Jarosław OBREMSKI: Kultura - Prawica - Obojętność

Kultura - Prawica - Obojętność

Photo of Jarosław OBREMSKI

Jarosław OBREMSKI

Senator RP. Były wiceprezydent Wrocławia.

Ryc.: Fabien Clairefond

zobacz inne teksty Autora

.Wyobraźmy sobie teatr, w którym reżyserzy zarabiają więcej niż gdziekolwiek indziej. Którego pracownicy za dodatkowe, zewnętrzne pieniądze wydają periodyk, opisujący sukcesy ich teatru i pracujących dla niego reżyserów. Wyobraźmy sobie niewielką grupę twórców, którzy jako fachowcy są powoływani do jury konkursów teatralnych i którzy skazani są na wzajemne nagradzanie siebie. Dodajmy do tego krytykę teatralną, która w efekcie polaryzacji życia politycznego w naszym kraju ocenia nie jakość artystyczną, ale to, czy sztuka napisana i wyreżyserowana jest ze słusznej pozycji ideowej i politycznej. Przesada? Może.

Niektórzy uważają, że jest tak również w sztukach wizualnych. Dodatkowo marszandzi we współpracy z kuratorami i krytykami wzmacniają wartość własnej stajni. Sprzyja temu tendencja do organizowania wystaw, gdzie artystą, a nie edytorem, jak kiedyś bywało, jest kurator wystawy. Poszczególne artefakty posiadają minimalną wartość artystyczną, są co najmniej komentarzem publicystycznym, natomiast dopiero całość ma wymiar artystyczny. Niemniej jednak kurator decyduje, którego artystę zaprosić i komu pozwolić zarobić.

Grupa Trzymająca Kulturę

.Dostrzegam pewien paradoks. Mianowicie słuchając wypowiedzi artystów, ludzi ze środowiska, które powinno być otwarte na wolność, także poszukiwań ideowych, dostrzegam zadziwiającą spójność języka i poglądów. Wytłumaczeniem może być fakt, że niestety duża część środowisk twórczych świetnie wyczuwa to, co jest dozwolone środowiskowo i co jest modne. W efekcie utwory pisane są często pod dyktando dominujących trendów. Wzajemne zazębienie twórców, krytyków oraz badaczy powoduje, że powstaje „grupa trzymająca kulturę”. W zasadzie do grupy nie może należeć nikt, kto nie wyznaje albo nie praktykuje jednego z obowiązujących nurtów: liberalizmu światopoglądowego, postmodernizmu i neomarksizmu. W Polsce dopuszczalne jest nawet połączenie w wersji hard: dawny, praktykujący komunista. Grupa ma problem z tymi, którzy pozostają poza obowiązującą ideologią, a trudno im odebrać wielkość. Stąd np. z Herberta trzeba było zrobić na stare lata wariata, z Rynkiewicza faszystę, a Zanussiego za „Obce ciało” próbowano zabić śmiechem. Filmy o przemocy symbolicznej wobec chrześcijaństwa nie powinny powstawać.

Puentą tego myślenia było zabranie dotacji dla niszowych, artystycznych i filozoficznych periodyków przez minister Małgorzatę Omilanowską. To nie była decyzja polityczna, przecież wiara, że „Teologia polityczna” razem z „Frondą” zadecyduje o wyniku wyborów, byłaby niedorzecznością. Po prostu podjęto decyzję, gdyż uważano, że inne myślenie w świecie wartości kulturowych i ideowych jest niedopuszczalne. Co z tego, że wypycha się z obiegu elity, które przetwarzają opinie być może większości. Wiem: są to czasami idee zakurzone pyłem XIX wieku, czasem poubierane w niemodne mohery i uważające, że religia ma pozytywny wpływ na kulturę. Tych trzeba wyeliminować. Oni nie powinni liczyć na pomoc państwa, a dodatkowo zastosuje się wobec nich środowiskowy ostracyzm.

„Czarcia zapadka” na ministra kultury

.W legnickim teatrze dobry reżyser wystawia sztukę, w której aktor grający Macierewicza onanizuje się przy dźwiękach ostatnich sekund lotu smoleńskiego. Czy autor ma prawo do takiej ekspresji? Oczywiście, że tak. Rodzi się jednak pytanie, czy nie chodzi przypadkiem o poszukiwanie „czarciej zapadki” na ministra Piotra Glińskiego, który jakoś się skrzywi, no to zrobi się skandal o cenzurze. Nikt nie ma chyba wątpliwości o polityczności spektaklu.

