
Piętnowanie jako instrument władzy politycznej
Stygmatyzacja, piętnowanie słowem, stała się obecnie jednym z głównych narzędzi w polityce międzynarodowej – pisze Molly KRASNODĘBSKA
Kiedy Polska wstępowała do Unii Europejskiej i Sojuszu Północnoatlantyckiego, wydawało się, że nareszcie staje się pełnoprawnym i uznanym członkiem wspólnoty państw zachodnich, częścią „Zachodu”. Mimo że nawet w najtrudniejszych momentach naszej powojennej historii podkreślaliśmy naszą przynależność do kultury zachodniej, członkostwo w tych instytucjach miało nie tylko zapewnić nam bezpieczeństwo i możliwość rozwoju gospodarczego, ale również potwierdzić naszą zachodnią tożsamość – sprawić, że nie będzie ona już przez nikogo podważana. Chodziło więc także o uznanie nas jako części wspólnoty państw, od której przez długi okres byliśmy oddzieleni przez losy historii. Aspekt symboliczny i tożsamościowy był w tym procesie równie ważny, jak polityczne i materialne korzyści.
Jednak już spór o wojnę w Iraku w 2003 roku pokazał, jakie miejsce nowi członkowie mieli zająć w tej wspólnocie. Gdy Polska i inne kraje kandydujące wówczas do Unii Europejskiej poparły interwencję militarną USA, ich decyzja została skrytykowana przez zachodnioeuropejskich polityków i kręgi opiniotwórcze jako odbiegająca od wartości europejskich, choć „stara Europa” była także podzielona w tej kwestii.
Pojęcie „nowa Europa” stało się piętnującą etykietą, oznaczającą rzekomą infantylność i niedojrzałość polityki zagranicznej tych państw. Unia Europejska okazała się mocno zhierarchizowaną wspólnotą, w której „nowi” mieli słuchać „starych”.
Do dzisiaj, gdy w europejskiej sferze publicznej tematem stają się relacje między Unią Europejską a Polską lub innym z jej „nowszych członków”, zawsze pojawia się kwestia, na ile państwa te dokonały pozytywnej przemiany pod wpływem członkowska w tej instytucji, a na ile pozostały one w tyle. Bardzo często wysuwa się tezę, że spory w Europie, np. o politykę migracyjną lub klimatyczną, pokazują, że pomimo czasu, który upłynął od upadku komunizmu oraz wstąpienia tych państw do instytucji zachodnich, nie stały się one do końca „europejskie” czy „zachodnie”. A obecnie – w związku z nasileniem się tych sporów – wielu twierdzi nawet, że niektóre państwa środkowoeuropejskie cofnęły się w swoim rozwoju.
Także w badaniach naukowych, w takich dziedzinach, jak politologia czy studia europejskie, dużo uwagi poświęca się wymienionym pytaniom. Szczególnie dotyczy to prac publikowanych w języku angielskim przez naukowców spoza krajów „nowej Europy”, zatrudnionych na zachodnioeuropejskich uniwersytetach. We wczesnych latach XXI w., gdy państwa środkowoeuropejskie przystępowały do UE oraz NATO, szczególnie popularne były badania na temat tego, jak członkostwo w tych instytucjach wpływa na struktury wewnętrzne tych państw lub ich politykę zagraniczną. Wiele z tych badań opiera się na teorii socjalizacji. Opisuje ona relacje między instytucjami a ich nowymi członkami w analogii do relacji między uczniem a nauczycielem. Zakłada ona, że instytucje zachodnie oraz ich starsi, bardziej „dojrzali” członkowie przekazują nowym członkom swoje normy i wartości, wychowując ich. Nowi członkowie, chcąc należeć do wspólnoty, pod wpływem socjalizacji nie tylko spełniają formalne wymogi członkowska, ale także przejmują ich wartości i naśladują bardziej doświadczonych. W ostatnim czasie dawni badacze socjalizacji zainteresowali się fenomenem, który nazywają regresem („backsliding”), czyli procesem cofania się i coraz większego odbiegania od norm przez niektórych „uczniów”. Jest to proces socjalizacji w odwrotnym kierunku.
Teoria „wychowywania” to główny pryzmat, przez który postrzegane są kraje Europy Środkowo-Wschodniej, zarówno w literaturze naukowej, jak i w sferze politycznej. Łatwo zauważyć słabości tego sposobu myślenia, niemal zupełnie pozbawionego krytycznej autorefleksji.
Po pierwsze, proces transformacji w tych państwach oceniany jest w odniesieniu do „Zachodu”, stanowiącego wzór, do którego powinny dążyć i który powinny imitować. Teoria nie uwzględnia, że Zachód sam w sobie jest różnorodny i podzielony, że „normy zachodnie” zmieniają się i są różnie rozumiane.
