Mariusz MASZKIEWICZ: Pat w Tbilisi

Pat w Tbilisi

Photo of Mariusz MASZKIEWICZ

Mariusz MASZKIEWICZ

Polski socjolog, dyplomata, publicysta, działacz społeczny i gospodarczy. Ambasador RP w Białorusi (1998–2002) i Gruzji (2016–2024).

Gruzini są proeuropejscy, są narodem związanym z Zachodem od wieków i mają aspiracje, aby żyć w uporządkowanym państwie. Na razie są zbyt słabi, aby zrobić to na miarę własnych marzeń – pisze Mariusz MASZKIEWICZ

.Gruzja od kilku miesięcy jest obiektem szczególnego zainteresowania światowych mediów. Od wyborów parlamentarnych w październiku 2024 roku trwa polityczny klincz między najważniejszymi aktorami tamtejszej sceny politycznej. Niewiele zmieniają trwające od dwóch miesięcy demonstracje. Ich dynamika na razie nie świadczy o możliwych ustępstwach rządzącej ekipy, czyli partii Gruzińskie Marzenie i nieformalnego przywódcy państwa, oligarchy Bidziny Iwaniszwilego.

Jak doszło do sytuacji, która dzisiaj uniemożliwia wewnętrzny dialog między najważniejszymi ugrupowaniami partyjnymi? Dlaczego w parlamencie nie ma posłów opozycji? Jak rozumieć rolę byłych prezydentów Micheila Saakaszwilego oraz Salome Zurabiszwili?

.Zanim doszło do ogłoszenia daty wyborów parlamentarnych, latem 2024 roku stało się jasne, że opozycja nie zdoła połączyć się w jeden blok, aby odebrać liderom rządzącego od 2012 roku Gruzińskiego Marzenia monopol na zarządzanie sprawami państwowymi.

W 2012 roku partia Ruch Narodowy, której założycielem i liderem był Micheil Saakaszwili, przegrała wybory i oddała stery państwa koalicji różnych środowisk politycznych i gospodarczych, zebranych w jedną formację przez Bidzinę Iwaniszwilego, dawnego sojusznika Saakaszwilego. Dzisiaj, tj. po ponad 12 latach, okazuje się, że rządzące ugrupowanie nie zamierza oddać władzy, powoli dryfując w stronę autokratyzmu. W kolejnych wyborach parlamentarnych, prezydenckich i samorządowych, już ponad dekadę siła opozycyjnego Ruchu Narodowego maleje, a jej liderzy powoli rozchodzą się w różne strony, tworząc egzotyczne sojusze i wyborcze koalicje. Jesienią 2024 roku w szranki wyborczej walki o większość parlamentarną stanęły trzy najbardziej liczące się partie opozycyjne o wyraźnie prozachodnim programie (Ruch Narodowy, Ruch Lelo, Ruch „Teraz/Ahali”) oraz partia byłego premiera Giorgiego Gakharii. Ten ostatni, były sojusznik i bliski współpracownik miliardera Iwaniszwilego, po kilku latach bliskiej współpracy stał się jego krytykiem. Opozycyjne media, opisując niedawnego lojalnego członka ekipy rządzącej doszukiwały się ukrytej intrygi oligarchy, który do rozbicia opozycji oddelegował swojego bliskiego współpracownika. Notabene obaj dobrze znali się już w Rosji, gdzie Gacharia spędził ponad 15 lat. Mówiło się nawet, że posiada obywatelstwo Federacji Rosyjskiej.

Zaliczanie go zatem do prozachodnich opozycjonistów wydaje się cokolwiek karkołomne. Do wyborów stanęło jeszcze kilka pomniejszych partii opozycyjnych, co dodatkowo osłabiło opozycję, świadcząc o braku umiejętności współpracy i ambicjach politycznych poszczególnych liderów.

Trzy opozycyjne partie i środowiska Gakharii nie uzbierały 40 proc. głosów. Liderzy przegranych partii oskarżyli rządzących o manipulacje i fałszerstwa. Przy czym kiedy pada pytanie, o jakie nadużycia chodzi, brakuje konkretów, dowodów. Prawdą jest, że wyniki wyborów w Gruzji od wielu dziesięcioleci nauczono się umiejętnie „podrasowywać” przy użyciu narzędzi i metod niewidocznych gołym okiem. Na obszarze postsowieckim ten katalog metod i narzędzi określa się jako zasoby administracyjne. Do tego zestawu wchodzi m.in. „przekonywanie” wyborców, zwłaszcza zatrudnionych w sferze budżetowej i w firmach korzystających z państwowych zamówień. Bardzo często do „przekonywania” włącza się lokalne „autorytety” kryminalne, których zadaniem jest pilnowanie, aby obywatel za bardzo nie czuł się niezależny. Umiejętnie wykorzystuje się też nowoczesną technologię (kamery w lokalach wyborczych oraz urny automatycznie zliczające wrzucone karty do głosowania), aby przekonać mniej zorientowanych, że głos będzie kontrolowany i łatwo sprawdzić, kto i na kogo postawił krzyżyk na karcie.

