Viktor Orbán. Populista czy skuteczny realista?
Niezależnie od słabości opozycji węgierski premier nie odniósłby tak triumfalnego sukcesu wyborczego, gdyby nie wojna na Ukrainie – pisze prof. Marko BABIĆ
.W wyborach parlamentarnych 3 kwietnia 2022 roku Viktor Orbán po raz czwarty z rzędu triumfalnie zwyciężył większością 2/3 ze swoją partią Fidesz. Zapewnił sobie piątą kadencję premiera (pierwszy raz wygrał w 1998 roku i urzędował do roku 2002), a obecnie sprawuje władzę nieprzerwanie od 2010 roku. Po niedzielnych wyborach jest pewne, że pozostanie na czele rządu do 2026 roku. W ten sposób wraz z admirałem Miklósem Horthym (1919–1944) i komunistycznym sekretarzem generalnym Janosem Kadarem (1956–1988) stał się najdłużej urzędującym przywódcą we współczesnej historii Węgier.
Styl działania politycznego rządów Orbána nie pozostawia nikogo obojętnym. Niektórzy, głównie wiejski i drobnomieszczański elektorat, uwielbiają go, podczas gdy inni, w większości wykształceni, pozostający bez uprzywilejowanych państwowych i społecznych synekur, gardzą nim za bezwzględne nadużywanie nacjonalistycznych resentymentów, polityczno-historycznych mitów i populistycznej demagogii. Orbán prezentuje się jako nowy ojciec narodu broniący Węgrów i europejskich wartości chrześcijańskich przed pozaeuropejskimi migrantami, brukselską biurokracją, nadciągającą powszechną katastrofą wojenną w wyniku wojny na Ukrainie, ostrzegając Węgrów, że to nie jest ich wojna i nie pozwoli, by NATO „wciągnęło” ich w ten konflikt.
Z drugiej strony w tym roku wyborczym Orbán miał przeciwko sobie całą opozycję wspieraną przez liberalny Zachód: od skrajnej lewicy po skrajną prawicę. Niemniej projekt przypominający te, które odniosły sukces w Czechach (porażka Andreja Babiša) oraz w ubiegłym roku w Bułgarii (przegrana Bojko Borysowa), na Węgrzech poniósł całkowitą porażkę. Dlaczego tak się stało? W 2019 roku, po trzech przegranych cyklach wyborczych od roku 2010, barwna węgierska opozycja postanowiła zjednoczyć się przeciwko Fideszowi Viktora Orbána.
Do partii lewicowych dołączyła była skrajnie prawicowa partia Jobbik, która w 2018 roku otrzymała milion głosów i była drugą najsilniejszą partią w parlamencie po Fideszu. Pewny siebie ówczesny szef Jobbiku Gábor Vona, który rozpoczął reformowanie partii od porzucenia programu antysemickiego i profaszystowskiego oraz skierował ją w stronę politycznego centrum, został zmuszony do dymisji. Stworzyło to okazję, by nowi przywódcy zaakceptowali wezwanie partii lewicowych w celu zjednoczenia sił wyborczych (Koalicji Demokratycznej, Socjalistów jako następców Partii Komunistycznej; Ruchu Momentum, młodych liberałów, którzy zyskali znaczenie polityczne po udanej petycji z ponad 200 000 podpisów przeciwko organizacji igrzysk olimpijskich w Budapeszcie, oraz dwóch partii zielonych). Powodem wspólnego występu były wybory samorządowe w 2019 roku, w których najważniejszym trofeum była stolica. Wtedy też po raz pierwszy wypróbowano instytucję prawyborów (podobną do amerykańskiej), która okazała się strzałem w dziesiątkę. Lider małej Partii Zielonych Gergely Karácsony został burmistrzem Budapesztu, pokonując członka Fideszu Istvána Tarlósa. Jesienią ubiegłego roku z powodzeniem odbyły się prawybory opozycyjne, w których wzięło udział prawie milion osób.
