Prof. Andrzej NOWAK we "Wszystko co Najważniejsze"

Dnia 12 listopada 1960 r. urodził się prof. Andrzej NOWAK, jeden z najwybitniejszych polskich historyków, sowietolog, publicysta, kierownik Pracowni Historii Europy Wschodniej w Instytucie Historii UJ oraz Pracowni Historii Europy Wschodniej i Studiów nad Imperiami XIX i XX wieku w IH PAN. Redaktor naczelny czasopisma „Arcana” (1991-2012), autor m.in. „Dziejów Polski”. Kawaler Orderu Orła Białego. Redakcja przypomina z tej okazji wybrane teksty prof. Andrzeja NOWAKA, które ukazały się we „Wszystko co Najważniejsze”.
Nie przegraliśmy tej wojny. Mamy powody do dumy, nie do kompleksów
.”Minęło niemal 80 lat od zakończenia II wojny światowej. W 1945 r. III Rzesza przegrała, a Polska znalazła się w obozie zwycięzców. Polakom próbowano odebrać to poczucie w brutalny sposób, czego dowodzi choćby pominięcie Polski w defiladzie zwycięstwa spowodowane naciskami Moskwy i jej marionetek w Warszawie” – pisze prof. Andrzej NOWAK w tekście „Nie przegraliśmy tej wojny. Mamy powody do dumy, nie do kompleksów”.
Dodaje, że „Polacy niewątpliwie stali się ofiarami wielkiej niesprawiedliwości, której symbolem jest Jałta. (…) Spoglądając na powojenną Polskę z perspektywy kilkudziesięciu lat, dostrzeżemy kraj uszczuplony o blisko 70 tys. km² w stosunku do stanu sprzed września 1939 r. Jednocześnie zobaczymy państwo rozwijające się bardzo dobrze, które w zamian za utracone ziemie na wschodzie zyskało potężne nabytki terytorialne na zachodzie. Dziś te ziemie zrosły się z Polską całkowicie i stanowią fundament polskiej gospodarki”.
Jak podkreśla prof. Andrzej NOWAK, „taki stan rzeczy zawdzięczamy postawie Polaków podczas II wojny światowej. Dzięki ich wysiłkowi Polska nie została całkowicie zniszczona ani okrojona do granic kadłubowego państewka skazanego na marginalizację”.
„Wyłącznie od starań współczesnych pokoleń zależy, co zrobimy z dziedzictwem zapewnionym przez ofiarność ludzi, którzy w 1939 r. powiedzieli Hitlerowi „nie”, a następnie przez blisko 6 lat walczyli z III Rzeszą po słusznej stronie. Ten aspekt również ma znaczenie. Nie możemy w imię poczucia krzywdy, niejednokrotnie słusznego, dać sobie wmówić, że Polska powinna żałować swojej postawy podczas II wojny światowej. Warto stawać opór złu. Przeciwna teza jest oparta na wyjątkowo perfidnych i błędnych kalkulacjach” – przekonuje prof. Andrzej NOWAK.
Lekcja polskiego
.”Co robić, kiedy przegrywamy walkę o nasz kraj? Emigracja jest jednym z wyjść, historycznie wypróbowanych przez Polaków. Emigracja polityczna to wyjście z myślą o powrocie – do kraju znowu wolnego. O powrocie z bronią w ręku, z gotowymi pomysłami reformy i pomocnymi krajowi kontaktami wyrobionymi w świecie, wreszcie z zarobionymi w innych krajach i warunkach pieniędzmi, które przydadzą się jako inwestycja we własnej ojczyźnie” – pisze prof. Andrzej NOWAK w artykule „Lekcja polskiego”.
„To doświadczenie ćwiczone w naszej historii od XVIII wieku, kiedy poddana zewnętrznej kontroli Rzeczpospolita straciła niepodległość i znaleźli się ludzie, którzy postanowili o tę niepodległość walczyć – ale przegrali” – dodaje prof. Andrzej NOWAK.
