Peter ROUGH: Joe Biden jest postrzegany jako słaby prezydent

Joe Biden jest postrzegany jako słaby prezydent

Photo of Peter ROUGH

Peter ROUGH

Analityk Hudson Institute w Waszyngtonie, gdzie zajmuje się polityką zagraniczną USA, ze szczególnym uwzględnieniem Europy.

Państwa mające tendencje rewizjonistyczne wyraźnie nie przejmują się Joe Bidenem. I to nie jest prosta konsekwencja zmiany równowagi sił na świecie. Biden pozwolił na to, żeby być postrzeganym jako słaby – mówi Peter ROUGH w rozmowie z Agatonem KOZIŃSKIM

Agaton KOZIŃSKI: Czy Litwa stała się Tajwanem Europy?

Peter ROUGH: Tak to teraz wygląda. Litwa stała się miejscem, w którym spotykają się agresywna polityka Rosji i Chin. Pod tym względem to wyjątkowy kraj na mapie Europy. Poza tym więzi między Litwą i Tajwanem cały czas się umacniają.

Jak Stany Zjednoczone patrzą na Litwę? Czy analogia z Tajwanem dla Waszyngtonu jest pełna?

Dużo się dziś mówi o wiarygodności USA, na ile niepodważalne są zapewnienia tego kraju składane wobec innych państw. To zaczęło być dyskutowane szczególnie po tym, w jakim stylu wojska amerykańskie wycofały się z Afganistanu. Ale też Litwa jest członkiem NATO, a to dla USA stanowi najwyższego rodzaju zobowiązanie. Pod tym względem Tajwan nie znajduje się tak wysoko w gradacji zobowiązań. Jednak w Waszyngtonie coraz mocniej ugruntowuje się przekonanie, że z losem Tajwanu bezpośrednio powiązany jest los USA na Pacyfiku. Dlatego też zakładam, że w amerykańskim dowództwie gotowość do wsparcia wojskowego obu tych krajów jest równie wysoka.

USA cały czas dotyczą zobowiązania wynikające z Traktatu północnoatlantyckiego. Ale też słychać coraz więcej głosów o tym, że NATO jest przestarzałe – a dla Ameryki ważniejsze są nowe formaty, jak AUKUS czy QUAD.

Stany Zjednoczone mają serię bilateralnych umów sojuszniczych z krajami Dalekiego Wschodu. Gdy pozycja Chin w regionie zaczęła się wzmacniać, z częścią tych sojuszników USA zaczęły tworzyć układy wielostronne. Zresztą one powstają także bez USA. Na początku stycznia 2022 r. pakt obronny podpisały ze sobą Japonia i Australia. Pewnie wzmacnianie sojuszy na Dalekim Wschodzie odbywałoby się kosztem NATO – gdyby nie Władimir Putin.

Teraz Pan mówi, że Putin uratował Sojusz Północnoatlantycki.

W pewnym sensie tak.

Gdyby w ostatnich dwóch dekadach Rosja prowadziła mniej agresywną politykę, dziś NATO wyglądałoby inaczej. Bo to rosyjskie działania sprawiły, że Sojusz się znowu skonsolidował – na tej samej zresztą zasadzie jak agresywna polityka Chin prowadzi do konsolidacji krajów Dalekiego Wschodu. Tak naprawdę największą różnicę między tymi dwoma blokami sojuszniczymi widać w sposobie koordynacji działań. NATO posiada kwaterę główną w Brukseli, która zajmuje się synchronizacją polityk poszczególnych państw, podczas gdy w rejonie Pacyfiku dokonuje się tego na podstawie dwustronnych ustaleń.

Do wielu tych zmian, które Pan teraz opisuje, doszło w 2021 r., pierwszym roku prezydentury Joe Bidena. Jak można opisać jego politykę zagraniczną?

Obawiam się, że Joe Bidena trzeba opisać jako słabego prezydenta. Państwa mające tendencje rewizjonistyczne wyraźnie nie przejmują się nim. I to nie jest prosta konsekwencja zmiany równowagi sił na świecie. Biden pozwolił na to, żeby być postrzeganym jako słaby. Wprawdzie wielu progresywistów w USA uważa tego typu ostrożność prezydenta za mądrą i rozsądną, ale nie sądzę, by w podobny sposób odczytywano ją w Pekinie lub w Moskwie.

Jak te stolice będą testować granice słabości Bidena?

Traktują to jako moment na przejęcie inicjatywy. Okoliczności im sprzyjają. Jest nowa administracja w Waszyngtonie, nowy kanclerz w Berlinie, do tego zbliżają się wybory we Francji. Zwłaszcza dla Rosji to sytuacja, w której chce ona wykorzystać niepewność Zachodu. Trzeba też pamiętać, że Biden jest związany z Partią Demokratyczną. Gdyby zdecydował się na użycie broni większe niż w pojedynczych uderzeniach na cele w Syrii czy w Iraku, to natychmiast musiałby sobie radzić z głośnymi protestami najbardziej progresywnego skrzydła swojego ugrupowania, z takimi ważnymi osobami dla tej formacji, jak Bernie Sanders lub Alexandria Ocasio-Cortez.

