Prof. Rocco BUTTIGLIONE: Nie ma Europy bez miłości i solidarności

Nie ma Europy bez miłości i solidarności

Photo of Prof. Rocco BUTTIGLIONE

Prof. Rocco BUTTIGLIONE

Włoski polityk, nauczyciel akademicki, były minister do spraw europejskich, wieloletni parlamentarzysta.

Ryc. Fabien Clairefond

zobacz inne teksty Autora

Jeśli kraje Europy chcą być dziś bardziej suwerenne w świecie, muszą trzymać się razem, jak rodzina. Europejczycy tylko razem mogą kontrolować dostęp do najważniejszych dóbr i wartości – prof. Rocco BUTTIGLIONE

.Jestem Europejczykiem, jestem też Włochem. I właśnie dlatego kocham Europę. Bo nie można kochać Europy, nie będąc najpierw Polakiem, Francuzem czy Włochem. To byłoby złe. Nie można być tylko Europejczykiem. Miłość do Europy wypływa wprost z miłości do własnego kraju. Pokazują to nawet badania naukowe: nie można być najpierw Europejczykiem. Tożsamość buduje się na poczuciu przynależności do ojczyzny, byciu obywatelem danego kraju. Jan Paweł II powiedział, że podstawą tożsamości każdego człowieka jest miłość do kraju pochodzenia, która czyni nas członkami europejskiej wspólnoty.

Jestem Włochem, bo obok mnie istnieją narody, narody moich braci i sióstr. Europa jest jedną wielką wspólnotą, której każdy z nas jest częścią, do której każdy z nas należy. I doskonale się w nią wpisuje. Tak jak Dante był Włochem i jest dziś częścią większej wspólnoty: najpierw jest częścią kulturowej wspólnoty włoskiej, a potem wspólnoty europejskiej. Podobnie Mickiewicz czy Słowacki. A ta wspólnota, wspólnota ducha i kultury jest przecież jeszcze szersza, niż wskazują na to granice dzisiejszej Unii. Dostojewski czy Tołstoj też są członkami tej samej wielkiej wspólnoty. Wspólnoty kultury i wartości, która sięga dużo dalej niż granice dzisiejszej Unii Europejskiej.

To europejska tożsamość, bazująca na wspólnej kulturze i wartościach. Tożsamość, która nie jest tylko „rzeczą”, nie jest tylko narzędziem opisu. Jest kompleksowym zbiorem cech, bazującym na historii i kulturze, w którym zazębiają się losy różnych ludzi. Europejska tożsamość to kompleks, w którym życie jednego człowieka jest włączone w życie innych.

Dziś widzimy, że mamy w Europie wielu, którzy chcą pozostać w swojej ścisłej, odrębnej tożsamości, zamkniętej na innych. Mamy też takich, którzy udają – jak część technokratów w Brukseli – że nie mają żadnej narodowej przynależności. Oczywiście mylą się jedni i drudzy. Rzeczywistość to nie skrajności. Między tymi postawami jest więcej możliwości, które łączy poczucie solidarności – klucz do tożsamości europejskiej.

W tożsamości europejskiej nie chodzi o miksowanie, ale o zintegrowanie w dialogu. Jak w małżeństwie – pomimo odrębności i różnic między kobietą i mężczyzną tworzy się rodzina. Związek zbudowany na dialogu i solidarności.

Istnieją różne tak rozumiane poziomy solidarności. Jeden z nich opiera się na tym, co zdefiniował papież Jan Paweł II – na suwerenności narodu w dialogu między kulturami, na prawie do posiadania własnej kultury w dialogu z innymi. Musimy w Europie rozmawiać, dyskutować, wymieniać opinie. Następnie jest dialog Europy z innymi kulturami. Ale ten dialog wymaga, by pamiętać, że istnieje coś takiego jak kultura europejska. Od niej wszystko się zaczyna. A wielu to nie odpowiada. Prawdziwym problemem nie są jednak technokraci w Brukseli. Jest nim idea unifikacji wszystkich ze wszystkimi, bycia takimi samymi… Dziś bowiem nasza tożsamość jest dyktowana przez rynek. Wszyscy mamy być tacy sami, bez znaczenia, czy mieszkamy w Seulu, czy w Berlinie. Tego wymaga rynek, ale na szczęście tacy nie jesteśmy. Gdybyśmy byli tacy sami, byłoby bardzo nudno. Jeśli chcemy myśleć o bardziej zjednoczonej Europie, powinniśmy zmienić nasze podejście do rynku i gospodarki. Zmianie powinna ulec zwłaszcza dystrybucja dóbr, wymiana towarów – powinna bardziej jednoczyć ludzi, a nie dzielić. Trzeba zmienić paradygmat. Dziś mamy sytuację, w której rynek niszczy życie ludzi.