Historyk zaznacza, że „kolejne fale emigracji, bezpośrednio po upadku, najpierw upadku Konstytucji 3 maja wskutek najazdu armii Katarzyny w 1792 r., a potem już po ostatecznym rozbiorze Polski w roku 1795, zajmowały się przede wszystkim przygotowaniami politycznymi i organizacyjnymi do wznowienia walki zbrojnej o niepodległość i szukania dla niej pomocy na Zachodzie”.
Prof. Andrzej NOWAK podkreśla, że „od 1831 roku pojawia się w historii Polski, polskiej kultury na pewno, ten wielokrotnie odnawiający się później, aż do drugiej połowy XX wieku, podział: kraj – emigracja. Kraj – to obszar Polski, która nie jest suwerenna, a zatem nie może rozwijać swobodnie swojej kultury i swojej politycznej debaty. Emigracja zastępuje w tych funkcjach kraj”.
„O ile można mówić o silnej mobilizacji patriotycznej dużej części polskich elit społecznych, na pewno w czasie powstania listopadowego, to emigracja po powstaniu cechowała się tą mobilizacją w stopniu wręcz gorączkowym. Miała także szczególne możliwości intelektualne, by tę gorączkę utrwalić, rozpowszechnić, stworzyć z niej instytucję i swoistą kulturę polityczną. To była bowiem emigracja ludzi nie tylko piśmiennych, niemal w 100 procentach, ale w bardzo znacznej części także ludzi wykształconych” – pisze prof. Andrzej NOWAK.
Dodaje on, że „było jednak coś jeszcze, co wymyka się statystycznym wyliczeniom: skupienie w kręgu tej emigracji największych talentów, a w odniesieniu do kilku osób można powiedzieć, największych geniuszy w historii polskiej kultury”.
„Przykłady działania, które wykracza poza zaangażowanie w „potępieńcze swary”, czyli życie polityczne, ale nie jest formą odstępstwa od Polski, tylko służbą jej kulturze, jej dobremu imieniu, dumie z tego imienia – poprzez indywidualne osiągnięcia naukowe, techniczne, artystyczne – zasługują na przypomnienie. Nie kończą się oczywiście na czasach Wielkiej Emigracji, ale znajdują kolejne potwierdzenie – od Marii Skłodowskiej po Tadeusza Sendzimira i Zbigniewa Brzezińskiego. Polska jest na mapie. Ale dobrze, że mamy te wzory” – pisze prof. Andrzej NOWAK.
Putin wobec Polski
.W książce „Polska i Rosja. Sąsiedztwo wolności i despotyzmu X-XXI w”, której fragment ukazał się na łamach „Wszystko co Najważniejsze”, prof. Andrzej NOWAK pisze, że „szkocki politolog Steven White przeanalizował tysiąc biografii osób, które w latach 2003–2007 zajmowały najważniejsze stanowiska w państwie rosyjskim. Wynik, jaki otrzymał, jest niespotykany w dziejach świata. Otóż w niektórych okresach od 40 do 78%, a nigdy mniej niż 15–20% elity władzy (czyli ministrowie, członkowie Dumy (parlamentu), ministrowie w gabinecie prezydenta, gubernatorzy poszczególnych obwodów) chwaliło się w swoich oficjalnych danych, iż było funkcjonariuszami służb tajnych i specjalnych: KGB, GRU (wojskowa służba) lub ich następczyń po 1991 roku: FSB i SWR”.
„Już po wejściu Polski w 1999 roku do Paktu Północnoatlantyckiego rząd Leszka Millera dokonał szeregu posunięć, które bardzo denerwowały Moskwę. Było to zaangażowanie we współpracę z Ameryką, próba odegrania przez Polskę pod rządami SLD, a konkretnie Leszka Millera, roli ważnego sojusznika Stanów Zjednoczonych w rozgrywce prowadzonej na Bliskim Wschodzie, w Iraku. Wtedy Polska była potrzebna Ameryce. Kiedy przeciwstawiano tzw. starą Europę (Francja i Niemcy), która zbliżała się intensywnie z Rosją Putina, nowej Europie, która trzymała się Stanów Zjednoczonych, wydawało się, że Polska ma szanse na większą podmiotowość w Europie Środkowo-Wschodniej w oparciu właśnie o USA. Istotny przełom rzeczywiście niebawem nastąpił” – pisze prof. Andrzej NOWAK.
