Prof. Krzysztof SZCZERSKI: ONZ. Mikrokosmos pełen paradoksów

ONZ. Mikrokosmos pełen paradoksów

Photo of Prof. Krzysztof SZCZERSKI

Prof. Krzysztof SZCZERSKI

Dyplomata, politolog, profesor Uniwersytetu Jagiellońskiego. Od 2021 r. stały przedstawiciel RP przy ONZ. W latach 2007-2008 podsekretarz stanu w MSZ a następnie w UKIE, 2011-2015 poseł na Sejm RP, 2017-2021 Szef Gabinetu Prezydenta RP.

Ryc.Fabien Clairefond

zobacz inne teksty Autora

Współczesny świat obserwowany z perspektywy ONZ jest przestrzenią pełną podziałów, rywalizacji, napięć i konfliktów, a także uderzających obszarów ubóstwa, katastrof humanitarnych i łamania podstawowych praw człowieka – pisze prof. Krzysztof SZCZERSKI

.Organizacja Narodów Zjednoczonych to mikrokosmos pełen paradoksów. To w końcu największa uniwersalna organizacja globalna, skupiająca ponad 190 państw, powołana w celu działania na rzecz globalnego pokoju. Jednocześnie w swoim DNA nosi ona pozostałości świata, który wyłonił się z II wojny światowej, a następnie zimnej wojny. Widać to zwłaszcza w szczególnej pozycji związanej z prawem weta w Radzie Bezpieczeństwa ONZ dawnych państw alianckich (USA, Wielkiej Brytanii, Francji, Rosji [zastąpiła w Radzie ZSRR]) oraz Chin.

Co ciekawe, ONZ w zasadzie nie przeszedł żadnej poważnej reformy po zmianie paradygmatu stosunków międzynarodowych, jaka nastąpiła w latach 1989–1991, kiedy to niektórzy ogłosili wręcz „koniec historii” i ostateczne zwycięstwo modelu demokracji liberalnej i gospodarki rynkowej w rywalizacji z konkurencyjnymi propozycjami lansowanymi przez drugi biegun zimnej wojny, obóz radziecki.

Do nowej sytuacji dostosowały się organizacje takie jak NATO (w obszarze regionalnego bezpieczeństwa) czy Unia Europejska (w zakresie polityki na kontynencie) poprzez rozszerzanie swego składu członkowskiego i zmianę zasad działania. W innych częściach świata powstały różne formaty wielostronnej współpracy (Unia Afrykańska, Mercosur i inne) będące odpowiedzią na globalizację, która przyspieszyła wraz z końcem zimnej wojny. Wszystkie te przemiany przyniosły nowe rozłożenie sił i potencjałów na świecie – powstały nowe silne państwa dążące do uzyskania zasadniczego wpływu na politykę globalną, skupione w takich gronach, jak Grupy G7 czy G20. Nie znalazło to jednak żadnego odniesienia w formalnych zasadach pracy ONZ. Tutaj wszystko działa tak jak dawniej.

Być może jednak wynika z tego pewna nauka: warto zastanowić się, czy świat naprawdę zmienił się już nie do poznania? Czy rzeczywiście historia się zakończyła i nie ma już na świecie alternatywnych modeli polityczno-gospodarczych? Odpowiedź, która przychodzi z systemu Narodów Zjednoczonych jest jednoznaczna: to były naiwne marzenia zachodnich intelektualistów i przywódców politycznych, którzy chcieli, niekiedy nawet przy użyciu siły, zaimplementować demokracje liberalne w różnych regionach świata bez zrozumienia dla różnic kulturowych i bez odpowiedniego dialogu z odbiorcami tych działań.

Współczesny świat obserwowany z perspektywy ONZ jest przestrzenią pełną podziałów, rywalizacji, napięć i konfliktów, a także uderzających obszarów ubóstwa, katastrof humanitarnych i łamania podstawowych praw człowieka. W skali globalnej niewiele się zmieniło na lepsze po „końcu historii”. Problemy pozostały, zmieniły tylko swoją treść i formę, pojawiły się też nowe, jak globalny terroryzm czy kwestia klimatyczna, a szerzej mówiąc ekologiczna.

