
Państwo totalne, cywilizacja totalna
Biowładza zachodzi wtedy, gdy biologia staje się narzędziem władzy na usługach polityki. Czyż transhumanizm, w tym ten nasz transhumanizm u swych niemrawych początków, z prokreacją in vitro, surogacją i przerywaniem ciąży, nie jest pochodną tej biowładzy, która charakteryzuje nowe totalitaryzmy? – pisze Michel ONFRAY
.Przeobrażenie świata w to, czym dzisiaj jest, wiele zawdzięcza pierwszemu krokowi człowieka na Księżycu. To właśnie w tamtym momencie ludzkość po raz pierwszy zobaczyła swoją planetę z innego miejsca. Ta nowa perspektywa, powiedzmy, księżycowa, ukazała jedność, spoistość, a zarazem nikłość Ziemi we wszechświecie zagubionym pośród innych wszechświatów, zapowiadanych już przez filozofów epikurejskich.
Hominizacja zachodzi w heterogenicznych grupach ludzkich zorganizowanych w stada pierwotne. Opowieści podróżników, żeglarzy czy też księży wyprawiających się karawelami do nieznanych krain dały początek etnologii, która badając życie zamieszkujących je prymitywnych populacji, próbuje dociec, kim byli pierwsi ludzie.
Białe plamy na mapach, oznaczające nieznane terytoria, miały swoją przeszłość. Nie dziwi więc, że gdy tamte krainy już odkryto, określenie „białe plamy” zanikło, a następnie wróciło do łask, oznaczając miejsca bez zasięgu telefonii komórkowej. „Biała plama” nie odnosi się już do przestrzeni nieznanej ludziom „cywilizowanym”, którą zamieszkują ludy prymitywne, ale jest miejscem, w którym nie ma zasięgu telefonii komórkowej. To już nie polana w jakimś lesie Papui-Nowej Gwinei, ale np. wioska w Normandii.
Sieć – oto, co spaja Ziemię. Niewidzialne linie łączące wszystko. Jakiś przedmiot połączony z satelitą w tym papuańskim lesie pozwala wymieniać się informacjami z takim samym przedmiotem połączonym z siecią w normandzkiej wiosce… Internet jest siecią łowną, pułapką, w której dusze szamoczą się jak pochwycone ryby. Pracuje na rzecz powstania cywilizacji totalnej, ignorującej granice, państwa, strefy czasowe. W czasie rzeczywistym, niezależnie od pory dnia czy nocy, wiadomość dociera od nadawcy do odbiorcy. Nieważne stają się rasa, klasa społeczna, naród, kolory skóry, religia, wiek, płeć, poziom kultury, iloraz inteligencji, światopogląd i opinia. To jeden i ten sam więcierz dla jednego i tego samego ludu: ludu monad bez drzwi i okien, żeby odwołać się do Leibniza, połączonych wirtualnymi nićmi sieci.
.Cechą szczególną wytworów tych połączeń jest to, że nigdy nie umierają, stanowiąc swój świat wirtualny w świecie realnym. Dane tworzą nową pamięć, coraz bardziej zastępującą tę dawną, bazującą na materii mózgowej. Do tego stopnia, że to, co nie przynależy do porządku wirtualnego, nie jest realne: człowiek, który nie chce przynależeć do tego więcierza i nie prowadzi egzystencji wirtualnej kształtowanej przez dane, po prostu nie posiada egzystencji realnej. Kartezjańskie cogito, „myślę, więc jestem”, ustępuje pola cogito cyfrowemu: „wytwarzam dane, więc jestem”.
Te nowe tożsamości wynikające ze śladów pozostawionych w więcierzu stanowią o Nowym Człowieku, o którym marzyli jakobini rewolucji francuskiej. Aby otrzymać tego Nowego Człowieka, trzeba zniszczyć człowieka dawnego. To, że ten byt pożądany przez jakobinów trwa dzisiaj pod postacią Człowieka Zdekonstruowanego, nie jest bez znaczenia.
Człowiek zdekonstruowany jest bez wątpienia chwilą w ruchu, czasem dialektycznym, przygotowującym nadejście czegoś innego, a mianowicie: człowieka zrekonstruowanego. Negatywność dekonstrukcji człowieka dawnego, człowieka judeo-chrześcijaństwa, ma na celu wytworzenie człowieka zrekonstruowanego. Zrekonstruowanego przez kogo? Po co? Z jakim projektem ontologicznym i egzystencjalnym? Na jakich zasadach?