Karol Marks miał rację w jednym – że w świecie istnieją dwa rodzaje wartości: te, które możemy sprzedać, i te, które możemy ofiarować, wartości użytkowe i wartości wymienne. Dziś logika rynku wyparła logikę daru. Zarabiamy, żeby żyć, a nie żyjemy, aby zarabiać. I to jest powód alienacji naszego europejskiego społeczeństwa. Staliśmy się chciwi. Musimy wrócić do priorytetu daru i ofiary. Europa potrzebuje zmiany sposobu, w jaki postrzegamy naszą rynkową rzeczywistość. Dzięki Bogu, ta zmiana już się dokonuje. Wielu młodych ludzi, młodych naukowców, zmienia sposób, w jaki postrzegają dzisiejszy świat. Przedkładają logikę daru nad myślenie o tym, by zarobić więcej. Zaczynają rezygnować z zawodów, które z jednej strony dałyby im więcej pieniędzy, ale z drugiej mogłoby to być złe dla społeczności, w której żyją. Młodzi chcą dziś żyć w lepszym środowisku pracy, w rzeczywistości bardziej zrównoważonej między życiem zawodowym a prywatnym. Młodzi Europejczycy wolą dziś po prostu robić coś bardziej pożytecznego dla społeczeństwa. Są bardziej odpowiedzialni, chcą żyć w lepszej społeczności. Musimy o tym pamiętać. Podstawą takiego podejścia jest ewangeliczne pojęcie komunii. To z niego wypływa solidarność – sposób na urzeczywistnienie tej komunii. Komunia poprzez solidarność staje się wspólnotą.

Bazuje ona na konkretnych wartościach, dzięki którym można być razem, można solidarnie tworzyć wspólnotę. Wierzę, że polska kultura jest tutaj kluczowa i może dzielić się wartościami solidarności z innymi. Wielcy polscy myśliciele, Karol Wojtyła czy Józef Tischner, wnieśli ogromny wkład w nową wizję koncepcji wolności człowieka istniejącego we wspólnocie. Bo wolność jest jak taniec – nie można tańczyć samemu, trzeba drugiej osoby. To samo dotyczy wolności, bo ona również rodzi więź. Dzisiaj jednak zachodnia idea wolności jest inna. Chodzi o to, by nie mieć żadnych zobowiązań. Ale z tego nie da się nic zbudować. By budować, potrzebna jest więź, relacja. Nie możesz należeć tylko do siebie, potrzebujesz drugiej osoby. Koncepcja bycia wolnym samotnym jest błędna.

Hegel powiedział, że wolność jest jednością podmiotu i przedmiotu. A jedność podmiotu i przedmiotu jest realna tylko wówczas, gdy reakcja podmiotu opiera się na relacji z najważniejszym dla niego przedmiotem. Przedmiot – drugi podmiot – wnika we mnie i zaspokaja moje najgłębsze potrzeby, potrzebę wolności i przynależności. Sartre z kolei posłużył się przykładami osoby, która desperacko chce przekroczyć granice, indywidualistyczną ideę wolności, a jednak nie może odnieść sukcesu. Rzeczywistość pokazuje, że przynależność to wolność. Ale dziś dominującą ideą jest to, że wolność oznacza nienależenie do nikogo. To fałsz. To bycie wiecznie samotnym.

Istnieją dwa sposoby przynależności. Przynależę do innego, ponieważ jestem do tego zmuszony, lub przynależę, gdyż skłania mnie ku temu miłość. Dzisiaj problemem Europy jest to, że straciliśmy ideę przynależności z powodu miłości. A miłość jest pierwszą siłą, pierwszą przyczyną nie tylko przynależności, ale i życia.

Wiele mówimy też o prawach. Ale nie ma praw bez obowiązków, ponieważ właśnie poprzez obowiązki i relacje odnajduje się prawa w społecznościach, w rodzinach, prawa krajów i narodów. Obowiązki nadają prawom właściwy kierunek i sens. Bez obowiązków nie ma możliwości osiągnięcia dobra wspólnego, bo nie da się go nawet zdefiniować. Jest to możliwe tylko w związku ze wspólnotą, z innymi, w relacjach. Ta zasada działa nie tylko na poziomie jednostek, ale także na drodze budowania gospodarki. Kiedy czuję silną więź z innymi, moja praca jest bardziej produktywna, jest po prostu lepsza, chcę wspólnie osiągać więcej.

