Fenomen Doliny Krzemowej
Kto dzisiaj pamięta?
.Kto pamięta dzisiaj historię dwóch młodych absolwentów Stanforda: Hewletta i Packarda, pracujących w garażu za zielonymi drzwiami, za budynkiem przy 367 Addison Avenue w Palo Alto, i eksperymentalnie poszukujących rewolucyjnych wynalazków, później tak fantastycznie wykorzystywanych m.in. przez korporację Walta Disneya?
A kto pamięta, że w celu umożliwienia komercyjnego zastosowania dźwiękowego oscylatora pieniądze pożyczył im Fred Terman (dokładnie 562 dolary w czasach depresji gospodarczej), swego czasu także dziekan wydziałów inżynierskich na Stanfordzie, człowiek, który miał talent do wyszukiwania ludzi, łączenia ich ze sobą, sieciowania? I który w 1951 roku zdobył się na niebywałą decyzję, zakładając Park Przemysłowy — co nie mieściło się w ówczesnych wyobrażeniach o tym, czym uniwersytet ma się zajmować.
Kto wraca dzisiaj do decyzji z 1912 roku, po katastrofie „Titanica”, wymuszającej konieczność łączności radiowej w żegludze. Dla portowego San Francisco i pobliskiego Palo Alto stało się to okazją do rozwoju radiokomunikacji. Już wtedy Palo Alto stało się dynamicznym hubem w tej dziedzinie. Masowo powstawały kluby fanów radia i zabaw radiokomunikacyjnych. A to przecież jest podstawą współczesnej rewolucji mobilności.
Opisuje te historyczne uwarunkowania powstania Doliny Krzemowej Eric Weiner w książce „Geography of genius”, prezentując swoistą historię „genius loci” w dziejach ludzkości: od Aten właśnie do Silicon Valley.
.Kto wraca dziś do oczywistego powodu, jednego z kluczowych, który ufundował potęgę innowacyjną Doliny Krzemowej — do finansowania pomysłów odważnych i ryzykownych przez fundusze wysokiego ryzyka. Stało się to możliwe na szeroką skalę, kiedy w 1978 roku radykalnie zmniejszono w USA restrykcje dla funduszy emerytalnych, pozwalając im inwestować z dużo większym ryzykiem, zarazem pilnując bezpieczeństwa oszczędności emerytów, ale w długiej perspektywie. Silne w Kalifornii fundusze pracowników administracji i nauczycieli stały się jeszcze mocniejsze właśnie przez odwagę inwestowania. W czasie rządów Clintona dla całej sfery internetowej obniżono podatki i zmniejszono poziom regulacji — co się ładnie nazywało „permissionless innovation”. Długoterminowe i swobodne inwestycje prywatnych, kapitałowych funduszy emerytalnych zbudowały i budują dalej przewagi konkurencyjne Doliny Krzemowej.
Z San Francisco do Palo Alto jedzie się 33 minuty przy spokojnym ruchu samochodowym. Autostrada jest szeroka, cztery pasy po każdej stronie, choć trochę zużyta. Wzdłuż widać wzgórza pokryte gęstym lasem, akurat podczas jazdy przykryte mgłą i chmurami, jak pierzynką, i jest to widok charakterystyczny dla zatoki San Francisco. Za tymi chmurami — kolejne chmury pędzące z niesamowitą prędkością. Jakaś magia miejsca.
Magia miejsca. Wokół Stanfordu
.Ale cały fenomen Doliny Krzemowej to właśnie magia miejsca.
Domy są niewysokie, centrum pełne kawiarenek, restauracji, sklepów z wyrafinowaną odzieżą. Mnóstwo zieleni — dziesiątki rodzajów drzew i krzaków o różnych odcieniach. Knajpki wszystkich rodzajów kuchni.
Już na pierwszym spotkaniu dyskusja o ostatnio najmodniejszym podobno określeniu sensu i znaczenia Doliny Krzemowej. To PROTOPIA — połączenie „utopii” (miejsca idealnego, wymarzonego) ze słowami „proces” i „postęp” („process”, „progress”). Wszystko, co się tutaj dzieje, dokonuje się w procesie: współpracy wszystkich partnerów, kooperacji połączonej z konkurencyjnością, w sekwencji od idei i pomysłu do prototypu i pilotażu — aż do wdrożenia. To proces innowacyjny, który niesie ze sobą postęp, czyli zmianę na lepsze. Wszystko, co dzieje się w Dolinie Krzemowej, nastawione jest na jakość życia: od użyteczności rozwiązań do ich designu.
