

Benedykt XVI – człowiek ogrodu
Duet Wojtyła-Ratzinger rządził Kościołem kilka dekad. To, że wybitny filozof, jakim był Karol Wojtyła, tak świetnie rozumiał się z wybitnym teologiem, jakim był Joseph Ratzinger, uformowało w historii Kościoła epokę, do której obecnie wielu tęskni – pisze Michał KŁOSOWSKI
.Jeszcze jako młody teolog Joseph Ratzinger studiował myśl Tykoniusza, teologa z IV wieku, który powiedział, że ciało Kościoła dzieli się na Kościół ciemny i zły oraz Kościół sprawiedliwy. W obecnym stanie dwa ciała Kościoła są nierozerwalnie połączone, ale na końcu czasów zostaną rozdzielone.
Swoją decyzją, podając w wątpliwość jedność i prawomocność Kościoła, Benedykt XVI, stojący na czele najstarszej wciąż istniejącej instytucji na Zachodzie, zakwestionował sens i prawomocność wszelkich instytucji. Również ciało naszego społeczeństwa politycznego jest, podobnie jak ciało Kościoła, podzielone; jest mieszanką dobra i zła, niesprawiedliwości i sprawiedliwości. Benedykt XVI to nam wszystkim unaocznił i może właśnie fakt ten uznać powinniśmy za najistotniejszy w całym jego dorobku; podobnie jak Ratzingerowskie ciągłe przypominanie o znaczeniu spraw ostatecznych. Tylko wtedy, gdy wiemy, jak kwestionować ślepy dryf naszych instytucji politycznych, będą one w stanie odzyskać swoje podstawowe znaczenie, które w ciągu dziejów zatraciły.
Pontyfikat papieża Benedykta XVI, a tak naprawdę cała epoka Josepha Ratzingera, to czas, który w Kościele można liczyć nie latami, lecz dekadami; duet Ratzinger-Wojtyła rządził Watykanem od lat 80. Również w nauczaniu papieża Franciszka widać wpływ bardzo głębokiej myśli eklezjologicznej i teologicznej Josepha Ratzingera – zwłaszcza w kontekście wspomnianego już zreformowania Kościoła jako instytucji i pamięci o tym, że ludzkie życie nie kończy się na ziemi. Niektórych może to zaskakiwać.
W życiorysie papieża Benedykta XVI dobrze widać też, że – chociażby na Soborze Watykańskim II – należał do stronnictwa reformacyjnego, a nie tradycyjnego. Czytając teksty, które zamieszczał między innymi z jezuitą Henri de Lubakiem w założonym przez siebie miesięczniku „Communio”, można zauważyć, że to nie był papież konserwatysta, ale także nie liberał – lecz papież głównego nurtu Kościoła katolickiego, papież prawdy i czystości ewangelicznej. Tak wypadałoby papieża Benedykta XVI nazywać: papieżem prawdy, papieżem czystości ewangelicznej, papieżem Kościoła takiego, jaki on powinien być.
Duet Wojtyła-Ratzinger rządził Kościołem kilka dekad. Przecież kiedy papież Jan Paweł II był na pielgrzymkach na drugim końcu świata, to Joseph Ratzinger był tym, który w Kongregacji Nauki i Wiary sprawował niejako władzę w Watykanie. Ponadto bardzo silne oddziaływanie Ratzingera na myśl Karola Wojtyły jest dostrzegalne jako swoisty dialog między filozofem a teologiem. To, że wybitny filozof, jakim był Karol Wojtyła, tak świetnie rozumiał się z wybitnym teologiem, jakim był Joseph Ratzinger, uformowało w historii Kościoła epokę, do której obecnie wielu tęskni.
A dziś? Jak wskazywał Joseph Ratzinger w swoim wstępie do Wprowadzenia w chrześcijaństwo, pisanym w 1969 roku, więc tuż po przemianach roku 1968, Kościół musi być kontrkulturowy, ponieważ kultura masowa, kultura popularna, szeroka kultura wprowadza wartości, które nie szanują życia ludzkiego – zmieniają antropologiczny sens rozumienia tego, czym jest człowieczeństwo. W tym kontekście wolności, solidarności, godności ludzkiej Kościół musi być kontrkulturowy, bo świat poddaje się relatywizmowi i kulturze, która z poszanowaniem życia ma niewiele wspólnego. I jeżeli mówimy o nauczaniu społecznym Kościoła, którego Joseph Ratzinger dał podwaliny już po Soborze Watykańskim II, to właśnie te trzy elementy, godność, wolność, solidarność, są na pierwszym miejscu. I jeżeli ktoś niewierzący pyta, kim był Ratzinger, dlaczego jest tak ważny i o co chodzi z tą całą epoką Ratzingerowską, odpowiedź jest krótka i dosadna: chodzi o to, że to był człowiek, który dał Kościołowi argumenty do spierania się ze światem i do obrony ludzkości rozumianej jako pewna antropologiczna całość, oparta na godności, wolności i wartościach, które znamy z historii, a nie różnych innych podsuwanych nam obecnie propozycjach.
* * *
.Na szczęście papież Franciszek jest otoczony gronem doskonałych ekspertów, których może poprosić o rozwinięcie myśli Ratzingera. Można tylko mieć nadzieję, że papież z Argentyny potencjał tych ludzi wykorzysta. Z drugiej strony – odejście papieża-seniora to też szczególny moment dla Franciszka, w pewien sposób przełomowy dla jego pontyfikatu, nowe otwarcie.
Podstawowym elementem tego nowego otwarcia będzie uznanie, że Benedykt XVI – kard. Joseph Ratzinger – jest jednym z ojców Kościoła. Dostrzegając jego dorobek teologiczny, intelektualny, stwierdzimy, że niewątpliwie mu się to należy. Kardynał Joseph Ratzinger był jednym z ostatnich prawdziwych intelektualistów naszego świata; nie tylko kościelnych, ale też takich, którzy umieli się spierać ze światem, którzy rozumieli, co ten spór znaczy. Bo w tym kontrkulturowym podejściu nie chodzi o konstruowanie, nie chodzi o tworzenie czegoś nowego. Prof. Chantal Delsol napisała, że aktorów naszego świata podzielić można tak naprawdę na dwa typy: demiurgów, którzy chcą tworzyć ten świat, i ogrodników, którzy chcą go uprawiać i pielęgnować, pozwalać mu wzrastać.
W tym rozumieniu kardynał Joseph Ratzinger był człowiekiem ogrodu. Pielęgnował tę mądrość, potrafił spojrzeć w jej głębię, pomagał jej wzrastać. Dzisiaj, w epoce mediów społecznościowych, szybkich informacji, przesyłu danych na ogromną skalę ta głębia teologiczna, zdolność przenikliwego postrzegania świata, którą pozostawił nam po sobie Joseph Ratzinger, będzie nam wbrew pozorom jeszcze bardziej potrzebna. Bo jeżeli zostanie on uznany za ojca Kościoła, to będzie oznaczało ni mniej, ni więcej, tylko to, że jeszcze bardziej będziemy musieli się w niego wczytać i dostrzec, że jego nauczanie jest nam więcej niż potrzebne. Dlatego gdyby ktoś niewierzący się pytał, po co Kościołowi np. święci, po co te wszystkie tytuły doktorów czy ojców Kościoła, to można odpowiedzieć, że właśnie po to, żeby pewne myśli, rzeczy, postaci wracały po latach. Oby tak samo było z nauczaniem Benedykta XVI.
Michał Kłosowski