Bioplastik LHAB bezpiecznie rozkłada się w morzu

Japońscy naukowcy pokazali, że jeden z badanych ostatnio bioplastików (LHAB) ulega biodegradacji na dużych głębokościach, w morskiej wodzie. Sprawdzili to na głębokości prawie 900 m.

Jak działają proteobakterie grupy alfa i desulfobacter?

.Zespół z Uniwersytetu Shinshu w naturalnych, choć dosyć ektremalnych warunkach przetestował nowy rodzaj bioplastiku, który może pomóc w ograniczeniu coraz groźniejszego zanieczyszczenia środowiska tworzywami sztucznymi.

Mowa o substancji o skomplikowanej chemicznej nazwie poli(D-laktyd-ko-3-hydroksymaślan), w skrócie LAHB. Jest ona produkowana za pomocą genetycznie zmienionej bakterii.

Wykonane z niej folie naukowcy umieścili w w oceanie, na głębokości 885 metrów, na okres siedmiu i trzynastu miesięcy. Obok nich na tę samą głębokość sprowadzili tradycyjne tworzywo – PLA.

Po siedmiu miesiącach biopolimer był rozłożony w 31 proc., a po trzynastu – w 80 proc. Jednocześnie był on wyraźnie pokryty bakteryjnym biofilmem.

Tymczasem zwykły plastik pozostał praktycznie nienaruszony.

Bliższe analizy pokazały dokładniej sposób rozkładu ekologicznego „plastiku”. Gammaproteobakterie wytwarzały enzymy, które rozkładają długie łańcuchy polimerowe na mniejsze fragmenty. Niektóre gatunki produkowały również enzymy, które dalej rozszczepiały te fragmenty. Te mniejsze cząsteczki były z kolei konsumowane przez inne bakterie, w tym proteobakterie grupy alfa i desulfobacter.

LAHB może ulegać rozkładowi i mineralizacji nawet w warunkach głębinowych

.Ostatecznie z polimeru powstawał dwutlenek węgla, woda i inne nieszkodliwe związki.

„Badanie to odnosi się do jednej z najpoważniejszych wad obecnych bioplastików, czyli braku biodegradowalności w środowisku morskim. Wykazując, że LAHB może ulegać rozkładowi i mineralizacji nawet w warunkach głębinowych, badanie to wskazuje drogę do bezpieczniejszych alternatyw dla konwencjonalnych tworzyw sztucznych i wspiera przejście na cyrkularną bioekonomię” – mówi prof. Taguchi.

Badacze przypominają o spowodowanej przez plastiki ekologicznej katastrofie. Jak podają, powołując się na opracowanie OECD Global Plastics Outlook z 2022 roku, w 2019 roku na świecie wyprodukowano 353 milionów ton plastikowych śmieci, z czego 1,7 mln ton dostało się bezpośrednio do wodnych ekosystemów. Wiele z tych odpadów zostaje na długi czas uwięzionych w dużych, krążących prądach, tworząc owiane złą sławą wielkie plamy śmieci.

LAHB badano już wcześniej, ale dotąd stwierdzono tylko, że dobrze rozkłada się w rzekach i płytkich wodach morskich. Tymczasem na dużej głębokości panują inne warunki – ciśnienie, zasolenie czy temperatura. Dużo mniej jest także składników odżywczych dla rozkładających plastik bakterii.

„Nasze badanie po raz pierwszy wykazało, że LAHB – produkowany przez mikroorganizmy poliester na bazie mleczanu – ulega aktywnej biodegradacji i całkowitej mineralizacji nawet na dnie głębokiego oceanu, gdzie konwencjonalny plastik typu PLA pozostaje niezmieniony” – podkreśla prof. Seiichi Taguchi, autor eksperymentu. 

Gospodarka umiaru powinna być naszym celem

.Aby uratować klimat, jest nam potrzebna mądra rewolucja – twierdzi Andrzej KASSENBERG w rozmowie z Michałem KŁOSOWSKIM.