Do katalogu zasobów administracyjnych zalicza się także dużo prostsze techniki kupowania głosów: rozdawnictwo pakietów z żywnością, kartoflami, cebulą itp., w zamian za dane z dowodu osobistego i za podpis pod listą poparcia, płacenie za oddany głos, składanie obietnic dotyczących zatrudnienia, załatwienia sprawy itd. Wielu obywateli kalkuluje, że lepiej oddać głos tak, jak tego sobie życzy rządząca partia. Trzeba obiektywnie przyznać, że te metody nie są wynalazkiem rządzącego Gruzińskiego Marzenia. Wszyscy wiedzą, że tak to działa od kilku dekad. Nadużycia przy urnach zawsze sięgają najwyżej 10–20 proc. oddanych głosów. Ale to wystarczy, aby do 40 proc. zadeklarowanych zwolenników dodać kilkanaście procent głosów „przekonanych”. W ten sposób z demokratyczną legitymacją można rządzić kolejną kadencję. Dodać jeszcze należy, że średnia frekwencja we wszystkich ostatnich wyborach to nie więcej niż ok. 60 proc., co oznacza, że ogromna część społeczeństwa gruzińskiego albo nie wierzy w sens i znaczenie wyborów, albo jest społecznie obojętna. W ciągu kilku ostatnich dekad ponad milion Gruzinów wyemigrowało ze swojej ojczyzny, co dla trzyipółmilionowego narodu jest liczbą niebagatelną.

.Największym mankamentem gruzińskiej demokracji od wielu lat jest niewydolny system sądowniczy. Urzędnicy UE od dawna krytykują korupcję i brak przejrzystości w mechanizmach np. powoływania sędziów albo zbyt mocną polityczną zależność od rządzących. Do tego dochodzi brak efektów w walce z korupcją.

Wielomilionowe dotacje UE na reformę systemu sprawiedliwości oraz na instytucje zwalczające korupcję nie przynosiły efektów i od kilku lat w Brukseli rosło zniecierpliwienie. Mimo licznych zastrzeżeń i wątpliwości zdecydowano się jednak przyznać Gruzji w 2022 roku status kraju kandydującego do UE. Niejako na przekór rządzącym, ale zgodnie z aspiracjami większej części społeczeństwa.

Niewątpliwe zasługi na rzecz zbliżenia Gruzji z Zachodem i skuteczne reformy modernizujące kraj miał Prezydent Saakaszwili, który w efekcie tzw. Rewolucji Róż przejął władzę w 2004 roku. Po kilku latach jednak reformy osłabły, wśród Gruzinów pojawiły się wątpliwości, czy westernizacja państwa jest im potrzebna, skoro w obliczu rosyjskiej agresji w sierpniu 2008 roku Zachód nie pospieszył z pomocą, a zamiast silnego poparcia suwerenności i terytorialnej integralności (nadal 20 proc. terytorium Gruzji jest pod okupacją rosyjską) przyniósł ofertę kompromisu w istocie wzmacniającego rosyjską dominację.

Micheil Saakaszwili opuścił Gruzję w ostatnim dniu swojej prezydenckiej kadencji w 2013 roku i osiadł na Ukrainie, z którą był mocno związany od czasu studiów. Jego nielegalny powrót do kraju we wrześniu 2021 roku – w schowku ciężarówki, na pokładzie promu – zakończył się spektakularną porażką. Został aresztowany i osadzony w więzieniu. Polityczni przeciwnicy wyciągnęli Saakaszwilemu wszystkie stare sprawy i rozpoczęli niekończące się procesy sądowe. Okazało się także, że obywatele Gruzji nie popierają byłego prezydenta tak, jak na to liczył, i nie ma on szans na powtórzenie sukcesu z czasów Rewolucji Róż. Mimo że nikt nie odbiera mu zasług w przeprowadzaniu reform, to niechęć do jego stylu zarządzania oraz liczne skandale obyczajowe odwróciły sympatię od uwielbianego niegdyś lidera. Po licznych protestach i interwencjach zachodnich polityków przeniesiono Saakaszwilego z więzienia do szpitalnej izolatki. Rządząca partia doszła do wniosku, że trzymanie Saakaszwilego w szpitalnej sali jest dla nich korzystniejsze, bo utrwala wizerunek b. prezydenta jako osoby słabej, bezsilnej i nieporadnej.

