Wpływ wietnamskiego syndromu na amerykańskie społeczeństwo
Na temat tego jak porażka USA w wojnie w Wietnamie wpłynęła na amerykańskie społeczeństwo oraz postrzeganie Stanów Zjednoczonych na świecie, na łamach „Wszystko Co Najważniejsze” pisze Dominic SANDBROOK w tekście „Wietnam prześladuje Amerykę. Traumatyczna porażka sprzed 50 lat„. Jego zdaniem wojna w Wietnamie i jej skutki ciągną się za USA do dnia obecnego.
.Brytyjski historyk Dominic Sandbrook w swoim tekście przedstawia historię tego jak amerykańska klęska w wojnie wietnamskiej wpłynęła na wizerunek USA na świecie. Jak zauważa wycofanie się amerykańskich żołnierzy z Wietnamu i późniejszy upadek Sajgonu w 1975 r. było traktowane przez niemałą część publicystów, polityków, a także analityków Zachodu, jako rzekomy dowód końca potęgi USA. Co ciekawe już wtedy, czyli w latach 70., pojawiały się głosy mówiące o tym, iż w obliczu wietnamskiej porażki USA Europa musi się szykować do funkcjonowania bez „amerykańskiej tarczy bezpieczeństwa”.
Nadszarpnięty wizerunek Ameryki
.Jak pisze: „wizerunek Ameryki został poważnie nadszarpnięty. Brytyjski historyk John Plumb zapytany o reakcję na klęskę w Wietnamie opłakiwał „redukcję Ameryki do rozmiarów człowieka”, holenderski krytyk Rob Kroes stwierdził, że Stany Zjednoczone „tracą charyzmę”, a francuski socjolog Michel Crozier oświadczył, że Ameryka nie jest już „punktem odniesienia dla innych społeczeństw”. I być może po raz pierwszy nawet proamerykańscy komentatorzy zaczęli się zastanawiać – jak zresztą robią to również dziś – czy narody Europy powinny przygotować się na życie bez tarczy najpotężniejszego sojusznika. „Przez dwadzieścia lat cieszyliśmy się złotym wiekiem bezpieczeństwa pod amerykańskim parasolem” – czytaliśmy w „Daily Mail”. – „Teraz musimy nauczyć się dbać o siebie na własny rachunek”. To było prawie pół wieku temu. Co się zmieniło? Ironia polega oczywiście na tym, że cała wojna była nadaremna. Henry Kissinger nieustannie podkreślał, że trzeba było podjąć walkę, aby powstrzymać postęp komunizmu w Azji Południowo-Wschodniej. Ale teoria domina okazała się brednią. Wietnam i Kambodża padły wprawdzie ofiarami komunizmu, ale nie przewróciło to innych kostek układanki, ponieważ kraje te natychmiast zaczęły ze sobą walczyć. Później do akcji wkroczyli także Chińczycy. Dziś Wietnamem nadal rządzi autokratyczna partia komunistyczna, ale jest to również szybko rozwijająca się gospodarka globalna cechująca się ogromnymi nierównościami, korupcją i niezdrowym uzależnieniem od zachodniej turystyki”.
Wojna w Wietnamie i jej wciąż żywe blizny
.Brytyjski pisarz przedstawia także jaki wpływ wywarła wojna wietnamska na amerykańskie społeczeństwo w całym szeregu dziedzin życia publicznego, od zaufania do autorytetów począwszy, a na ładzie społecznym skończywszy.
„Czy pół wieku później blizny po Wietnamie naprawdę się zagoiły? Była to nie tylko najdłuższa wojna Ameryki, ale też jeden z najbardziej dzielących kraj konfliktów – pod względem zapalającego wpływu na kulturę i politykę porównywalny jedynie z wojną secesyjną. Zasadnicza trajektoria narracyjna późnych lat 60. – zwrot od lśniącego optymizmu kosmicznej epoki Technicoloru do surowego, zgorzkniałego i antytechnologicznego przygnębienia – byłaby niezrozumiała, gdyby nie codzienne obrazy cierpienia i rzezi w wieczornych wiadomościach. Wietnam zniszczył zaufanie do rządu, instytucji, porządku i autorytetów. W 1964 roku, zanim Lyndon Johnson wysłał oddziały bojowe do Wietnamu po incydencie w Zatoce Tonkińskiej, trzy czwarte Amerykanów ufało rządowi federalnemu. W 1976 roku, rok po upadku Sajgonu, nie ufał mu nawet co czwarty obywatel” – pisze historyk.
Jak dodaje: „To właśnie w wietnamskim tyglu powstało wiele napięć, które obecnie definiują amerykańską politykę. Być może najwyraźniejszym przykładem są wydarzenia z maja 1970 roku, które nastąpiły po tym, jak Nixon najechał nominalnie neutralną Kambodżę, aby zlikwidować położone w dżungli sanktuaria należące do armii północnowietnamskiej. Czwartego maja czterech studentów zostało zastrzelonych przez Gwardię Narodową podczas demonstracji na Uniwersytecie Stanowym w Kent (Ohio). Ósmego maja kilkuset robotników budowlanych wymachujących amerykańskimi flagami zaatakowało setki studentów pikietujących przed nowojorską giełdą”.
