Próba zastraszenia świata
Trudno jest udowodnić terroryzm, także dlatego, że termin ten jest niejasny – pisze prof. Mark JUERGENSMEYER
W przemówieniu wygłoszonym niedawno na forum Organizacji Narodów Zjednoczonych prezydent Ukrainy Wołodymyr Zełenski stwierdził, że Rosja jest państwem terrorystycznym. Jego uwagi pojawiły się wkrótce po ujawnieniu informacji o masakrze ludności cywilnej w Buczy pod Kijowem, która miała miejsce w ciągu miesiąca okupowania tego miasta przez wojska rosyjskie.
Widok był potworny – ciała ludzi zastrzelonych w stylu egzekucyjnym, z rękami związanymi za plecami za pomocą opasek zaciskowych, ciała ludzi, którzy zostali zastrzeleni, gdy jechali rowerami być może do sklepu…
Po wystąpieniu Zełenskiego w ONZ rosyjski ambasador odczytał tekst, jak można sądzić, wysłany z Moskwy, w którym twierdził, że ciała zostały podłożone przez władze ukraińskie po wycofaniu się wojsk rosyjskich, by przedstawić Rosjan w złym świetle. „New York Times” zamieścił na pierwszej stronie zdjęcia satelitarne tych terenów z czasu okupacji. Zdjęcia te przedstawiały te same ciała, które zostały znalezione przez Ukraińców w tych samych miejscach po wycofaniu się wojsk rosyjskich.
To były z pewnością odrażające czyny. Ale czy były one terroryzmem? Odpowiedź na to pytanie zależy od tego, co rozumiemy przez „terroryzm”. Być może były to jednak zbrodnie wojenne – łatwiejsze do udowodnienia, ponieważ to, czym są zbrodnie wojenne, określa prawo międzynarodowe. Międzynarodowy Trybunał Karny w Hadze określa precyzyjne, czym są zbrodnie wojenne, skupiając się na celach cywilnych i innych celach niewojskowych, oraz przewiduje kary dla osób uznanych za winne ich popełnienia.
Zarówno ukraińscy, jak i międzynarodowi obserwatorzy zajmują się katalogowaniem przypadków takich jak ten w Buczy. Ale choć definicja zbrodni jest jasna – atakowanie niewinnych cywilów – nie jest łatwo wygrać w sądzie. Trzeba między innymi ustalić, kto podejmował decyzje, i udowodnić, że miał on zamiar działać w zbrodniczy sposób przeciwko niewinnej ludności cywilnej.
Jeszcze trudniej jest udowodnić terroryzm, także dlatego, że termin ten jest niejasny. Słownik terminów wojskowych Departamentu Obrony Stanów Zjednoczonych definiuje terroryzm jako „celowe użycie bezprawnej przemocy lub groźby bezprawnej przemocy w celu wzbudzenia strachu, mające na celu wymuszenie lub zastraszenie rządów lub społeczeństw w dążeniu do osiągnięcia celów, które są na ogół polityczne, religijne lub ideologiczne”.
Problem z tą definicją polega na tym, że pozostawia ona otwartą kwestię interpretacji tego, co jest „bezprawne” i co „wzbudza strach”. Jeśli państwo ogłasza prawo, które pozwala mu na inwazję na sąsiedni kraj, tak jak zrobiła to Rosja, to działania militarne – jakiekolwiek by one były – mieszczą się w ramach prawa.
Moja własna definicja terroryzmu jest nieco inna i skupia się na zamiarze wzbudzenia strachu. Po wielu latach analizowania radykalnych grup na całym świecie, które stosowały ekstremalną przemoc jako taktykę, zdefiniowałem akty terrorystyczne jako użycie przemocy mające na celu zastraszenie. Są to działania, które nie mają na celu osiągnięcia celu militarnego, ale raczej zastraszenie wszystkich tych, którzy są świadkami przemocy. Atak Al-Kaidy na World Trade Center i Pentagon z 11 września jest wyraźnym przykładem tego rodzaju przemocy terrorystycznej.
Przyjmując tę definicję terroryzmu, można sobie wyobrazić, że nie tylko grupy radykalne, ale także państwa o ugruntowanej pozycji wykorzystują przemoc w ten właśnie sposób. Kiedyś opisałem Państwo Islamskie (ISIS), które panowało w Iraku i Syrii, jako „państwo terrorystyczne”, ponieważ używało przemocy nie tylko w celu zastraszania swoich wrogów, ale także do podporządkowania sobie własnych obywateli. Na przykład na centralnym placu w Mosulu odcięte głowy osób oskarżonych o sprzeciwianie się reżimowi ISIS umieszczono na słupkach ogrodzeniowych, aby wszyscy przechodnie mogli je zobaczyć. Przesłanie było jasne – bądź posłuszny, bo inaczej twoja głowa może być następna.
Niewiele jednak prawowitych rządów stosuje taką terrorystyczną przemoc. Nie umieszczają one głów na słupach i rzadko stosują taktykę, którą można uznać za mającą na celu przede wszystkim zastraszenie. Czasy wojny to jednak inna sytuacja, w której nawet zazwyczaj moralne reżimy mogą działać brutalnie, wykorzystując zastraszanie jako część strategii wojskowej.
Kiedy pod koniec II wojny światowej Stany Zjednoczone zrzuciły bomby atomowe na japońskie miasta Hiroszimę i Nagasaki, niszcząc je i zabijając setki tysięcy ludzi, pojawiły się pytania o moralną zasadność tych działań. Do dziś trwa debata, czy te bombardowania można usprawiedliwić celami wojskowymi, czy też miały one na celu zastraszenie rządu japońskiego, a być może także ostrzeżenie Związku Radzieckiego, że Stany Zjednoczone dysponują tak niszczycielską bronią. Przesłanie dla całego świata brzmiało – nie zadzieraj z Ameryką, ponieważ posiada ona bombę atomową.
