Kim jest profilerka?

Ambicja zasłania czasem policji ślady i dowody. Wtedy wypływają wizje jasnowidzów i „ślady na duszy”, jak w sprawie zabójstwa Katarzyny Z. z Krakowa (kryptonim „Skóra”). Podejrzany o nie Robert J. przesiedział za kratkami 7 lat, nim został uniewinniony – powiedziała Urszula Cur, psycholog i profilerka.
Kim jest i czym zajmuje się profilerka?
Jedną z bardziej zaskakujących rzeczy, jaką przeczytałam w książce, którą napisała pani do spółki z Dorotą Kowalską („Profil zabójcy. Urszula Cur w rozmowie z Dorotą Kowalską”) jest teza, że zabójstwo to rodzaj atawizmu, sposób przystosowania się do świata i przeżycia.
Urszula Cur: To wynika z psychologii ewolucyjnej, ale też trochę z biologii, które zresztą się wiążą ze sobą – zabójstwo adaptacyjne, podobnie, jak jest to w świecie zwierzęcym, może przynieść korzyści ewolucyjne, pomaga radzić sobie z tym, co jest, albo nawet pomaga przejść na wyższy poziom rozwoju i funkcjonowania. Mówiąc prościej: zabójstwo zwiększa szansę zabójcy na przetrwanie, rozmnażanie, na pozyskanie istotnych dla niego dóbr.
Czyli nie ma problemu, którego nie można by było rozwiązać za pomocą wystarczająco dużego młotka. Wszystkie kobiety są nasze, czyli nasze szanse prokreacyjne rosną, nasze są wszelkie zasoby, więc być może zabójstwo powinno być sankcjonowaną normą?
Urszula Cur: Nie może być sankcjonowaną normą, bo jedno dobro zachodzi kosztem drugiego, i to najwyższego, czyli życia człowieka. Oczywiście są takie osobniki czy takie grupy, dla których życie innego człowieka nie ma znaczenia, istotniejsze są takie kwestie jak złoto, ropa, terytorium albo stanowisko w korporacji. Niemniej zabijanie ludzi, żeby coś dla siebie zyskać, nie jest to normą,
Dlaczego? W świecie zwierzęcym to norma: ktoś musi umrzeć, żeby żyć mógł ktoś. Jedni zjadają, inni są zjadani. Podobnie jest w świecie ludzkim, tylko to wszystko dzieje się za pozłotkiem socjalizacji, religii, prawa, ale i tak wszystko sprowadza się do władzy, czyli dostępu do dóbr.
Urszula Cur: Wprawdzie niewiele nas dzieli, jeśli chodzi o genotyp, od szympansów, ale ta właśnie niewielka różnica sprawia, że zostaliśmy obdarzeni nie tylko mózgiem, ale także umysłem, czyli rozwinęliśmy się poznawczo dużo bardziej niż zwierzęta. Możemy świadomie podejmować decyzje, kontrolować swoje emocje i zachowania. Mamy też wolną wolę, czyli możliwość stanowienia o sobie a także – co istotne – ustanowione zasady, czy to prawne, czy religijne, które zakazują zabijanie ludzi dla własnych korzyści. Poza tym ten skok ewolucyjny, który zrobiliśmy jako ludzie, daje nam możliwość zdobywania władzy i różnych dóbr w inny sposób, niż za pomocą młotka. Jesteśmy czymś więcej niż instynkt i popędy determinujące zachowanie.
Może to nadinterpretacja, ale w trakcie lektury książki zrozumiałam, że najlepiej funkcjonują w życiu społecznym socjopaci, psychopaci, narcyzi, którzy, manipulując innymi ludźmi, zajmują najwyższe pozycje w świecie polityki czy biznesu, ponieważ właśnie nie ogranicza ich coś takiego jak empatia czy normy prawa.