Aby odpowiedzieć na te pytania, przyjrzyjmy się transhumanizmowi. Przypomnę, że słowo to zostało po raz pierwszy użyte przez niejakiego Juliana Huxleya, brata autora Nowego wspaniałego świata. Ten biolog z wykształcenia pracował nad syntetyczną teorią ewolucji. Przyczynił się do powstania UNESCO, którego został pierwszym dyrektorem. Był zwolennikiem eugeniki. W trakcie jednej z konferencji w 1951 roku posłużył się terminem „transhumanizm” (tekst Juliana Huxleya „Nie wolno mylić wolności z przywilejem czy anarchią” publikowaliśmy w nr 59 „Wszystko co Najważniejsze” – red.). Refleksja Juliana Huxleya wpisuje się w naukowy schemat progresywny: najpierw istnieje jedynie materia, to faza nieorganiczna; następnie wyłania się duch, co pozwala na zaistnienie fazy psychospołecznej; na koniec pojawia się życie, początkując fazę biologiczną. Człowiek, świadomy faktu, że jest produktem ewolucjonizmu, ma misję dokonać ewolucji i poprawić człowieka – na tym w skrócie polega projekt transhumanizmu.
Ektogeneza, czyli pozamaciczne wytwarzanie dziecka, jest narzędziem udoskonalenia człowieka w duchu transhumanizmu. Ektogeneza wspomagana sztuczną inteligencją, jak dzieje się to już dzisiaj w Chinach, tworzy ramy nowej eugeniki. Produkowanie jednostek o określonych parametrach wpisuje się w dziedzictwo wszelkich eugenik, w tym narodowo-socjalistycznej, i ważę przy tym słowa. Selekcjonowanie plemników i komórek jajowych, sztuczne zapładnianie, kondycjonowanie płodów, niszczenie tych, które nie odpowiadają kryteriom higienistycznym – odbywa się to w tych sklepach z dziećmi, czyli prywatnych klinikach, które sprzedają surogację, handlują ciałem matek zastępczych i wytworzonymi dziećmi. Cała ta artyficjalizacja życia jest pochodną tego, co Foucault nazywa „biowładzą”.
.Biowładza zachodzi wtedy, gdy biologia staje się narzędziem władzy na usługach polityki. Czyż transhumanizm, w tym ten nasz transhumanizm u swych niemrawych początków, z prokreacją in vitro, surogacją i przerywaniem ciąży, nie jest pochodną tej biowładzy, która charakteryzuje nowe totalitaryzmy?
Nastał taki czas – nad wyraz nihilistyczny – w którym przejawia się większą troskę o zabezpieczenie się przed GMO niż przed ludzkimi komórkami, płodami, embrionami, dziećmi modyfikowanymi genetycznie. „Nie” dla pieczywa, które zawierać może genetycznie modyfikowaną pszenicę, ale „tak” dla dzieci z katalogu, z którego przyszli rodzice wybierają, jak przy zakupie samochodu, dodatkowe opcje. W pierwszej kolejności płeć, potem cechy umysłowe i fizyczne, oczywiście rasę, o której jedynie słuszny światopogląd mówi, że nie istnieje.
Mamy w podejmowaniu tych decyzji prawo być rasistami, praktykować dyskryminację w odniesieniu do koloru skóry, wyglądu fizycznego, na przykład odrzucając niepełnosprawne płody, czy też prawo do obrony poglądu o nierówności cech. Możemy chcieć potomstwo pochodzące od noblistów, którzy udostępnili swoją spermę (vide przykład banku nasienia Repository for Germinal Choice, założonego – jakżeby inaczej – w amerykańskiej Kalifornii przez miliardera Roberta K. Grahama). Ta liberalna eugenika działa jako zbrojne ramię cywilizacji, która nastanie po cywilizacji.
Ten projekt nie obejdzie się bez położenia kresu cywilizacji judeo-chrześcijańskiej. Ustawa Veil o przerywaniu ciąży (1974) była pierwszym aktem prawnego wyemancypowania się przez Francję od chrześcijaństwa, które – jak wiadomo – od wieków sprzeciwia się aborcji. Później nadeszły kolejne zmiany: PACS (Cywilna Umowa Solidarności), małżeństwa jednopłciowe, in vitro, a potem, co nieuniknione, surogacja. Nie mówiąc już o aborcji terapeutycznej, której pora niestety nastanie.
