Znikające biblioteki. Na prowincji zlikwidowano co czwartą bibliotekę publiczną
Bardzo wyraźny spadek czytelnictwa w Polsce należy również wiązać z pogorszeniem się infrastruktury czytelniczej w całym kraju, a szczególnie na prowincji. Liczba bibliotek w gminach wiejskich w latach 1989 – 2016 spadła o 25 procent, a liczba książek we wszystkich bibliotekach w Polsce zmalała o 4 miliony egzemplarzy – pisze Piotr WÓJCIK
.Nina Witoszek w książce „Najlepszy kraj na świecie” zdradza jedną z tajemnic sukcesu Norwegii, która z biednego i zdominowanego przez chłopów kraju rozwinęła się w jedno z najnowocześniejszych państw na świecie. Otóż norwescy chłopi nie tylko byli wolni, w przeciwieństwie do chłopów pańszczyźnianych z Europy Środkowo-Wschodniej, ale też niemal wszyscy umieli czytać. Już w XVIII wieku wszystkie dzieci przystępujące do konfirmacji musiały umieć czytać, by móc rozumieć Słowo Boże, dzięki czemu w XIX wiek Norwegia wchodziła z rozwiązanym już problemem analfabetyzmu. Piśmienni i umiejący czytać chłopi byli dużo bardziej świadomi swoich praw oraz reguł rządzących rzeczywistością, więc sprawnie stworzyli zręby nowoczesnego państwa.
Ta historia jest tylko jednym z wielu przykładów tego, że poziom czytelnictwa jest jedną z ważniejszych, a przy tym najbardziej niedocenianych kwestii dla funkcjonowania demokracji. Obywatele oczytani są mniej podatni na propagandę, znają swoje prawa i obowiązki oraz chętniej angażują się w debatę publiczną i sprawy wspólnoty. Tak więc ich wybory polityczne powinny być bardziej przemyślane, a nadużycia władzy częściej, celniej i skuteczniej krytykowane. Niestety, z tej perspektywy nasza demokracja kuleje. Jednak sporo przemawia za tym, że lichy stan czytelnictwa w Polsce to wynik nie lenistwa intelektualnego społeczeństwa, ale zwijającej się infrastruktury czytelniczej, która jak wiele innych obszarów została poddana negatywnej restrukturyzacji w czasie liberalnej transformacji.
Pożyczanie jest trendy
Według raportu „Stan czytelnictwa w Polsce w 2016 r.” zaledwie 37 proc. Polaków czyta przynajmniej jedną książkę rocznie, a tylko 10 proc. z nas czyta ich więcej niż siedem. Co gorsza, widać wyraźny trend spadkowy – w 2000 r. te wskaźniki wynosiły odpowiednio 54 proc. i 24 proc. Te dane są dobrze znane i wielokrotnie też podważane. Jednak nawet jeśli są one mocno zaniżone, to bez wątpienia poziom czytelnictwa nad Wisłą pozostawia wiele do życzenia. W wymienionym raporcie dla nas ciekawsze są inne dane, mówiące o źródłach, z których Polacy czerpią dostęp do książek. Najpopularniejsze sposoby dostępu do czytanych książek to „pożyczenie od znajomego” oraz „zakup” – obie formy wskazało 30 procent czytających. Jednak kategorie „pożyczenie od znajomego”, „darmowy księgozbiór” oraz różne rodzaje bibliotek zaznaczyło w sumie 77 proc. czytelników. Tymczasem kategorie „zakup” oraz „prezent” zaznaczyło tylko 54 proc. czytających ankietowanych – procenty te oczywiście nie sumują się do stu, gdyż jedna osoba może czerpać książki z wielu źródeł.
Widać więc, że Polacy nie mają awersji do pożyczania książek ani nie fetyszyzują jej zakupu. Różne formy pożyczania książek są znacznie popularniejsze niż formy własności. Jeszcze wyraźniej widać to, gdy przyjrzymy się czytelnictwu nie od strony liczby czytelników, tylko liczby czytanych woluminów. Przeciętnie na jedno wskazanie biblioteki jako źródła dostępu przypadało 1,78 książki, na zakup 1,55, na pożyczenie 1,3, a na prezent 1,19.