Zamiast współpracy preferuje się dziś kontrolę. Mówi się, że dzięki technologii jeden człowiek jest w stanie kontrolować drugiego. Takie myślenie powoduje, że człowiek jest zredukowany do poziomu niewolnika. A przecież możemy zrobić dobry użytek z tych wszystkich niesamowitych rzeczy, nowych wynalazków, właśnie w duchu solidarności. Tylko czy możemy korzystać z postępu w duchu solidarności, a nie kultury indywidualnych i egoistycznych wartości? To jednak nie w smak wielkim tego świata. Żyjemy w chwili zmiany, właśnie wkroczyliśmy w nową epokę. Po konflikcie z komunizmem mamy nową konfrontację, która jest konfrontacją turbokapitalizmu, nieoświeconego kapitalizmu z człowiekiem. W Centesimus annus Jan Paweł II przedstawił zarys tej nowej konfrontacji i zaproponował wielki sojusz solidarności z wolnym rynkiem. To było ponad 30 lat temu. Wielkie mocarstwa nie zaakceptowały tego sojuszu. A przecież triumf wolnego rynku nie byłby możliwy bez solidarności. Nie wolno nam o tym zapomnieć.

Rynek nie jest zjawiskiem naturalnym, ale instytucją stworzoną przez człowieka. Nigdy nie było idealnego rynku. Na takim rynku wszystkie czynniki produkcji byłyby uzwiązkowione, nie byłoby spekulacji cenowych ani bezrobocia. Na prawdziwym rynku są granice, które uniemożliwiają wielu ludziom wejście na ten rynek lub zwykły handel i pracę. Wielu jest marginalizowanych. Sojusz etyki i gospodarki, solidarności i wolnego rynku był dla Polaków kluczem do Unii Europejskiej.

Jednak od tamtego czasu wiele się zmieniło. W konstytucję europejską powinny być wpisane wartości chrześcijańskie, ale nie ma czegoś takiego jak konstytucja europejska. Jest tylko traktat lizboński, lecz ten dokument to bardzo słaba podstawa Unii Europejskiej, ponieważ wskazuje, że Unia Europejska to jedynie gospodarka. A wcale tak nie jest. Unia to nie tylko gospodarka.

Gospodarka znajduje się w punkcie, w którym łączą się dwie osie, dwa kierunki – następuje wymiana dóbr i wymiana wartości. Jeśli Unia chce mieć przyszłość, nie może opierać się wyłącznie na niezrównoważonej wymianie, wymianie tylko na jednym poziomie. To niemożliwe. A nawet gdyby tak było, byłoby to wyjątkowo odczłowieczające. Tak jak w rodzinie – a Unia Europejska jest rodziną – nie można oczekiwać tylko wymiany dóbr bez wymiany wartości. Dobrze pokazał to kryzys ekonomiczny w Grecji. Na początku tego kryzysu Angela Merkel myślała tylko o wymianie ekwiwalentów. Ale potem zdała sobie sprawę, że materialne podejście, pozbawione wartości duchowej nie może przynieść oczekiwanych rezultatów. Dawała Grekom pieniądze, ale oni nadal byli nieszczęśliwi i nie mogli wyjść z kryzysu.

Tamten czas pokazał, że Unia Europejska może być czymś więcej niż tylko rynkiem swobodnego przepływu dóbr, towarów i ludzi. A nawet musi być czymś więcej. Presja związana z wdrażaniem Planu odbudowy dla Europy jest czymś niezwykłym. To ogromny krok naprzód. Przede wszystkim dlatego, że będziemy mieć wspólny europejski dług. A jak mówił jeden z ojców założycieli Stanów Zjednoczonych, Alexander Hamilton, nic nie łączy ludzi bardziej niż wspólny dług.

Hamilton w 1790 roku przedstawił Kongresowi swój raport, który zawierał plan zajęcia się oszałamiającym 40-milionowym długiem narodu. Wówczas to zalecił on płacenie tylko odsetek od długu i odroczenie spłaty kapitału na daleką przyszłość. I był to wielki krok naprzód dla wspólnej, amerykańskiej tożsamości wszystkich byłych brytyjskich kolonistów, którzy później stworzyli Stany Zjednoczone Ameryki. Bo wspólny dług wymaga solidarności. Dług wymaga też długofalowego myślenia i wdrożenia kultury zmiany. Dziś europejska gospodarka może wreszcie być zmieniona.