Spośród pięciu kandydatów burmistrz małej miejscowości Hódmezővásárhely, Péter Márki-Zay, ku wielkiemu zaskoczeniu zdołał przekonać popularniejszego Gergelyego Karácsonyego do ustąpienia na jego korzyść. Tym samym stał się liderem zjednoczonej opozycji. Okazało się jednak, że nie zdołał przekonać wszystkich liderów opozycyjnej koalicji i de facto pod koniec kampanii Márki-Zay został zupełnie sam. Całkowita porażka była przesądzona.
Niemniej sam Orbán nie pozostawił niczego przypadkowi i trzeba przyznać, że swoją grę prowadzi bezlitośnie po mistrzowsku. Na przykład parlament większością Fideszu w marcu 2020 roku w trybie pilnym uchwalił ustawę dającą rządowi nieograniczone uprawnienia w rozwiązywaniu problemu pandemii, bez wyznaczania terminu wygaśnięcia tych nieograniczonych uprawnień. Co istotne, podczas pierwszego stanu wyjątkowego rząd wydał prawie 150 rozporządzeń faworyzujących te gminy i obszary, w których rządzi Fidesz, a dotacje państwowe ominęły np. stolicę, ponieważ burmistrz Budapesztu Gergely Karácsony należy do opozycji i przypisywano mu niekompetencję. Takich przykładów skutecznego neutralizowania opozycji jest całe mnóstwo (również dzięki kontroli mainstreamowych mediów).
Jeżeli chodzi o relacje regionalne, to w latach 2020 i 2021 Węgry odegrały z Polską jedną z czołowych ról na europejskiej scenie politycznej w walce z tzw. mechanizmem warunkowości, który umożliwiłby UE zawieszenie lub ograniczenie dostępu do finansowania europejskiego – proporcjonalnie do charakteru, wagi lub zakresu naruszenia obowiązujących unijnych przepisów. Zarówno Polska, jak i Węgry są przedmiotem dochodzenia Komisji Europejskiej w kwestii podważania niezależności sądownictwa i wolności mediów. Z drugiej strony Grupa Wyszehradzka też nie jest już tak zwarta jak kiedyś. Słowacja de facto opuściła ją po upadku rządu Roberta Fica i wyborze liberalnej głowy państwa Zuzany Čaputovej. Czechy również przestają podążać ścieżką węgiersko-polską po odejściu premiera Babiša; populiści są słabi w Niemczech, Austrii i Bułgarii, a we Francji niedługo zostaną poddani testowi wyborczemu i okaże się, jaki będzie wynik Marine Le Pen (w wyborach parlamentarnych w czerwcu 2022 r.), z którą premier Węgier wiąże duże nadzieje. Prawdą też jest, że interesy Węgier i Polski są coraz bardziej sprzeczne.
Podczas gdy Węgry i Polska pozostają zjednoczone w stosunkach z Brukselą, wojna na Ukrainie i ich relacje z Putinem coraz bardziej utrudniają ich partnerstwo. Putin jest dla Orbána politykiem przyjaznym i partnerem handlowym i dlatego Orbán sprzeciwia się zachodnim sankcjom wobec Moskwy, z kolei Polacy otwarcie popierają Ukrainę i zajmują stanowisko wybitnie antyrosyjskie. Pamiętajmy jednak, że niezależnie od słabości opozycji węgierski premier nie odniósłby ostatnio tak triumfalnego sukcesu wyborczego, gdyby nie wojna na Ukrainie.
Zaledwie kilka tygodni przed 24 lutego Orbán długo siedział na Kremlu przy słynnym stole z prezydentem Rosji. Podobno rozmawiali przez pięć godzin. Orbán powiedział później, że był na misji pokojowej. Na Węgrzech mówi się, że być może poruszyli temat „zwrotu” części zachodniej Ukrainy Węgrom. Oczywiście w przypadku „blitzkriegu” i podziału atakowanego kraju.