Po drugie, teoretycy „socjalizacji” lub „odwrotnej socjalizacji” przedstawiają ją jako teorię opisującą obiektywną rzeczywistość polityczną. Ale samo interpretowanie relacji między państwami przez pryzmat socjalizacji tworzy podział na „uczniów” i „nauczycieli”. Co więcej, proces wychowywania jest jednocześnie procesem piętnowania i hierarchizacji, ponieważ zakłada wyższość „nauczyciela” nad „uczniem”, którą ten drugi powinien uznać. Ci, którzy posługują się tym modelem w nauce, często nie zdają sobie sprawy, że za tego rodzaju dyskursem kryje się hierarchizacja, a więc ustanawianie politycznej struktury władzy. Współuczestniczą w procesach politycznych, które rzekomo tylko opisują.
Stygmatyzacja, piętnowanie słowem, stała się w dzisiejszych czasach jednym z głównych narzędzi w polityce międzynarodowej. Negatywne wypowiedzi na temat innych państw, przylepienie im trwałej, dezawuującej etykiety służą celom politycznym. Jest to zastosowanie „siły miękkiej” w celach represywnych: poprzez stygmatyzację aktorzy próbują zmusić innych do pewnego działania.
Działanie stygmatyzacji słownej widać na przykładzie procedury art. 7 wobec Polski. Choć nie podjęto jeszcze żadnych konkretnych działań w sprawie wykluczenia Polski, to sama ta debata negatywnie wpłynęła na obraz Polski na świecie, osłabiła jej pozycję, ograniczyła możliwości działania. Gdy dochodzi do sporu w UE, często pojawia się podział na „udanych”, dobrych, i „nieudanych”, złych, członków wspólnoty – tak jak niedawno w sprawie wieloletnich ram finansowych.
W wielu ostatnio ukazujących się artykułach w międzynarodowej prasie oraz czasopismach i książkach naukowych można znaleźć twierdzenie, że kiedyś dobrze zapowiadający się „nowi członkowie” UE teraz znowu zaczęli odbiegać od zachodnich (europejskich) norm, że oddalają się od „Zachodu”, od „Europy”. Czy jednak kiedykolwiek te państwa zostały uznane za w pełni „zsocjalizowane”, dostatecznie wychowane przez Zachód, a więc w pełni dojrzałe i samodzielne?
Gdy przeanalizuje się dyskurs w europejskiej sferze politycznej od czasu wstąpienia Polski do Unii, okazuje się, że nie. Piętno „spóźnionego członka” UE, który nie do końca jeszcze dojrzał do pełnego członkostwa w symbolicznej wspólnocie wartości, do samodzielności i równorzędności, pojawiało się zawsze wtedy, gdy Polska nie podzielała zdania czołowych graczy w UE, na przykład we wspominanym już kryzysie irackim lub w sporze o politykę wobec Rosji. Piętno to ma historyczne korzenie, ale teraz przybiera nową formę – piętna „gorszego”, „niewychowanego” członka UE.
Jak świadomość, że jest się napiętnowanym, i jak chęć wyzwolenia się od piętna wpływają na politykę zagraniczną państwa? Temu zagadnieniu poświęcona jest moja książka Politics of Stigmatization: Poland as a „Latecomer” in the European Union (Palgrave 2021). Analizując polską politykę zagraniczną od czasu wstąpienia Polski do Unii, można stwierdzić, że działania polskich polityków – niezależnie od ich przynależności do obozu politycznego – nakierowane były na uzyskanie uznania Polski jako pełnego, akceptowanego członka „Zachodu”. Pojawiały się jednak zasadnicze różnice w tym, jaką metodą próbowano ten cel osiągnąć. Lecz zachowanie nakierowane na pozbycie się piętna często jeszcze je wzmacniało. To, co analizuję na przykładzie polityki zagranicznej, widoczne jest także w innych dziedzinach, np. w sporze w UE związanym z reformą sądownictwa w Polsce.
.Obecnie mowa jest o zdyscyplinowaniu Polski przy użyciu instrumentów finansowych. Po raz pierwszy pojawiają się nawet głosy o możliwości wykluczenia Polski z Unii, co kiedyś wydawało się niewyobrażalne, jako niezgodne z ideą, na której zbudowana jest Unia Europejska. Pokazuje to, że stygmatyzacja słowna tworzy odpowiedni grunt, by przejść do mniej „miękkich” środków wymuszania odpowiedniego zachowania „niepoprawnego ucznia”.
Molly Krasnodębska
Opinie wyrażone w tekście są prywatnymi poglądami Autora.