Sercem jest Uniwersytet Stanforda. Alejki prowadzą do różnych wydziałów, do pięknego kościoła w stylu romantyzmu meksykańskiego. Są miejsca nauki i badań, są miejsca odpoczynku i kontemplacji. Leland Stanford był najpierw najważniejszym sprzedawcą urządzeń i materiałów wybuchowych w czasie kalifornijskiej gorączki złota, później magnatem kolejowym, a w końcu gubernatorem stanu. Kolej między wschodnim a zachodnim wybrzeżem Ameryki była jak internet tamtych czasów — łączyła ze sobą to, co wydawało się niepołączalne w takim czasie. Złoto w kruszcu zamieniło się w Kalifornii w złoto komunikacji — i tak zostało do dzisiaj. Po śmierci syna Stanford ufundował Uniwersytet, kupując ponadto dla uczelni olbrzymie obszary ziemi. Dzisiaj większość firm, które przychodzą do Doliny Krzemowej, dzierżawi ziemię od uniwersytetu. Jeśli firma ma cele innowacyjne płaci niedużo. Lodziarz za wynajem ziemi pod sklep zapłaci dużo więcej.
Uniwersytet Stanforda jest trzeci w świecie — patrząc na jego dorobek naukowy i innowacyjny.
.Uniwersytet jest kluczem. Kiedy słynny Burton H. Lee opowiada o różnicach między Europą i jej podejściem do innowacyjności a Doliną Krzemową, podkreśla kilka rzeczy. W sercu procesu innowacyjnego w Palo Alto jest uniwersytet oraz przedsiębiorstwa. Z boku, na zapleczu niejako, są działalność rządowa i ramy regulacyjne. Są z boku — pomagają, nie przeszkadzają. W Europie — to uniwersytet jest z boku, odseparowany. I sam się często separuje — naukowcy, jak mówił Burton Lee, zabijają innowacyjność, bo nie chcą praktycznego podejścia, chcą badań dla badań („scientific obsession of science”). W USA, w Bostońskim Obszarze Ekonomicznego Wzrostu, w Dolinie Krzemowej, badania są dla przyszłych użytkowników, mają praktyczny wymiar, choć nie zawsze to widać na początku procesu badawczego. Współpraca i wymiana z biznesem jest codziennością innowacji. I studenci są źródłem innowacji — już na studiach zakładający startupy, próbujący swoich sił w firmach i z firmami. W ostatnich latach absolwenci Stanforda założyli 11 tysięcy firm. Są świetni naukowo i świetni biznesowo.
Uczelnia jest kreowana przez życie, a nie przez prawo.
Nikt tu się nie martwi porażkami w biznesie. Porażki są lekcją do wyciągnięcia wniosków, ale nie powodem, by banki czy inne biznesy odwracały się plecami od rzekomych nieudaczników, jak często dzieje się w Europie. Pracuje się tutaj na siebie, ale i zespołowo. To jest kultura współpracy i otwartości, biznes oparty na kapitale intelektualnym i społecznym. W Europie i biznes, i nauka działają na komendę czyjąś lub własną — liczy się „ja”. A w Dolinie Krzemowej liczy się wspólny impuls: kluczem jest zespół zespołów („team of teams”). Burton Lee mówi o „I” modelu przeciwstawionemu „T” modelowi. Tworzenie takiego modelu to wielka zmiana w całej edukacji, tak by pojawiła się otwartość na kooperację, a nie tylko na konkurencję.
.A na koniec słyszę w Stanfordzie, że w Europie z „Przemysłem 4.0” jesteśmy jak zwykle spóźnieni. Bo nie tu jest sedno sprawy! „Przemysł 4.0” ma być efektem, a nie siłą sprawczą. Jeśli zaś ma być efektem, to co może kierować zmianą, jaką już widać na horyzoncie globalnej, gospodarczej rewolucji? W Dolinie Krzemowej mówią, że czynnikiem zmiany będzie AI — Sztuczna Inteligencja. I wszystkie związane z nią konsekwencje wchodzenia w życie maszyn uczących się, autonomicznych, nowego typu robotów. Na każdym kroku w Dolinie Krzemowej czuje się — że TO staje się JUŻ, w tym właśnie momencie.