Ważniejsze jest jednak pytanie: co dalej i jak można mocniej. Trudno sobie także wyobrazić większą przemoc symboliczną. Dodałbym — bardziej wulgarną. Prawica prawie milczy, a w grupie cisza. Spektakl słoweńskiego reżysera w Bydgoszczy, prawica trochę protestuje, bo jawne bluźnierstwo, grupa milczy. Rozumiem — wolność artystycznego wyrazu. Równie ważna jest wolność słowa u artystów i celebrytów. Jest ona ważniejsze niż kultura słowa i sprzeciw wobec chamstwa. Nie przeraża mnie opinia pani Ewy Wójciak o papieżu. Co najwyżej sama sobie wystawia świadectwo mądrości. Przeraża mnie wsparcie grupy w obronie wolności słowa w tym przypadku. Nie przeraża mnie opinia z 2011 roku Kuby Wojewódzkiego o Ukrainkach, bo nie oczekuję od niego kultury, taktu i smaku. Tylko dlaczego minister kultury wypowiada się jak sędzia i stwierdza, że Wojewódzki nie złamał prawa? To nie jego rola, od ministra kultury oczekiwałbym odwagi nazwania chamstwa po imieniu.

Gdy dyrektor Wiadomości TVP ordynarnie pisze „walcie się”, to jest to dla mnie absolutnie dyskredytujące. Nie chcę, aby tacy ludzie byli obecni w publicznej czy każdej innej telewizji. Dziwi mnie tylko, że w tej sprawie grupa myśli podobnie. Tak jak ja myśli również Agnieszka Holland. Czym różni się tweet Ewy Wójciak od tweeta Marzeny Paczuskiej? Co to za elity kulturalne, które myślą w kategoriach „póki nasi kradną krowa, dobrze, a jak nam kradną krowa, to źle”. Przedstawiając dowód na nielogiczność myślenia środowiska, podpieram się cytatem artystki raczej lewicowej, nie kościelnej, posiadającej kiedyś solidną pozycję środowiskową. Jest nią Joanna Szczepkowska — dla mnie przykład, że ostrość poglądów nie musi zabijać logiki. Jest dla mnie osobą, z którą można się nie zgadzać, jednak warto ją czytać. Stąd aż tak długi cytat z „Plus Minus”:

„Niewątpliwie też robi teatr dyskusyjny. Oczywiście dyskusyjny w ściśle określonym nurcie. A dyskusja dyskusji nierówna. Jeśli zrobi się dynamiczny spektakl o uwielbieniu dla św. Teresy, to to już nie będzie teatr dyskusyjny, tylko taki, przed którym trzeba się bronić klauzulami sumienia. I wtedy nagle w sukurs przychodzą wyśmiane przez lewicę teatralne związki zawodowe. Ile mnie się oberwało za ochronę tej instytucji. (…) Jaka ja byłam wsteczna i żałosna. (…) Wtedy też odbywała się dyskusja na temat tzw. dyrektorskich kontraktów. Strona »lewa« biła się o skrócone kadencje dyrektorskie, pisała elaboraty na temat konieczności płodozmianu w teatrze. Aktorzy nie mogą siedzieć w jednym teatrze. To zawód wędrowny. Pod takimi apelami podpisywał się Krzysztof Mieszkowski. Nic jakoś nie pisano o tym, że w wypadku, kiedy Mieszkowski kończy kontrakt, system płodozmianu nie działa, że płodozmian polega na tym, że po Mieszkowskim wybiera się Mieszkowskopodobnego. Jeśli jednak przychodzi ktoś odwrotny do Mieszkowskiego, to wtedy jest skandal na miarę międzynarodową”.

Czy to oznacza, że Szczepkowska jest za ministrem Glińskim? Chyba nie, ale używa logiki. Może warto zauważyć, że przez jeden gest i jedną wypowiedź usunięto ją z grupy. Z drugiej strony jednak: czy jej męczeństwo jest naprawdę aż tak odstraszające?

Czym różni się tweet Ewy Wójciak od tweeta Marzeny Paczuskiej? Co to za elity kulturalne, które myślą w kategoriach „póki nasi kradną krowa, dobrze, a jak nam kradną krowa, to źle”.

.Brak racjonalności, zgodności z logiką, zacietrzewienie eliminuje grupę z roli elit, które powinny definiować racje państwa, stwarzać wzory zachowań dla większości. Potwierdza to tezę Czesława Bieleckiego, iż główny nurt przedstawicieli polskiej kultury i edukacji nie tylko nie tworzy myślących elit, ale nie stwarza także szansy na ich wymianę.