To, że Biden nie czuje wsparcia partii, blokuje mu możliwość prężenia muskułów. To jeden z powodów, dla którego tak opornie idą w Wiedniu nuklearne negocjacje z Iranem – bo Teheran wie, że nie musi obawiać się interwencji wojskowej USA. To nowa jakość w amerykańskiej administracji, którą wprowadzili demokraci.

Jak daleko to sięga? Kwestia Iranu dotyczy przede wszystkim polityki. Kwestia Tajwanu czy Litwy dotyczy już zobowiązań sojuszniczych.

Gdyby doszło do ewidentnego użycia siły wobec Litwy czy Tajwanu, spotkałoby się to z adekwatną odpowiedzią USA.

Właśnie Pan tłumaczył, że Biden nie znalazłby do tego poparcia we własnej partii.

Ale za takim ruchem zagłosowaliby republikanie, a także bardziej umiarkowana część demokratów. Prezydent zyskałby poparcie – ale pewnie w takiej kwestii nie będzie mu ono potrzebne. Bo wielkie mocarstwa testują się nawzajem nie w kwestiach najbardziej kluczowych, tylko niejako na ich marginesach. Poruszają się w strefach szarości i tam szukają miejsca do przeprowadzenia testu intencji innego państwa.

Co stanowi taką szarą strefę w relacjach USA i Rosji?

Ukraina. Rosja jest bardzo zainteresowana tym krajem, ma tam ulokowanych wiele swoich interesów. Przecież Putin w 2021 r. opublikował artykuł, w którym pisał, że Rosjanie i Ukraińcy to de facto ten sam naród. Widać więc wyraźnie, jak postrzega on Ukrainę. Ale podobnie patrzy na Gruzję, Kazachstan czy inne państwa regionu.

A na Litwę, Łotwę i Estonię?

One też wiele dla Putina znaczą, chętnie również tam rozpocząłby swoją grę – tyle że bierze pod uwagę, że te kraje są objęte zobowiązaniami wynikającymi z art. 5 Traktatu północnoatlantyckiego. Ale jeśli Kreml uzna, że Amerykanie są naprawdę słabi, to niewykluczone, że zdecyduje się wykonać ruch także tam.

Jak bardzo Biden jest zdeterminowany, by ochronić Ukrainę? Zna ten kraj pewnie bardzo dobrze, bo długo tam pracował jego syn.

Na pewno przygotowuje pewne kroki na wypadek, gdyby doszło do rosyjskiej agresji – ale nie sądzę, żeby planowane działania wychodziły poza sankcje gospodarcze. Nie spodziewam się, żeby administracja Bidena była gotowa pomóc Ukrainie się uzbroić, by być w stanie odeprzeć ewentualny rosyjski atak – Biały Dom w tej kwestii wypowiedział się bardzo wyraźnie. Problem w tym, że same sankcje ekonomiczne niekoniecznie przyniosą skutek. Tym bardziej że tego typu działania wymagają koordynacji z państwami europejskimi – a w środku zimy one nie będą zbytnio zainteresowane takimi ruchami, gdyż będą się obawiać wstrzymania dostaw gazu z Rosji. Jak w takiej sytuacji odciąć na przykład Moskwę od systemu SWIFT?

Często ten typ sankcji porównuje się do guzika atomowego. W 2018 r. zastosowano go wobec Iranu – i Teheran błyskawicznie zmienił swoją retorykę.

Ale też Niemcy i Francuzi szukali wtedy sposobu, by ominąć wyłączenie tego systemu. Teraz pewnie byłoby podobnie wobec Rosji, żeby móc dalej importować rosyjski gaz. Dlatego przewiduję, że nawet na poziomie ostrych sankcji trudno będzie zsynchronizować działania USA i Europy. Jeśli Waszyngton będzie chciał przyjąć naprawdę twardą linię wobec Moskwy, prawdopodobnie pozostanie w tym osamotniony – a to jeszcze skomplikuje sytuację.

Opisuje Pan, jak trudne są wszelkiego rodzaju negocjacje z Rosją. Dlaczego więc Biden wszedł w nie niemal od razu po objęciu urzędu prezydenta? W ciągu pierwszego roku urzędowania rozmawiał z Putinem kilka razy – jakby współczesne Rosja i USA miały taką samą wagę polityczną.

W dyplomacji zachodniej istnieje przekonanie, że deeskalacja to dyplomatyczne wyżyny. Ten wątek regularnie przewija się w poszczególnych wystąpieniach. A Putin zaczął natychmiast wykorzystywać tę regułę. Szybko podniósł stawkę w rozgrywce międzynarodowej, by potem podczas spotkań w cztery oczy przekazywać, za jakie ustępstwa jest gotów dokonać deeskalacji. Amerykanie szybko weszli w tę konwencję.

Po raz pierwszy Rosja zgromadziła wojska na granicy z Ukrainą wiosną 2021 r. – trzy miesiące po tym, jak Biden został prezydentem. W kwietniu Putin rozmawiał z Bidenem, w czerwcu spotkali się osobiście.