Na Zakarpaciu, bo o tym regionie mowa, zamieszkuje około 10 proc. Węgrów. Przyjaźń obu przywódców trwa od 2009 roku, kiedy Orbán, wówczas jeszcze w opozycji, dokonał jednego ze swoich częstych przewrotów i z rusofoba nagle stał się wielkim fanem Władimira Putina (tylko w 2010 roku spotkał się z nim 10 razy). Prawdziwy biznes zaczął się około 2014 roku, kiedy zawarto kontrakt (szczegóły stanowią tajemnicę państwową) na budowę rosyjskiej elektrowni jądrowej Paks 2 o wartości 10 mld euro.
Orbán utrzymuje niezwykle bliskie stosunki z przywódcami o podobnych poglądach: z Aleksandarem Vučiciem w Serbii i Recepem Erdoğanem w Turcji, z którym podczas swojej kadencji premiera spotkał się ponad dziesięć razy. Stosunki ze Stanami Zjednoczonymi układały się znakomicie za Donalda Trumpa, a ówczesny ambasador USA w Budapeszcie bronił Orbána przed wszelkimi możliwymi oskarżeniami o antysemityzm, wynikającymi z konfliktu z George’em Sorosem i wymuszonego opuszczenia Budapesztu przez Sorosowski projekt Uniwersytetu Środkowoeuropejskiego. Wraz z administracją Joe Bidena „miesiąc miodowy” Budapesztu i Waszyngtonu dobiegł końca.
Orbán dziś postrzegany jest jako główny człowiek Putina w Europie, największy destabilizator UE, najsłabsze ogniwo NATO, autokrata, który całkowicie zawładnął węgierskim państwem i społeczeństwem. I częściowo potwierdził to wszystko swoimi poglądami po inwazji Putina na Ukrainę – nie potępił go, nie zezwolił na transport broni na Ukrainę przez Węgry, w swym zwycięskim przemówieniu zaliczył do swoich przeciwników prezydenta Ukrainy Wołodymyra Zełenskiego. Ale jednocześnie Węgry bez wahania głosowały za rezolucją Rady Bezpieczeństwa ONZ potępiającą inwazję, a także za wspólnymi sankcjami UE przeciwko Rosji i szeroko otworzyły swoje drzwi dla ukraińskich uchodźców. Orbán jest gotów głosować za sankcjami, czego nie można powiedzieć o głównym oponencie sankcji – Niemczech (a nawet Austrii).
Głównym człowiekiem Putina w Europie nie był Viktor Orbán, ale była nim kanclerz Niemiec Angela Merkel wraz z byłym kanclerzem Gerhardem Schröderem, obecnym kanclerzem Olafem Scholzem i obecnym prezydentem Frankiem-Walterem Steinmeierem, ponieważ ich polityka doprowadziła Europę do uzależnienia energetycznego od Rosji i dała siłę Putinowi. Oczywiście Orbán nie jest antyputinowski i pośrednio można go zaliczyć do powyższego grona. Ale podczas gdy Scholz i Steinmeier przepraszają dziś za złą politykę wobec Rosji (jakby była to pomyłka zaniedbania, a nie projekt strategiczny), Orbán odmawia przeprosin. Co więcej, akceptuje niemiecki grzech bycia głównym graczem Putina w Europie. Z drugiej strony robi wszystko, co konieczne, aby członkostwo Węgier w UE i NATO nie było kwestionowane.
.Zapowiadane próby sankcjonowania Węgrów przez UE tylko ujawnią grzechy wschodnie „wielkich” europejskich nauczycieli demokracji i obnażą prawdziwą Realpolitik, z jaką dzisiaj mamy do czynienia. Podczas gdy na powierzchni (ogólnoeuropejskiej) wyczerpujemy się w dyskusjach o na przykład obowiązku instalowania transpłciowych toalet w przestrzeni publicznej, w głębi (państwa narodowego) szykujemy się do budowania nowego muru między światami. Viktor Orbán wówczas stanie się bardzo niewygodnym świadkiem tej naszej europejskiej rzeczywistości. Chociażby z tego powodu warto przyglądać mu się bliżej i traktować go poważnie.
Marko Babić