To prowadzi nas do drugiego z paradoksów działalności ONZ. W Nowym Jorku (czy Genewie i innych siedzibach instytucji i organów ONZ) można spotkać dyplomatów z całego świata – ludzi wykształconych, elitę dyplomacji, mówiącą klasycznym językiem dyplomacji, pełnym niedomówień i komunikatów, które trzeba odkodować i wydobyć z wygłaszanych przekazów. Zgromadzenie Ogólne ONZ można porównać do parlamentu świata. To miejsce nieustannej debaty, tylko że posłów z różnych części kraju tutaj zastępują posłowie (ambasadorowie) z każdego zakątka świata. Z tej racji, przypatrując się debatom w Zgromadzeniu, jak w soczewce można ujrzeć skondensowane problemy współczesności. Dlatego, przy całym wysublimowanym języku dyplomacji, ONZ jest jednocześnie wielkim „konfesjonałem” żalów i bólów świata. Każdy przekonuje tu do swoich racji, a częściej do swoich potrzeb: wsparcia rozwojowego, interwencji pokojowej czy pomocy humanitarnej. I z tych debat wyłania się niezwykle skomplikowana kondycja współczesności.

Dlatego jest dla mnie takim wielkim zaskoczeniem, że żadna (sic!) polska redakcja nie ma stałego korespondenta akredytowanego przy ONZ, na bieżąco relacjonującego prace Organizacji. Ten szokujący fakt pokazuje, jak bardzo „zafiksowaliśmy się” w ostatnich dekadach (po części jest to uzasadnione) na rozgrywkach w Brukseli, i rzadko widzimy siebie w szerszej perspektywie polityki globalnej. Zamiast poszerzać swoje ambicje, uwikłaliśmy się w regionalną perspektywę, która jest stosunkowo wąska i partykularna. Warto to zmienić.

Jakie wnioski wynikają z tych uwarunkowań dla Polski?

.Po pierwsze, Polska musi zabiegać na forum ONZ o swoją widzialność i miejsce w debacie. Nie mamy tutaj szczególnych przywilejów, musimy być bardzo aktywni, by nasz punkt widzenia i nasze argumenty były uwzględnione.

Co ciekawe, właśnie w rezultacie zimnowojennych pozostałości w zasadach pracy ONZ Polska jest na forum Organizacji formalnie przypisana do grupy wschodnioeuropejskiej, a nie do zachodniej (jednocześnie będąc państwem członkowskim Unii Europejskiej, która tutaj ma jedynie status obserwatora). Jesteśmy w grupie wschodnioeuropejskiej razem z europejskimi państwami dawnego bloku radzieckiego – zarówno tymi, które dzisiaj razem z nami są w Unii i NATO, jak i Ukrainą, Rosją, Białorusią, państwami Kaukazu czy Bałkanów. Ta grupa terytorialna jest oczywiście wewnętrznie sparaliżowana, bo jej członkami są kraje w stanie dwustronnego konfliktu (Ukraina i Gruzja/Rosja, Armenia/Azerbejdżan), stąd więcej pracy wykonujemy poza nią w ramach współpracy unijnej. Pokazuje to skomplikowaną naturę polskiego położenia w systemie Narodów Zjednoczonych, bo z kolei grupa zachodnioeuropejska też nie jest złożona wyłącznie z krajów Unii, ale także z np. Norwegii, Turcji czy Szwajcarii. Koordynacja unijna przebiega zatem w poprzek podziałów regionalnych w ONZ. To powoduje, że podział na grupy terytorialne ma dla nas znaczenie wyłącznie wyborcze z racji tego, że rozmaite funkcje w instytucjach ONZ pochodzące z wyboru są rotacyjnie obsadzane przez przedstawicieli wyłonionych przez poszczególne grupy, a następnie (przy konkurencyjnych kandydaturach) wybranych przez wszystkich. Może to wydawać się pewnym paradoksem bez dużego znaczenia politycznego, istotnym tylko dla specjalistów. To nie do końca jest prawdą.

Polska, usytuowana formalnie w systemie Narodów Zjednoczonych, poza swoim naturalnym dla siebie dzisiaj środowiskiem politycznej tożsamości (którym jest przecież NATO i UE) nie może liczyć na oczywiste wsparcie grona państw w swoich działaniach, tak jak czynią to wspólnie kraje afrykańskie czy latynoamerykańskie. I to powoduje, że musimy podwoić swoje wysiłki – być skuteczni zarówno na forum wschodnioeuropejskim, by na przykład wygrać dla siebie miejsce pochodzące z wyboru, a jednocześnie być aktywni w koordynacji unijnej na forum ONZ, by nasz głos był słyszany i by stanowisko Unii nie było niezgodne z naszymi interesami, co oznacza niekiedy powtórzenie tych samych wysiłków, które polscy przedstawiciele podejmują w Brukseli.

