Prof. Jacek KORONACKI: Sztuczna inteligencja jest w nas

Sztuczna inteligencja jest w nas

Photo of Prof. Jacek KORONACKI

Prof. Jacek KORONACKI

Profesor nauk technicznych, doktor habilitowany nauk matematycznych, były długoletni dyrektor Instytutu Podstaw Informatyki PAN. W ostatnich latach zajmował się analizą molekularnych danych biologicznych.

Ryc. Fabien CLAIREFOND

zobacz inne teksty Autora

Oto największy problem współczesnego Zachodu. Nie AI, która nam zagraża jak kiedyś (i w pewnej mierze dzisiaj) broń nuklearna, ale AI, która jest w nas. Prawdziwą obroną przed zagrożeniami niesionymi przez AI jest powrót do wizji człowieka jako istoty duchowej. Moje „ja”, moja osoba jest jednością substancjalną ciała i duszy – pisze prof. Jacek KORONACKI

.Przyjaciel zwykł wyrzucać mi, że z uporem maniaka powtarzam to samo, przywołuję ciągle te same tezy myślicieli z przeszłości. Ma rację. Nie zauważa tylko, że nie tylko on, jak się wydaje, nie wsłuchuje się w owe tezy i nie chce wyciągnąć z nich wniosków. Sądzę na przykład, że pisząc – nie po raz pierwszy – o wpływie sztucznej inteligencji na naszą cywilizację oraz kulturę, warto znowu zacząć od myśli Maxa Webera, wyrażonej przezeń podczas jego słynnego wykładu monachijskiego w roku 1917, opublikowanego dwa lata później (podkreślenia autora):

„Wzrastająca intelektualizacja i racjonalizacja nie oznacza […] wzrostu powszechnej wiedzy o warunkach życiowych, którym podlegamy. Oznacza ona coś innego: wiedzę o tym albo wiarę w to, że gdyby tylko człowiek tego chciał, to mógłby w każdej chwili przekonać się, że nie ma żadnych tajemniczych, nieobliczalnych mocy, które by w naszym życiu odgrywały jakąś rolę, ale wszystkie rzeczy można – w zasadzie – opanować przez kalkulację. Oznacza to odczarowanie świata. […] Wszystkie nauki przyrodnicze dają nam odpowiedź na pytanie, co powinniśmy czynić, aby opanować życie w sposób techniczny. Nie dają one jednak odpowiedzi na pytanie […]: czy naprawdę chcemy i czy powinniśmy opanowywać życie w ten sposób oraz czy ma to w ogóle jakiś sens?”.

Cytat ten przytoczyłem dwa lata temu na łamach miesięcznika „Wszystko co Najważniejsze” (nr 50) oraz na stronach portalu WszystkocoNajwazniejsze [tu link]. Opisany przez Maxa Webera proces opanowywania naszego ludzkiego życia „w sposób techniczny” jest dziś kontynuowany – w coraz większej mierze – dzięki rozwojowi sztucznej inteligencji (dalej będę w odniesieniu do niej używał skrótu anglojęzycznego: AI). Bo też, jak wtedy pisałem, pojmowany na nowoczesny sposób racjonalizm każe uznać człowiekowi, iż wszelki sens, jaki odnajduje w świecie, jest jego własnym wytworem. Ale jeśli tak, to tym chętniej skłania się taki człowiek ku pracy nad opanowaniem życia i wszelkich rzeczy „przez kalkulację”. I w coraz większej mierze najlepiej do tego nadaje się właśnie AI.

Dlaczego? To trywialnie proste. Nasze serwery połączone w sieć i nasze superkomputery liczą szybciej od nas i mają większe pamięci. Można z niejaką przesadą rzec, iż liczą nieskończenie szybciej i mają nieskończenie większą, uwspólnioną przez sieć pamięć, z której zasobów potrafią korzystać w sposób niebywale efektywny. A będą jeszcze szybsze i efektywniejsze, gdy zastąpimy je kiedyś komputerami kwantowymi.