Czy to oznacza, że USA stosowały metody terroryzmu? Pewien skazany terrorysta powiedział mi, że jego zdaniem tak. Kiedy pojechałem do amerykańskiego więzienia o zaostrzonym rygorze i spotkałem się z jednym z organizatorów skazanych za zamach bombowy na World Trade Center w 1993 r. – sprzed ataku z 11 września – twierdził on, że USA są największym terrorystą na świecie. Kiedy powiedziałem mu, że jego próba zniszczenia World Trade Center i okolicznych budynków, gdyby się powiodła, zabiłaby 200 000 ludzi, odpowiedział, że jest to liczba osób zabitych przez USA podczas bombardowań atomowych w Japonii, które określił jako „akty terroryzmu”.
Bez względu na to, czy ktoś uważa amerykańskie bombardowania Japonii za akty terroryzmu, czy nie, analiza ta wskazuje, że można mówić o terroryzmie państwowym. W końcu termin „terroryzm” wszedł do użycia w kontekście politycznym po rewolucji francuskiej, kiedy to rządy terroru były jednym z najbardziej brutalnych i okrutnych momentów walki rewolucyjnej.
Jeśli uda nam się ustalić, że straszne czyny rosyjskich żołnierzy w Buczy były aktami terroryzmu, to kto powinien ponieść karę? W czasie wojny wietnamskiej, kiedy amerykańscy żołnierze wpadali w szał i zabijali niewinnych mieszkańców wsi, działania takie były uznawane za akty przestępcze, jeśli nie terrorystyczne. Żołnierze zostali postawieni przed sądem, a w niektórych przypadkach skazani. Jednak ich przełożeni nie zostali oskarżeni ani osądzeni.
Czy tak mogło być w Buczy? Jeśli rosyjscy żołnierze byli źle wyszkoleni, a dowództwo w terenie było nieudolne – jak twierdzi wielu obserwatorów – możemy sobie wyobrazić, że młodzi mężczyźni w mundurach mogli dokonywać wszelkiego rodzaju okrutnych czynów bez obawy przed odwetem. Kiedy widzieli, jak ich towarzysze giną w wyniku uderzeń rakietowych sił ukraińskich, które skutecznie zatrzymały ich czołgi, mogli czuć się ośmieleni do szukania zemsty na każdym napotkanym Ukraińcu, nawet na niewinnych ludziach jadących rowerem do sklepu spożywczego.
Takie mściwe akty można uznać za rodzaj terroryzmu indywidualnego, jeśli miały na celu nie tylko zemstę, ale także próbę zastraszenia miejscowej ludności, by bała się okupanta i była mu posłuszna. Aby jednak uznać te działania w Buczy za element strategii terroryzmu państwowego, należałoby wykazać, że rozkaz pochodził z góry systemu dowodzenia, a nie był jedynie odruchowym działaniem przestraszonych młodych żołnierzy w stresujących chwilach. Istnieją jednak inne przypadki w obecnej inwazji na Ukrainę, w których rosyjskie dowództwo wojskowe jest wyraźnie zaangażowane w działania, które można zasadnie określić jako terroryzm państwowy. Świat był świadkiem celowego niszczenia w Mariupolu i innych miastach bloków mieszkalnych, szkół, przedszkoli, szpitali i centrów handlowych. Budynki te są przeznaczone do użytku cywilnego i nie pełnią żadnych funkcji wojskowych, a mimo to takie cele musiały być zatwierdzone przez dowództwo. Nie można tego potraktować jako bezmyślnych aktów zemsty młodych żołnierzy.
Te cele cywilne są podstawą do oskarżenia Rosji, a Putina w szczególności, o zbrodnie wojenne. Choć dowody są nadal zbierane, obraz wydaje się jasny i przekonujący – takie zbrodnie zostały popełnione. Osoby podejmujące decyzje o atakach na obiekty cywilne mogą i powinny zostać pociągnięte do odpowiedzialności.
Można to również określić jako akty terroryzmu państwowego. Celem ataków na budynki mieszkalne, szpitale, szkoły i centra handlowe jest oczywiście zastraszenie. Mają one przestraszyć obywateli Ukrainy i zmusić ich do uległości. W tym sensie jest to tylko nieco bardziej wyrafinowana metoda niż ta, którą zastosowało ISIS w Mosulu, gdzie umieszczano odcięte głowy na słupkach ogrodzeniowych na placu publicznym.
To, czy Rosja jest państwem terrorystycznym, będzie nadal rozważane. Definicja tego, co jest terroryzmem, a co nim nie jest, zależy ostatecznie od obserwatora. Jeśli ludzie czują się zastraszeni, to są terroryzowani. W tym sensie nie jest potrzebna żadna dodatkowa definicja prawna. Jednak termin „terroryzm” rzadko bywa precyzyjnie kodyfikowany.
.Niezależnie od tego, jak ktoś nazwie czyny, które miały miejsce w Buczy – czy były to zbrodnie wojenne, ludobójstwo, masakra, czy nawet terroryzm – jest jeszcze jedno słowo, którego użył Zełenski w swoim przemówieniu w ONZ, a z którym zgodzi się większość rozsądnych ludzi na całym świecie. Było to okrucieństwo.
Mark Jurgensmayer
Tekst ukazał się w nr 40 miesięcznika opinii „Wszystko co Najważniejsze” [LINK].