Prof. Zdzisława PIĄTEK: Ekologiczne nawrócenie. Radykalna zmiana stosunku człowieka do przyrody

Ekologiczne nawrócenie.
Radykalna zmiana stosunku człowieka do przyrody

Photo of Prof. Zdzisława PIĄTEK

Prof. Zdzisława PIĄTEK

Profesor emerytowany w Instytucie Filozofii UJ

Sądzę, że era ekologiczna to osiągnięcie przez ludzki rozum stanu dojrzałości. Sądzę tak dlatego, że działania człowieka zjednoczonego ze światem przyrody są działaniami w interesie dobra wszystkich gatunków istniejących obok nas we wspólnocie biosfery, a nie tylko działaniami w interesie gatunku ludzkiego kosztem interesów innych gatunków – pisze prof. Zdzisława PIĄTEK

Człowiek tytularnym panem przyrody

.Ludzie kultury zachodniej stopniowo dojrzewali do dokonującej się obecnie radykalnej zmiany poglądów na temat relacji człowieka ze zwierzętami, a ściślej z pozaludzkimi gatunkami istot żywych wchodzącymi w skład ziemskiej wspólnoty życia. Istotne elementy tej przemiany dokonują się głównie pod wpływem teorii Darwina i stanowią jej filozoficzne konsekwencje. W ramach ewolucjonizmu uznajemy, że człowiek, czyli gatunek Homo sapiens sapiens, jest podobny do innych pozaludzkich istot żywych, ale także różni się od nich. Istotną różnicę stanowi kulturowy wymiar ewoluowania dokonujący się na bazie procesów ewolucji biologicznej zawierającej podstawowe mechanizmy, zgodnie z którymi toczy się życie w tym zakątku Wszechświata.

Mimo że gatunek ludzki pozostaje wewnątrz natury i tworzy kulturę na bazie swojej natury biologicznej, to jednak filozofowie od zarania dziejów skupiali się na analizie cech wyróżniających człowieka, pomijając cechy biologiczne, które dzieli on nie tylko ze zwierzętami, ale i ze wszystkimi istotami żywymi. Filozofowie przekonywali o wyróżnionej pozycji naszego gatunku, wskazując na rozumność, samoświadomość, poczucie odpowiedzialności i działanie zgodne ze standardami dobra i zła. Te cechy konstytuujące godność osoby ludzkiej miały uzasadniać stawianie człowieka ponad innymi gatunkami istot żywych i miały go czynić „tytularnym panem przyrody”, który może je wykorzystywać (bez ograniczeń) do zaspokajania swoich potrzeb i do osiągania celów, które uzna za pożądane. Cechy wyróżniające człowieka miały także wskazywać na przepaść, która oddziela gatunek ludzki od pozaludzkich istot żywych, szczególnie od zwierząt.

Społeczna recepcja teorii Darwina była utrudniona nie tyle ze względu na trudności merytoryczne, jakie w owym czasie napotykała, ile ze względów światopoglądowych. Żona biskupa Wilberforce’a, który zasłynął z ataków na teorię Darwina bronioną przez Thomasa Huxleya, miała wykrzyknąć: „Człowiek od małpy, o Boże, nawet jeśli to prawdziwe, módlmy się, żeby nie stało się powszechnie znane”. Największy sprzeciw budziło twierdzenie, że człowiek, a szczególnie tak genialni ludzie jak Szekspir, czy Newton, miałby pochodzić od małpy.