Często przywołuję tę oto prostą, operacyjną definicję sztucznej inteligencji, zaproponowaną przez jednego z pionierów badań w tym obszarze, Nilsa J. Nilssona: „Sztuczna inteligencja jest efektem ludzkiego działania, zmierzającego do uczynienia maszyn inteligentnymi; inteligencja zaś jest tą jakością, która pozwala danemu bytowi działać właściwie i przewidująco w jego otoczeniu”. Wypada tu dodać, że działanie właściwe i przewidujące możliwe jest dlatego, że inteligencja uzdolnia człowieka do postrzegania, uczenia się, analizy i syntezy informacji przychodzących z tego wszystkiego, co dany byt otacza. Właściwy i przewidujący charakter działania oznacza tu sukces w aktywności prostej w tym sensie, że niezwiązanej z jej oceną moralną, lecz realizowaną w ramach a priori zadanych reguł tego działania (jak np. ominięcie przez człowieka albo robota nieoczekiwanej przeszkody).

To operacyjne i ogólne opisanie inteligencji pasuje zarówno do inteligentnej maszyny, jak i do człowieka. Inteligencja, o której tu mowa, jest względną miarą efektywności w radzeniu sobie z wyzwaniami, jakie stwarza określone otoczenie. Tym „otoczeniem” mogą być szachy albo chińska gra go, ale może nim być też choroba, którą chcemy zdiagnozować. Może nim być pojedynek myśliwców w powietrzu. We wszystkich tych przykładach i bardzo wielu innych rozwiązania AI (algorytmy i ich oprogramowanie) są już lepsze lub przynajmniej nie gorsze od człowieka – gracza w szachy albo go, lekarza czy pilota myśliwca. Specjalnie do tego przeznaczone programy AI potrafią pisać streszczenia najróżniejszych utworów i dokumentów albo same pisać utwory na zadane tematy i w zadanym stylu – np. scenariusze seriali filmowych dla serwisów internetowych zwanych platformami streamingowymi czy dla kanałów telewizyjnych (trochę uwag o tych wszystkich programach AI można znaleźć np. w moim artykule w miesięczniku „Wszystko co Najważniejsze” nr 60 oraz na stronach portalu WszystkocoNajwazniejsze [tu link]).

To, co nazywamy otoczeniem, w którym działają obecne programy AI, jest ściśle określone albo mówiąc inaczej, bardzo wąskie – gra w szachy, diagnozowanie konkretnej choroby, pojedynek myśliwców itd. Projektanci takich programów pracują na rzecz poszerzenia owych „otoczeń”, np. do bitwy w powietrzu, w którą zaangażowanych jest więcej niż jeden myśliwiec pilotowany przez człowieka, przy czym każdy z tych myśliwców jest wspomagany przez więcej niż jeden samolot bezzałogowy (autonomiczny dron). Takim projektem jest realizowany od kilku lat przez amerykańską agencję rządową DARPA program o nazwie Air Combat Evolution (ACE). Do pilota myśliwca należy decyzja o oddaniu programom AI inicjatywy w czasie walki, np. podczas pojedynku jego myśliwca z myśliwcem przeciwnika, albo przekazaniu dronowi zadania unicestwienia innego wybranego obiektu. W przypadku tego projektu chodzi o to, by z jednej strony pozwolić działać bardziej skutecznym od człowieka programom AI a z drugiej zachować kontrolę człowieka nad całością bitwy.