Dolina Krzemowa jest magiczna. Ten splot talentów, pomysłów, pieniędzy, zachwytu nad technologią i jej nieskończonymi możliwościami. To skupisko w 25% Kalifornijczyków, w 25% Amerykanów, w 50% cudzoziemców, które tworzy odmienną kulturę konkurencyjności i kooperacji. Nie każdy, kto ma pomysł, wygrywa. Ale gra się liczy, i dlatego wszyscy grają w innowację. Ludzie Doliny Krzemowej są — paradoksalnie — racjonalnie zauroczeni.
Najważniejsze firmy świata
.Może dlatego są tu wszystkie najważniejsze firmy świata. W niepozornym miasteczku lokują się giganty innowacji — w ładnych, niewysokich budynkach, by nie zakłócać spokoju tutejszej przestrzeni. I nie kłócić się z przyrodą — jest tu mnóstwo odmian sosen i innych drzew (różne odmiany redwoods), ale te sosny zapierają dech w piersiach. Są tu firmy duże i malutkie, startupy z całego świata, które tu ściągają po inspirację i sukces biznesowy. Jest dużo firm europejskich — jak Ericsson, który wystartował w Silicon Valley wtedy, kiedy Uniwersytet Stanforda w 1951 roku założył Park Przemysłowy. I jak Sky Venture, Orange czy Deutsche Telecom. Wszystkie, które chcą coś znaczyć w rewolucji cyfrowej. Jedziesz i mijasz laboratorium Philipsa, Della. Za pobliskim rogiem jest Tata Consultancy, a niedaleko nawet Volkswagen.
Jest oczywiste, że w takim miejscu jest Samsung — ze swoją innowacyjną mocą i twardością biznesowych reguł gry. Young Sohn, jeden z kluczowych liderów firmy, mówi o innowacji jako sile, która bierze się z orientacji na nasze, użytkowników, potrzeby. Chcemy dobrego zdrowia, chcemy bezpieczeństwa, chcemy móc się komunikować, chcemy dobrej rozrywki — to siły sprawcze popytu. Nowe wynalazki i pomysły powstają niejako na nasze zamówienie. Tym szczególnym zamówieniem, tym popytem o masowym charakterze w nadchodzących latach, będzie sfera ochrony zdrowia. Starzejemy się — w 2050 roku będzie na Ziemi 1,2 miliarda ludzi powyżej 60. roku życia. 70% zgonów jest spowodowanych chorobami chronicznymi, a zarazem coraz bardziej cenimy sobie zdrowie i wysoką jakość życia.
Dlatego mobilne zdrowie, mierzenie wyników — poziomu cukru, ciśnienia, innych parametrów i przesyłanie ich dzięki urządzeniom mobilnym w czasie realnym do naszego lekarza — otwiera nowe perspektywy dla szybkiej interwencji oraz dla prewencji. A to wygoda dla nas, pacjentów. Zindywidualizowane, spersonalizowane podejście lekarzy do nas, dopasowane lepiej terapie to nasza korzyść — a dla systemu ochrony zdrowia korzyścią jest olbrzymia redukcja kosztów. Nie mówiąc już o sensorach, które pozwalają mierzyć całą sekwencję genetyczną, poznawać genetyczne uwarunkowania różnych naszych chorób. I leczyć, trafiając w punkt, ale także zapobiegać chorobom odpowiednio wcześniej.
Niesamowitą prezentację pokazano w Apple. Firma szuka nowych możliwości rozwojowych, które spotkają się z najbardziej wyraźnymi oczekiwaniami użytkowników. Już za dwa, trzy miesiące Apple osiągnie rekordowy wynik — sprzeda ponad miliard iPhone’ów. Konkurencja nie śpi, bo Hindusi wypuszczają na rynek smartfona w cenie 3,70 USD. Ale istotą przewag jest to, że nowe urządzenia są de facto w swoich funkcjach pełnym komputerem noszonym w kieszeni. I że rozwijać się mogą nowe usługi. Apple stawia na zdrowie.