Syndrom „wietnamski”
.Jak dowodzi badacz chociaż trauma wojny wietnamskiej odcisnęła mocne piętno na amerykańskim społeczeństwie, to fakt ten nie znalazł przełożenia na amerykańską politykę zagraniczną w następnych dekadach – jako, że ta nie stroniła od interwencji zagranicznych.
„Szok po porażce fundamentalnie wypaczył amerykańską politykę. Przekonanie, jakoby „syndrom wietnamski” zmniejszył skłonność Stanów Zjednoczonych do podejmowania zagranicznych krucjat, jest chybione. Rzeczywistość wygląda zupełnie odwrotnie: kolejni prezydenci rozpaczliwie usiłowali pozbyć się skazy. Czy Ronald Reagan wysłałby amerykańskie wojska na Grenadę w 1983 roku, gdyby nie chciał pokazać, że może odnieść sukces tam, gdzie John F. Kennedy, Lyndon Johnson i Nixon ponieśli porażkę? Czy George Bush senior wkroczyłby do Panamy? Czy George Bush junior tak ochoczo zapewniałby o męskości swojego narodu w Afganistanie i Iraku, gdyby jego lata studenckie nie przypadły na szczytowy okres wojny wietnamskiej, kiedy to każda noc przynosiła nowe materiały filmowe o amerykańskich udrękach w dżungli? Być może we wszystkich tych przypadkach odpowiedź jest twierdząca – ingerencja jest wszak nieuniknioną pochodną bogactwa i władzy. Ale na pewno pytania te warto zadawać” – pisze.
Perspektywa późniejszych amerykańskich prezydentów
.Historyk przybliża w tekście również stosunek takich amerykańskich prezydentów jak Barack Obama, czy Joe Biden do wojny w Wietnamie.
„Nawet ostatnich prezydentów gnębiła kwestia wojny wietnamskiej. Barack Obama określił kiedyś sposób traktowania weteranów z Wietnamu „błędem, którego nigdy nie można powtórzyć”, lecz jasne jest, że miał na myśli również całą wojnę. W istocie trudno o lepsze podsumowanie postwietnamskiej mentalności niż motto „Nie rób głupstw”, które było naczelnym hasłem polityki zagranicznej Obamy i wyjaśniało jego niechęć do podjęcia działań w Syrii. Joe Biden to kolejny polityk postwietnamski: w jednym z pierwszych istotnych głosowań, w których brał udział jako młody senator w 1975 roku, na kilka dni przed upadkiem Sajgonu, opowiedział się za odcięciem funduszy dla Wietnamu Południowego” – stwierdza.
Kolejna wojna secesyjna grozi USA?
.Na temat wciąż narastającej polaryzacji amerykańskiego społeczeństwa, na łamach „Wszystko Co Najważniejsze” pisze Stephen MARCHE w tekście „W USA toczy się wojna domowa, której nie chcemy dostrzec„.
„Dziś Stany Zjednoczone po raz kolejny zmierzają w stronę w wojny domowej i po raz kolejny nie potrafią spojrzeć prawdzie w oczy. Problemy polityczne mają charakter zarówno strukturalny, jak i bezpośredni, a kryzys jest jednocześnie długotrwały i przyspieszający. Amerykański system polityczny został tak przytłoczony przez gniew, że nawet najbardziej podstawowe zadania rządu stają się coraz bardziej niewykonalne. Legalność systemu prawnego maleje z dnia na dzień. Zaufanie do rządu na wszystkich jego szczeblach spada na łeb na szyję, chyba że – jak w przypadku Kongresu – aprobata spada do 20 proc. i nie może spaść niżej. W tej chwili szeryfowie otwarcie promują opór wobec władzy federalnej. W tej chwili bojówki szkolą się i zbroją, przygotowując się do upadku Republiki. W tej chwili doktryna radykalnej, nieosiągalnej, mesjanistycznej wolności rozprzestrzenia się w internecie, radiu, telewizji i centrach handlowych”.
„Konsekwencje załamania amerykańskiego systemu dopiero teraz zaczynają być odczuwalne. 6 stycznia nie był sygnałem ostrzegawczym – był okrzykiem bojowym. Policja kapitolińska odnotowała wzrost gróźb wobec członków Kongresu o 107 proc. Fred Upton, republikański kongresmen z Michigan, opublikował niedawno otrzymaną wiadomość: „Mam nadzieję, że umrzesz. Mam nadzieję, że umrze cała twoja rodzina”. Problem nie dotyka tylko polityków, ale każdego, kto jest zaangażowany w obsługę systemu wyborczego. Groźby śmierci stały się standardem życia zawodowego pracowników komisji wyborczych i członków zarządu szkół. Jedna trzecia pracowników systemu wyborczego deklaruje, iż z powodu wydarzeń w 2020 roku nie czuje się bezpiecznie”.
WszystkoCoNajważniejsze/MJ