Michał KŁOSOWSKI: – Za oknem jest niezwykle gorąco. Czy w Polsce jesteśmy przygotowani na coraz wyższe temperatury?

Andrzej KASSENBERG: – To zależy, jak na to patrzymy. Czy patrzymy z punktu widzenia szarych obywateli, którzy zmagają się z tymi temperaturami, czy patrzymy z punktu widzenia gospodarki i określonych sektorów gospodarczych. Zarówno jedno, jak i drugie spojrzenie prowadzi do konkluzji, że klimat się zmienił i będzie się zmieniał – stoimy w obliczu katastrofy klimatycznej, która nie wydarzy się jutro, ale sądzić należy, że jeżeli nie zmienimy naszego sposobu życia, to w drugiej połowie XXI wieku nastąpią ekstremalne zmiany.

Będzie ich coraz więcej, będą coraz silniejsze, a w konsekwencji może się okazać, że w niektórych rejonach ludzie kompletnie nie będą mieli warunków do życia. Już dzisiaj z ogromnym trudem przyjmujemy kilka milionów uchodźców z Ukrainy, a wówczas będą to setki milionów z całego świata. To, co się dzieje, jest bardzo poważnym ostrzeżeniem.

– Wiele się mówi o migracji klimatycznej, o kryzysach klimatycznych w Afryce, w krajach, które są daleko od Polski. Żeby posłużyć się pewnego rodzaju metaforą, zapytajmy: czy Żuławy Wiślane mogą nagle zniknąć z mapy Polski?

– Według analiz prowadzonych jakiś czas temu, jeżeli nie dokonamy istotnych zmian, należy się liczyć z tym, że pod koniec tego wieku poziom Bałtyku podniesie się o 80–100 centymetrów. Oznacza to oczywiście nie tylko ogromne zagrożenie dla Żuław, ale także na przykład dla gdańskiej starówki. Szacuje się, że na całym Wybrzeżu może być zagrożonych 245 tysięcy osób. Oczywiście nie możemy temu zapobiec w tym sensie, żeby to nie nastąpiło, ale możemy się zabezpieczyć, jednak to będzie kosztowne. Czy warto wydawać ogromne pieniądze na techniczne rozwiązania związane z adaptacją do zmian klimatu, czy może lepiej wydać pieniądze na inne sposoby produkowania i zużywania energii? Może trzeba się zastanowić, co jemy, z jakich rzeczy korzystamy, co każdy z nas może zrobić, choć gros spraw leży po stronie dużego biznesu, który nie za bardzo chce się szybko zmieniać.

– Czyli część firm musi przestać istnieć?

– Tak. PGE, Tauron, Energa, Enea czy jakiś amerykański albo australijski koncern węglowy – stoją w pewnym sensie przed „być albo nie być”. W związku z tym zamiast zastanowić się, jak funkcjonować inaczej, to dopóki nie poczują się poważnie zagrożone, będą starały się robić wiele rzeczy, żeby uniknąć zmian. Weźmy na przykład ExxonMobil – wiele lat wydawał ogromne pieniądze na pseudoekspertów, którzy udowadniali, że człowiek nie odpowiada za zmiany klimatu. Jeżeli będziemy szli w tym kierunku, to ci, którzy mają „brudne” aktywa (ropa, węgiel), będą tracić. Już tracą, a gdyby nie wojna na Ukrainie, to ten proces byłby jeszcze szybszy.

– Potrzebujemy już rewolucji czy możliwe są jeszcze ewolucyjne zmiany proekologiczne?

– Jestem zdania, że potrzebna jest nam mądra rewolucja. Na zmiany ewolucyjne jest już za późno. Jeżeli weźmiemy pod uwagę tak zwany budżet węglowy – a budżet węglowy określa, ile zanieczyszczeń możemy jeszcze wyemitować, żeby nie przekroczyć wzrostu temperatury, na który zgodziliśmy się na szczycie klimatycznym w Paryżu w 2015 roku, gdzie mowa jest o dwóch stopniach, a najlepiej półtora – to jest góra siedem, dziesięć lat, jeżeli świat będzie rocznie emitować tyle, ile emituje dzisiaj, czyli jakieś 40 miliardów ton CO2. Tyle jest czasu.