Ale również otoczenie, w którym ma działać program ACE, jakkolwiek znacznie szersze niż w przypadku pojedynku dwóch myśliwców, jest nadal otoczeniem „bardzo wąskim”, czyli ściśle ograniczonym, pozwalającym radzić sobie w jednej, dobrze określonej sytuacji – w tym przypadku bitwy w powietrzu. Projektantom marzy się opracowanie programów ogólnej – niektórzy mówią o „silnej” – sztucznej inteligencji (AGI – Artificial General Intelligence). Każdy taki program AGI miałby być w stanie radzić sobie z możliwie wieloma zadaniami z różnych dziedzin. Mówi się w tym kontekście o takim działaniu AGI, które dorównuje człowiekowi albo przekracza jego zdolności kognitywne na możliwie wielu polach. Niektórym marzy się przekroczenie przez AGI zdolności kognitywnych człowieka na wszelkich polach, we wszystkich zadaniach, jakie człowiek może sobie postawić (dziś taką wszechpotężną AGI nazywa się sztuczną superinteligencją, Artificial Superintelligence – ASI). Ci ostatni wierzą w zbudowanie przez człowieka takiej ASI, która nie będzie miała ograniczeń poznawczych właściwych ludzkiemu umysłowi, albo roją o przeniesieniu umysłu człowieka do maszyny i ogromnemu, dziś niewyobrażalnemu, wzmocnieniu jego inteligencji.

Zostawmy na boku marzenie o AGI, nawet w jej skromnej wersji, którego ziszczenie się w dalekiej przyszłości nie jest wykluczone. Zapytajmy natomiast, skąd biorą się nasze obawy przed dalszym rozwojem „zwykłej” AI.

Słuszne jest oczywiście domaganie się, by na korzystanie z metod AI nałożyć ograniczenia, które zapobiegną ich niekontrolowanemu działaniu w najróżniejszych obszarach aktywności społecznej, gospodarczej czy obronnej. Nie można np. dopuścić do przejęcia przez AI zarządzania przedsiębiorstwami, siecią energetyczną, teatrem działań wojennych. Wypracowaniem odpowiednich mechanizmów kontroli systemów AI zajmują się organizacje rządowe, międzypaństwowe oraz społeczne. Nie będziemy tu opisywać tych inicjatyw. Ich powodzenie nie jest pewne, jako że różne państwa i inne ośrodki mające wpływ na sprawy świata mają różne interesy, mogą takie inicjatywy torpedować albo gwałcić przyjęte ustalenia. Era świata dwubiegunowego dobiegła końca, rodzi się nowy ład geopolityczny, a to z pewnością będzie utrudniać przyjęcie i respektowanie jakichkolwiek potrzebnych regulacji czy to w sferze gospodarczej, czy militarnej.

Nie zajmiemy się również wieloma innymi problemami, jakie rodzi rozwój metod AI, np. tym, jak rozwój ten wpłynie na rynek pracy – czy to w krajach rozwiniętych, czy dopiero się rozwijających, czy zacofanych. Przyjrzymy się jedynie, znowu nie po raz pierwszy, obawom związanym ze zmianami w świecie kultury.

Wspomniałem, że specjalnie do tego przeznaczone programy AI potrafią pisać utwory na zadane tematy i w zadanym stylu – np. scenariusze seriali filmowych. Fakt ten wzbudził zrozumiałe protesty wśród twórców scenariuszy i w zeszłym roku Gildia Pisarzy Zachodniego Wybrzeża USA doszła do jakiegoś zadowalającego ją porozumienia z producentami filmowymi z Hollywood. Ale spójrzmy na te protesty z innej strony, nie pytając, kto może stracić pracę, ale ile ta praca jest warta. Liczona w dolarach – na pewno dużo. A gdy zapytać o jej wartość dla kultury? To wcale nie pojedynczy twórcy piszą swoje głęboko przemyślane dzieła, ale całe zespoły pisarczyków – zresztą świetnie do tego przysposobionych na uczelniach ciągle zwanych uniwersytetami i koledżami, a nie technikami kształcącymi wyrobników różnych profesji – klecą wspólnie scenariusze, które będą miały szansę dać filmy oglądane przez miliony widzów spragnionych relaksu po ciężkim i nudnym dniu własnej pracy w jakiejś korporacji, fabryce, sklepie albo restauracji. Nie lekceważę tych pisarczyków. To najczęściej ludzie bardzo inteligentni, często pomysłowi, nietuzinkowi. Ale ich praca nie ma służyć kulturze – zachęceniu widzów do wzrastania w mądrości i cnotach, umiłowania dobra i piękna (a o to chyba chodzi w sferze kultury, nieprawdaż?) – lecz intelektualnemu uśpieniu, by nie powiedzieć ogłupieniu widowni i zbyt często promocji złego smaku. Czy nie taka jest ogromna większość produkcji filmowych, streamingowych i jakich tam jeszcze, wszystkich tak czy inaczej wspomaganych przez AI?