Pochodząca z rodziny gruzińskiej emigracji politycznej we Francji Salome Zurabiszwili wróciła do ojczyzny jako francuski ambasador w 2003 roku. Rok później Saakaszwili zaproponował jej nadanie obywatelstwa gruzińskiego oraz stanowisko ministra spraw zagranicznych. Zurabiszwili nie wytrzymała jednak trudnej współpracy z prezydentem i przeszła do opozycji. Została wprawdzie niezależnym posłem, ale jej pozycja polityczna była w kraju mało zauważalna. Kiedy w 2018 roku Bidzina Iwaniszwili zaproponował jej kandydowanie na stanowisko prezydenta, wydawało się, że jest to mocny sygnał prozachodniej orientacji jego ekipy politycznej, podejrzewanej o sympatie prorosyjskie. Prezydent Zurabiszwili po kilku latach pełnienia funkcji głowy państwa zrozumiała, że została wykorzystana jako listek figowy. Wprawdzie odcięła się od rządzącego Gruzińskiego Marzenia, ale na poważniejsze i skuteczniejsze działania było już za późno. W całym okresie kadencji pozbawiona była zarówno politycznego zaplecza, jak i politycznej woli, co w warunkach gruzińskich oznaczałaby umiejętność ostrej walki nie zawsze fair play. A ona wychowana na francuskich wzorcach politycznych nie miała na to pomysłu.

Zadajmy sobie pytanie: dlaczego blisko 40 proc. Gruzinów realnie popiera Gruzińskie Marzenie i Bidzinę Iwaniszwilego jako „władcę marionetek”?

.Po rosyjskiej agresji na Ukrainę wielu Gruzinów spontanicznie wspierało kraj ofiarę kolejnej imperialnej akcji Rosji. Gruzini mieli nadzieję, że skuteczna pomoc Ukrainie ze strony NATO, USA i UE pozwoli nie tylko na pokonanie Rosji, ale także przyniesie nadzieję na odzyskanie przez nich utraconych regionów (Abchazji i Osetii Południowej). Po wielu miesiącach heroicznej walki Ukraińcy okazali się – w oczach Gruzinów – ofiarami słabości Zachodu, a zwłaszcza niezrozumiałych kalkulacji, że wprawdzie nie można dać przegrać Ukrainie, ale nie wolno upokorzyć Rosji. Oglądając tragedię Ukrainy, Gruzini przypomnieli sobie swoje osamotnienie w 2008 roku, kiedy to za plecami Micheila Saakaszwilego europejscy liderzy (Sarkozy i Merkel) sprzedawali ich kraj Moskwie. Teraz wyciągają z tego pragmatyczne i twarde wnioski.

Ekipa skupiona wokół Bidziny Iwaniszwilego uchwyciła moment, aby spróbować spojrzeć na politykę globalną przez pryzmat interesu własnego kraju i oprzeć się na doświadczeniach z prowadzenia biznesu. Trzeba się dogadywać i targować, a nie wchodzić w bezpośrednie starcia. Tym bardziej że coraz większą uwagę do Gruzji i regionu Kaukazu przywiązują Chiny ze swoją strategią szlaków komunikacji i docierania do konsumentów na Zachodzie. Gruzja jest ważnym miejscem tranzytowym, pośrednikiem w handlu, czasem w ciemnych interesach i w szarej strefie. To wszystko postanowiono wykorzystać i delikatnie odciąć się od słabej i bezradnej Unii Europejskiej.

Trzeba jednak dobitnie stwierdzić, że Gruzini są proeuropejscy, są narodem związanym z Zachodem od wieków i mają aspiracje, aby żyć w uporządkowanym państwie. Na razie są zbyt słabi, aby zrobić to na miarę własnych marzeń. To jednak kraj ludzi spontanicznych i nieprzewidywalnych. Także w tym pozytywnym sensie. Dlatego nie da się przewidzieć, jak rozwinie się ten trudny konflikt wewnętrzny i czy Gruzini znajdą wyjście z patowej sytuacji.

Mariusz Maszkiewicz

Materiał chroniony prawem autorskim. Dalsze rozpowszechnianie wyłącznie za zgodą wydawcy. 21 lutego 2025
Fot. Irakli Gedenidze / Reuters / Forum