Trzy oferty są gotowe. Dla szpitali — gdzie urządzenia dają możliwość monitoringu stanu zdrowia, lepszej obsługi pielęgniarskiej (rejestry wyników badań, pobierane leki), wyjaśniania, co jest istotą choroby (genialnie obrazowego), by pacjent uczestniczył świadomie w procesie leczenia. Dla pacjentów z chorobami chronicznymi, by np. dać rodzicom możliwość obserwowania, co dzieje się z dziećmi z cukrzycą. Taka wiedza i poczucie bezpieczeństwa przywracają dzieciom czy osobom chorym chronicznie możliwość uczestniczenia w normalnym życiu, wyjmują ich z wykluczenia powodowanego chorobą. Dla osób starszych, u których różnego typu urządzenia (również w formie elementu ubioru) mogą monitorować stan zdrowia, ale też i sygnalizować różne potrzeby. To bardzo potrzebne przy rosnącej niepełnosprawności starszych osób w starzejącym się społeczeństwie — jasno widać, czym musi zająć się opiekun, rodzina czy wspomagający opiekę robot. Całość tych ofert to zarazem szansa na zbieranie danych (zgodne z regułami ochrony prywatności) o przebiegu chorób, które po anonimizacji i przetworzeniu tworzą kluczowe bazy danych, wspomagające diagnozy i terapie.
.Każda z firm Doliny Krzemowej ma swoją odmienną strategię. I każda z tych strategii opiera się na innowacyjności. To oznacza nastawienie na przyszłość, na nowe trendy.
Związane z zagrożeniami w cyberprzestrzeni — co robi Symantec. Związane z logistyką dostarczania produktów masowo sprzedawanych online — co robią eBay i oczywiście Amazon. Związane z pełnym rozumieniem, czym jest Big Data i przetwarzanie danych — co jest problemem zaufania, co powinniśmy chronić (prywatność), jak stawiać sprawę własności danych, co robi Intel, prowadząc bardzo głębokie analizy zjawiska, jakie przedstawiła nam Genevieve Bell. Związane z podejściem, jak przedstawia to Cisco, że w świecie cyfrowym zmiana jest nowym status quo. Oznacza to z punktu widzenia firmy: inwestuj, buduj rozwiązania, rozwijaj współpracę ze wszystkimi możliwymi partnerami, stwarzaj partnerstwa, a jak trzeba — kupuj inne firmy. Tylko wtedy można nieustannie wspierać przewagi konkurencyjne, które wiążą się z nadążeniem za zmianami i wytyczaniem nowych. Czy w innym jeszcze przypadku związane z misją ochrony klienta, użytkownika poprzez danie mu możliwości sprawdzania sugestii i rankingów (co najlepsze w hotelach, nauce, jedzeniu), wielkiego „search engine” Google’a — kiedy użyje się lokalnych wyszukiwarek, których rozwój oraz informację o nich wspiera twórczo Yelp.
Nowym trendem, o którym wszyscy mówią, że jest najważniejszy i zmieni rzeczywistość — jest Artificial Intelligence. Jedni boją się robotów, widząc w nich zagrożenia frankensteinowskie oraz możliwą utratę pracy na wielką skalę. Inni pokazują, jak zmienią się procesy produkcji, jak bezpieczniej będziemy żyli. Kluczem jest zrozumieć, że to maszyny uczące się, zdolne szybciej niż mózg ludzki przetworzyć informacje i podjąć decyzje. Kluczem jest pojąć, że z jednej strony są pod kontrolą algorytmów, które je uruchamiają (czyli ludzi), ale z drugiej — że wyzwalają się na samodzielność, analizując w niezależny sposób całe otaczające środowisko danych. I tu nie chodzi tylko o samodzielne samochody, którymi będziemy jeździli lub będziemy wożeni w niedalekiej przyszłości. Istotą jest skala obecności AI w naszym życiu i to, czy stworzymy środowisko do współpracy człowieka i robotów.