Należało zachować się inaczej. Zamiast rozmawiać z Putinem, należało najpierw wzmacniać własną pozycję i próbować blokować jego działania. Tak jak wyglądało to w czasie zimnej wojny.

Putin chce rozmawiać z amerykańskim prezydentem w formule szczytów typowych dla przywódców USA i ZSRR w tamtych latach.

Tyle że do tych szczytów nie dochodziło od razu. W latach 50. XX wieku Churchill chciał rozmawiać ze Stalinem – ale Eisenhower był temu przeciwny, ówczesny amerykański prezydent wolał się umacniać. Podobnie mógł zrobić Biden. Zamiast od razu siadać do stołu z Putinem, mógł najpierw porozmawiać z krajami Europy Środkowo-Wschodniej. Przecież Biden lub jego zastępczyni Kamala Harris mogli złożyć wizyty w Warszawie, krajach bałtyckich, Kijowie – a dopiero potem zacząć rozmowy z Moskwą. Tak się jednak nie stało. Zamiast tego pozwolono Putinowi eskalować, a USA pozostaje tylko liczyć, że uda im się doprowadzić do deeskalacji. Tylko że w obecnej sytuacji to Kreml kontroluje drabinę eskalacyjną. Zbudował sobie taktyczną przewagę.

Polityka prowadzona przez obecną administrację USA w wielu momentach przypomina tę z 2009 r. – tylko wtedy padały słowa o „wielkim resecie”, a teraz ich nie ma.

Zgadza się. Putin bardzo dobrze wie, że dziś w USA rządzą ci sami ludzie, którzy rządzili w okresie poprzedzającym aneksję Krymu. To za ich czasów ogłoszono „wielki reset” i zamknięcie projektu tarczy antyrakietowej. I to stanowi clou problemu. Niepokojące.

Często powraca wytłumaczenie tej polityki Białego Domu jako próby przeciągnięcia Rosji na jego stronę w rozgrywce z Chinami. Na ile realne wydaje się Panu pozyskanie Moskwy przez Waszyngton do rozgrywki przeciw Pekinowi?

Biden uważa, że Rosja to słabnąca potęga, podczas gdy Chiny to umacniające się supermocarstwo. Dlatego też amerykański prezydent od razu skupił się na problemach z Rosją. Chce je jak najszybciej zamknąć, zaparkować w jakimś stabilnym miejscu – podobnie zresztą jak problemy z Iranem – by móc skupić się na Chinach. Tyle że Kreml taką strategię odczytał jako słabość i zaczął eskalować. To sytuacja do pewnego stopnia analogiczna do tego, co stało się w Afganistanie. Biden chciał się po prostu jak najszybciej wycofać, by móc skoncentrować się na rozgrywce z Chinami – a talibowie to wykorzystali. Teraz w podobny sposób robi to Putin.

Przy okazji skutecznie kołysząc Europą.

W amerykańskiej polityce na świat patrzy się poprzez oceany – część specjalistów zajmuje się Pacyfikiem, część Atlantykiem. To jeden z powodów, dla których taki jest dziś problem w rozmowach z Rosją. Powinniśmy zmienić nasze podejście. Zamiast skupiać się na oceanach, należałoby spojrzeć na Eurazję jako całość – wtedy byłoby wyraźnie widać, jak polityka w Europie jest powiązana z tym, co się dzieje w Azji, na Dalekim Wschodzie. Obecnie z perspektywy USA to dwa oddzielne światy. A przecież Europa jest dla Ameryki kluczowa w jej polityce wobec Chin – zresztą dla Rosji podobnie.

Nie zapowiada się, by Europa i USA prowadziły wspólną politykę wobec Chin. Niemcy czy Francja wolą działać na własną rękę.

Biden jednak próbuje je pozyskać. To był główny powód, dla którego amerykański prezydent zniósł sankcje nałożone na Nord Stream 2. W ten sposób chciał przekonać Niemcy do wspólnej polityki przeciwko Chinom. Tyle że bez efektu. Polityka Berlina wobec Pekinu nie zmieniła się zbytnio, na pewno nie na tyle, by uzasadnić tak dalekie ustępstwo jak dotyczące tego gazociągu. Pomijam już kwestię, że łączenie Nord Stream 2 z Chinami wydaje mi się konstrukcją karkołomną. W czasie prezydentury Trumpa często krytykowano go za to, że łączy ze sobą kwestie, których połączyć się nie da. Ale teraz widzimy dokładnie to samo.

Biden robi ustępstwa wobec Rosji, wobec Niemiec – ale nie uzyskuje nic w zamian.

To sugeruje słabość.

A może to nie słabość, tylko długofalowa inwestycja, która zaprocentuje pod koniec kadencji Bidena?

Nie jest to dla mnie zbyt czytelne. Czymś takim miała być Trade and Technology Council utworzona przez USA i Unię Europejską w 2021 r. Ale także w tym zakresie wygląda to dokładnie tak samo jak w innych obszarach.

Rozmawiał Agaton Koziński

Materiał chroniony prawem autorskim. Dalsze rozpowszechnianie wyłącznie za zgodą wydawcy. 15 stycznia 2022
Fot. Kevin LAMARQUE / Reuters / Forum