Urszula Cur: Faktycznie, te zaburzenia spektrum antyspołecznego, tzw. mroczna triada, która też się z tym wiąże, powodują, że takie osoby nie mają problemu ani hamulców, by wykorzystywać innych i przekraczać wszystkie granice – prawne, etyczne czy społeczne. Dlatego rzeczywiście sięgają zwykle wyżej, dochodzą wyżej w hierarchii na różnych stanowiskach, bo są postrzegane – o zgrozo – jako bardziej skuteczne.
Jest pani profilerką – pani praca polega m.in. na tym, żeby kreślić portrety psychologiczne osób, które dopuściły się różnych makabrycznych czynów. A czy nie jest czasem tak, że pod pani lupę trafiają tylko najgłupsze osobniki, bo te bardziej inteligentne przeważnie nie trafiają pod osąd wymiaru sprawiedliwości. Czym jeszcze zajmuje się profilerka?
Urszula Cur: Rzeczywiście, często osoby z tzw. spektrum antyspołecznym są inteligentne i wiedzą, jak się ślizgać na granicy prawa, żeby zdobyć to, co chcą. Ale czy tylko najgłupsze osobniki trafiają pod moją lupę? Trudno powiedzieć, bo kiedy profiluję nie mam do czynienia z konkretną osobą, tylko z różnego rodzaju śladami, jakie zostawiła. Na tej podstawie określam ich kompetencje osobowościowe, intelektualne etc., ale to, czy trafią później pod sąd, to sprawa bardziej złożona. Zresztą, oni mają dostęp do lepszych adwokatów, mają więcej pieniędzy, są wyżej w hierarchii społecznej, więc rzeczywiście może się zdarzyć tak, że unikną konsekwencji tego, co zrobili.
Czy udało się, na podstawie pani profilu, złapać jakiegoś bardzo inteligentnego przestępcę i go ukarać?
Urszula Cur: Nie wierzę w geniuszy zbrodni. Poza tym na podstawie samego profilu nie można kogoś skazać, potrzebne są dowody materialne w pakiecie. Zazwyczaj, choć zdarzają się także sprawy poszlakowe, jak ta, w której nie udało się znaleźć ofiar pewnego sprawcy, a pomimo tego został on skazany. Pozostaje pytanie, dlaczego nie znaleziono ciał: czy to sprawca był tak inteligentny, czy policja nieudolna. To się działo kilka lat temu w Warszawie, kiedy w krótkim czasie, jedna po drugiej, zaginęły cztery osoby, wszystkie powiązane z jednym mężczyzną, Mariuszem B., który dostał wyrok za zabójstwo. Podobnie było w przypadku pewnego młodego policjanta, który zabił taksówkarza – ciała pana Kazimierza też nie odnaleziono, choć akurat w tym przypadku sprawca nie był zbyt bystry.
Jeśli już mówimy o policji – wciąż trwa cichy konflikt pomiędzy profilerami a funkcjonariuszami, którzy, mimo upływu dziesiątków lat, wciąż z dużą nieufnością patrzą na te „nowomodne wymysły psychologiczne”. Czy to jest dużą przeszkodą w pracy?
Urszula Cur: Nie, może na początku mojej pracy, kiedy byłam młodziutką policjantką, świeżo po kursie oficerskim i dostałam zlecenie na profil bardzo trudnego zabójstwa – wtedy spotkałam się z sabotowaniem mojej pracy. Później już czegoś takiego nie doświadczyłam, miałam zawsze dobrą współpracę ze zleceniodawcami nic przede mną nie ukrywano. Ale nieufność jest faktem, po części bierze się z tego, że doświadczeni śledczy mogą od kogoś dostać profil, który w niczym nie poszerza ich wiedzy o sprawcy, bo już dawno sami do tego doszli. Tyle, że to oznacza, że profiler się nie sprawdził. Czasem profilerzy piszą takie oczywistości, że np. przestępca jest wysoki i silny, co wynika ze śladów na miejscu zbrodni, oraz pozbawiony empatii, co wynika z samego typu przestępstwa.
