Dobranocka w norweskiej telewizji. Główny temat stanowią symbole Bożego Narodzenia. Na ekranie scenka: wśród dzieci jest chłopiec – muzułmanin, którego rodzina nie obchodzi Bożego Narodzenia, nie ma choinki w domu, a chłopiec nie dostaje na święta prezentów. Zostaje włączony do uczestnictwa w jasełkach, przebrany zostaje w strój maga-króla ze Wschodu, przynoszącego dary. Moje wnuczki Adela i Malena siedziały wpatrzone w ekran, odebrały to jako coś normalnego – pisze Piotr SENDECKI
.Piotr Mitzner w eseju „Nic nie widać” (ZL nr 139, s. 215 – 216) pisze o – poprzedzających „Czarny kwadrat na białym tle” Malewicza – przedstawieniach monochromatycznych na prostokątach obrazów. Czytamy, że malarz, humorysta, prekursor minimalizmu w muzyce Alphonse Allais w 1882 roku, tj. ponad 20 lat przed Malewiczem, „w Paryżu (…) namalował czarny prostokąt. Ponadto jeszcze biały i czerwony. Przedstawiały one kolejno: bitwę̨ Murzynów w tunelu, anemiczne dziewczęta w białych sukienkach od komunii idące przez śnieg i apoplektycznych kardynałów zbierających pomidory na brzegu Morza Czerwonego”. Dalej zauważył: „Jakież było zdziwienie badaczy »Czarnego kwadratu«, gdy dwa lata temu na białym polu obrazu odkryli zatarty pierwotny tytuł, wpisany ręką̨ Malewicza: »Bitwa Murzynów w nocy«. Mistyk Malewicz naśladowcą̨ francuskiego humorysty?” – zapytuje Mitzner.
W cytowanych przez Mitznera wspomnieniach nieco zapomnianego wojewody wołyńskiego i malarza znajdujemy wspomnienie Kijowa, w którym obaj – Malewicz i wojewoda Henryk Józewski – urodzili się i wychowali. Czytamy o tzw. „kontraktach”, czyli corocznych jarmarkach kijowskich, pełnych spotkań i rozrywek. „Pamiętam przybytek – pisze Józewski – z szyldem »Bor’ba arabow s niegrami«. Wpuszczano za parę̨ kopiejek za brudną firankę̨. Widza otaczał nieprzenikniony mrok. Rozlegał się tubalny głos: »bor’ba arabow s niegrami, tiomnaja nocz«, niczego nie widno, po czym widz wychodził z przedstawienia na światło dzienne”.
„Czarny kwadrat” – ikona sztuki XX wieku – przestaje być tak oczywisty w swej wymowie jako przełom w malarstwie, nadal jest przez wielu nierozumiany. Może stanie się jeszcze bardziej niepojęty bądź traktowany jako kaprys, epatujący odbiorcę swą innością, z którą tak trudno się zgodzić czy którą trudno tolerować.
.W Boże Narodzenie 2017 r. czytałem przed snem Adelce rozdział z „Dzieci z Bullerbyn”, których pierwszy tom Astrid Lindgren napisała w 1947 r., a więc już w bliskich nam czasach. Jest tam fragment o tym, że jedna z dziewczynek – najzdolniejsza z koleżanek Lisy – na czas nieobecności nauczycielki zastępuje ją na lekcji. Wśród dzieci – zwłaszcza rozbrykanych chłopców – wywołuje to zabawne zachowania. Urwis Lasse podchodzi do „pani nauczycielki” i pokazuje jej rysunek cały pokryty czarną kredką. Zapytany, co przedstawia ta ciemna plama, mówi zdumionej dziewczynce, że to „pięciu Murzynów w ciemnej sieni”.
Gdy to czytałem wnuczce, przypomniałem sobie, jak bardzo mnie rozśmieszył ten fragment książki przed ponad 50 laty, gdy czytała mi to matka i pękała ze śmiechu. Zresztą potem było dużo dowcipów czy raczej kawałów, jak się to wówczas określało, na podobne tematy. Dziś reakcja mojej inteligentnej wnuczki była zgoła inna: wychowana w kraju wysokich standardów, jeśli chodzi o traktowanie ludzi innych kultur, odmiennego koloru skóry, sama będąc mieszanką polsko-norweską i mając w klasie kolorowych i różnowierczych kolegów, nie rozumiała mojego rozbawienia. Być może dziś wynikającego bardziej z kolejnej asocjacji, jaka pojawiła się w związku z dziełem Malewicza. Moja 6-letnia wnuczka nie była rozbawiona, raczej zaskoczona i zafrasowana. Oczywiście zrozumiała, że ludzie o czarnej karnacji skóry, przebywający w ciemnej sieni nie będą dobrze widoczni, ale żeby się z tego śmiać?