Czy owi pisarczykowie sami nie są jak system AI? I ich zespół, i ów system są podobnie inteligentni, mają podobną wiedzę i są podobnie odtwórczy. Sukcesy tzw. chatbotów – takich jak ChatGPT, Gemini, Claude – a to znaczy sukcesy wielkich modeli językowych, doprawdy zdumiewające i budzące podziw dla ich twórców, których produkcje mogą być nie gorsze niż dzieła pisarczyków, mają za fundament tzw. generatywną AI. Lepszą nazwą tej części AI jest AI naśladowcza. Istotą sukcesów metod AI, fascynujących od strony technicznej, jest w obszarze kultury właśnie ich naśladowczy charakter. AI nie ma nic wspólnego z rozumieniem materiału, który przetwarza. I nie będzie miała.

Ta AI jest już teraz wszechobecna w naszym życiu. Jean-Marie Domenach pisał w zeszłym wieku, że jesteśmy cywilizacją spektaklu. Neil Postman widział, że rzeszom ludzkim grozi zabawienie się na śmierć. Manuel Castells opisywał, jak stajemy się społeczeństwem sieci internetowej. Pisał, jak to nas zmieni, zrazu zaniepokojony, z czasem zaakceptowawszy prawa, jakimi rządzi się takie społeczeństwo. A za tym wszystkim kryją się algorytmy AI. Współdziałamy z nimi, współpracujemy z nimi w pracy i poza pracą. Algorytmizacja życia jest coraz głębsza. To głównie algorytmy AI przyjmują nas do pracy, oceniają naszą pracę – nie tylko w fabryce czy sektorze usług, ale także na uniwersytecie i politechnice – i zwalniają z tej pracy. Coraz więcej prac wykonywanych przez ludzi ujmuje się w ściśle określone procedury, coraz więcej prac jest – można powiedzieć – zalgorytmizowanych.

Żyjemy w nieznośnej teraźniejszości napływających informacji ze świata. Kto dziś pamięta prorocze ostrzeżenia Alexisa de Tocqueville’a, Juana Donoso Cortésa, papieża Piusa IX, Orestesa Brownsona czy późniejsze, bo sprzed 95 lat, Andrew Lytle’a, który pisał, iż nasze „dążenie do szczęścia zostało zastąpione kręceniem się w kółko, pozbawionym nawet tej logiki, jaką kieruje się pies, goniąc własny ogon”. Kto pamięta syntezy Christophera Dawsona, namysł historiozoficzny Reinharta Kosellecka, innych mistrzów XX wieku? Dziś najlepsi nasi komentatorzy, ci prawdziwie myślący, mogą przypominać tamte teksty jedynie w wydawnictwach niszowych, ale nade wszystko muszą pisać i pisać, i pisać, komentować niemal bez przerwy, co dzisiaj się dzieje tu czy tam. Takie są prawa życia w tej nieznośnej teraźniejszości sieci internetowej i algorytmów AI, prawa, którym prawie wszyscy ulegamy.

Max Weber bolał nad tym, że „odczarowaniu świata” musi towarzyszyć zagubienie wewnętrzne człowieka, uwiąd świadomego pragnienia zrozumienia świata i siebie, a stąd utrata poczucia sensu życia. Zamiast przybliżania się do wiecznej prawdy, odkrywania tego, co dobre i piękne – a ich właściwe rozpoznanie otwiera drogę do wiedzy i mądrości oraz naucza, jak żyć – pozostaje opanowanie życia „w sposób techniczny”. Do tego zaś wystarcza inteligencja, naturalna albo sztuczna, ta druga o tyle lepsza, że w praktyce życia trywialnego zwyczajnie już teraz jest często większa od tej pierwszej. Tak się kończy odrzucenie logosu na rzecz techne. Jak odnotowałem w nrze 50 miesięcznika „Wszystko co Najważniejsze”, „w świecie bez logosu, w którym Zachód wyrzeka się własnej kultury, odrzuca swoje korzenie duchowe – a w takim świecie żyjemy – człowiek się gubi i może się zatracić w ucieczce od prawdziwego siebie, zatracić się w ucieczce od tego, co rozumne, i poddać się w niewolę temu, co nierozumne. Inteligentne, ale nierozumne i po prostu nieludzkie”.