Bo jeśli mamy ofiarę z rozwaloną z dużą siłą głową plus ślady traseologiczne obuwia nr 46, a w profilu nie ma nic więcej, to chyba coś poszło nie tak. Profil ma zawęzić grupę osób poszukiwanych albo rzeczywiście dać policji wskazówki, ale nie takie, z jakimi się spotkałam, typu „trzeba sprawdzić alimenciarzy w całym województwie”, albo zrobić daktyloskopię wszystkim mężczyznom po 18. roku życia w mieście. Policjanci i tak by to zrobili, gdyby nie dostali jakiegoś lepszego tropu.
Musiała pani kiedyś konkurować z jasnowidzami? Jeszcze niedawno byli modni, jak ten pan z Człuchowa, a policja liczyła się z ich zdaniem.
Urszula Cur: Dla mnie to było niepojęte, dlaczego policjanci tak chętnie współpracują z jasnowidzem, a mniej chętnie z profilerami – też tego doświadczałam. Były sprawy, do których byłam powoływana, gdzie odnajdywałam w aktach karteluszki z wizjami jasnowidzów. To jest półśmieszne, półstraszne, zwłaszcza gdy policjanci traktują to na poważnie, a już na pewno, gdy chcą zrobić z tego jakąś przesłankę dowodową albo nawet dowód.
A dlaczego to robią? Jedni dla rodzin osób, które zaginęły lub zostały zamordowane, aby pokazać im, że nie omijają niczego, co pomogłoby rozwiązać sprawę. Inni z głupoty lub nadmiaru ambicji. Wprawdzie ambicja jest silnie motywująca, ale czasem osiąga takie rozmiary, że zasłania ślady, dowody i opinie biegłych. Wtedy wypływają na powierzchnię wizje jasnowidzów i „ślady na duszy”, które wymyślił sobie jeden z funkcjonariuszy z Archiwum X. Śledztwo w sprawie zabójstwa Katarzyny Z. z Krakowa (kryptonim „Skóra”) z 1998 r. oparte na tych „śladach”, niemal spirytystycznych sprawiło, że podejrzany o nie Robert J. przesiedział za kratkami siedem lat, zanim został ostatecznie uniewinniony.
Jednak na podstawie niewerbalnych zachowań danej osoby można rozpoznać, czy np. kłamie, denerwuje się etc.
Urszula Cur: Oczywiście, ale to jest obszar dla biegłych psychologów, a nie dla psychologów-amatorów. To, że większość ludzi jest w stanie rozpoznać przeziębienie, nie oznacza jeszcze, że powinni mieć prawo do wypisywania recept albo występowania jako biegli. Kończąc sprawę „Skóry” – uważam, że tutaj wszyscy, zarówno policjanci, jak i prokuratura, byli tak przemotywowani, za wszelką cenę chcieli odnieść sukces, że stracili zdrowy rozsądek. To, co mnie uderza w działaniach osób, które nie są profesjonalistami, to jest ich gotowość i łatwość stawiania hipotez „spod dużego palca”, zobaczą coś w zachowaniu człowieka i od razu potrafią odpowiedzieć, co to jest. Profesjonalista nigdy na podstawie jednego wskaźnika nie zinterpretuje całości.
Być może część takich „fachowców” chętnie formujących opinie i wyroki w sprawach, o których nie mają większego pojęcia, to osoby narcystyczne?
Urszula Cur: Być może, bo one nie czują, że robią jakąś głupotę, lub zachowują się nieodpowiedzialnie, za to potrafią zachować się śmiało, bez wstydu i żenady, wręcz brawurowo. Natomiast dobra informacja jest taka, że ze statystyk wynika, iż 95 proc. sprawców najpoważniejszych przestępstw jest ujmowanych, pozostaje te pięć proc., którymi, być może, zajmie się policyjne Archiwum X i profilerzy.