Jednakże wbrew obawom żony biskupa rozwój teorii ewolucji i poszczególnych nauk w jej obrębie odsłonił jedność w różnorodności istot żywych powiązanych łańcuchami wzajemnych zależności. Okazało się, że wszystkie istoty żywe są „braćmi w DNA”, a człowiek jako jeden z milionów gatunków żyjących na Ziemi jest głęboko wpisany w tkankę biosfery za pośrednictwem struktur i funkcji swojego ciała. Jak to wyraził wybitny biolog molekularny ubiegłego wieku Jacques Monod, „jest żywą skamieliną noszącą w strukturach molekularnych swojego ciała ślady swojego pochodzenia”. Jest to dziedzictwo wspólne nie tylko ze zwierzętami, ale także z wirusami. Dlatego wirusy, czyli istoty nieposiadające „oprzyrządowania” potrzebnego do tego, żeby się powielać, wnikają do naszego organizmu i potrafią przestawić funkcjonowanie naszych komórek w taki sposób, żeby go namnażały. Można powiedzieć, że wirusy haniebnie nas wykorzystują, nas „tytularnych panów Stworzenia”. Wirusy wykorzystują do namnażania się nie tylko ludzkie organizmy (tak się dzieje w przypadku wszystkich chorób wirusowych, jak np. COVID-19), ale także zwierzęta i rośliny, a nawet bakterie. Na marginesie warto zauważyć, że bakterie posiadają skuteczny mechanizm zwalczania atakujących ich wirusów (bakteriofagów) za pośrednictwem tzw. enzymów restrykcyjnych, które tną na kawałki wirusową informację genetyczną, potrzebną do ich powielania, uniemożliwiając w ten sposób proces ich namnażania. Jest to niezwykle skuteczny sposób obrony bakterii przed infekcją wirusową, o wiele prostszy i skuteczniejszy aniżeli szczepionki produkowane przez potężny przemysł farmaceutyczny, z którego my, ludzie, jesteśmy tacy dumni.

Wiedza o naturze gatunków pozaludzkich, w tym różnych gatunków zwierząt, odsłoniła różnorodne i skomplikowane mechanizmy, które wykorzystują one odpowiednio do warunków panujących w środowisku. W świetle zgromadzonej wiedzy pejoratywne znaczenie pojęcia „zwierzęcość” okazuje się nieporozumieniem i wynika z naszej ignorancji. Nie ma zwierząt „w ogóle”, istnieją konkretne gatunki zwierząt, które oprócz cech wspólnych z innymi, takich jak np. heterotroficzność, posiadają cechy unikatowe, stanowiące o ich tożsamości, są to cechy określone przez pulę genową gatunku. Podobnie jak w przypadku gatunku ludzkiego, o każdym z nich możemy powiedzieć, że jest podobny do innych, ale też różni się od nich zasadniczo. Są więc różne gatunki istot żywych, a występujące pomiędzy nimi różnice są zabezpieczone przez izolację rozrodczą i nie powinny stanowić racji do twierdzenia, że jedne z nich są lepsze, a inne gorsze, podobnie jak w przypadku orkiestry symfonicznej nie ma sensu twierdzenie, że skrzypce są lepsze od fletu.

Osobniki każdego gatunku istot żywych posiadają wrodzony program (przekazany w języku informacji genetycznej), określający, jak mają się zachowywać w swoim środowisku, aby przeżyć i pozostawić potomstwo. Większość z nich nie ma swobody wyboru sposobu życia, realizują bowiem program przekazany przez rodziców. Bobry nie zastanawiają się, jak i z czego zbudować tamę, a pszczoły – o czym mają „rozmawiać”; od milionów lat „rozmawiają” na ściśle określony temat – gdzie jest pożywienie, jak jest obfite i jak je znaleźć. Zakres indywidualnego doświadczenia, czyli to, czego mogą się nauczyć, jest określony przez geny.

Tylko człowiek ma zdolność uczenia się do końca życia i tylko człowiek może się uczyć na błędach, korygując je. Jak zauważył K.R. Popper, ameba, która się pomyli, ginie, a Einstein może korygować swoje błędy i zbliżać się do prawdy, odrzucając błędne teorie i zastępując je teoriami bliższymi prawdy. Człowiek może także zmieniać swoje potrzeby i zmieniając sposoby ich zaspokajania, może tworzyć nowe typy relacji międzyosobniczych oraz określać po nowemu stosunek do środowiska. Dlatego też filozofowie z kręgu filozofii życia twierdzili, że człowiek rozpatrywany z naturalistycznego punktu widzenia jest istotą „ułomną”, ale pozbawiony wyposażenia biologicznego tworzy sobie na zewnątrz sztucznie przystosowany świat kultury. F. Nietsche ubolewał, że człowiek pozbawiony instynktów jest zwierzęciem nieudanym; jest istotą „naznaczoną brakiem”, wtórował mu A. Gehlen. Podobną diagnozę stawiali M. Scheler, a także H. Plessner i inni filozofowie z tego kręgu.