– Wiemy, że jednym z głównych emitentów gazów do atmosfery są Chiny. Czy z państwami takimi jak Chiny, Indie, Brazylia jesteśmy w stanie, jako świat zachodni, jakoś rozmawiać, egzekwować, przekonywać, że jeżeli się nie zatrzymamy, to wszyscy zginiemy? Czy wchodzi w to brutalna polityka, która mówi, że my robimy tak, a wy się zajmujecie innymi rzeczami?

– Nie jest to łatwa rozmowa.

– A możliwa?

– Wydaje się, że tak. Przede wszystkim trzeba uznać historyczną odpowiedzialność krajów wysoko rozwiniętych. Czyli od rewolucji przemysłowej my emitujemy i jeżeli weźmiemy historyczne, skumulowane emisje, to nie Chiny są największym emitentem, tylko właśnie Stany Zjednoczone czy kraje, które dziś są w Unii Europejskiej. Jeżeli weźmiemy pod uwagę tylko dzisiejsze emisje, to na czele są oczywiście Chiny. Są to emisje związane z produkcją samochodów, komputerów, żywności i tak dalej. Duża część produkcji z Azji Południowo-Wschodniej i z Chin, zwłaszcza elektroniki, jest eksportowana do Stanów Zjednoczonych, do Europy. Ale emisja związana z tą produkcją nie zalicza się panu czy mnie, którzy mamy tutaj ten sprzęt, tylko przypisywana jest temu krajowi, który produkuje. Jeżeli zaczniemy rzeczywiście liczyć emisje i wspólnie poszukiwać rozwiązań, to wydaje mi się, że Chiny i Indie będą bardziej chętne do rozmów. Kraje te wprawdzie inwestują w energię odnawialną, ale to za mało. A teraz w obliczu światowego kryzysu energetycznego duża część krajów zastanawia się, czy jednak nie pozostać dłużej przy węglu.

– Otwierają znowu kopalnie, na przykład Niemcy.

– Tak, w najbliższych latach emisja w Niemczech ma wzrosnąć o 5 proc. Niemcy nie wycofują się z polityki klimatycznej, tylko ją restrukturyzują.

– A może to jest tak, że my jako świat zachodni, po rewolucji przemysłowej rozpoczętej w Wielkiej Brytanii, produkowaliśmy dłużej, ale wiek XX i wiek XXI to czas zwiększonych emisji nie tylko Zachodu. Wówczas odpowiedzialność jest bardziej rozproszona niż tylko na kraje zachodnie, wysoko rozwinięte.

– Jest takie określenie – „wspólna, ale zróżnicowana odpowiedzialność”. Moim zdaniem to jest klucz do porozumienia z tymi krajami. Wzrost, o którym Pan wspomniał, jest silnie związany ze wzrostem liczby ludności. Lada moment na kuli ziemskiej będzie osiem miliardów ludzi. Wbrew temu, co wiele osób uważa, Polska jest krajem dobrobytu w porównaniu ze światem. Inni chcą mieć taki dobrobyt jak Stany czy Kanada. Mówią: „Wyście napaskudzili, a teraz nam mówicie, że my mamy nie chcieć dwóch samochodów, domu, lodówki, pralki itp.”. Klasa średnia gwałtownie rośnie na przykład w Chinach czy Indiach. 

Tekst dostępny na łamach Wszystko co Najważniejsze: https://wszystkoconajwazniejsze.pl/andrzej-kassenberg-gospodarka-umiaru/

PAP/MB




Materiał chroniony prawem autorskim. Dalsze rozpowszechnianie wyłącznie za zgodą wydawcy. 27 lipca 2025