W płomiennym wystąpieniu Simone Veil wpisywała swoją ustawę w ramy etyczne i cywilizacyjne, moralne i historyczne: „Chcę powiedzieć z całym przekonaniem: aborcja musi pozostać wyjątkiem, ostatecznym rozwiązaniem w sytuacjach bez wyjścia”. Wsłuchajmy się dalej: „Chciałabym najpierw podzielić się z Państwem moim przekonaniem jako kobieta – i przepraszam, że robię to przed Wysoką Izbą złożoną niemal wyłącznie z mężczyzn: dla żadnej kobiety aborcja nie jest radością. Wystarczy posłuchać kobiet. To zawsze jest dla nich dramat i to zawsze będzie dla nich dramat”. Oto powody, dla których według niej projekt ustawy z 1974 roku miał na celu odwodzić kobiety od aborcji. Krokiem do tego celu, czego Veil usilnie broniła, miała być polityka szerokiego dostępu do antykoncepcji, tak „aby kobieta nie musiała już podejmować decyzji o przerwaniu ciąży w sytuacjach, gdy nie chce mieć dziecka”. I dalej: „Jeśli projekt, który przedkładam, bierze pod uwagę faktycznie istniejącą sytuację, jeśli uznaje możliwość przerwania ciąży, to po to, żeby tę sytuację kontrolować i jak tylko to możliwe, odwodzić kobiety od tej decyzji”, gdyż „nie chodzi o zwykłą, banalną czynność, ale o poważną decyzję, której nie można podjąć bez rozważenia konsekwencji i której należy unikać za wszelką cenę”. Nie da się tego jaśniej wyrazić.
Projekt zakładał możliwość aborcji do dziesiątego miesiąca życia płodu. I nie było mowy o refundacji tego zabiegu. Ani tym bardziej o żadnym promowaniu przerywania ciąży.
Cóż zostało z ducha i litery tej ustawy? Dziś, zamiast odwodzić kobiety od aborcji, wydłuża się dopuszczalny wiek płodu uprawniający do zabiegu, a rzekomi postępowcy lansują przerywanie ciąży z „powodów psychospołecznych”.
Może wydać się to dziwne, że prezydent Macron, objąwszy prezydencję w UE, chciał wpisać prawo do aborcji do Karty Praw Podstawowych UE, ale dawał tym po prostu do zrozumienia, że Europa ma uczynić z przerywania ciąży swą wartość kardynalną, cywilizacyjną. To był priorytet według socjalistyczno-maastrichtowego szefa francuskiego państwa.
.Simone Veil nie była bezrefleksyjna, o czym świadczą jej słowa – chciała, żeby przerywanie ciąży, przedstawione z ontologicznego punktu widzenia jako dramat, było dopuszczalne po to, żeby odwodzić kobiety od tego zamiaru, gdyż ustawie miała towarzyszyć polityka szerokiego dostępu do antykoncepcji i kontroli urodzeń. To wszystko zawarte jest w jej słowach. Nasza epoka zaś czyni z aborcji europejską wartość. Jak można pragnąć wybrać tę tanatofilską tendencję na wyznacznik cywilizacji? Jak można chcieć wskrzesić hasło hiszpańskich faszystów „Viva la muerte!”? Istnienie przerywania ciąży pozostaje oczywistością, nad którą nie ma co dyskutować. Ale chęć uczynienia z tego wartości Europy dużo mówi o tym, czym ta Europa jest.
Europa traktatu z Maastricht (1992) może być rozumiana jako jeden z dziesięciu regionów Nowego wspaniałego świata. Wszyscy wiedzą, że ma ona jednego zarządcę (w chwili, w której piszę ten tekst jest to Ursula von der Leyen), która jest kopią zarządcy Europy Zachodniej z powieści Huxleya. Wszyscy wiedzą, że ta osoba nie została wybrana głosami ludu, lecz piastuje swoje stanowisko dzięki decyzji Parlamentu, podobnie jak w IV Republice Francuskiej wybierano prezydenta, co sprzyja tworzeniu się koalicji, czyli partyjnych intryg.
Mniej natomiast wiemy o tym, że na czele owej słynnej Europy – stworzonej, podobnie jak ta w Nowym wspaniałym świecie, w wyniku wojny – stał przez dziesięć lat Walter Hallstein, profesor prawa, który w mundurze nazistowskiego oficera szkolił nazistowskich żołnierzy. Oto, jak mówił o tym jegomościu Jean Monnet, przedstawiany jako jeden z ojców Europy i pochowany decyzją prezydenta Mitterranda w Panteonie: „Kiedy spotkałem się z Walterem Hallsteinem, jego osobowość natychmiast przypadła mi do gustu, co sprawiło, że od razu nawiązała się między nami nić zaufania. Był człowiekiem o dużej kulturze i szerokości umysłu [sic!], co predestynowało go do wczuwania się w problemy innych ludzi – był w głębi aktywnym [sic!] humanistą, wielkim Europejczykiem, co potwierdziło się później. To, co mniej dostrzegalne w jego skrytym charakterze, to zalety duszy [sic!], lojalność, szczerość, które uderzyły mnie od pierwszego dnia. Jego prostota i uprzejmość [sic!] mniej rzucają się w oczy, ale ja ciągle ich doświadczałem” (J. Monnet, Mémoires, Paris 1976, s. 375). Nazista szerokiego umysłu, nazista aktywny humanista, nazista mający zalety duszy, nazista uprzejmy – tak, to budzi respekt!