Przedstawione opinie ukazują kulturę jako zestaw protez łagodzących ułomności i nakładanych w miejscach szczególnie upośledzonych, jednakże trudno nie zauważyć, że kultura poza protezami takimi jak okulary wyposaża nas także w sondy kosmiczne i inne niezwykle skomplikowane urządzenia, które pozwalają nam odkryć, jak „się dzieje” świat. Sądzę, że przytoczona opinia jest jednostronna, o ile nie uwzględnia, że owa „niegotowość”, czyli biologiczne niedookreślenie natury ludzkiej, jest sprzężona ze zdolnością uczenia się trwającą przez całe życie i sprawia, że Homo sapiens, tworząc kulturę, może – w pewnym zakresie – swobodnie kształtować swoje potrzeby, a także ustanawiać różnorodne cele działania. Dlatego o ile mrówką czy nietoperzem można być tylko w jeden sposób, określony przez właściwą im naturę, to człowiekiem można być na rozmaite sposoby. Istoty ludzkie podlegają indywidualizacji, a to znaczy, że mimo iż pod względem biologicznej natury jest niewielka różnica pomiędzy łowcą a kosmonautą, o tyle pod względem zachowania istnieje przepaść.

Czy konflikt między naturą a kulturą jest nieuchronny?

.Warto pamiętać, że wiedza oraz narzędzia i umiejętności zgromadzone w kulturze mogą być przekazywane niezależnie od pokrewieństwa i niezależnie od czasu, w którym żyli twórcy oraz użytkownicy tej wiedzy. Możemy korzystać z mądrości Wschodu, z pism Platona i Arystotelesa, z Biblii, a obecnie także z internetu. Tak więc człowiek żyje w dwóch światach, jest zakorzeniony w przyrodzie i zanurzony w stwarzanym przez siebie świecie kultury i ta szczególna sytuacja przynosi pewne problemy egzystencjalne. Z natury rzeczy tempo ewolucji kulturowej jest o wiele szybsze aniżeli tempo ewolucji biologicznej, dlatego kulturowe realia ludzkiego życia stawiają nam wyzwania, którym nasze naturalne skłonności nie mogą sprostać. I tak np. globalizacja świata wymaga pohamowania ksenofobii, a obfitość wysokokalorycznych pokarmów pohamowania naszych skłonności do ich nadmiernego spożywania.

Zarówno ksenofobia (faworyzowanie swoich), jak i skłonność do spożywania wysokokalorycznych pokarmów miały dodatnią wartość adaptacyjną w zamierzchłej przeszłości, kiedy występowały sezonowe braki pożywienia i ostra konkurencja o terytoria łowieckie. Jednak obecnie, w zmienionych realiach ludzkiego życia, te skłonności mają wartość negatywną i wymagają ograniczenia, któremu trudno sprostać. Wie o tym każdy, kto prowadził kurację odchudzającą lub przeniósł się do nowego środowiska pracy. Na szczęście w przeciwieństwie do szczurów nie zagryzamy każdego, kto pochodzi z innego gniazda i pachnie inaczej. Ponieważ człowiek tworzy kulturę na bazie swojej biologicznej natury, to te dwa światy są współzależne, a istota tej współzależności jest źródłem licznych kontrowersji.

W dyskursie filozoficznym zależność jest rozważana jako przeciwstawienie natury i kultury i jest przedmiotem sporów dotyczących udziału obu światów w procesach uczłowieczenia. „Jesteśmy naszymi genami”, oznajmiają jedni, „kultura nas stwarza”, odpowiadają drudzy. Kontrowersje trwają z różnym natężeniem niemal od zarania dziejów, chociaż rzetelne rozumienie spornego problemu uzasadnia twierdzenie, że oba wymiary uczestniczyły i nadal uczestniczą w procesach ewolucji naszego gatunku, wpływając w istotny sposób na przebieg ewolucji biosfery. Źródłem kontrowersji jest sposób rozumienia pojęcia „człowieczeństwo”, gdyż w antycznym rozumieniu żadna potrzeba ani predyspozycja biologiczna nie wchodziła w jego zakres. Twierdzono, że człowieczeństwo spełnia się poprzez zerwanie więzi z naturą rozumianą zarówno jako środowisko naturalne, jak i skłonności naszej biologicznej natury; „kultura jest zbudowana na pohamowaniu popędów”, twierdził Freud. Natomiast w drugim rozstrzygnięciu podkreśla się, że człowieczeństwo spełnia się przez współoddziaływanie z naturą i poszukiwanie harmonijnej koegzystencji ludzkiego świata z biosferą, a nie przez zerwanie życiodajnych więzi przez gatunek pozostający ciągle wewnątrz natury.