Dała mi lekcję antyrasizmu. Nawet nie tolerancji, bo w życiu codziennym Norwegii, może z zastrzeżeniem odnoszącym się do średnich i wyższych, lepiej wyedukowanych czy w ogóle edukowanych grup społecznych, już chyba w ogóle nie mówi się o tolerancji, która – jak się zdaje – w swych głębokich podstawach zakłada wyższość swojego nad innym czy obcym i ze względu na np. humanizm wymaga równego, tolerancyjnego traktowania. Dla współczesnego standardu kulturowego Norwegii – to nie tolerancja, lecz normalność, że są wśród nas dzieci jasnej, ciemnej, żółtej karnacji skóry, że włosy są blond, czarne poskręcane, a oczy skośnie osadzone lub szerokie i okrągłe, że mama koleżanki chodzi w sari, a inna zasłania twarz, a tata kolegi nosi turban.
.W Boże Narodzenie po kolacji seryjna dobranocka w norweskiej telewizji: bohaterem zbiorowym jest lokalna społeczność takiego współczesnego Bullerbyn, która organizuje jasełka. Biorą w tym udział dzieci i ich rodziny – o różnych poglądach i korzeniach, nie tylko chrześcijańskich. Główny temat stanowią symbole Bożego Narodzenia: stajenka, Trzej Mędrcy (Magowie, Królowie), pasterze, zwierzęta, Gwiazda Betlejemska. Wśród dzieci jest też chłopiec – muzułmanin, którego rodzina nie obchodzi Bożego Narodzenia, nie ma choinki w domu, a chłopiec nie dostaje na święta prezentów. Rodzice i dzieci włączają chętnego do współuczestnictwa w jasełkach chłopca, przebierają go w strój maga-króla ze Wschodu, przynoszącego dary. Inne dzieci przyjęły inne charakterystyczne role jasełkowe. W przygotowaniach biorą udział wszyscy rodzice, także ci muzułmańscy, którzy przyszli z całą liczną rodziną. Wreszcie kulminacja: przedstawienie, pełne radości, zabawnych sytuacji, śmiechu dzieci i rodziców. Po przedstawieniu wszyscy spożyli wspólny posiłek, śpiewając, ciesząc się ze spotkania. Wieczorem, gdy zaczęli rozchodzić się do swych domów, dzieci zbiegły się, by wręczyć koledze wspólny prezent, bo on w domu nie ma choinki i nie dostanie prezentu. Moje wnuczki Adela i Malena siedziały wpatrzone w ekran, przeżywały wszystko, co się działo, ale całe wydarzenie, towarzyszące mu przesłanie, odebrały jako coś normalnego.
W myślach snułem marzenie, że taki program zostanie kiedyś pokazany w mediach publicznych w Wigilię w Polsce. Tak bardzo jest potrzebny dla przeciwstawienia się szerzącej się ksenofobii, podgrzewanej przez instytucje z założenia mające pełnić misję publiczną i edukacyjną, ale w rzeczywistości obojętne na zgubne społecznie skutki swojego oddziaływania. Może skierowałby wszechobecną wrogość wobec obcych, odmiennych od nas – na życzliwe ludziom i miłosierne wobec innych tory. Może skłoniłby do refleksji, że nie służy dobru ogólnemu odwoływanie się do najciemniejszych stron ludzkich dusz, do niskich argumentów, trafiających do niewyrobionych i potrzebujących wsparcia edukacyjnego umysłów.
Dobranocka dla dzieci w zlaicyzowanej Norwegii – gdzie istnieje od wieków silny rozdział pomiędzy Kościołem i państwem, gdzie religia jest sprawą osobistą – zawierała w sobie przesłanie w istocie chrześcijańskie, jakże odległe od szerzącego pogaństwo przekazu, którego tak często doświadczamy.
Piotr Sendecki