Narodowe Centrum Nauki nie ma pieniędzy na granty dla polskich naukowców

Rada Narodowego Centrum Nauki zaapelowała, by w przyszłorocznym budżecie państwa zwiększyć nakłady na Narodowe Centrum Nauki o 400 mln zł. Ostrzegła, że utrzymanie finansowania na dotychczasowym poziomie uniemożliwi rozwój systemu grantowego, ograniczy szanse młodych naukowców i obniży innowacyjność polskich badań.
Proponowana wysokość dotacji podmiotowej ograniczy m.in. możliwości uczestnictwa naukowców pracujących w Polsce w projektach międzynarodowych
Jak poinformowano w komunikacie nadesłanym w poniedziałek z NCN do PAP, w uchwale podjętej 21 września Rada Narodowego Centrum Nauki wyraziła głębokie zaniepokojenie faktem, że w projekcie ustawy budżetowej państwa na rok 2026, przyjętym wstępnie przez Radę Ministrów pod koniec sierpnia, utrzymano niezmienione nakłady na finansowanie projektów badawczych przez NCN.
„Finansowanie przewidziane w ramach środków konkursowych NCN w żaden sposób nie odpowiada potrzebom rozwojowym Polski. Przyznanie w ciągu ostatniego roku dodatkowego dofinansowania 100 mln zł oraz obligacji w nominalnej wysokości 500 mln zł stanowiło istotne wsparcie rozwoju nauki, ale nie pokrywa wysokości skumulowanej inflacji z lat 2020-2024” – czytamy w uchwale Rady NCN.
Według rady projekt wysokości dotacji celowej oznacza m.in., że współczynnik sukcesu w głównych konkursach NCN stanie się w 2026 r. dwukrotnie niższy od wynoszącego 25 proc. wskaźnika w konkursach narodowych europejskich agencji grantowych. Jak zaznaczono, współczynnik sukcesu (czyli procent naukowców, którzy w zdobywali granty) na europejskim poziomie był normą w konkursach NCN w latach 2011- 2019.
„Rada NCN będzie zmuszona utrzymać ograniczenia w częstotliwości ogłaszania konkursów, a nawet rozważyć redukcję oferty konkursowej” – ostrzegli członkowie tego gremium.
Dodali, że proponowana wysokość dotacji podmiotowej ograniczy m.in. możliwości uczestnictwa naukowców pracujących w Polsce w projektach międzynarodowych, w tym w programach UE.
W uchwale podkreślono, że „wybór projektów w konkursach NCN odbywa się według najwyższych standardów światowych przez ekspertów z zagranicy”, a podczas oceny brane są pod uwagę dotychczasowe dokonania wnioskodawców oraz znaczenie poznawcze i społeczne badań. Zdaniem rady zbyt niski współczynnik sukcesu sprawia, że proces oceniania projektów jest kosztowo nieefektywny i prowadzi do tego, że bardzo dobre projekty nie dostają finansowania.
Jej autorzy zaznaczyli, że współczynnik sukcesu poniżej 25 proc. m.in. wyklucza znaczną część środowiska naukowego ze starań o dofinansowanie grantowe, zmniejsza szanse młodszych badaczy w konkursach otwartych, uprzywilejowuje silne ośrodki naukowe i zaburza proces rzetelnej ewaluacji dyscyplin naukowych.
Narodowe Centrum Nauki i jego rada apeluje o zwiększenie dotacji
.Rada podkreśliła, że dodatkowe środki na konkursy grantowe nie tylko wzmocnią krajowy system badań, ale także zwiększą szanse polskich naukowców na zdobywanie funduszy europejskich. Jednocześnie gremium zwróciło uwagę, że przewaga krajów takich jak Stany Zjednoczone i Chiny w dziedzinie kluczowych innowacji – zarówno cywilizacyjnych, jak i obronnych – wynika przede wszystkim z konsekwentnego wspierania badań naukowych, w tym badań fundamentalnych.
„Rada NCN apeluje o zwiększenie dotacji celowej i podmiotowej łącznie o 400 mln zł.” – podsumowano.