.Po drugie, musimy pamiętać, że niezależnie od tych formalnych uwarunkowań Polska wśród szerokiego grona wszystkich państw członkowskich ONZ jest w naturalny sposób postrzegana jako część „uprzywilejowanego bogatego białego Zachodu”. I tu znowu mamy do czynienia z pewnym paradoksem.

My sami bardzo często skupiamy się na naszych niedostatkach, na przykład względem średniej europejskiego dobrobytu. Podkreślamy, i słusznie, że jesteśmy wciąż gospodarką rozwijającą się, społeczeństwem aspiracji, które nie są jeszcze zaspokojone. Inaczej mówiąc: domagamy się uwagi, wsparcia i stworzenia warunków sprzyjających doganianiu bogatszych sąsiadów z Unii. Jest to jak najbardziej uzasadnione, szczególnie w kontekście polityki europejskiej. Z drugiej jednak strony perspektywa globalna, jaką daje ONZ, pozwala zobaczyć, w jak bardzo uprzywilejowanym miejscu świata się znajdujemy.

Nie grożą nam głód, katastrofy naturalne wielkiej skali, prześladowania religijne, przemoc terrorystyczna, wojskowe zamachy stanu, wojny plemienne, szaleni dyktatorzy u władzy, prawo zwyczajowe łamiące godność człowieka, wykluczenia społeczne całych grup, brak opieki zdrowotnej połączony z licznymi endemicznymi zagrożeniami chorobowymi i inne problemy, z którymi mierzy się zdecydowana większość mieszkańców Ziemi. Warto czasami spojrzeć na sytuację w Polsce i Europie właśnie poprzez pryzmat świata, by zobaczyć nasze bolączki we właściwych proporcjach.

Wiele z haseł, które w Europie są tylko rozrywką dla bogatych i bezpiecznych aktywistów różnej maści, to na świecie naprawdę istotne problemy i dobrze by było, gdyby skierowali oni swoją uwagę i środki na pomoc i walkę tam, gdzie są prawdziwi wrogowie wolności, równouprawnienia, godności ludzkiej czy prawa do życia. Jednocześnie Europa jako całość wiele traci, gdy nad współpracę z innymi częściami świata przedkłada własne uprzedzenia ideologiczne czy poprawnościowe, co powoduje, że wiele krajów uznaje nas za zarozumiałych, domagających się od innych ideologicznych zmian, bez przekonywania do ich zasadności, a czasami wręcz domagających się przyjmowania rozwiązań nie do zaakceptowania. Trudno się dziwić, że tracimy wtedy uwagę tych krajów, które zwracają swój wzrok w kierunku ośrodków, które żadnych podobnych żądań nie formułują (Chiny, Rosja). Tym samym przegrywamy nawet tam, gdzie moglibyśmy uzyskać realny postęp. Najlepszym tego przykładem z ostatnich miesięcy niech będzie rezolucja ONZ o popieraniu wyborów jako mechanizmu wyłaniania władzy. Miała ona szansę na przyjęcie prawie lub nawet w pełni konsensualnie i byłaby bardzo czytelnym sygnałem wsparcia dla demokracji na świecie. Niestety grupa państw zachodnich uparła się, żeby wpisać do tekstu odwołanie wprost do tzw. tematyki SOGIE (sexual orientation and gender identity expression) w związku z procesem wyborczym. Spowodowało to utratę poparcia konserwatywnej części państw ONZ i rezolucja przeszła zwykłą większością głosów, co sprawiło, że nie ustaliła normy międzynarodowej. Gdyby zapisano powszechną równość bez wyróżniania tematyki ideologicznej, wszystko byłoby w porządku, a skutek byłby lepszy także z punktu widzenia obrony praw wszelakich mniejszości.

