw. Obecnie Palestyńczycy są rozrzuceni po całym świecie, część wybrała emigrację na Zachód, ale wielu zostało w Strefie Gazy albo na Zachodnim Brzegu, gdzie bezrobocie sięga 60 proc., a w skrajnej biedzie żyje 25 proc. osób, nie ma szkół i szpitali, które nie zostały odbudowane po przeprowadzanych przez wojska izraelskie operacjach wojskowych, mających na celu walkę z Hamasem. Niektórzy mieszkają w prowizorycznych obozach uchodźczych w krajach ościennych, w których często dalej nie mając żadnych praw, są wyłączeni poza margines społeczeństwa: bez opieki medycznej i dostępu do szkolnictwa od 1948 roku. W takiej sytuacji wizja własnego państwa coraz bardziej się oddala i to może doprowadzić do wybuchu gniewu, który przerodzi się w kolejną intifadę. Lecz tym razem w użyciu będą nie tylko kamienie, ale również media społecznościowe.

Obecnie w sieci rozprzestrzeniają się zdjęcia, materiały i informacje o oporze Palestyńczyków, wszystkie ze specjalnymi hasztagami, by trafiały do wszystkich zainteresowanych. Wśród najpopularniejszych są #HandsOffJerusalem, #HandsOffAlQuds, #JerusalemCapitolOfPalestine, #FreePalestine. Mogą one służyć też do walki.

Oburzeni internauci udostępniają screen z Google Maps z oznaczeniem Jerozolimy jako stolicy Izraela wraz z hasztagiem .

Uznanie Jerozolimy za stolicę Izraela przez mocarstwo, jakim są USA, to nie tylko formalność i „potwierdzenie stanu rzeczywistego”, która nie ogranicza możliwości Palestyńczyków do utworzenia własnego państwa; to przede wszystkim zabrany symbol ich przyszłej wolności i narodowości, bariera psychologiczna, która została przekroczona – pokazująca dobitnie, że muszą wywalczyć sobie wszelkimi sposobami prawo do samostanowienia. Tak naprawdę trudno zawyrokować, czy nie jesteśmy właśnie świadkami narodzin trzeciego powstania wśród Palestyńczyków, czy tylko chwilowych protestów, regularnie występujących na tym obszarze. Jednakże to, z jaką łatwością na Bliskim Wschodzie dochodzi do eskalacji konfliktów, może sugerować, że w regionie dojdzie do kolejnego rozlewu krwi. Dużym zagrożeniem są samotni dżihadyści, uczestniczący w większości konfliktów w regionie, walcząc, szkoląc i radykalizując młodych wojowników. Część z nich swoje szlify zbierała jeszcze podczas interwencji radzieckiej w Afganistanie, a teraz po wypchnięciu z Iraku ISIS wielu takich bojowników czeka na kolejną walkę z niewiernymi, w którą mogliby się zaangażować. Pomimo wzmiankowanego oburzenia na decyzję prezydenta USA nie powinniśmy się obawiać wypowiedzenia wojny przez kraje muzułmańskie Izraelowi, jak to zdarzało się podczas wcześniejszych konfliktów izraelsko-palestyńskich.

.Obecnie występowanie w roli bezpośredniego agresora przyniosłoby dla rządu zbyt duże straty zarówno dyplomatyczne, ekonomiczne, jak i wizerunkowe; nawet gdyby konflikt został przez stronę wygrany, to bilans zysków i strat najprawdopodobniej byłby ujemny (warto pamiętać, że wojska arabskie podczas każdej wojny z Izraelem ponosiły sromotne klęski). Duży wpływ na zmianę reakcji wśród państw muzułmańskich miał upadek ZSRR, a tym samym bipolarnego świata, w którym państwa te mogły liczyć na pomoc jednej ze stron tego układu. Teraz wiele krajów Bliskiego Wschodu to beneficjenci sporych subsydiów, które otrzymują w dużej części od USA, tym samym uzależniając się od nich ekonomicznie. Również liczne kontrakty gospodarcze zawierane z USA zmuszają te kraje do prowadzenia stonowanej polityki zagranicznej.

Magdalena Pach

Materiał chroniony prawem autorskim. Dalsze rozpowszechnianie wyłącznie za zgodą wydawcy. 20 grudnia 2017
Fot. REUTERS/Ralph Orlowski