Pod koniec sierpnia Rada Ministrów przyjęła projekt ustawy budżetowej na 2026 r. Z projektu ujętego w układzie zadaniowym wynika, że planowana skonsolidowana kwota wydatków na szkolnictwo wyższe i naukę wyniesie 44,26 mld zł.
Narodowe Centrum Nauki oficjalnie rozpoczęło działalność w 2011 r. NCN finansuje badania podstawowe, czyli prace eksperymentalne lub teoretyczne prowadzone głównie w celu zdobycia nowej wiedzy o podstawach zjawisk i faktów, a nie z myślą o zastosowaniach komercyjnych. W latach 2011-2024 centrum przeznaczyło 16,72 mld zł na ponad 31 tys. projektów.
Nowy ranking szanghajski i wciąż te same pytania o polskie uczelnie
.Pojawiają się głosy, że polskie uczelnie w rankingach są nisko, ponieważ są zbyt małe. Jednak gdyby osiągnięcia czołowych polskich uczelni znormalizować do ich wielkości, to Uniwersytety Warszawski i Jagielloński znalazłyby się w dziesiątej setce, co oznacza, że oprócz dobrych uczonych jest na tych uczelniach też dużo osób, których wkład w naukę jest niewielki – pisze prof. Leszek PACHOLSKI.
Na miejsce uczelni w rankingu szanghajskim (ARWU – Academic Ranking of World Universities) wpływają liczba jej absolwentów, którzy otrzymali Nagrodę Nobla, oraz osiągnięcia osób w niej pracujących: liczba laureatów Nagrody Nobla i Medalu Fieldsa, często cytowanych uczonych, liczba prac opublikowanych w „Nature” i „Science”, liczba publikacji indeksowanych w Web of Science oraz efektywność badań (czyli to, co powyżej, znormalizowane do wielkości uczelni). Do rankingu uczelni dodano rankingi dziedzinowe. Dla osób wybierających się na studia lub studia doktoranckie czy poszukujących pracy na uczelni mogą być one ważniejsze od pozycji całej uczelni w rankingu.
Podział nauki na dziedziny jest odmienny od tego, co zgodnie z rozporządzeniem Ministra Nauki i Szkolnictwa Wyższego obowiązuje w Polsce. W szczególności nie ma teologii ani nauk humanistycznych. Polaków na pewno zaskoczy brak filozofii, historii i literaturoznawstwa. Inny jest też podział nauk ścisłych i przyrodniczych, nie ma astronomii, ale jest ekologia i oceanografia. W naukach medycznych jest stomatologia, a nie ma nauki o kulturze fizycznej. Łatwo natomiast zrozumieć, dlaczego w chińskim rankingu niezmiernie rozbudowana jest dziedzina nauk technicznych i inżynieryjnych. Zawiera 23 dyscypliny, w tym nieobecne w polskim systemie, jak nanotechnologia, włókiennictwo czy technologia zdalnego wykrywania (remote sensing).
Budując listy wskaźników i dyscyplin, twórcy rankingu myśleli o znaczeniu nauki i szkolnictwa wyższego dla gospodarki, stąd wspomniane wyżej pominięcie nauk humanistycznych i rozbudowana lista dyscyplin technicznych. Żeby jednak docenić znaczenie nauk społecznych i uwzględnić zwyczaje publikacyjne zajmujących się nimi uczonych, postanowiono, że publikacje indeksowane w Social Science Citation Index™ będą liczone podwójnie.