Odnosząc się do polityki Władimira Putina, historyk zwraca uwagę, że „strategia Putina przewidywała dwa wielkie ramiona, którymi Europa miała być opasana i już właściwie jest: Nord Stream oraz wzmacniający go później Nord Stream II, czyli gazociąg północny, biegnący po dnie Morza Bałtyckiego, wiążący ściśle i bezpośrednio Rosję z Niemcami, a także dalej kolejne kraje Europy Zachodniej dostawami gazu z Rosji. Od południa miało obejmować Europę drugie ramię: South Stream, o którym mniej mówimy, biegnący przez Morze Czarne w stronę krajów Europy Południowej, przede wszystkim Austrii i Włoch. Te dwa ramiona miały poprzez ekonomię zapewnić Rosji trwały, stabilny wpływ polityczny na Europę Zachodnią i dawać w razie czego możliwość szantażu nieposłusznych krajów, które sprawiałyby jakieś kłopoty w owym systemie. To południowe ramię mogło właśnie zostać osłabione skutecznie przez działanie prezydenta Lecha Kaczyńskiego na rzecz budowy alternatywnej linii łączącej Polskę z Gruzją, Azerbejdżanem i krajami nadkaspijskimi. Znaczenie tej kwestii ujawniło się w sposób podwójny, kiedy Putin postanowił skarcić niezależnego prezydenta Gruzji i sprowokował w sierpniu 2008 roku wojnę, w którą Micheil Saakaszwili nieroztropnie dał się wciągnąć”.
Polskie umiłowanie wolności do szaleństwa
.”Królestwo Polskie, po ośmiu wiekach istnienia, zostało w roku 1795 ostatecznie rozebrane, podzielone na części przez swoich sąsiadów: Rosję, Prusy oraz imperium Habsburgów. W istocie niepodległość utraciło już wcześniej, na początku XVIII wieku, kiedy Rosja Piotra I wykorzystała kryzys wewnętrzny Rzeczypospolitej, niezwykłej formy politycznej, która z Królestwa Polskiego rozwinęła się od czasu unii z Litwą (1385)” – pisze prof. Andrzej NOWAK w artykule „Polskie umiłowanie wolności do szaleństwa”.
Jak podkreśla, „istotą tej szczególnej formy było rozwinięcie systemu obywatelskiej wolności na ogromnym obszarze, obejmującym dzisiejsze ziemie Polski, Litwy, Białorusi i Ukrainy. Od 1468 do 1793 roku blisko trzysta razy zbierał się parlament (Sejm), wybierany przez obywateli na około 60 sejmikach (lokalnych samorządach) na całym tym obszarze. Podstawowa konstytucja, przyjęta przez Sejm w roku 1505, głosiła zasadę nihil novi – nic nowego, tj. żadne nowe prawo, żadne nowe podatki nie mogą być wprowadzone przez króla bez zgody reprezentacji obywateli, czyli bez zgody parlamentu. Od 1572 roku wszyscy wolni obywatele (tj. szlachcice, a było ich w Rzeczypospolitej kilkaset tysięcy) mieli prawo wybierać króla. Każdy poseł wybrany na Sejm miał zarazem prawo weta, wstrzymującego prawodawstwo, co chronić miało głos mniejszości. Taki system grozi oczywiście nadużyciem i w końcu kryzysem suwerenności. Zwłaszcza kiedy wokół rozwijają się imperia oparte na zupełnie innej zasadzie politycznej i nastawione na ekspansję terytorialną przez podbój militarny (Rosja, Szwecja, Turcja, Prusy)”.