Częsta krytyka elit kulturalnych z prawej strony sprowadza się do podkreślenia ich spoistości w syndykalnym pilnowaniu kasy. Łagodniejsza wersja o tym, że sprzedali prawdę (autentyzm poszukiwań twórczych) za bezpieczeństwo (prestiż, finanse i monopol na telewizję i okolice). Dowodem ma być ich sprawność w wywieraniu presji, by uzyskać dotacje od rządu i samorządu. Osobiście uważam, że nie chodzi przede wszystkim o pieniądze. Ta grupa jest częścią środowiska wyznającego coraz bardziej kłopotliwą ideologię III RP — pogardy wobec tych, którym się nie powiodło. Skoro się nie udało, to znaczy, że czegoś im brakowało: rozumu, odwagi, umiejętności czytania znaków czasu. Jest też grupa ideowa, głęboko przekonana o chrześcijaństwie pętającym społeczeństwo, zagrażającym nacjonalizmie, powszechnym prześladowaniu kobiet i środowisk LGBT. W zacietrzewieniu trudno dyskutować. Może warto jednak, by prawica próbowała czasem oddzielić ich przesadę od realnego kłopotu. Jest też grupa, która wlazła na ścieżkę imitacji Zachodu, która za obowiązujące uważa trendy mainstreamu Paryża i Berlina i nie jest w stanie w swej europejskości uwzględnić polskiego kontekstu tożsamościowego. W efekcie na słowa „biskup”, „żołnierz wyklęty”, „modlitwa” i „rodzina” doznaje wstrząsu niemalże anafilaktycznego.

Kultura bez powściągliwości,
kultura wykluczania

.We współczesnej Polsce dokonujemy zawężającego wyboru mediów i słuchamy tylko tego, co chcemy usłyszeć. Mamy formację słuchaczy Radia Maryja i widzów TVN. To nie dziwi. Zaskakuje, gdy grupy zawodowe są zbyt zgodne. Wiem też, że w USA neurochirurdzy i przedszkolanki są raczej za republikanami, a socjolodzy i nauczyciele college’ów raczej za demokratami. Moja krytyka środowisk twórczych nie jest sprzeciwem wobec ich poglądów politycznych. Jest zdziwieniem wobec ich zgodności i częstych sprzeczności logicznych.

Artyści w porządku demokratycznym mają takie samo prawo do ekspresji własnych poglądów politycznych, co inżynierowie, księża i rolnicy. Czasami tylko żałuję, że rezygnują z powściągliwości. Ona jest ważna — oczekuję jej od księży, by ich poglądy nie wykluczały z Kościoła ludzi myślących inaczej politycznie. Religia jest poważną sprawą, a kultura? Większa powściągliwość ludzi kultury oznacza paradoksalnie większą możliwość oddziaływania, utrzymania dialogu między dwoma plemionami polskimi chociażby na poziomie języka meta, patrząc jednak bardziej instrumentalnie, przez sztukę i jej zdolność uwodzenia (pięknem i prawdą), nawet przekabacenia z PiS-u do KOD-u. Wybiera się jednak wykluczenie. Nie wybiera się natomiast powściągliwości.

Minister kultury po niesportowych ciosach, które otrzymał z początku kadencji, jakby wycofał się z prób prowadzenia dialogu.

.Blisko byłoby mi się podpisać pod stwierdzeniem, iż emocje są już tak dalekie, że cokolwiek prawica zrobi dobrze kulturze, nigdy to prawicy nie zostanie wybaczone. Łatwo na dowód byłoby przedstawić postawę niewdzięczności pani Krystyny Jandy. Istotniejszy jest jednak fakt, że środowisko nie potrafi zauważyć, że obecny minister kultury należy do ministrów o największej wiedzy o kulturze, który paradoksalnie nie gorzej rozumie awangardę, nawet w stosunku do swojej poprzedniczki. Nie dostrzega się wyniesienia kultury poprzez osobę wicepremiera ani przeznaczania 1% PKB na kulturę. Nawet jeśli te pieniądze byłyby przeznaczone na znienawidzoną politykę historyczną, to ten 1% po erze PiS-u może pozostać. To źle? Nie dostrzega się polityki poprzedników, ich kultu celebrytów i fikcji konkursów. Czy wzorem dbałości o kulturę jest polityka warszawskiego ratusza? Inna sprawa, że wicepremier po niesportowych ciosach, które otrzymał z początku kadencji, jakby wycofał się z prób prowadzenia dialogu.