Tak więc człowiek jest wyjątkowym gatunkiem, który dostosowuje się do środowiska za pośrednictwem kultury i jednocześnie za pośrednictwem kultury dostosowuje środowisko do swoich potrzeb. Korzystając z tych wyjątkowych możliwości, buduje w obrębie biosfery swój ludzki dom – antroposferę, w której porządek naturalny zostaje zastąpiony porządkiem politycznym, ustanowionym przez ludzi w sposób autonomiczny, czyli niezależny od konieczności przyrodniczych. W tradycyjnym rozumieniu miejsca człowieka w przyrodzie człowiek jest twórcą własnego życia, bo potrafi naginać warunki zewnętrzne do swojej woli, a ludzka wolność urzeczywistnia się w destrukcji natury.

Filozofowie humaniści podkreślają, że człowiek jest człowiekiem dzięki swojej wolności, a cywilizacja jest tym doskonalsza, im bardziej jest niezależna od przyrodniczych ograniczeń. Jak to wyraził Hans Jonas, „gwałt zadawany naturze i cywilizowanie się człowieka idą ręka w rękę”. Z kolei znany filozof z Caen Luc Ferry stwierdza: „Człowiek jest poza naturą”. A to znaczy, że jest poza uwarunkowaniami rządzącymi zjawiskami naturalnymi – w tym sensie, że obowiązują go inne prawa i inne wartości aniżeli wartości występujące w świecie przyrody. Ludzie dzięki przysługującej im inwencji twórczej udoskonalają obiekty przyrodnicze, które po obróbce nabierają większej wartości aniżeli obiekty przyrody dzikiej. Do niedawna kość słoniowa czy szkielety koralowców były tworzywem do obróbki artystycznej i ludzie czuli się dumni ze swoich dokonań. Na etapie ekspansji kolonialnej przyroda była traktowana jako skład surowców, które bez ograniczeń można było wykorzystywać i przekształcać zgodnie ze wspomnianą już inwencją twórczą należącą do istoty człowieczeństwa. W zamierzchłej przeszłości obszary przyrody dzikiej były postrzegane jako wrogie i obce człowiekowi, postrzegano je jako „bezkresne nieużytki” – zacytowane określenie dobrze oddaje sposób wartościowania obszarów przyrody dzikiej (wilderness) w terminologii angielskiej.

Tak więc do połowy ubiegłego wieku ideą przewodnią ludzkiego działania w środowisku było przekonanie, że posłannictwem człowieka jest panowanie nad zasobami surowcowymi planety i dominowanie nad gatunkami istniejącymi obok nas. Ludzie zachowywali się w taki sposób, jakby byli jedynym gatunkiem żyjącym na planecie, a przestrzeń życiowa, zasoby surowcowe i woda były dane do ich dyspozycji bez konieczności uwzględnienia potrzeb pozaludzkich istot żywych.

Konsekwencją takiej postawy wobec naturalnego środowiska była intensywna i krótkowzroczna jego eksploatacja, zwiększająca nastawienie konsumpcyjne sprzężone z marnotrawstwem zasobów. W momencie nastania ery przemysłowej, która dostarczyła narzędzi i udoskonalonych technik rabowania Ziemi na wszystkich kontynentach, ludzie dokonali katastrofalnej destrukcji naturalnych ekosystemów, naruszając w sposób nieodwracalny zdolności regeneracyjne mórz i oceanów, lasów tropikalnych, raf koralowych itp., powodując przez to szybkie tempo wymierania gatunków i tym samym zanik bioróżnorodności.

Brak umiaru w korzystaniu z zasobów środowiska naturalnego sprawia, że jak to kiedyś wyraził J.J. Rousseau, „wszystko wyrodnieje w rękach człowieka”. Okazuje się, że w przeszłości wielkie cywilizacje, które przekroczyły granice zrównoważonego korzystania z zasobów środowiska (np. cywilizacja Majów), najpierw odniosły sukces, a potem pozostały po nich ruiny porośnięte dżunglą. Wiele wskazuje na to, że gwałt zadawany naturze nie może być długotrwały, a jeden ze znanych badaczy kryzysu środowiskowego (J. Diamond) uważa, że cywilizacja zachodnia, która obecnie zdominowała świat, jest w analogicznej sytuacji, w jakiej była cywilizacja Majów tysiąc lat wcześniej. Ten ostatni etap ewolucji ziemskiego życia zdominowany przez zmiany antropogeniczne został nazwany antropocenem i jest traktowany jako VI wielkie wymieranie. Zaburzenia w funkcjonowaniu biosfery i tempo wymierania gatunków spowodowane działalnością człowieka badacze ochrony środowiska porównują do katastrofy wywołanej przez uderzenie asteroidy czy przez inne wydarzenia geologiczne.