Dlatego firmy poszukują różnych sposobów komunikacji człowieka z robotami. Rozpoznawanie ludzkiego głosu, reagowanie na treści poleceń i sugestii, interakcja — to nowe aplikacje, ważne dla Amazona (ECHO), Google’a, Apple’a. Przedstawiciele tych firm mówią o tych sprawach z dystansem — czuje się, że chronią najskrytsze tajemnice rozwojowe firm.
Ale być może najlepsze warunki techniczne dla funkcjonowania Internetu Rzeczy (w co wpisuje się przyszłość AI) zostały opracowane w Deutsche Telekom działającym w Silicon Valley — czyli w firmie europejskiej. W oparciu o tzw. Software Defined Networks (SDN) powstają sieci zintegrowane — łączące rzeczy, przekazujące informacje o procesach, z danymi szybko przetwarzanymi w odpowiednich centrach, połączonych ze sobą, z danymi umieszczanymi w „chmurze”. To pierwsze wersje oprogramowań zintegrowanych całościowo — tak kluczowych dla Gospodarki 4.0.
Często w Europie głowimy się, jak daleko mamy do tego skoku w cyfrową gospodarkę 4.0 — a tu, w Deutsche Telecom, widać już technologiczną gotowość. Jednej rzeczy może brakować — superszybkiego internetu 5G. Ale w Dolinie Krzemowej pracuje nad tym Nokia — i prace są bardzo zaawansowane. A innej drogi do wszędzie dostępnej sieci — także w Afryce i Ameryce Południowej, gdzie są obszary braku sygnału dla łączności mobilnej — szuka Facebook, inwestując w supersatelitarne i quasi-satelitarne rozwiązania, już nie mówiąc o słynnym projekcie Loon Google’a.
Rewolucję wprowadza również Uber. Bo przecież to nie tylko nowa koncepcja i konkurencja dla tradycyjnych modeli usług taksówkarskich. Krążą mity i stereotypy — że nie wiadomo, czy kierowcy Ubera są ubezpieczeni, czy mają odpowiednie licencje, czy są przestrzegane prawa pracownicze lub przedsiębiorcze. Dziś Uber działający w kilkuset miastach świata i 70 krajach ma umowy z władzami miejskimi i przestrzega reguł prawnych danego kraju. Skraca czas przejazdu o ok. 30%, jest tańszy i efektywniejszy dlatego, że używa nowych technologii. Przewozi więcej osób, używając prawie dwukrotnie mniejszej liczby samochodów — to zmniejsza emisję zanieczyszczeń i sprzyja czystości powietrza w miastach. Jest w ogóle elementem przyszłych Smart Cities — jako część rozwiązań ważnych dla transportu publicznego. Zapowiada „sharing economy”, kiedy samochody będziemy wypożyczali albo jeździli z Uberem czy jemu podobnymi firmami.
To czas następnych generacji, gdzie posiadanie będzie miało o wiele mniejsze znaczenie, ale dostęp do usług i dóbr będzie wszystkim. Ta zmiana postawy użytkowników już od dobrych kilku lat jest siłą napędową rozwoju internetu w wielu dziedzinach.
.Czy Wirtualna Rzeczywistość to tylko moda i kolejny chwyt marketingowy, by nas zachwycić możliwościami cyfrowymi, czy realny wynalazek o kluczowym znaczeniu? W firmach Doliny Krzemowej pełno nowych urządzeń z tej dziedziny. Najbardziej zaawansowane są chyba Oculusy Facebooka pozwalające na uczestnictwo w całkowicie wirtualnej rzeczywistości — co zmieni model gier komputerowych i sposób prowadzenia narracji w sztuce filmowej. Kiedy dinozaur szedł na mnie, krzyknąłem, a kiedy przeszedł nade mną — skuliłem się ze strachu. Taka jest siła oddziaływania. Ale w przypadku „augmented reality” (rzeczywistości powiększonej) widzimy świat, jaki jest — tylko w wersji 360 stopni, co pozwala na nowe doznania. Będzie to użyteczne, jak i podobne urządzenia Nokii czy wpisujące w widziany przez nas trójwymiarowo obraz: dodatkowe elementy — nadrzeczywistości, jak w ofercie Microsoftu — zarówno do wizualizacji potrzebnej w procesach twórczych, produkcyjnych i edukacyjnych. Ktoś spyta — kiedy to będzie? Odpowiedź brzmi — nadchodzi szybko.