Prof. Andrzej NOWAK stoi na stanowisku, że „utrata niepodległości w XVIII wieku to był właśnie upadek. Część obywateli Rzeczypospolitej zaakceptowała ten stan. Inni uznali, że trzeba na upadek zareagować inaczej, zgodnie z tradycją wolności, w której byli od pokoleń wychowywani”.
Historyk dodaje, że „wobec kolejnych objawów opresji wybuchają kolejne powstania: konfederacja barska (1768–1772), insurekcja kościuszkowska (1794), a następnie – już po trzecim rozbiorze – te najbardziej znane: listopadowe (1830–1831) i styczniowe (1863–1864). Do nich dodaje się niekiedy jeszcze rewolucję 1905–1907, na ziemiach polskich zaboru rosyjskiego traktowaną przez część badaczy jako kolejne „narodowe” powstanie. Są także w tych granicach czasowych inne, mniej klasyczne powstania, przeciwko pozostałym dwóm zaborcom, Prusom albo Austrii: m.in. wielkopolskie (1806), krakowskie (1846), znów wielkopolskie/poznańskie (1848), krakowskie i lwowskie (Wiosna Ludów 1848), raz jeszcze wielkopolskie (1918–1919) i trzy śląskie (1919, 1920, 1921), jeśli przedłużyć umowny wiek XIX aż do ustalenia granic odrodzonej Rzeczypospolitej”.
„Niestety, jak wiemy, sąsiedzkie imperia, w najstraszliwszej totalitarnej formie Związku Sowieckiego Stalina i III Rzeszy Hitlera, porozumiały się raz jeszcze, by zniszczyć odrodzone w 1918 roku polskie państwo. I dokonały tego w 1939 roku, a gdy Stalin wyszedł zwycięsko z zapasów o panowanie nad wschodnią połową Europy, stworzył znów Polskę – podległą, w pewnym sensie jak w XVIII wieku. Dlatego też znów odżywa powstańcza tradycja. W jej centrum jest oczywiście Powstanie Warszawskie (1944), ale także przecież z niej wynika wcześniejsze powstanie żydowskie w getcie warszawskim (1943) – powstanie przeciwko ostatecznemu upodleniu przez niemieckich okupantów. Włącza się do tej tradycji także epizod powstańczego zrywu młodzieży w Czortkowie (22 stycznia 1940) – jedyne powstanie pod okupacją sowiecką po najeździe 17 września 1939 roku. Zdobyła sobie współcześnie częściową akceptację pamięć o żołnierzach wyklętych, czyli uczestnikach antykomunistycznego podziemia zbrojnego po II wojnie – jako kolejnych polskich powstańcach walczących o niepodległość. Potem mamy jednak cały nowy ciąg wystąpień ocenianych często wprost jako przedłużenie powstańczej tradycji. Wymieńmy je: Czerwiec 1956, nazywany inaczej powstaniem robotników w Poznaniu, następnie Marzec 1968 („powstanie studenckie” – choć na pewno nie tylko), Grudzień 1970 (powstanie robotnicze na Wybrzeżu), Czerwiec 1976 (robotnicze protesty z ośrodkami w Radomiu i Ursusie), swoista rewolucja moralna (na wzór tej z lat 1861–1862) od założenia Komitetu Obrony Robotników (KOR) i Ruchu Obrony Praw Człowieka i Obywatela w latach 1976–1977, a już na pewno od momentu wyboru Jana Pawła II w październiku 1978 i jego pierwszej pielgrzymki do Ojczyzny (czerwiec 1979), a dalej powstanie bezkrwawe – Solidarność, a zwłaszcza jej wybuch w Sierpniu 1980 roku – i wreszcie krwawe stłumienie tego powstania przez wprowadzony przez Jaruzelskiego stan wojenny (od 13 grudnia 1981 roku przynajmniej po moment śmierci księdza Jerzego Popiełuszki w październiku 1984)”.
„Co najmniej zatem do roku 1981 tradycja powstańcza jest w Polsce żywa. Jest przeżywana jako wciąż odnawiająca swoją aktualność” – pisze prof. Andrzej NOWAK.