Opamiętanie – nawrócenie ekologiczne

.Powyżej przedstawiłam poglądy uzasadniające rabunkową, panująco-dominującą postawę gatunku ludzkiego wobec przyrody ożywionej i nieożywionej. Nasuwa się pytanie, co się wydarzyło, co było przyczyną zmiany, którą obserwujemy od połowy ubiegłego wieku, zmiany polegającej na tym, że problematyka ochrony środowiska i poszukiwanie mechanizmów zrównoważonego współistnienia z biosferą staje się dominującym problemem etyki, polityki i ekonomii.

Sądzę, że na ten przełom światopoglądowo-etyczno-ekonomiczny, nazywany także nawróceniem ekologicznym, złożyło się wiele czynników. Ich analiza zajmuje tomy, wyliczę tylko niektóre z nich.

Pierwszym był rozwój nauk ewolucyjnych i wiedza, w świetle której nie da się utrzymać teza aroganckiego antropocentryzmu, że pozaludzkie organizmy żywe wyewoluowały dla człowieka, gdyż pojawienie się gatunku ludzkiego było celem przebiegu procesów ewolucyjnych. Współczesny ewolucjonizm wykazuje, że ewolucja nie ma celu, mimo że w procesie ewolucji powstają organizmy celowo zorganizowane. W punkcie startowym ziemskiej ewolucji pojawienie się gatunku ludzkiego było równie prawdopodobne jak jego nieobecność. Ewolucja nie była brzemienna, pojawienie się człowieka – jak to określił J. Monod – było wielką wygraną na ruletce natury.

Z kolei wiedza z dziedziny ekologii podważyła wywodzącą się od Arystotelesa antropomorficzną hierarchię bytów, przedstawianą jako „drabina jestestw”, w której wartość istot żywych była tym większa, im bardziej podobne były do człowieka; na dole tej drabiny znajdowały się rośliny i obiekty przyrody nieożywionej. Wbrew temu nauki ekologiczne wykazały, że wartość (witalna) organizmów żywych zależy od funkcji, jaką pełnią w krążeniu materii i energii w naturalnych ekosystemach, a nie od ich większego bądź mniejszego podobieństwa do człowieka. Zgodnie z tym poglądem, odniesionym do funkcjonowania biosfery, największą wartość mają rośliny, które w procesie fotosyntezy wiążą energię słoneczną; jest to energia podtrzymująca życie organizmów w całej biosferze. Po odrzuceniu „drabiny jestestw” teoria ewolucji rozważa wyścig o przeżycie organizmów żywych, używając metafory biegu przełajowego, a nie antropomorficznej metafory biegu sztafetowego, gdyż ta pierwsza lepiej oddaje działanie mechanizmów ewolucyjnych. W biegu przełajowym gatunek ludzki jest takim samym uczestnikiem biegu jak wszystkie pozostałe gatunki, które w nim uczestniczą, a na starcie nie można przewidzieć zwycięzców.

Drugim ważnym czynnikiem nawrócenia ekologicznego było przyznanie nieinstrumentalnej wartości wewnętrznej, czyli wartości per se, pozaludzkim gatunkom istot żywych żyjących w naturalnych ekosystemach, a to znaczy, że powinniśmy je ochraniać ze względu na to, czym one są same dla siebie, bez względu na ich użyteczność dla człowieka. Oznacza to także, że włączamy je do uniwersum moralnego i przyznając im prawa, czynimy je przedmiotem prawa i wobec tego nie możemy ich krzywdzić bez usprawiedliwienia ani bez zadośćuczynienia. Wbrew poglądom Kanta mamy wobec nich bezpośrednie obowiązki moralne, mimo że nie są podmiotami moralnymi.