Przestrzeń dla młodości – przestrzeń dla młodych
.Magia Silicon Valley to nie tylko czar doliny i związany ze Stanfordem czar młodości.
To również przestrzeń i organizacja pracy w firmach. Kiedy przychodzimy do AT&T, widzimy swobodę przestrzeni biurowej, różnie, jakby w lekkim chaosie postawione biurka, pełną personalizację przestrzeni. Pokoje laboratoryjne w bliskości do społecznego terenu kuchni — gdzie jest miejsce nie tylko na pogaduszki, ciasteczka, owoce i kawę, ale i burze mózgów przypadkowo spotykających się osób. Lipcowi absolwenci Stanforda już prezentują swoje projekty, które zaczęli jeszcze na studiach. I robią to tuż przy starych aparatach telefonicznych — co daje możliwość porównania dawnego AT&T i nowego.
Nie każda firma nowych technologii ma taką historię jak AT&T. Na kampusie wielkiego, ale w końcu młodego Google’a nawet rowery są w kolorach firmowych. W budynkach dużo wolnego miejsca, fotele, kawiarki co 50 metrów, ładne malarstwo na ścianach, a w dużej sali konferencyjnej — możliwość zobaczenia w niesamowitym przybliżeniu mapy Google’a. Szukaliśmy dla zabawy kota naszego przyjaciela w Holandii, w jego domu. Chociaż gdzieś w tyle głowy ukryte było przekonanie o niebezpieczeństwach tej pełnej możliwości obserwacji świata i ludzi. Dobrze, że ostatnie lata dały coraz większe zrozumienie ochrony prywatności i wprowadziły w tej dziedzinie jasne reguły, także dla Google’a w Europie.
Zwiedzającym, nawet z branży, nie pokazuje się najważniejszych laboratoriów. Rozmawia się o generalnych wyzwaniach. Ale i szczegółowo o planach na wspieranie edukacji, rozwoju mikromultinacjonalnych przedsiębiorstw i oczywiście o jeżdżących po ulicach prototypach samochodu Google’a. Ludzie z Google’a mówią, jak to po oddaniu do użytku superergonomicznych budynków zaroiło się także w przestrzeni między budynkami. Ludzie wydeptali ścieżki, wydumali sobie knajpki, kawiarenki i leżaki. Taka organizacja przestrzeni ma sprzyjać koncentracji, ale i relaksowi — kiedy trzeba. Jest to przestrzeń ustawiona na wszystkie potrzeby — nie miałem wrażenia, że ma niewolić, co sugerują niektórzy komentatorzy.
Jeszcze inaczej wygląda kampus Facebooka. Jeśli Facebook stworzył wirtualną sieć społecznych wspólnot, to przestrzeń w Facebooku jest takim realnym terytorium społecznej wspólnoty. Właściwie jest WIOSKĄ. Chodniczki, przy nich sklepiki, lody za darmo, knajpki z jedzeniem też za darmo, warsztat z drzewem i możliwością rozwijania umiejętności manualnych, stara budka telefoniczna z półkami na zostawianie książek z zachętą do czytania i wymieniania się. Drzewka i krzewy — i nieustanny ruch w alejkach. Nie jest jasne, czy ktoś idący z otwartym laptopem pracuje, czy właśnie odpoczywa. Przy miejscach do zostawiania rowerów informacja, żeby zakładać kask — ale nie żeby chronić głowę, jak mówi się w przepisach, tylko żeby chronić „mózg” (your brain). Widać w tej przestrzeni, co jest cenne: człowiek, wspólnota, przyjemności, jakość życia i głowa — w sensie mózg: potrzebny w kreatywnej pracy. Czy to jest nachalność w tworzeniu wspólnotowości — również pracowników firmy?
.Wolę wioskę Facebooka niż fabrykę Fordowską czy tradycyjne biuro z hierarchią społeczną przestrzeni.