.Po trzecie, musimy mówić językiem zrozumiałym i przekonującym. Dlatego tak ważne jest, by polskie media były obecne w Nowym Jorku i innych miejscach globalnej debaty, by relacjonowały ją z należytą uwagą, a politycy wyciągali wnioski. Nie możemy słuchać międzynarodowej debaty poprzez przekaz zapośredniczony w doniesieniach zagranicznych mediów czy agencji, bo wtedy, chcąc nie chcąc, przyjmujemy obcą optykę i skupiamy się na sprawach, które są istotne dla innych. Jeśli chce się wygrać argument, trzeba go przedstawić w sposób, który będzie nie tylko czytelny, ale który będzie nawiązywał do kodu narracyjnego obecnego na forach takich jak ONZ. Nie oznacza to, że mamy się poddać dominującej retoryce, lecz by korzystając z jej narzędzi, przedstawiać umiejętnie swoje racje. Tym bardziej że mamy wiele atutów w debacie na forum ONZ. Z jednej strony nie ciąży na nas odium kolonizatorskiej przeszłości, więc jesteśmy postrzegani jako uczciwy partner, a z drugiej wiele elementów polskiego doświadczenia i wartości, takich jak pojęcie solidarności jako centralnej wartości systemu społecznego, nasza droga przemian po okresie komunizmu, a obecnie wysiłki sprawiedliwej transformacji (just transition) w obszarze energetyki, jest niezwykle interesujących dla państw z innych części świata.

Na koniec warto krótko omówić trzy przykłady z pracy naszej placówki przy ONZ w Nowym Jorku, które zilustrują powyższe problemy i zjawiska. Objętość tekstu nie pozwala na omówienie innych spraw o globalnym znaczeniu, którymi się zajmowaliśmy, ale które nie mają aż tak bezpośredniego odniesienia do Polski, jak choćby kwestia zmiany władzy w Afganistanie i jej konsekwencje czy sytuacja w regionie Sahelu i Rogu Afryki.

W ciągu pierwszych sześciu miesięcy mojej pracy ambasadorskiej trzy kwestie wydają mi się szczególnie ważkie. Są nimi: reagowanie na kryzys graniczny wywołany przez Białoruś, działania wokół kryzysu bezpieczeństwa w związku z działaniami Rosji wokół Ukrainy oraz przeprowadzenie kluczowej z punktu widzenia polityki historycznej rezolucji ONZ na temat negowania Holokaustu.

Kryzys wywołany zorganizowanym przez reżim w Mińsku przerzutem ludzi na granicę białorusko-polską miał dwa wymiary. Opinia publiczna w naturalny sposób skupiona była na jego fizycznym, bezpośrednim wymiarze, jakim były i są próby siłowego sforsowania naszej granicy. To oczywiście zagrożenia realne dla naszego bezpieczeństwa, terytorialnej integralności, a tym samym suwerenności Polski. Każdy kraj musi być zdolny do efektywnej obrony swojej granicy niezależnie od tego, czy jest ona atakowana przez siły zbrojne innego kraju, czy też podlega atakowi hybrydowemu o nieznanym do końca charakterze (jak w naszym przypadku) i konsekwencjach. Jak pamiętamy, w 2014 roku na Krym „zielone ludziki” po prostu przeniknęły przez granicę, a potem dokonały zajęcia terytorium. Ale był też drugi aspekt tej sytuacji: atak narracyjny. Jest to zjawisko nowe, związane z hybrydową formą współczesnych potencjalnych zagrożeń.

Sytuacji na granicy towarzyszyła zmasowana i dobrze zorganizowana akcja mająca na celu przekonanie społeczności międzynarodowej do tego, że Polska jest krajem winnym katastrofy humanitarnej na swojej granicy, bo nie chce przyjąć uchodźców. Chodziło o to, by pozbawić nas dobrego imienia, wykluczyć z grona państw przyzwoitych, oskarżyć przed trybunałem opinii publicznej, a tym samym osłabić i spowodować, by świat nie chciał nam pomóc i zostawił nas samych w tej sytuacji, a może nawet przyłączył się do ataku nie fizycznego, ale politycznego na Polskę.