Przyznanie nieinstrumentalnej wartości wewnętrznej pozaludzkim istotom żywym oraz strącenie gatunku ludzkiego ze szczytu „drabiny jestestw” podważyło legitymizację idei, że posłannictwem gatunku ludzkiego jest podbój przyrody, idei pokrewnej biblijnemu nakazowi czynienia jej sobie poddaną. Ta zmiana w istotny sposób ogranicza rabowanie zasobów przyrodniczych przez gatunek ludzki, uczy pokory wobec przyrody i nakłada obowiązek uwzględniania w naszych działaniach w środowisku interesów pozaludzkich istot żywych, a to oznacza rezygnację z antropocentrycznego przedkładania potrzeb i interesów człowieka ponad potrzeby i interesy innych gatunków.

Stąd wywodzi się konieczność określenia podstawowych potrzeb i interesów oraz ustalenia zasad rozstrzygania konfliktu interesów. Najistotniejsze konflikty dotyczą ograniczania przestrzeni życiowej gatunkom żyjącym w naturalnych ekosystemach, takich jak lasy tropikalne czy sawanny, które są niszczone na skutek nasilającej się antropopresji spowodowanej szybkim tempem przyrostu naturalnego w ludzkich populacjach, zwłaszcza w krajach Trzeciego Świata.

Obecnie działa wiele organizacji międzynarodowych zaangażowanych nie tylko w ochronę i utrzymanie istniejących rezerwatów przyrody, ale także w procesy rekultywacji obszarów zdegradowanych i stopniową reintrodukcję niektórych wytępionych gatunków do ich siedliska. Zazwyczaj są to działania spowodowane rozpoznaniem ważnej roli, jaką one odgrywają w funkcjonowaniu ekosystemów i dowartościowaniem pozytywnego wpływu zdrowych ekosystemów na dobrostan mieszkańców. Coraz więcej mieszkańców naszej planety uświadamia sobie, że dobro środowiska jest zbieżne z dobrem ludzi, którzy w nim zamieszkują. Pragną żyć w zdrowym środowisku i w celu zachowania jego naturalnych walorów są gotowi ograniczyć swoje potrzeby, stąd coraz częstsze żądania ograniczenia liczby turystów odwiedzających parki narodowe. Innym dobrym przykładem jest ograniczenie liczby himalaistów wspinających się na Mount Everest. Są to radykalne przemiany w stosunkach człowieka z przyrodą i nie są one utopią. W ciągu ostatnich lat przyjęto konwencje zakazujące handlu dzikimi zwierzętami, skórami zwierząt futerkowych, kością słoniową, wprowadzono ograniczenia w handlu drewnem tropikalnym, a także limity odłowu ryb, ograniczenia emisji freonów, dwutlenku węgla i gazów cieplarnianych, nakaz wykorzystywania odnawialnych źródeł energii oraz inne nakazy związane z dobrostanem zwierząt hodowlanych. I chociaż te konwencje nie są w pełni realizowane w różnych zakątkach świata, to jednak świadczą o tym, że stopniowo zbliżamy się nie tylko do ograniczenia działalności niszczycielskiej, ale także ograniczamy własne potrzeby i interesy dla dobra innych gatunków.

Trzecim przełomowym czynnikiem jest wtargnięcie ochrony środowiska do polityki, widoczne na przykładzie działania licznych organizacji „zielonych”, a także instytucji o charakterze międzynarodowym. W roku 1968 powstał Klub Rzymski założony przez Aurelia Pecceiego, zrzeszający niezależnych intelektualistów, którzy mieli się zajmować analizą problemów związanych z kryzysem środowiskowym i rozważać możliwe sposoby jego zahamowania. Klub ogłosił słynne raporty: „Granice wzrostu”, „Przekraczanie granic”, „Ludzkość w punkcie zwrotnym” oraz wiele innych publikacji na temat sytuacji kryzysowej w krajach Trzeciego Świata.

Raporty uświadomiły ludziom, że budując swój ludzki świat, nie są całkowicie wolni od ograniczeń przyrodniczych, i przedstawiły symulacje różnych modeli „społeczeństwa przetrwania”. Jednocześnie rezultaty rabunkowej działalności w środowisku przyrodniczym zostały przedstawione na forum ONZ w roku 1969, w słynnym raporcie U Thanta o stanie świata, a następnie w roku 1987 norweska premier Gro Harlem Brundtland ogłosiła deklarację „Nasza wspólna przyszłość”, w której zostały sformułowane dwa postulaty. Pierwszy nakazuje, aby w działalności gospodarczej liczyć koszty środowiskowe, a drugi to postulat solidarności międzypokoleniowej, domagający się, aby w wykorzystywaniu środowiska uwzględniać interesy przyszłych pokoleń ludzkich.