To korzystający z bibliotek czytają najwięcej, co nie powinno dziwić, gdyż to niemal bezpłatna forma korzystania z twórczości pisarzy.
Wygaszanie bibliotek
Mimo że Polacy chętnie korzystają z pożyczanych książek, biblioteki nie są popularne w Polsce. Zaledwie 17 proc. osób korzystało z biblioteki w 2016 r., tymczasem w Skandynawii korzysta z nich 30 – 40 procent obywateli, a w USA nawet 48 proc. Co gorsza, jeszcze dwa lata temu korzystanie z bibliotek publicznych deklarowało 19 proc. czytelników. Najczęstszym powodem rezygnacji z korzystania z biblioteki wymieniany jest brak czasu. Możemy więc domniemywać, że łatwiejszy dostęp do biblioteki wpłynie na częstsze korzystanie z niej, a co za tym idzie, czytanie większej liczby książek. Potwierdza to przypadek Miejskiej Biblioteki Publicznej w Legionowie – po zmianie lokalizacji na bardziej atrakcyjną dla czytelników w zaledwie rok o 17 proc. wzrosła liczba odwiedzin placówki, a liczba wypożyczeń skoczyła aż o 53 proc.
Przykład Legionowa pokazuje, że łatwy dostęp do biblioteki zwiększa poziom korzystania z niej. Niestety w tym zakresie w Polsce z roku na rok jest coraz gorzej, co dobitnie pokazują dane GUS. W nową epokę wchodziliśmy z 10 313 bibliotekami w Polsce, z czego 6971 było w gminach wiejskich, a 3342 w miastach. Dwadzieścia lat później ich liczba wyraźnie się zmniejszyła, do 8392 placówek, a więc spadła o prawie 20 proc. Aż 75 proc. zlikwidowanych bibliotek to biblioteki wiejskie. Ich liczba spadła o 1467, do poziomu 5504 bibliotek. Liczba bibliotek miejskich wynosiła 2888.
Trend zwijania się sieci bibliotek utrzymuje się. Do 2016 r. zniknęło kolejne 408 bibliotek i znów 3/4 z nich to biblioteki wiejskie. W sumie w latach 1989 – 2016 została zlikwidowana co czwarta biblioteka w gminach wiejskich. W 2016 r. w miastach działało 2,7 tys. publicznych bibliotek, a na wsiach 5,2 tys. W latach 1989 – 2016 w całej Polsce zniknęło niemal 2,5 tys. bibliotek publicznych.
Kurczące się księgozbiory
Nie tylko słaby dostęp do bibliotek, szczególnie na prowincji, zniechęca do korzystania z nich. Polskie biblioteki publiczne są też ubogo wyposażone w najnowsze pozycje książkowe. Nowości zwykle wchodzą do nich ze sporym opóźnieniem i brakuje wśród nich bardzo wielu pozycji. Nawet w Bibliotece Śląskiej, jednej z lepszych bibliotek w kraju, nowości są udostępniane ze sporym poślizgiem, zwykle kilkumiesięcznym. Nic dziwnego – środki, jakimi dysponują biblioteki na zakup nowych woluminów, są wyjątkowo ograniczone.
Międzynarodowa norma to zakup 30 nowych książek w przeliczeniu na 100 mieszkańców rocznie. Tymczasem w 2004 roku wskaźnik ten wynosił w Polsce nieco ponad… 5, a po wzroście nakładów publicznych na biblioteki i m.in. stworzeniu programu Biblioteka+ wzrósł on do 7,5. To oczywiście wciąż kropla w morzu, z takim wskaźnikiem księgozbiór polskich bibliotek publicznych musi maleć – w końcu wciąż wypadają z niego egzemplarze zniszczone, zgubione itd. Tak też się dzieje. W latach 2010 – 2016 księgozbiór polskich bibliotek zmalał ze 133 mln książek do 129 mln, a więc w zaledwie 6 lat liczba egzemplarzy spadła aż o 4 miliony. Co więcej, szczególnie słabo pod tym względem wypadają biblioteki wiejskie. Księgozbiór bibliotek w miastach wynosi 78,3 mln książek, tymczasem bibliotek wiejskich tylko 50,7 mln egzemplarzy. Tak więc niemal dwa razy liczniejsze biblioteki wiejskie mają księgozbiór mniejszy o 17,5 mln książek od bibliotek w miastach.