Wyznaczniki kultury prawej i lewej strony

.Prawica, bo to szerzej niż PiS, ma problem z kulturą w Polsce i to na wielu poziomach.

Po pierwsze, współczesność, sztuka awangardowa, w wyniku przyjętych systemów filozoficznych (w skrócie dekonstrukcja, Derrida itd.) w swej istocie jest antyreligijna, a wręcz antychrześcijańska. Co nie oznacza, że czasem nie może być przejmująca, a nawet prawdziwa.

Po drugie, akcent w prawicowym myśleniu o kulturze jest położony na indywidualną pracę twórcy, który poszukuje zrozumienia świata, wieczności i człowieczeństwa. Co zmniejsza prawdopodobieństwo szukania wspólnych manifestów.

Po trzecie, lewica często traktuje sztukę jako instrument przemiany społecznej, budowania nowej ludzkości i nowego człowieka, co powoduje konieczność aktywności medialnej oraz propagandowej celem zbudowania tła dla inżynierii społecznej. Prawica z wiarą w indywidualizm twórczy skazuje się na posługiwanie się środkami, które można określić jako medialnie ubogie.

Po czwarte, prawicy w III RP nie udało się stworzyć systemu prawicowej promocji debiutów, wspomagania ścieżki kariery. W efekcie koncentracja na historii, historii polskiej kultury i utrata tych, co zaczynali z pozycji prawicowych, jak chociażby reżyser Jan Klata.

Po piąte, mamy do czynienia z wojną cywilizacyjną, z wojną o wartości. Nie toczy się ona tylko w Polsce. Jest to wojna, która wymaga jednoznaczności, która konserwatystów z umiłowaniem szukania światłocieni w huku wystrzałów eliminuje. Tę wojnę na froncie kultury prawica przegrywa.

Skądinąd jest to dziwna przegrana, bo pokolenie 35 i mniej jest mocno prawicowe. Bo to pokolenie dało władzę PiS-owi, zbudowało kult Żołnierzy Wyklętych, to pokolenie, wartościuje moralnie wybory polskie w historii, żąda moralności w polityce, gospodarce oraz życiu prywatnym. W kulturze zaś pozwoliła się prawica zepchnąć (może poza „Frondą”) do poziomu grup rekonstrukcyjnych lub pieśni patriotycznych i sacrosongów. To pokolenie nie angażuje się w sprzeciw wobec „Golgoty Picnic”, bo po prostu to lekceważy i pozostawia tym samym pole starcia ulicznego między emerytami z różańcem a lewicowymi grupkami młodzieży.

Lupa jest wielkim reżyserem, Janda i Gajos są wielkimi aktorami, filmy Kutza zrobiły najwięcej dla ukazania polskości Śląska, a Wajda to epickie opowieści zawieszone w polskiej historii i budujące naszą tożsamość absolutnie niesprzeczną z wartościami prawicy.

 

Prawica tak mocno skoncentrowała się na przeszłości w kulturze, że zabito tam wrażliwość na współczesną sztukę. Zbyt prosto wszystko w opozycji do agresywności drugiej strony poszło w narrację narodową i religijną, z częstym ocieraniem się o szlachetny kicz.

Prawica grzeszy także małością. Upolitycznienie twórców rodzi często równie prymitywną chęć odrzucenia ich wielkości artystycznej. Nie chce dostrzec odrębności, często sprzeczności między społecznymi i politycznymi deklaracjami artysty a jego dziełami. Często kryteria oceny moralnej stosowane dzisiaj musiałyby potępić Mickiewicza czy Wyspiańskiego za bluźnierstwa religijne i narodowe, za niewielki rygoryzm moralny w życiu osobistym. Żenujący był spór obciążający przecież w dużym stopniu prawicę o pochówek Miłosza.

.Niech takie błędy nie będą popełniane. Trzeba odróżnić obecne poglądy Kazimierza Kutza na Kościół, Andrzeja Wajdy na pochówek wawelski Lecha Kaczyńskiego, Janusza Gajosa na rządy PiS-u i przyznać: Lupa jest wielkim reżyserem, Janda i Gajos są wielkimi aktorami, filmy Kutza zrobiły najwięcej dla ukazania polskości Śląska, a Wajda to epickie opowieści zawieszone w polskiej historii i budujące naszą tożsamość absolutnie niesprzeczną z wartościami prawicy.

Jarosław Obremski

Materiał chroniony prawem autorskim. Dalsze rozpowszechnianie wyłącznie za zgodą wydawcy. 23 października 2016