Świetnie do tego pasuje środowisko startupów. Nie byłoby tak dynamicznej innowacyjności i w Dolinie Krzemowej, i w całym świecie — bez startupów. One gromadzą najmłodsze talenty, one dzięki wsparciu akceleratorów przyspieszają generowanie nowych pomysłów, one dają dostęp do funduszy wysokiego ryzyka. I choć 1 pomysł na 10 staje się sukcesem, to i tak ekosystem startupowy jest katalizatorem wielkich zmian. Duże firmy są zbyt ociężałe, strukturalnie odporne na zmiany. Mniej kosztuje zakontraktowanie startupu i przynosi to szybsze efekty. To startupy wnoszą więc dynamikę innowacji płynącą z odwagi myślenia, sieci kontaktów biznesu i świata nauki. Ponadto ich ekosystem wpisuje się świetnie w lokalną kulturę i orientację na jakość życia.
Do Doliny Krzemowej pielgrzymują startupy z Europy. Polski wybitny informatyk mówi mi, że to, czego się dowiedział w Palo Alto, zdobywałby w Europie przez 10 lat. Młode talenty przyjeżdżają tu, uczą się — i albo zostają, albo wracają. Kiedy rozmawialiśmy ze świetnymi młodymi ludźmi z „German Accelerator” — to zrozumiałem, że jest to model działania: mieć w tym międzynarodowym tyglu Silicon Valley swoje krajowe miejsce, ściągać młodych ludzi, uczyć ich, co to jest Dolina Krzemowa, wyzwalać energię i pomysły i otwierać możliwości do działania w kraju. Zamarzył mi się taki „Polski Akcelerator w Dolinie Krzemowej”. Od idei do praktyki — czy to długi dystans w czasie? Lecz gdyby zrobić to w innowacyjnym duchu Silicon Valley, to szybko mogłoby się udać: gdyby znaleźć, spotkać, skojarzyć odpowiednich partnerów do takiego przedsięwzięcia.
Coś, co jest dalej
.W odległości 300 kilometrów od Doliny Krzemowej są inne cuda Kalifornii. Jedzie się terenami, które wydarto pustyni i suchej ziemi Sierra Nevady — dziś są tu olbrzymie gaje drzew pomarańczowych, oliwnych, gdzieniegdzie winnice. Do każdego drzewka doprowadzona jest woda, zieleń jest soczysta, ale za tym pięknem kryje się wiele pokoleń ciężkiej pracy.
Czy to, że w Parku Narodowym Sekwoi jest najstarszy żyjący organizm świata — General Sherman liczący sobie przeszło 2200 lat — jakoś inspiruje nas we współczesnym, cyfrowym świecie? Patrzymy z oniemieniem na olbrzymie i przyjazne sekwoje w wielkim Lesie Gigantów. Pachnie tam wszystkimi odcieniami sosen i sekwoi. Tłumy pielgrzymują do tego miejsca. Tłumy chcą dotknąć tych niebywałej kory i niebywałego pnia. Tłumy chcą spojrzeć w górę i odczuć magię Ducha Świata. W tych olbrzymach jest jakaś siła, ale i dobroć — może dlatego tak fascynują.
A niedaleko jest Yosemite Park, z cudowną górą Pół Kopuły (Half Dome). To wielka, wysoka na przeszło 2000 metrów góra granitowa w kształcie kopuły, tylko jakby przez naturę przeciętej na pół. Jest niesamowita, kiedy podchodzić do niej od strony doliny Jeziora Lustrzanego (Mirror Lake), w którym woda jest tak naprawdę tylko wiosną. Jest niesamowita, kiedy o zmierzchu, tuż przed zachodem słońca oglądać ją z Glacier Point — widząc ją z boku, wielką, otoczoną innymi pasmami podświetlanymi promieniami zachodzącego słońca. Ogrom, którego piękno jest na miarę Ducha Świata.
Po jednym i drugim parku jeździ się samochodem albo specjalnym autobusikiem. Bo odległości sięgają 70 – 80 kilometrów. Mimo to jest tam spokój dobrze połączony z amerykańską energią eksploracji. Są też niedźwiedzie, nawet ostrzega się, żeby nie zostawiać w samochodzie niczego do jedzenia na widoku — żeby nie kusiło. Ale sarenka przebiegła mi drogę, tak jak i lis, nie mówiąc o wszędobylskich wiewiórkach.