Proszę opowiedzieć o sprawach, w których tworzyła pani portrety psychologiczne, a które z jakichś powodów, utkwiły pani w pamięci.
Urszula Cur: Jedną z nich była sprawa podwójnego morderstwa w Lublinie: została zamordowana matka, jej córka i jeszcze ich pies. To była moja druga sprawa w karierze, bardzo szybko dołączyłam do zespołu śledczego i miałam dostęp do wszystkich materiałów. Zrobiłam profil, później zrobiłam tak zwaną rozmowę selekcyjną, czyli rozmawiałam, po kolei, z czterema panami, którzy spełniali kryteria profilu. Wskazałam jednego z nich uznając, że spełnia najwięcej kryteriów i że to z nim policja powinna dalej pracować. Okazało się, że to był on.
Co panią skłoniło do takich wniosków?
Urszula Cur: Wyróżniała go wrogość do mnie i policjantów, agresja, niechęć do rozmowy. Osoby, które nie mają nic do ukrycia, chętniej odpowiadają na pytania, współpracują. Ten człowiek wykazywał reakcje na tak zwane pytania-bodźce, czyli te, które były związane bezpośrednio z czynem i z ofiarami. Spośród czterech wytypowanych mężczyzn był najbliżej powiązany z ofiarami. Ale to, co mnie zastanowiło, to jego drażliwa reakcja na pytanie, czy mógłby zabić psa. Wcześniej zarzekał się, że jest delikatny, boi się widoku krwi, ale zapytany o zabicie psa podniósł ramię, jakby chciał się nim osłonić. Na pytania o te dwie zabite kobiety nie reagował tak emocjonalnie, jak o pytanie o zabicie czworonoga. Policjanci mieli na niego oko, ale nie potrafili znaleźć dowodów materialnych, więc ponownie zwrócili się do mnie o opinię, pytali, gdzie on mógł schować przedmioty, m.in. dwa telefony komórkowe, które zginęły z mieszkania tych pań.
Wskazałam te miejsca. Szukali, szukali, nic nie było. Podczas jednej z rozmów śledczy zdenerwował się: „Kurde, tak żeśmy się narobili, a to takie szambo, nic nie znaleźliśmy”. A ten drugi mówi: „Kurde, w szambie nie szukaliśmy”. Jak je rozkopali, to znaleźli spalone telefony, trzeba je było do Stanów Zjednoczonych wysłać, żeby ustalić numery seryjne. To był sukces, z którego bardzo się cieszyliśmy, a sprawca do dziś odbywa karę.
Teraz jest pani na emeryturze, ciekawa jestem, czy śledzi pani sprawy, w których uczestniczyła, a które za czasów służby nie zakończyły się wyrokiem.
Urszula Cur: Przez jakiś czas śledziłam „swoje” sprawy, ale w którymś momencie powiedziałam sobie, że nie po to odeszłam z policji, żeby nadal nią żyć. Ale to nie jest łatwe. Kilka lat temu, kiedy jeszcze byłam w służbie, w woj. pomorskim ujawniono w zbiorniku wodnym korpus kobiety bez głowy, bez nóg i bez kawałków rąk. Uczestniczyłam w tej sprawie, ale ani mój profil, ani szeroko zakrojone działania policjantów, nie przyniosły efektów. Całkiem niedawno na podstawie DNA ofiary sporządzono jej wizerunek, pokazano, jak ona mogła wyglądać. Wierzę, że nowoczesne techniki kryminalistyczne doprowadzą do wykrycia sprawcy jej śmierci. Nie zapomniałam tej sprawy, ale nie da się normalnie żyć wciąż rozpamiętując to, czego nie udało ci się zakończyć. To jest wyniszczające.