Owa Europa niszcząca suwerenność narodów, które przyłączyły się do niej w imię ponadnarodowości, jest tworem Stanów Zjednoczonych. To, co po wyzwoleniu powstrzymał de Gaulle, to znaczy implementację polityki zwasalizowania Francji poprzez AMGOT (Sojuszniczy Rząd Wojskowy Terytoriów Okupowanych), dokonuje się rękami europeistów. Europa Maastricht jest jednym z regionów świata, której suzerenem (z angielska overlord) jest władza amerykańska.
To Bruksela wyznacza agendę Francji, sama otrzymując ją od Waszyngtonu. Waszyngton jest nazwą generyczną kapitalizmu lokalnego, choć planetarnego, lub planetarnego, choć lokalnego. To GAFAM, zlokalizowane na Zachodnim Wybrzeżu USA, w Kalifornii, pisze tę agendę. W rzeczywistości owi giganci tech mogą usunąć bądź przywrócić konto amerykańskiego prezydenta na Twitterze, planować wyprawę na Księżyc i Marsa, wasalizując państwową agencję NASA, użyczać bądź nie swoje satelity komunikacyjne Ukrainie, aby decydować o przebiegu konfliktu z Rosją (tak, rozpoznajemy pod tym wszystkim podpis Elona Muska…).
Europa po Maastricht potrzebuje czcić aborcję jako cywilizacyjny marker, ponieważ jest ona dla niej instrumentem, który czyni możliwym reifikację ciał, a następnie udostępnianie ich rynkowi. Aby móc ciosać z masy ludzkiego ciała, należy tak zartyficjalizować jego naturę, aby można było otrzymać fragmenty nadające się do wynajęcia, sprzedania, odstąpienia. Przerywanie ciąży czasów post-Veil jest rzeźbieniem w życiu przy użyciu nożyczek śmierci.
.Drogą w tym samym kierunku jest artyficjalizacja rolnictwa. Koniec z ziemią uprawną i rolnikami, pora na mięso produkowane bez udziału zwierząt w imię ich dobrostanu, na wegetarianizm i weganizm w mentalności ludzi, w szkołach, aby na modłę Gramsciego przygotować nowe pokolenie na spożywanie mięsa komórkowego, fabrykowanego w laboratoriach high-tech, generujących więcej zanieczyszczeń niż gazy i beknięcia przeżuwaczy…
Kto powie, że Europa nie idzie w tym kierunku, skoro potrafi dość sowicie opłacać na przykład bretońskich rybaków, aby niszczyli swoje kutry, kładąc tym samym kres naturalnym połowom? Ryby produkowane na szalkach Petriego i w probówkach mają za zadanie trafić na stoły ekologicznie uświadomionych obywateli jako ryby bez zawartości ryby, pod moralizatorskim pretekstem szacunku dla dna morskiego i ochrony gatunków. Spore zyski w perspektywie dla graczy na tym rynku skancerowanych produktów spożywczych.
Na taką samą modłę należy zartyficjalizować człowieka. Teoria gender jest doskonałym koniem trojańskim, który pozwala zasiać niepokój w identyfikacji płci, w tym zwłaszcza od najwcześniejszych lat szkolnych, poprzez nieustającą propagandę przeciwko tożsamości płciowej, a na rzecz płynnych genderowych tożsamości, na przykład w kinie, w gazetach, wszędzie indziej w kulturze, mediach, uniwersytetach, książkach, reklamie.
Zmiana płci, podobnie jak leczenie nowotworów drogimi chemioterapiami, okazuje się żyłą złota dla kapitalizmu i jego klinik prywatnych, które operują, kroją, wycinają, rekonstruują, oraz dla przemysłu farmaceutycznego, który narzuca osobom po tranzycji codzienne i uciążliwe – lecz niezwykle dochodowe – leczenie farmakologiczne. Nie mówiąc już o kosztach opieki psychologicznej. Aby Europejczyk nie wpychał za bardzo nosa w sprawy swojego regionu, przewidziano dla niego adekwatną somatyzację: alkohol, tytoń, konopie, narkotyki, seks, pornografię, sport, wszelkie uzależnienia od ekranu. To pozwoli na łatwą transformację ludu w konsumerystyczną gawiedź.
