Andrew A. MICHTA: Dlaczego Ameryka była skazana na porażkę w Afganistanie

Dlaczego Ameryka była skazana na porażkę w Afganistanie

Photo of Andrew A. MICHTA

Andrew A. MICHTA

Amerykański politolog, dziekan Kolegium Studiów Międzynarodowych i Bezpieczeństwa w Europejskim Centrum Studiów nad Bezpieczeństwem im. George’a C. Marshalla w Garmisch w Niemczech, starszy pracownik nierezydencjonalny Inicjatywy Scowcroft Strategy w Centrum Strategii i Bezpieczeństwa Rady Atlantyckiej Scowcroft. Autor m.in. „East Central Europe after the Warsaw Pact: security dilemmas in the 1990s”, „America’s new allies: Poland, Hungary and the Czech Republic in NATO”

Ryc. Fabien CLAIREFOND

zobacz inne teksty Autora

Będziemy płacić za błędne decyzje z ostatnich dwudziestu lat, kiedy największe supermocarstwo zareagowało na zbrodniczy akt terroru polityką o zapierającym dech w piersiach zasięgu – dążąc do narzucenia światu wyłącznie własnego punktu widzenia. I poniosło klęskę. Nasi sojusznicy i partnerzy wezmą to pod uwagę w nadchodzących latach przy podejmowaniu swoich decyzji i wyborów politycznych – pisze Andrew A. MICHTA

.W kwietniu prezydent Joe Biden nakazał całkowite wycofanie pozostałych wówczas w Afganistanie wojsk amerykańskich, co w efekcie zakończyło najdłuższą wojnę zamorską Ameryki. Misja ma zakończyć się do 31 sierpnia 2021 roku. Od czasu ogłoszenia tej decyzji talibowie rozpoczęli natarcie, zdobywając kontrolę nad coraz większym terytorium Afganistanu i ostatecznie zajmując Kabul.

Siły afgańskie, nominalnie liczące ponad 300 000 żołnierzy, wyszkolone i wyposażone przez Stany Zjednoczone i sojuszników, którzy wydali na ten cel miliardy dolarów, nie były w stanie ich powstrzymać. Wszystko to pomimo apeli prezydenta Joe Bidena, skierowanych do afgańskich przywódców, by zjednoczyli się w strategicznym sojuszu i walce o przyszłość swojego kraju. W chwili, gdy powstawał ten tekst, talibowie błyskawicznie posuwali się do przodu. Tysiące uchodźców uciekają z obszarów, które ponownie przechodzą pod ich kontrolę. Niektórzy analitycy sugerują, że możemy śledzić powtórkę „scenariusza Sajgonu” z ostatnich dni wojny w Wietnamie.

Afgański dramat oznacza koniec dwóch dekad amerykańskiej strategii i polityki w Afganistanie. Musimy podsumować tę dwudziestoletnią wojnę i zapytać, dlaczego tak wiele krwi amerykańskich żołnierzy i tak wiele wydanych środków doprowadziło do straszliwej porażki, której jesteśmy dziś świadkami.

Bez względu na sposób, w jaki administracja prezydenta Joe Bidena podjęła decyzję o wycofaniu amerykańskiego wojska z Afganistanu – bez planu B i bez przemyślenia jego wpływu na region oraz naszych sojuszników i partnerów z NATO – zakończenie zaangażowania USA w Afganistanie powinno zmusić amerykańskie elity polityczne, zarówno republikanów, jak i demokratów, do ponownego przemyślenia podstaw przyszłej strategii USA. Takie działanie musi rozpocząć się od przyjrzenia się założeniom, które umożliwiły otwarte zaangażowanie amerykańskich sił w regionie przez ostatnie dwie dekady; zaangażowanie oparte na wadliwych fundamentach ideologicznych.

Decyzja o obaleniu reżimu talibów w 2001 roku była drugorzędna w stosunku do celu administracji George’a W. Busha w następstwie ataków terrorystycznych z 11 września na Nowy Jork i Waszyngton. Celem tym było schwytanie Osamy bin Ladena i neutralizacja Al-Kaidy. Na wojnę z talibami Ameryka wyruszyła w niecały miesiąc po 11 września, przy pełnym wsparciu sojuszników i partnerów, a także z wyraźnie będącą po naszej stronie sankcją moralną. Amerykańskie działania militarne przeciwko dżihadystom bin Ladena i talibom, którzy im pomagali, były postrzegane przez świat jako uzasadniony odwet za zamordowanie tysięcy obywateli USA w atakach terrorystycznych. Cel amerykańskiej interwencji w Afganistanie był więc jasny: zabicie lub schwytanie Osamy bin Ladena i innych wysokich rangą terrorystów, a także przywódców talibów, którzy gościli ich w Afganistanie.

Do grudnia 2001 roku było już jasne, że Osama bin Laden nie został wyeliminowany, a talibowie – choć odsunięci od władzy – nie zostali zgładzeni i przez następne dwie dekady kontynuowali swoją walkę. W ostatnich dniach bitwy pod Tora Bora (starcie w Afganistanie w grudniu 2001 roku; celem operacji wojsk USA oraz ich sojuszników było schwytanie lub zabicie lidera Al-Kaidy, Osamy bin Ladena, ukrywającego się w kompleksie jaskiń Tora Bora – red.) administracja George’a W. Busha popełniła krytyczne błędy. Chodzi zwłaszcza o decyzję o niewykorzystywaniu amerykańskich wojsk do uszczelnienia granicy z Pakistanem i poleganie w zamian na nalotach, afgańskiej milicji i siłach pakistańskiego korpusu ochrony pogranicza. Ta decyzja – a w zasadzie jej brak – pozwoliła bin Ladenowi i jego ludziom wyjść bez przeszkód z oblężenia Tora Bora i przedostać się na zajmowany przez lokalne plemiona pustynny obszar Pakistanu.