Trzeba umieć zamknąć za sobą te drzwi i żyć – życiem tu i teraz. I pamiętać, że dziś są w policji inne osoby, które te działania wykonują najlepiej, jak potrafią, a dzięki ich wiedzy sprawcy nie mogą spać spokojnie. Profiluję nowe sprawy, prowadzę szkolenia, piszę książki. Wracam też do starych spraw, aby rzucać na nie nowe światło. Jest tyle historii kryminalnych do opowiedzenia na nowo.
Rozmawiała: Mira Suchodolska
Społeczny spokój
.Zmiany są zawsze potrzebne, ale sposób ich wdrażania jest sednem ich skuteczności i trwałości. Najwyższy chyba czas zadbać o kontynuację – tak w ostatnich dekadach spektakularnego – rozwoju naszego kraju w sposób zapewniający nam społeczny spokój – pisze prof. Michał KLEIBER.
Chyba już wszyscy, niezależnie od poglądów politycznych, dostrzegamy agresywny charakter aktualnie toczących się w naszym kraju sporów, a większość z nas jest tym z pewnością poważnie zaniepokojona. Zakres dominujących w życiu publicznym działań i nienawistna artykulacja związanych z nimi zarówno wspierających, jak i krytykujących opinii doprowadziły do sytuacji, która coraz częściej budzi w nas prawdziwe przerażenie i obawy o możliwe konsekwencje.
Spory mają oczywiście swoje główne podstawy w różnicach poglądów poszczególnych ugrupowań politycznych, ale zapewne także w osobistych ambicjach i zadawnionych animozjach naszych polityków. Powodem bezpośrednio wywołującym spory jest zaś sposób wdrażania w życie zmian w funkcjonowaniu społeczeństwa.
Powiedzmy więc dobitnie, że szybko postępujący rozwój świata i jego konsekwencje dla życia społeczeństw czyni z wprowadzania zmian w polityce oraz w życiu gospodarczym i społecznym naturalny proces, z pewnością niezbędny dla harmonijnego rozwoju cywilizacyjnego. Otwarte pozostaje jednak pytanie, jakie zmiany wprowadzać i w jaki sposób, a w szczególności w jakim tempie to robić. Toczące się dzisiaj na świecie dyskusje poszukujące odpowiedzi na pytanie postawione w tytule tego tekstu nie przyniosły dotychczas żadnych jednoznacznych konkluzji. Warto więc z pewnością pomyśleć o silnie zależnych od okoliczności zaletach i wadach obu sposobów wprowadzania zmian, oczywiście w kontekście ich skuteczności na rzecz społecznego dobrostanu.
Przez zmiany rozumiemy tu decyzje polityczne lub administracyjne wpływające w istotny sposób na życie społeczne. Zmiana radykalna jest zaś daleko idącą transformacją istniejącego systemu, zasadniczo zmieniającą publicznie artykułowane poglądy, istniejące struktury organizacyjne lub praktyczne działania. Oznacza to w istocie wprowadzenie pewnego nowego paradygmatu, likwidującego dotychczasowe status quo, mogącego w optymistycznym wariancie udoskonalić istniejące systemy polityczno-społeczne zidentyfikowane jako nie w pełni optymalne.
Zmiana taka wymaga odwagi, jest ze swej natury ryzykowna i może przynieść spektakularny sukces, ale także niepowodzenia. Do potencjalnych zalet tego podejścia zaliczyć można natomiast szybkie uzyskanie zamierzonego rezultatu, eliminującego systemowe słabości zidentyfikowane przez decydentów wprowadzających tę zmianę w życie, a także częste sprzyjanie w trakcie tego procesu różnorodnym innowacjom wspomagającym przełomowe rozwiązania. Z kolei do słabości i problemów radykalnych zmian należy niewątpliwie trudność w określeniu ich przebiegu w kontekście wielu niemożliwych do przewidzenia przypadków komplikujących realizację zmian, możliwość poważnych niepowodzeń czy zawsze występujący silny opór organizacyjnych i biznesowych interesariuszy dotychczasowego układu oraz jego światopoglądowych zwolenników.