Oto największy problem współczesnego Zachodu. Nie AI, która nam zagraża jak kiedyś (i w pewnej mierze dzisiaj) broń nuklearna, ale AI, która jest w nas. Prawdziwą obroną przed zagrożeniami niesionymi przez AI jest powrót do wizji człowieka jako istoty duchowej. Moje „ja”, moja osoba jest jednością substancjalną ciała i duszy. Ta moja druga część jest duchowa, ale nasza (anty)kultura, nasz język – poza językiem kruchty kościelnej, przecież niewartej poświęcenia jej głębszej uwagi, powiedzą tej (anty)kultury koryfeusze – wyrzuciły rozmowę o duszy na śmietnik historii. To prawda, że słowem „duchowość” szermuje wielu współczesnych intelektualistów, ale gdy większość z nich spytać, jakąż to „duchowość” mają na myśli, jasnej odpowiedzi nie usłyszymy. Nie mają odwagi, by wykroczyć poza ramy naturalistycznego pojmowania świata. A taki sposób myślenia jest zamknięty na ten niewygodny dla współczesności fakt, iż to, co duchowe, nie mieści się w owych ramach. Chyba że duchowość jest złudą, iluzją, jakoś wyprodukowaną przez ewolucję świata przyrody i w niej człowieka. Chyba że rozum jest w ostatecznym rozrachunku nierozumny.

Jest w nas coś, co filozofowie nazywają naturą rozumną, a ta – spleciona nierozerwalnie z tym, co materialne – jest niematerialna, duchowa właśnie (konstatacji tej poświęciłem parę uwag wstępnych w zakończeniu artykułu opublikowanego w numerze 67 miesięcznika „Wszystko co Najważniejsze”, więcej o tym może w niedalekiej przyszłości). To ta natura rozumna człowieka – jego umysł rozumny – pozwala i każe mu szukać mądrości oraz prawdy. Lata temu, pisząc o rojeniach proroków AGI, mających nadzieję na przeniesienie umysłu do maszyny, pytałem na stronach portalu WszystkocoNajwazniejsze, czy iluzją jest miłość – osoby do osoby – oraz umiłowanie prawdy. Czy iluzją jest również samoświadomość, która czyni możliwym praktykowanie cnót i doświadczanie specyficznie ludzkich radości? I przypominałem, że Leszek Kołakowski tak kończył swój esej Horror metaphysicus:

„I czyż nie narzuca się podejrzenie, że gdyby ‘być’ nie było ‘do czegoś’, a świat pozbawiony sensu, to nie tylko nigdy nie zdołalibyśmy wyobrazić sobie, że jest inaczej, lecz nawet pomyśleć nie bylibyśmy w stanie tego właśnie, że być nie jest w istocie ‘do czegoś’, a świat pozbawiony sensu?”.

.Czy Zachód jest jeszcze w stanie się przebudzić, odrzucić życie na sposób techniczny i zwrócić się ku życiu w mądrości, która kieruje człowieka w stronę Dobra, Prawdy i Piękna? Na razie poddaje się we władanie najróżniejszym programom AI, lekceważy wspaniałość własnego dziedzictwa kulturalnego, jakby wstydzi się tego, co duchowe i… literalnie wymiera, już piątą dekadę z rzędu.

Jacek Koronacki

Materiał chroniony prawem autorskim. Dalsze rozpowszechnianie wyłącznie za zgodą wydawcy. 25 stycznia 2025