Rządząca większość zapowiadała bardzo dużo, a zrobiła bardzo mało
Polska zasługuje na lepsze rządy i lepsze decyzje. I mam nadzieję, że to już ostatnia szarża neoliberalnej kontrrewolucji. Że grupa rekonstrukcyjna lat 90. poprzedniego wieku wreszcie odchodzi w przeszłość – pisze Paulina MATYSIAK
.To mój ostatni felieton przed sylwestrem, więc zgodnie z przyjętą już tradycją można go poświęcić na podsumowanie tego, co wydarzyło się w mijającym roku. A wydarzyło się naprawdę wiele. Politycznie – przeżyliśmy pierwszy rok koalicji, październikowej lub grudniowej; zależy, kogo spytać. Gdyby mnie spytano, powiedziałabym: to koalicja rozczarowań, tak jak miniony rok. Rządząca większość zapowiadała bardzo dużo, a zrobiła bardzo mało.
Nie widać poprawy w żadnym obszarze, który jej się domaga. Kończymy rok z pełzającą zapaścią w ochronie zdrowia, bardzo złym budżetem, likwidowaniem ambitnych inwestycji lub „urealnianiem” ich w taki sposób, żeby właśnie nigdy nie stały się rzeczywistością.
Z mojego punktu widzenia najważniejsza jest kwestia budowy Centralnego Portu Komunikacyjnego, który to projekt został ograniczony do lotniska połączonego z czterema wielkimi miastami. Oddala się zatem wizja infrastrukturalnego spięcia z sobą całej Polski, dziesiątek średnich i małych miast. A to oznacza, że ich mieszkańcom oddalają się szanse na impuls rozwojowy.
A to wszystko w tym samym roku, który był wielkim społecznym przebudzeniem w kwestii podejścia do inwestycji w naszą przyszłość.
Piszę to z pewną dumą, bo udało mi się co nieco przyłożyć do tego rękę. Kto w poprzednich latach spodziewałby się, że tematy budowy CPK, rozbudowy kolei, portów, postawienia na elektrownie jądrowe i liczne inne kwestie infrastrukturalne staną się powszechne? Że programy i debaty o nich będą miały milionowe widownie, a na władze zostanie nałożona gigantyczna presja społeczna, żeby te projekty realizować – co jest chyba jedynym powodem, dla którego nie odważyły się ogłosić, że po prostu je wygaszają. Pod tym względem był to rok przełomowy i dający nadzieję na lepszą przyszłość dla nas wszystkich. Jednocześnie widać, że część klasy politycznej nie nadąża za tą zmianą i zostaje w starych kategoriach neoliberalnego myślenia: niedasizmu, tłumionych ambicji, przekonania, że nie możemy mieć ładnych rzeczy. Zresztą po co, skoro są w Berlinie?
.Politycy, o których tu myślę, zdecydowanie wolą kontynuować zastępczy spektakl, z którego uczynili polską politykę. Miał to być rok rozliczeń polityków Prawa i Sprawiedliwości. Kończymy go, nie mając specjalnie za co rozliczyć rozliczających. Zamiast sprawnego zajęcia się wszystkimi złymi rzeczami, które działy się za poprzedniej władzy, władze nowe zakopały się w komisjach śledczych, które niewiele wyśledziły, i w przepychankach prawnych, które tylko pogłębiły chaos wprowadzony przez PiS. Zamiast pójścia naprzód mamy jeszcze głębsze okopanie się na starych pozycjach.
Dla lewicy był to rok weryfikacji. Po dwóch dekadach spędzonych w opozycji wreszcie pojawiła się możliwość wpływania na rzeczywistość w ramach koalicji rządowej. Jak wiadomo, jestem jedną z grupy posłów, którzy w ciągu tego roku z warunkowego popierania rządu przeszli do opozycji, więc nikogo nie zdziwi, że tę weryfikację oceniam raczej krytycznie.
Najważniejsze sprawy z perspektywy osoby o lewicowych poglądach są w tym rządzie blokowane. Lewa część sali nieustannie musi głosować za liberalnymi pomysłami, a w zamian za to zostaje przegłosowana, gdy proponuje rozwiązania poszerzające zakres równości i wolności.
Dla mojej partii był to rok wyboru. Razem postanowiło przestać firmować politykę rządu, bo z każdym kolejnym miesiącem byłoby to pudrowanie rzeczywistości. Polska zasługuje na lepsze rządy i lepsze decyzje. I mam nadzieję, że to już ostatnia szarża neoliberalnej kontrrewolucji. Że grupa rekonstrukcyjna lat 90. poprzedniego wieku wreszcie odchodzi w przeszłość. Potrzebujemy dla niej alternatywy i cieszę się, że jako posłanka Razem taką alternatywę mogę zaproponować.
.A dla mnie osobiście był to rok niezwykle intensywny. Kolejna kadencja w sejmie, założenie stowarzyszenia Tak dla Rozwoju, które skutkowało zawieszeniem w partii, wielkim zamieszaniem, próbami wyrzucenia mnie z komisji infrastruktury, co się ostatecznie stało, później przywróceniem mnie do komisji infrastruktury, próbą wyrzucenia mnie z klubu Lewicy, do czego ostatecznie nie doszło, bo wcześniej Razem wyszło z tego klubu, więc można powiedzieć, że sama się z niego wyrzuciłam. Szczęśliwie ten męczący serial już się zakończył.
Zostałam „Bestią z Kutna”, Newag mnie pozwał, a do Sejmu wpłynął wniosek o odebranie mi immunitetu, Tomek Trela powiedział, że jestem dwoma nogami poza lewicą, a trzecią nogą w PiS-ie, sugerując, że jestem jakimś wybrykiem natury, a poseł Zembaczyński cykał mi fotki z ukrycia.
Działo się przez ten rok. Mam nadzieję, że następny będzie odrobinę spokojniejszy.
Tego życzę i Państwu, i sobie.