W rozmowach o uczelniach często pojawia się kategoria „top ten” – najlepsza dziesiątka światowej superligi uczelni (osoby w USA mają zwykle na myśli uczelnie amerykańskie). W tej kategorii istotnych zmian nie było. Oxford wyprzedził Princeton, a Caltech (California Institute of Technology) zrównał się z Columbia University. Uniwersytety w tej grupie, mimo iż w szerszej opinii publicznej są do siebie dość podobne, sporo się między sobą różnią i pełnią nieco odmienne role w systemie nauki i szkolnictwa wyższego. Uniwersytet Stanforda kształci więcej twórców nowych technologii, a położony w pobliżu Uniwersytet Kalifornijski w Berkeley – więcej teoretyków. Ciekawą ilustracją może być umożliwiony przez portal ARWU ranking „wydajności akademickiej”, mierzący istotne osiągnięcia uczelni na zatrudnionego badacza. Nie zaskakuje, że na pierwszym miejscu jest Caltech, na trzecim Princeton, ale na czwartym miejscu, przed MIT, Cambridge i Stanford pojawia się Rockefeller University, maleńka uczelnia badawcza kształcąca tylko na studiach doktoranckich. W tej kategorii w Europie w ścisłej czołówce są oprócz Cambridge jeszcze trzy europejskie uczelnie: Politechnika w Lozannie i dwie szkoły budujące reputację na medycynie – Karolinska Institutet i Uniwersytet w Heidelbergu.
Na jednej stronie portalu ARWU mieści się 30 uczelni, dlatego wygodnie jest przyjrzeć się, jak ta przodująca, bardzo różnorodna trzydziestka wygląda. Znakomita większość to uczelnie z USA – 19, poza tym 4 brytyjskie, 3 chińskie i po jednej z Japonii, Kanady, Francji i Szwajcarii. Połowa to uczelnie publiczne, w tym 6 amerykańskich. Jeśli chodzi o wielkość, to mediana wynosi ok. 20 tys. studentów. Największy jest Uniwersytet w Toronto, na którym studiuje 82 tys. studentów (26. miejsce), potem wszystkie 3 uniwersytety chińskie i dwa publiczne amerykańskie z ponad 50 tys. studentów każdy. Z drugiej strony mamy Uniwersytet Rockefellera, na którym studiuje 248 studentów, i publiczny Uniwersytet Kalifornijski w San Francisco z trzema tysiącami studentów.
Od wielu lat trwa proces budowania w Polsce uniwersytetów badawczych. Za takie uważa się 10 uczelni wyłonionych w ramach programu „Inicjatywa doskonałości – uczelnia badawcza” (IDUB) lub szerzej 20 uczelni, które uzyskały prawo do ubiegania się o status takiej uczelni. Dla sklasyfikowanych uczelni portal ARWU udostępnia dane o podziale liczby studentów na studentów pierwszego stopnia (undergraduate) i pozostałych (graduate). Ten podział w Europie wygląda nieco inaczej niż w USA, bo tam na studia profesjonalne, medyczne i prawnicze przyjmuje się osoby po studiach pierwszego stopnia (bachelor), ale wydaje się oczywiste, że na uczelniach badawczych powinno być wielu studentów graduate. I tak jest na uczelniach z pierwszej strony rankingu.
Pierwszy na liście Harvard ma 14 467 studentów pierwszego stopnia i prawie dwa razy tyle, 27 520 studentów graduate. Populacja graduate na MIT jest też dwa razy większa od liczby studentów pierwszego stopnia. Columbia (8. miejsce w rankingu), Caltech (California Institute of Technology, też 8. miejsce), uniwersytet medyczny Johna Hopkinsa (17. miejsce) oraz francuski Saclay (8. miejsce) mają po 3 razy więcej studentów graduate od studentów pierwszego stopnia. Publiczny uniwersytet medyczny University of California w San Francisco (20. miejsce) oraz Uniwersytet Rockefellera (29. miejsce) nie mają wcale studentów pierwszego stopnia. Warto dodać, że na wszystkich uniwersytetach amerykańskich i brytyjskich z pierwszej trzydziestki oraz w ETH (21. miejsce) liczba zagranicznych studentów graduatesięga 45 proc., a na Imperial College w Londynie (25. miejsce) przekracza 60 proc.
Tekst dostępny na łamach Wszystko co Najważniejsze: https://wszystkoconajwazniejsze.pl/prof-leszek-pacholski-polskie-uczelnie-w-rankingach/
PAP/MB