W tym momencie pycha naszych elit wzięła górę nad myśleniem strategicznym. Polityka antyterrorystyczna Stanów Zjednoczonych zmieniła się, uruchamiając siły, które przez następne dwadzieścia lat zobowiązały Amerykę do serii otwartych operacji antyterrorystycznych na stale poszerzającym się obszarze geograficznym i o wzrastającym natężeniu. Zamiast skoncentrować się na głównym celu misji (schwytanie bin Ladena oraz atakowanie i niszczenie grup terrorystycznych) administracja George’a W. Busha zdecydowała się przeformułować misję w regionie jako warunek sine qua non zwycięstwa. Hasła takie jak „budowanie demokracji”, „budowanie państwa”, a nawet „budowanie narodu” stały się naczelnymi zasadami ówczesnej polityki, a zasoby i władza USA zostały wykorzystane do przekształcania lokalnych i regionalnych kultur, co było celem niemal niemożliwym do osiągnięcia, a konsekwencje tego nie zostały w porę w pełni rozważone. Druga wojna w Iraku (20 marca – 1 maja 2003 – red.), która obaliła reżim Saddama Husajna, pogrążyła kraj w chaosie, usuwając jednocześnie jedyną realną regionalną przeciwwagę dla imperialnych ambicji Iranu. (Iran i Irak toczyły w latach 80. brutalną wojnę; zarówno Zachód, jak i Sowieci starali się, aby żadna ze stron nie zwyciężyła).

Nasz wielki ideologiczny projekt trwał dalej, przekształcając się we współczesną kampanię „taktyki żabich skoków” (strategia amerykańska podczas II wojny światowej na Pacyfiku – red.) na Bliskim Wschodzie, aby doprowadzić do „zmiany reżimu” i kształtowania rządów w regionie i poza nim. Po Iraku oraz upadku reżimu Muammara Kaddafiego w Libii wojna w Syrii jeszcze bardziej zdestabilizowała region. Całkowicie przewidywalną konsekwencją tego była fala uchodźców z Bliskiego Wschodu, która do dziś napływa do Europy. Gdy hasło „Global War on Terror” (GWOT)  przekształciło się w „Overseas Contingency Operations” (OCO), kolejne administracje czuły się zmuszone do zwiększenia sił i zasobów. Nikt nie chciał być tym, który „stracił Afganistan”.

W tym wszystkim nasi żołnierze oraz sojusznicy, nie tylko w mundurach, służyli dzielnie, bezinteresownie i z największym oddaniem na wielu frontach wojny z terroryzmem. Niektórzy z nich zapłacili najwyższą cenę, inni wracali okaleczeni, co na zawsze zmieniło ich życie. To oni byli tymi, których poproszono o realizację strategii, której cele z każdym rokiem coraz mniej rozumieli. Przypominam sobie rozmowę z młodym oficerem podczas mojej wizyty w 2013 r. w bazie operacyjnej w prowincji Helmand w Afganistanie. Doszedł on do wniosku, że jego misją jest po prostu sprowadzenie swoich ludzi z powrotem do domu żywych.

Zakończenie wojny w Afganistanie powinno być dzwonkiem alarmowym dla naszych amerykańskich elit politycznych. Czas porzucić postzimnowojenne plotki o „instytucjach pokonujących kulturę i historię”, które kształtują nasze strategiczne decyzje. Gdy Afganistan imploduje, za te błędne założenia odpowiadają ci, którzy zbudowali i podtrzymywali te ideologiczne filary strategii. Będziemy płacić za błędne decyzje z ostatnich dwudziestu lat, kiedy największe supermocarstwo zareagowało na zbrodniczy akt terroru polityką o zapierającym dech w piersiach zasięgu – dążąc do narzucenia światu wyłącznie własnego punktu widzenia. I poniosło klęskę. Nasi sojusznicy i partnerzy wezmą to pod uwagę w nadchodzących latach przy podejmowaniu swoich decyzji i wyborów politycznych.

.Na całym świecie szerzy się autorytaryzm i rośnie sceptycyzm wobec amerykańskiego przywództwa – to, co wydarzyło się w Afganistanie, Iraku, Libii i Syrii, powinno zmienić od podstaw amerykańską Realpolitik, zagraniczną i bezpieczeństwa. Musimy ponownie nauczyć się sztuki równoważenia władzy, budowania koalicji nie wokół wzniosłych ideałów, ale wokół wspólnych interesów i postrzegania zagrożeń, pamiętając jednocześnie, że amerykańskie wojsko jest cennym zasobem i że musi być środkiem ostatecznym, nie zaś pierwszym narzędziem w naszym zestawie instrumentów polityki zagranicznej.

Andrew A. Michta
Tekst został pierwotnie opublikowany w języku angielskim na stronie www.19fortyfive.com. Przedruk na „Wszystko co Najważniejsze” za zgodą Autora.

Materiał chroniony prawem autorskim. Dalsze rozpowszechnianie wyłącznie za zgodą wydawcy. 16 sierpnia 2021
Fot: REUTERS TV / Forum