Czy wolno mieć nadzieję, że nieułożonych puzzli jest już niewiele? Marana tha! – pisze Małgorzata LIŚKIEWICZ
Lubię patrzeć na teksty Franciszka jak na puzzle i dopasowywać je do układanych od wieków elementów obrazu Kościoła. I lubię tę przyjemność, kiedy tekst wtapia się w całość, uzupełniając go o kolejną barwę. Patrzyłam więc na encyklikę, której głównym przesłaniem jest OTWARTOŚĆ i zastanawiałam się (jako swoja własna odźwierna), komu powinnam otworzyć dom. Trzymałam w ręku puzzel otwartości, nie potrafiąc łatwo znaleźć mu miejsca. Szukałam z lewej strony w elementach „kościoła otwartego”, ale mój puzzel nie miał ramki. Próbowałam wyżej (u roztargnionych marzycieli), ale tam też nie pasował. Znalazłam dla niego miejsce w centralnej części. W moim wyobrażonym pejzażu obraz przypominał klasztor w Tibhirine. Oto dlaczego:
„Rozwiązaniem nie jest otwarcie, które wyrzeka się swego skarbu. Podobnie jak nie ma dialogu z innymi bez tożsamości osobowej, tak też nie ma otwartości między narodami, jeśli nie wychodzi ona od umiłowania ziemi, narodu i własnych cech kulturowych. Nie spotykam się z innym, jeśli nie posiadam podłoża, na którym twardo stoję i jestem zakorzeniony, ponieważ to na tym fundamencie mogę przyjąć dar drugiego i ofiarować mu coś autentycznego. Można przyjąć osobę odmienną i uznać jej oryginalny wkład tylko wtedy, gdy jestem solidnie zakorzeniony w moim narodzie i w jego kulturze. Każdy miłuje i troszczy się ze szczególną odpowiedzialnością o swoją ziemię i o swój kraj, tak jak każdy musi miłować i dbać o swój dom, aby nie upadł, bo nie uczynią tego sąsiedzi. Również dobro świata wymaga, aby każdy chronił i miłował swoją własną ziemię. W przeciwnym razie konsekwencje katastrofy w jednym kraju dotkną całej planety. Opiera się to na pozytywnym znaczeniu prawa własności: strzegę i pielęgnuję to, co posiadam, aby mogło być wkładem w dobro wszystkich”
.Czy wolno mieć nadzieję, że nieułożonych puzzli jest już niewiele? Marana tha!
Małgorzata Liśkiewicz