Pominę w tym miejscu fakt, że temu atakowi zewnętrznemu towarzyszyły też podobne głosy wewnątrz Polski ze strony opozycji. System Narodów Zjednoczonych był idealną platformą do takich działań z racji swojej wrażliwości na kwestie praw człowieka czy problemy uchodźcze i migracyjne. Dlatego było niezwykle ważne, by przebić się tutaj – w Nowym Jorku i w Genewie – z prawdziwym opisem rzeczywistości, przekazać nasze argumenty, zwalczyć szerzoną dezinformację. Mogę z całym przekonaniem powiedzieć, że dzięki naszej determinacji – działaniom prezydenta i ministra spraw zagranicznych podczas wizyty w ONZ w końcu września, a potem całemu szeregowi inicjatyw naszej dyplomacji udało się tę sprawę wygrać. Ostatecznie doprowadziliśmy do zajęcia się problemem przez Radę Bezpieczeństwa ONZ w listopadzie i wydania przez szeroką grupę państw członkowskich ONZ bardzo mocnego oświadczenia wspierającego Polskę w tej sytuacji. Równocześnie zorganizowaliśmy wiele spotkań na temat sytuacji na Białorusi, prześladowań, które mają tam miejsce także wobec polskiej mniejszości narodowej i szukaliśmy każdej okazji, by świat dowiedział się, co naprawdę dzieje się za naszą wschodnią granicą. Dziś panuje powszechne przekonanie, że jest to celowy, zorganizowany atak hybrydowy, w którym ludzie traktowani są instrumentalnie przez niedemokratyczny reżim i sprowadzani celowo jako narzędzia polityki.

Równocześnie poprzez nasze działania „u źródeł” udało się ograniczyć przerzut osób na Białoruś z państw Bliskiego Wschodu, który był organizowany przez władze w Mińsku. To dobry przykład, że przy sprawności i szybkości działania oraz mając prawdę po swojej stronie, można osiągnąć swoje cele na forum międzynarodowym.

Drugą sprawą, która oczywiście nadal nie jest zakończona, gdy piszę ten tekst, i może potoczyć się bardzo różnie, jest kwestia potencjalnego konfliktu rosyjsko-ukraińskiego. Naszym zadaniem jako ambasady przy ONZ było zabieganie o to, by po pierwsze, sprawa ta stała się przedmiotem prac Rady Bezpieczeństwa, zanim nastąpi ewentualny wybuch wojny, a po drugie, by głos Polski był w niej słyszalny, tym bardziej że od stycznia sprawujemy przewodnictwo w Organizacji Bezpieczeństwa i Współpracy w Europie. Oba cele udało się osiągnąć.

Dzięki rozmowom z partnerami z Rady Bezpieczeństwa, a szczególnie dzięki spotkaniu ambasadorów Trójkąta Lubelskiego (Polska, Litwa, Ukraina) z minister spraw zagranicznych Norwegii, która sprawowała przewodnictwo w Radzie w styczniu, na wniosek USA sprawa Ukrainy stała się przedmiotem obrad Rady Bezpieczeństwa ONZ w ostatnim dniu norweskiej prezydencji. Było to o tyle istotne, że w lutym Radzie przewodniczy… Rosja i to ona w znacznym stopniu decyduje o organizacji posiedzeń.

Jednocześnie nasze działania pozwoliły na to, że Polska – jako jeden z tylko czterech krajów spoza Rady – została zaproszona do uczestnictwa w tym posiedzeniu z prawem zabrania głosu. Dzięki temu mogłem przedstawić na forum Rady polskie stanowisko i zaznaczyć nasze miejsce przy stole, nawet jeśli dzisiaj nie jesteśmy już krajem członkowskim Rady Bezpieczeństwa. Utrwaliło to przekonanie, że kwestii ukraińskiej nie można omawiać bez obecności Polski. Temu też służyła nasza duża aktywność dyplomatyczna na forum ONZ w ostatnich tygodniach – liczne spotkania, które odbywałem w związku z kryzysem na Wschodzie, udowadniały naszą rolę w poszukiwaniu pokojowego rozwiązania i wpisywały się w zabiegi z zakresu dyplomacji prewencyjnej.