Po jednym i po drugim parku jeździ się tylko z lekką pamięcią, że historii tych drzew, lasów, dolin i gór towarzyszyły kiedyś historia Indian i ich Duch Świata. Kiedy jednak wieczorem zjeżdża się z tras parkowych i szuka noclegu w przydrożnych motelach, a jedzenia w typowych amerykańskich knajpkach — to można w całości zanurzyć się w amerykańskiej prowincji. Farmerskiej, meksykańskiej, kolorowej, rockowej w barze, gdzie śpiewa cudowna 60-latka, a na gitarze gra jej rówieśnik, i gdzie podają takiego burgera, jakiego Europejczyk zjeść nie jest w stanie. Jest tam bieda, spokój, własne życie — i wielka wiara w to, że Trump mówi ich językiem i dla nich.
Ta Ameryka niebywałej przyrody, ta Ameryka prowincji jest w tym samym stanie, w Kalifornii (piątej co do wielkości gospodarce świata), co Silicon Valley. Może jedno może być dlatego, że jest i drugie?
Europa wątpi – ale co zrobi?
.Czy realna, nasycona przyrodą oraz najwyższej klasy technologią rzeczywistość Kalifornii i Silicon Valley prowadzi nas i cały świat do kryzysu wielu, z angielska mówiąc, D (czyli „digital”)? De facto widać je jako: digitalizację (nadmierną — wszystkiego), demonetyzację (zamieniając nasze dane na walutę), dematerializację (giną stare produkty, używamy jednego wielofunkcyjnego), dominację (supremacja gigantów) oraz, przepraszam za określenie, zdepośredniczenie (nikną pośrednicy wielu usług, ale i rozmywa się odpowiedzialność) i angielską „disruption”: twórczą zmianę, która niesie jednym sukcesy, innym porażki. O tych zagrożeniach wyraźnie i z pasją rozmawialiśmy w Orange. Dla rozwoju rewolucji cyfrowej dobrze jest dzisiaj dostrzegać wszystkie nowe szanse, ale rozumieć też zagrożenia. Tylko wówczas można dać sobie radę z zagrożeniami i zacząć kształtować możliwości wielkiego przełomu cyfrowego we wszystkim, i we wszystkim rozważniej.
Wizyta studyjna, która pozwoliła nam, grupie posłów z Parlamentu Europejskiego, obejrzeć osiągnięcia Doliny Krzemowej i rozmawiać o jej planach, w naturalny sposób prowadziła do porównań. Gdzie jest Dolina Krzemowa? Gdzie jest Europa?
.Europa nie powinna chcieć replikować Doliny Krzemowej, bo tego nie da się zrobić — jest to jednak magiczne „genius loci”.
Ale Europa może nauczyć się z doświadczeń Silicon Valley bardzo dużo. Jest olbrzymi potencjał skoku cyfrowego w Europie. Jest niezły plan europejski w tej dziedzinie — koncepcja Jednolitego Rynku Cyfrowego. Trzeba tylko przełamać bariery i progi fragmentaryzacji między państwami europejskimi. Trzeba przełamać różne silosy i separacje. Trzeba zbudować nowoczesny ekosystem innowacji. A w nim rola uczelni i ośrodków naukowych powinna stać się kluczowa. Uczelnie muszą żyć realnym życiem, a nie prawem stanowionym przez biurokrację. To one razem z biznesem i gospodarką muszą stworzyć centralny punkt zapłonowy innowacji europejskiej (nie tylko poszczególnych krajów, bo tu potencjał jest za mały), choć często realizowany i uwidaczniający się w regionalnych centrach innowacji. W tym ekosystemie trzeba uwierzyć (zaufanie jest kluczem) we współpracę wszystkich partnerów. I trzeba być otwartym na tych, którzy przegrywają. Nie wygrywa tylko ten, kto nie próbuje — to powinna być dewiza nowego podejścia do europejskiego biznesu. Nie można dostarczyć innowacyjnej siły i ducha europejskiej gospodarce — bez pielęgnacji startupów oraz dostępu do finansowania wysokiego ryzyka.
.Wniosek — lekcję z fenomenu Doliny Krzemowej — możemy wyciągnąć. I zrobić — mówiąc potocznie — swoje. Byle dobrze.
Michał Boni
Lipiec 2016