
Budżet roku wyborczego. Jak to się robi we Francji?
Demokratyczne rządy mają prawo do kierowania strumieni pieniędzy na programy przeznaczone dla potencjalnych wyborców; jest to przywilej każdego rządu większościowego. Co więcej, dopóki nie destabilizuje to gospodarki, jest to dość łagodny koszt starań o wygranie wyborów – czy dzieje się to we Francji, Kanadzie, czy gdzieś indziej – pisze prof. Aleksander SURDEJ
Gospodarka Francji podnosi się z kryzysu. Wprawdzie koronawirus wciąż krąży, ale ciężkie zachorowania dotykają głównie osoby niezaszczepione. Natomiast ponad 50 milionów zaszczepionych Francuzów pracuje, konsumuje, podróżuje i korzysta z rozrywek, przywracając funkcjonowanie gospodarki do jej poprzedniego poziomu. Oczekuje się, że po prawie 8 proc. spadku w 2020 roku gospodarka Francji wzrośnie w 2021 roku o 6 proc., a w 2022 roku o 4 proc. Wydatki konsumpcyjne obywateli rosną szybko, gdyż od początku kryzysu pandemicznego na kontach oszczędnościowych Francuzów przybyło ponad 200 miliardów euro. Ponieważ stopy procentowe są niskie, oszczędności kierowane są tam, gdzie jest szansa ochrony ich wartości. Rozgrzany jest rynek nieruchomości, rosną ceny dzieł sztuki – prace wystawiane w czasie Art Paris 2021 na początku września 2021 roku zostały sprzedane, zanim publiczność mogła je zobaczyć w Grand Palais Éphémère.
To, że załamanie gospodarcze z 2020 roku nie przełożyło się na spadek siły nabywczej Francuzów, ma jednak swój skutek uboczny. Jest nim wzrost zadłużenia. W przeszłości w obliczu kryzysu gospodarczego rządy dostosowywały wydatki do malejących przychodów. Jednakże cięcia wydatków publicznych jeszcze bardziej obniżały aktywność gospodarczą, co prowadziło do całkowitej zapaści. Terapię tę najboleśniej odczuła Grecja.
Kryzys lat 2008–2009, a także późniejszy kryzys grecki były skutkiem polityki gospodarczej rządów. Źródłem kryzysu 2020 roku było pojawienie się groźnego wirusa. Obecnie rządy nie muszą więc tłumaczyć się z obranej drogi ochrony „miejsc pracy, przedsiębiorstw, dochodów i gospodarki”, nawet jeśli dzieje się to kosztem dużego wzrostu deficytu budżetowego, długu publicznego, a z czasem prawdopodobnie inflacji – w 2020 roku deficyt budżetowy Francji wyniósł 9,1 proc. PKB, w 2021 roku wyniesie 8,4 proc., a w 2022 roku 4,8 proc., natomiast dług publiczny Francji sięgnie w 2022 roku 114 proc. PKB.
Jeszcze do niedawna tak szybki wzrost długu publicznego i tak duże „dziury budżetowe” wywoływały panikę na rynkach finansowych i kryzysy rządowe. Tym razem przekroczone zostały kolejne granice zadłużenia i nic się nie dzieje.
Historia gospodarcza uczy nas pokory. Choć konkretny poziom granicy zadłużenia nie jest znany, to nie znaczy, że granica taka nie istnieje, że jest mitem. Zostanie z pewnością określona ex post, gdy jej przekroczenie wywoła długotrwałą gospodarczą stagnację lub kryzys zadłużeniowy. We Francji już teraz obserwowane są negatywne skutki rozpędzonej machiny wydatków publicznych – efekt francuskiej doktryny walki z kryzysem koronawirusowym „quoi qu’il en coûte” (ilekolwiek miałoby to kosztować).
W niedawno opublikowanym raporcie La Cour des Comptes (francuski odpowiednik NIK) stwierdził, że 14 proc. z 96,4 miliarda euro dodatkowych wydatków publicznych, a więc około 13 miliardów euro, nie miało żadnego związku z kryzysem. Chociaż la Cour des Comptes uważa, że ogólnie pomoc państwa osiągnęła krótkookresowe cele, to domaga się również od ministerstwa finansów intensywnych kontroli tych przedsiębiorstw, które otrzymały łączną pomoc państwa przekraczającą wielkość poniesionych przez nie strat – przypadków takich nie brakuje.
Jednakże zalecenie konserwatywnego zarządzania finansami publicznymi – oszczędzania w celu „budowania buforów” na trudne czasy – nie będzie we Francji wdrażane w najbliższym okresie. Za mniej niż 200 dni czekają bowiem ten kraj wybory prezydenckie.
Prezydent i rząd Francji projektują kolejne przedsięwzięcia, które realizują postulaty i oczekiwania różnych grup i środowisk – nie są to jednak przedsięwzięcia bezkosztowe. Negocjacje ze służbą zdrowia i poprawa warunków pracy w tym sektorze kosztować będzie 9 miliardów euro w 2022 roku, wizyta prezydenta w Marsylii przyniosła temu miastu 1,5 miliarda euro na poprawę szkolnictwa i infrastruktury, dodatkowe 1,7 miliarda euro skierowane zostanie na edukację w skali całego kraju, a dodatkowy 1 miliard euro na ochronę środowiska. Ponadto rząd zapowiada program dla młodzieży, który do 2030 roku kosztować będzie ponad 20 miliardów euro.
Oczywiście każdy z tych wydatków można racjonalnie uzasadnić rzeczywistymi potrzebami ludzi. Kto jednak nie widzi ich związku z nadchodzącymi wyborami, nie rozumie, że każdy wydatek publiczny ma skutki dystrybucyjne – komuś przynosi mniejsze lub większe korzyści lub straty. Demokratyczne rządy mają prawo do kierowania strumieni pieniędzy na programy przeznaczone dla potencjalnych wyborców; jest to przywilej każdego rządu większościowego. Co więcej, dopóki nie destabilizuje to gospodarki, jest to dość łagodny koszt starań o wygranie wyborów – czy dzieje się to we Francji, Kanadzie, czy gdzieś indziej.
Aleksander Surdej