Do przykładów wielkich radykalnych zmian na świecie, brzemiennych w społeczno-gospodarcze bądź polityczne konsekwencje, zaliczyć można z pewnością takie wydarzenia, jak polityczny podział Europy po II wojnie światowej i jego upadek 35 lat temu, a także pochopnie wprowadzane w niektórych państwach nowe regulacje dotyczące problemów klimatycznych czy światopoglądowych. W Polsce charakter radykalnych zmian politycznych, bez żadnych zresztą wątpliwości bardzo korzystnych, miały oczywiście nasza transformacja ustrojowa oraz wejście do NATO i UE. Do aktualnych i mających wielkie praktyczne znaczenie zmian tego rodzaju można zaliczyć wprowadzane od pewnego czasu wysoce kontrowersyjne reformy w sądownictwie, publicznych mediach, polityce klimatycznej i ochronie środowiska, kulturze czy edukacji.
Przez zmianę stopniową rozumiemy z kolei sukcesywne wprowadzanie powiązanych ze sobą niewielkich poprawek do istniejących systemów w celu osiągnięcia zamierzonego celu. Efekty takiego podejścia są traktowane jako bardziej przewidywalne, ograniczające ryzyko niepowodzenia i minimalizujące problemy społeczne, zawsze występujące przy zmianach. Stopniowo wdrażane zmiany pozwalają wyciągać konstruktywne wnioski z poprzednich modyfikacji, zmniejszając w ten sposób ryzyko niepowodzenia. Do licznych i szeroko znanych przykładów w tym zakresie należą powszechnie stosowane stopniowe zmiany w produkcji, poprawiające jej jakość i efektywność, udoskonalenia w organizacji i zarządzaniu firm, a także ograniczone i mające widoczne poparcie interesariuszy nowelizacje różnych obowiązujących regulacji prawnych.
Jak wspomnieliśmy poprzednio, nie można z pełnym przekonaniem uznać, że jedne z opisanych zmian są zawsze lepsze od drugich. Jest jasne, że zależy to od kontekstu planowanych modyfikacji i ich natury, a w szczególności od towarzyszącego zmianom politycznego klimatu i poziomu ich społecznej akceptacji, kosztów i pożądanego czasu ich wprowadzania oraz konsekwencji ich ewentualnego niepowodzenia. Wprawdzie toczące się obecnie międzynarodowe debaty na ten temat niekiedy zaburzają powyższą opinię, opowiadając się za zmianami stopniowymi, wydaje się to jednak spowodowane aktualną, bardzo skonfliktowaną polityczno-społeczną sytuacją w wielu krajach. W pewnym sensie podsumowaniem takich opinii stała się opublikowana niedawno przez Oxford University Press książka Grega Bermana i Aubreya Foxa Gradual, jednoznacznie promująca właśnie zmiany stopniowe. Odwołująca się do licznych przykładów argumentacja autorów jest czytelna – zmiany radykalne powodują z zasady więcej kłopotów, niż przynoszą korzyści, prowadząc często do trudnych do zażegnania konfliktów. Autorzy twierdzą, że światowa cywilizacja rozwijała się w wyniku stopniowo wprowadzanych udoskonaleń, zamieniających się po skumulowaniu w realną i korzystną transformację szerokich obszarów życia społeczeństw. I takich doświadczeń powinniśmy się według autorów trzymać. Jako przykład przytoczono w tym kontekście m.in. rewolucje przemysłowe, które wbrew swej nazwie powstawały w wyniku wprowadzania długich serii umiarkowanych nowości zmieniających niezadowalające status quo, a nie radykalnych zmian gwałtownie zaburzających istniejący porządek.
Tekst dostępny na łamach Wszystko co Najważniejsze: https://wszystkoconajwazniejsze.pl/prof-michal-kleiber-zmiany-lepsze-radykalne-czy-stopniowe/
PAP/ Mira Suchodolska/ LW