Nieprawdą jest, że z bibliotek publicznych korzystają przede wszystkim ludzie starsi oraz studenci. Najwięcej użytkowników bibliotek (28 proc.) jest w przedziale wiekowym 25 – 44 lata. Z bibliotek chętnie korzystają ludzie w wieku, w którym już zwykle zakończyło się naukę i często korzysta się z nowych technologii.
Żeby przyciągnąć jeszcze większą liczbę osób żyjących w otoczeniu nowych technologii, biblioteki muszą się unowocześniać, a niestety w zakresie cyfryzacji polskie biblioteki publiczne nie należą do prymusów. To kolejny czynnik zniechęcający do korzystania z bibliotek, szczególnie w przypadku osób młodszych oraz tych, które mają utrudniony bezpośredni dostęp do placówek – czyli bardzo dużej części Polaków. Z niemal 8 tys. bibliotek publicznych tylko 5 tys. udostępnia swój katalog online, zaledwie 2,6 tys. umożliwia rezerwację egzemplarza przez internet, 2,3 tys. umożliwia zamówienie książki w ten sposób, a w 2,2 tys. placówek można przedłużyć wypożyczony egzemplarz bez ruszania się sprzed komputera. Tak więc w zaledwie 30 procentach bibliotek publicznych w Polsce można dokonać przez internet tak podstawowych czynności, jak zamówienie i przedłużenie wypożyczenia książki.
Wyjść z książką do ludzi
Na koniec warto przyjrzeć się jeszcze księgarniom, które także są przecież bardzo ważnym elementem infrastruktury czytelniczej. Niestety, również tutaj wyglądamy fatalnie na tle innych krajów Europy. Nad Wisłą przypada 0,45 księgarni na 10 tys. mieszkańców, tymczasem we Francji 0,76, a w Niemczech 0,73. Co gorsza, szczególnie fatalnie sytuacja ta wygląda w tak zwanej Polsce B i regionach mniej zamożnych. Przykładowo w województwie lubelskim przypada 0,32 księgarni na 10 tys. mieszkańców, czyli dokładnie tyle samo, ile w opolskim. Wydaje się to aż nieprawdopodobne, ale w gminach wiejskich w całej Polsce zlokalizowanych jest… 12 księgarni. W mniejszych miastach jest ich tylko 284, tymczasem w samej Warszawie aż 207. W miastach wojewódzkich w sumie jest 556 księgarni, a w miastach powiatowych 777.
Jak widać, Polacy chętnie korzystają z pożyczonych książek, a ułatwienie dostępu do biblioteki może spowodować bardzo duży wzrost odwiedzin oraz wypożyczeń. A co ważniejsze, osoby korzystające z bibliotek czytają statystycznie więcej niż pozostali czytelnicy. Tymczasem sieć bibliotek w ostatnim czasie bardzo wyraźnie się skurczyła, szczególnie na prowincji, gdzie zlikwidowano co czwartą bibliotekę publiczną. Księgozbiór bibliotek się zmniejsza, a ich cyfryzacja kuleje, co razem jeszcze bardziej zniechęca. Nic więc dziwnego, że odsetek korzystających z bibliotek Polaków jest wyjątkowo niski.
Rysuje się potrzeba systemowej naprawy sytuacji. W latach 2009 – 2015 działał już publiczny program „Biblioteka+”, który miał za zadanie finansować renowację bibliotek, ich internetyzację oraz szkolenie bibliotekarzy. Ewidentnie widać potrzebę kolejnej edycji tego programu – tym razem skierowaną głównie na zagęszczenie sieci bibliotek, ewentualnie przeniesienie ich w bardziej dostępne miejsca, na dokończenie ich cyfryzacji oraz wzbogacenie księgozbiorów i wypracowanie mechanizmów szybszego udostępniania nowości czytelniczych.
.Owszem, Polacy mało czytają, ale nie dlatego, że mają to w genach. Gdy ułatwi się im dostęp do bezpłatnych i atrakcyjnych książek, zaczną czytać więcej.
Piotr Wójcik