.Człowiek zdekonstruowany przybiera płynną płeć, pali papierosy i skręty, upija się, praktykuje chemseks, ogląda porno, wapuje niczym dziecko ssące pierś matki, kompulsywnie sprawdza na telefonie przychodzące powiadomienia, wybiera partnerów na jeden wieczór na portalach randkowych, tak jakby było to kupowaniem w sklepie mięsnym, lub z gablot supermarketu, mnoży zachowania ryzykowne – w tym za kierownicą… Oto Nowy Człowiek wymarzony przez postępowców, których idealny świat niemal do złudzenia przypomina świat opisany przez Huxleya…
Wszystko, co niszczy Człowieka humanizmu – wielowiekowy twór chrześcijaństwa – jest mile widziane. Każda rzecz, która może poszerzyć wyrwę w starej cywilizacji, znajdzie uznanie. Pewne praktyki pewnego islamizmu nie wadzą dlatego, że przyczyniają się do podminowywania cywilizacji europejskiej. U Huxleya burzono piramidy, zakazywano książek, Szekspira, produkowano istnienia ludzkie pozbawione członków – któż nie przyzna, że to już na swój sposób nasza rzeczywistość?
Celem jest państwo totalne, będące formą, w którą wpisany jest „totalitaryzm ugrzeczniony”, zdiagnozowany przez powieściopisarza. To prawdziwe wielkie zastąpienie pragnie urzeczywistnienia Cywilizacji Totalnej. Europa jest budowana na sposób kanibalistyczny – pożerając narody i wchłaniając kultury, aby wypluwać z siebie rzekomo postępową biurokrację podstępnie wtłaczającą swoje prawa w najmniejsze detale ludzkiego życia.
I tak, jak w tej Europie mają roztopić się narody, tak samo w państwie totalnym mają wymrzeć wszelkie cywilizacje na rzecz Cywilizacji Totalnej – cywilizacje nie będą już następować po sobie, wzbogacając się nawzajem. Dialektyka cywilizacji, która uczyniła Europę możliwą, podąża dalej swoją drogą, wybierając za swoje ontologiczne mieszkanie Zachodnie Wybrzeże USA, Kalifornię, tam, gdzie GAFAM każdego dnia pracuje na rzecz planu transhumanistycznego, wykorzystując do tego pieniądze dostarczane mu z każdą sekundą przez miliony użytkowników jego produktów – to najbardziej ostry szczyt kapitalizmu, najbardziej totalny. Trudno sobie wyobrazić, aby kapitalizm nie zatriumfował, tworząc tę neocywilizację. Kto lub co i według jakiej etyki może mu się sprzeciwić?
Elon Musk nie przez przypadek pracuje nad podróżami kosmicznymi i projektem Space X, nad sztuczną inteligencją i samochodami Tesla, nad łączeniem mózgów z komputerem i projektem Neuralink. Gdy jest się najbogatszym człowiekiem świata i można sobie na wszystko pozwolić, można także kupić to, co na razie wymyka się komercjalizacji – życie wieczne. Życie wieczne dla siebie i swoich, oczywiście w duchu plemiennym. Reszta niech sobie umiera jak dawniej… GAFAM – oto rada zarządzania panująca nad dziesięcioma regionami świata w duchu Huxleya! Co ciekawe, określający się jako postępowi pracują dzisiaj jak oszaleli nad sukcesem cywilizacji ultranierównościowej, w której – jako pożyteczni idioci – umożliwiają zbawienie elity. Owa elita, gdy przyjdzie czas opuścić Ziemię, z powodów astrofizycznych niedającą się już do zamieszkiwania, przed wejściem na pokład międzyplanetarnych pojazdów spojrzy na tamtych jak na pariasów i odleci z wielkim śmiechem na ustach.
.Hegel powiedziałby, że to chytrość rozumu. Można ten gigantyczny błąd nazwać też olbrzymią farsą. Pozwolą Państwo, że ja się do tego nie przyłączę. Wolę prowadzić żywot nosorożca…
Michel Onfray
Tekst ukazał się w nr 62 miesięcznika opinii „Wszystko co Najważniejsze” [PRENUMERATA: Sklep Idei LINK >>>]. Miesięcznik dostępny także w ebooku „Wszystko co Najważniejsze” [e-booki Wszystko co Najważniejsze w Legimi.pl LINK >>>].