Są to istotne przemiany w postawie i działaniach człowieka zjednoczonego ze światem przyrody, które za L. Kołakowskim można określić pojęciem metanoia.

I. Kant zauważył, że epoka Oświecenia była wyjściem rozumu ludzkiego ze stanu niemowlęctwa. Sądzę, że era ekologiczna to osiągnięcie przez ludzki rozum stanu dojrzałości. Sądzę tak dlatego, że działania człowieka zjednoczonego ze światem przyrody są działaniami w interesie dobra wszystkich gatunków istniejących obok nas we wspólnocie biosfery, a nie tylko działaniami w interesie gatunku ludzkiego kosztem interesów innych gatunków.

Warto zwrócić uwagę, że możliwość zabiegania o dobro innych gatunków dzięki dobrowolnym decyzjom samoograniczania swoich potrzeb jest cechą wyróżniającą gatunek ludzki i stanowi realizację pełni człowieczeństwa. Nie oznacza to powrotu ludzi do stanu barbarzyństwa, jak twierdzą przeciwnicy przełomu ekologicznego, gdyż – w moim przekonaniu – nie ma nieuchronnego antagonizmu między naturą i kulturą, a kultura oraz cywilizacja techniczna nie muszą się rozwijać kosztem katastrofalnego przekraczania granic w eksploatacji środowiska naturalnego. Wystarczy w wykorzystywaniu środowiska zachować umiar, jak to w przekonujący sposób pokazał wybitny angielski ekonomista E.F. Schumacher w książce Małe jest piękne. Spojrzenie na gospodarkę świata z założeniem, że człowiek coś znaczy.

Wiele wskazuje na to, że największym wyzwaniem naszych czasów jest zbudowanie „społeczeństwa przetrwania”, czyli uruchomienia takich mechanizmów funkcjonowania ludzkiego świata, aby mógł trwać w równowadze z biosferą w ewolucyjnej skali czasu. Jest to wielkie wyzwanie, polegające na mozolnym urzeczywistnieniu historiozoficznej idei zrównoważonego rozwoju, rozumianego jako procesy uzgadniania ładu gospodarczego, społecznego i środowiskowego. Zadanie jest mozolne dlatego, że jak zauważył wybitny polski ekonomista Z. Sadowski, w rozwoju społeczno-gospodarczym świata, od którego w dużej mierze zależy stan środowiska naturalnego, występują zarówno zjawiska wpływające na tendencję zagrożenia kryzysem, czyli tendencje autodestrukcyjne, jak i przeciwstawne im zjawiska autoregulacyjne. Zapobieganie katastrofie i zrównoważony rozwój świata mają polegać na działaniach wspierających tendencje autoregulacyjne, a losy świata zależą od tego, która z tych tendencji zwycięży. Zarówno światowe szczyty Ziemi, jak i szczyty klimatyczne są przykładem międzynarodowej współpracy ludzi różnych kultur i narodów na różnym poziomie rozwoju gospodarczego na rzecz wzmacniania autoregulacyjnych tendencji w zrównoważonym rozwoju świata. Tego typu współdziałania w skali międzynarodowej nie było dotychczas w ludzkich dziejach i tego musimy się nauczyć.

.I na koniec wyznanie osobiste. Największym optymizmem na uratowanie świata przed katastrofą ekologiczną napawa mnie zaangażowanie ludzi młodych w działania na rzecz ochrony środowiska. Świadczą o tym rozwijające się ruchy „zielonych” oraz hasła, które głoszą na całym świecie: „No Nature, No Future”, „Planeta ponad zyskiem”, „Zmiana systemu, nie klimatu, już!”. Treść tych haseł wskazuje, że młodzi ludzie rozumieją naturę problemów środowiskowych i swoim działaniem wspierają tendencje autoregulacyjne światowego rozwoju.

Zdzisława Piątek

Materiał chroniony prawem autorskim. Dalsze rozpowszechnianie wyłącznie za zgodą wydawcy. 21 sierpnia 2022