I wreszcie trzecia sprawa o wielkim znaczeniu to rezolucja Zgromadzenia Ogólnego ONZ dotycząca negowania Holokaustu. Nie muszę tłumaczyć, jak dla Polski wrażliwa i kluczowa w obszarze polityki historycznej jest sprawa prawdy historycznej o czasach II wojny światowej. Naszym zadaniem było w przypadku tej rezolucji, przedłożonej przez Izrael i Niemcy, wykorzystać jej treść do odniesienia się przez społeczność międzynarodową do wątków ważnych z naszego punktu widzenia. Było to tym bardziej istotne, że z uwagi na uniwersalny charakter tej rezolucji, dotyczącej zjawiska powszechnie potępianego, którym jest zaprzeczanie Holokaustowi, istniała od początku szansa, że będzie ona przyjęta konsensualnie, a tym samym ustanowi tzw. normę językową (agreed language) o charakterze prawnym (tak też się stało). Dzięki naszym zabiegom i aktywnemu negocjowaniu treści rezolucji znalazły się w niej cztery kluczowe elementy.

Po pierwsze, zgodnie z definicją International Holocaust Remembrance Alliance, za zaprzeczanie Holokaustowi uznane jest przypisywanie innym (niż faktyczni oprawcy) państwom czy narodom organizowania obozów zagłady. Tym samym haniebne stwierdzenie „polskie obozy śmierci” należy od teraz rozumieć jako zaprzeczenie Holokaustowi, a jest to delikt karany nawet w krajach o pełnej wolności słowa. Po drugie, społeczność międzynarodowa w obowiązującej powszechnie rezolucji ONZ wyraziła uznanie dla ruchów oporu (takich jak np. Armia Krajowa) w okupowanych krajach Europy oraz dla wszystkich, którzy starali się ratować Żydów przed Zagładą. To bardzo ważne w świetle różnych publikacji próbujących obarczać AK współodpowiedzialnością za działania Niemców (miniserial Nasze matki, nasi ojcowie).

Po trzecie, społeczność międzynarodowa wyraziła w rezolucji wdzięczność dla państw, takich jak Polska, które opiekują się miejscami pamięci o Holokauście i zachowują je np. w postaci pomników, muzeów dla następnych pokoleń.

Po czwarte, w tekście przyznano, że ofiarami obozów zagłady padli nie tylko Żydzi, ale także inne narody, tym samym oddano hołd wszystkim ofiarom zbrodniczej polityki nazistowskich Niemiec. Co najważniejsze, wszystkie te tak bardzo dla nas istotne i korzystne stwierdzenia zostały zawarte w tekście nie polskiego projektu, odnoszącego się do polskiej specyfiki, tylko były naszymi poprawkami i uwagami do tekstu uniwersalnego. Tym samym przeprowadziliśmy ważną dla nas operację dyplomatyczną tak, że uzyskaliśmy swoje, a jednocześnie nawet znany ze swojego podejścia do Polski minister spraw zagranicznych Izraela Yair Lapid podziękował Polsce za poparcie rezolucji. Myślę, że w Polsce kwestia tej rezolucji i jej długofalowego znaczenia dopiero czeka na swoją należytą uwagę. Jestem bowiem przekonany, że to jedno z najważniejszych od lat pozytywnych wydarzeń w naszej polityce historycznej, dobrze rozegrane, bez tromtadracji, za to skutecznie.

.Niech te trzy działania ambasady Polski przy ONZ w Nowym Jorku stanowią przykład, na czym polega odnajdywanie swoich pól interesu w ramach globalnej, wielostronnej współpracy. Mógłbym opisać jeszcze kilkadziesiąt innych działań, które przez ostatnie pół roku podejmowaliśmy: od skutecznego przeprowadzenia przez głosowanie w Zgromadzeniu Ogólnym ONZ ubiegłorocznej rezolucji nt. broni chemicznej z odniesieniem do przypadku Aleksieja Nawalnego, co wymagało dużego wysiłku mobilizowania poparcia wobec prób zablokowania jej przez Rosję, uzyskanie dla Polaków kilku ważnych stanowisk w Sekretariacie ONZ, po promowanie na forum ONZ polskiego rzemiosła artystycznego. Nie byłoby tego wszystkiego bez naszej aktywności jako polskiej dyplomacji. Wniosek jest jeden: wygrywają tylko ci, którzy dążą do zwycięstwa i są wytrwali i aktywni. Nic nie jest podane na tacy, ale wszystko jest w naszym zasięgu.

Krzysztof Szczerski
Tekst ukazał się w wyd. 39 miesięcznika opinii „Wszystko co Najważniejsze” [LINK]

Materiał chroniony prawem autorskim. Dalsze rozpowszechnianie wyłącznie za zgodą wydawcy. 8 kwietnia 2022