Jest wiele rzeczy, które można by zrobić. Byłem pod wielkim wrażeniem książki polskiego filozofa Zygmunta Baumana, w której przedstawił on ideę „płynnego społeczeństwa”. Kiedyś zapytano go, jak możemy ponownie nadać konkretną formę naszemu społeczeństwu, wyjść z jego „płynności”. Jego odpowiedź brzmiała: dzięki miłości. Miłość jest jedynym i ostatecznym narzędziem, które umożliwia wyjście z punktu „ja” do punktu „my”. To jest najbardziej kontrkulturowa rzecz, jaka jest tylko możliwa: zmiana optyki z indywidualistycznej na wspólnotową. To zmiana wręcz antropologiczna.

Kolejną kwestią, która może sprawić, że europejska wspólnota dzięki zmianie gospodarczej będzie bardziej „wspólna”, jest wychowanie dzieci w rodzinach. Tworzenie rodzin!

Potrzebujemy też europejskiej opinii publicznej. Kultura to bardzo ważna rzecz, ale jakoś zagubiona w całym europejskim projekcie i tworzących go dokumentach. Kultura to naturalna przestrzeń dla każdego człowieka. To moc wywierania sugestii. A dziś Unia Europejska nie ma nawet tej władzy. Potrzebujemy mocy dawania sugestii sobie samym i światu. Stworzenie wspólnej, europejskiej opinii publicznej oznaczałoby, że można wreszcie dyskutować o sprawach najważniejszych dla Unii Europejskiej. Dzisiaj moim polskim przyjaciołom zupełnie nieznany jest problem związany z pokojem w Libii, bo to ich nie dotyczy. Albo kwestia migrantów, którzy umierają na środku Morza Śródziemnego – to też nie jest problem Polaków. Tak samo jak problem granicy ukraińsko-białoruskiej nie istnieje dla Włochów. Problem wojny hybrydowej toczonej przez Federację Rosyjską na wschodniej Ukrainie nie jest problemem dla tych, którzy mieszkają we Włoszech czy Francji. Dla moich włoskich przyjaciół Rosja w ogóle nie jest problemem. A przecież każda z wymienionych kwestii jest poważnym problemem dla Europy.

Bez powszechnej opinii publicznej nie ma dyskusji ani wymiany informacji. Czasami jest nawet gorzej. Mieszkańcy Wielkiej Brytanii przed brexitem próbowali znaleźć w internecie, czym jest Unia – ludzie nawet nie wiedzą, czym jest Wspólna Europa, dlatego że nie ma wspólnej, europejskiej sfery opinii publicznej. Bez tego UE nie może wykorzystać siły dzielenia się ideami, siły opinii publicznej, co jest dla UE sprawą kluczową. Bez tego ludzie nie wiedzą, jaką władzę ma UE, jakimi mechanizmami może się posługiwać i jak może je wykorzystać dla wspólnego dobra. Nie mają nawet pojęcia, jakie cele ważne dla wspólnego dobra może osiągnąć UE. Bez tego nie uda nam się stworzyć kultury dyskusji w UE.

Istnieje również potrzeba przyjęcia konstytucji europejskiej. Bez niej w zglobalizowanym świecie kraje europejskie nie mogą być suwerenne. W skali globalnej kraje europejskie są po prostu za małe. Dziś bowiem powstaje w świecie ogromna koncentracja władzy: Chiny, Indie, Indonezja, USA, Rosja… Europa jest przedmiotem, a nie podmiotem globalnej gry i wyścigu o hegemonię. Na poziomie globalnym nawet Niemcy ze swoją silną gospodarką są po prostu za małe. Dziś musimy trzymać się razem. Paradoksem jest, że jeśli kraje europejskie chcą być bardziej suwerenne, muszą trzymać się razem. Tak jak w rodzinie. Tylko razem możemy kontrolować podstawowe dobra i wartości najważniejsze dla naszych obywateli. Chodzi o bezpieczeństwo – w przypadku zagrożenia musimy poprosić Stany Zjednoczone o pomoc i za to zapłacić. To samo dotyczy bezpieczeństwa wewnętrznego. Nie możemy zapewnić bezpieczeństwa naszym obywatelom bez solidarności między krajami europejskimi. Świat się zmienił i teraz bardziej niż kiedykolwiek potrzebujemy silnej, zjednoczonej Europy.

.Benjamin Franklin powiedział kiedyś do swoich rodaków, którzy chcieli uciekać przed natarciem wojsk brytyjskich: „Musimy trzymać się razem, bo inaczej z pewnością będziemy wisieć oddzielnie”. Teraz dotyczy to nas, Europejczyków. Współczesny świat wymaga, byśmy byli razem.

Rocco Buttiglione
Tekst ukazał się w nr 34 miesięcznika opinii „Wszystko co Najważniejsze” [LINK].

Materiał chroniony prawem autorskim. Dalsze rozpowszechnianie wyłącznie za zgodą wydawcy. 3 grudnia 2021