Marek JUREK: Rekonkwista Érica Zemmoura

Rekonkwista Érica Zemmoura

Photo of Marek JUREK

Marek JUREK

Marszałek Sejmu V kadencji, poseł do Parlamentu Europejskiego VIII kadencji. Współzałożyciel ZCh-N i Przymierza Prawicy, wiceprezes PiS 2002-2007. Absolwent historii na Uniwersytecie im. Adama Mickiewicza w Poznaniu.

Ryc. Fabien CLAIREFOND

zobacz inne teksty Autora

Szefem kampanii Zemmoura został generał Bertrand de La Chesnais, były zastępca dowódcy francuskich sił lądowych. Poznał Zemmoura w katolickim Instytucie Montalemberta. To tej prawicy katolickiej Rekonkwista przywraca pole działania – pisze Marek JUREK

.O rewolcie 1968 roku mówiono jako o buncie przeciw Ojcu. De Gaulle, sędziwy wódz Wolnej Francji i patron Ruchu Oporu, odnowiciel Republiki, który rzucił wyzwanie konformizmowi Francuzów, chroniących się pod rozpostarte ramiona marszałka Pétaina – został przelicytowany przez ultralewicową młodzież, która chciała kolejnej rewolucji, kolejnej Épuration, usuwającej we Francji resztki tradycji. To wszystko więc, co wewnątrz Republiki reprezentował właśnie Charles de Gaulle.

Érica Zemmoura zrozumieć można tylko w tym kontekście; jest jak młodszy brat pokolenia ’68. Młodsi bracia od starszych bywają bardzo różni. Jak pokolenie 1920 roku, które ze szkół ruszyło na front (i które w ogromnym stopniu w niepodległej Polsce poszło w stronę prawicy narodowej), różniło się od pokolenia 1914 roku, które było przede wszystkim legionowe i lewicowe, a potem na ogół sanacyjne. Jak od patosu pokolenia AK-owskiego różniła się beznadziejność generacji „młodszych braci”, najlepiej chyba reprezentowana przez Hłaskę i Cybulskiego, zapijających żal po skończonej historii, balansujących między cynizmem a buntem „bez powodu”.

Zemmour jest gaullistą, nie paleo- ani neo-, ale arcygaullistą, który nie zamierza naśladować Generała nawet wtedy, gdy siada obok jego mikrofonu, by ogłaszając start w kampanii wyborczej – wezwać Francuzów na nowo do oporu. Jest jak Ludwik XIV, który sam postanawia być Wielkim Kardynałem, nie oddając – jak ojciec – władzy w cudze ręce. Zemmour uważa, że trzeba mieć gaullistowskie ambicje, należy wierzyć w wielkość Francji, ale patrząc przeznaczeniu prosto w oczy, nie jak de Gaulle, który patrzył w chmury Racji Stanu, gdy już kończył się świat, z którym się identyfikował.

Zemmour to wnuk de Gaulle’a, który zrywa sojusz z komunistami, któremu nie podoba się antyfaszystowska mistyka Wolnej Francji, któremu wstyd z powodu wszystkich pomordowanych patriotów w czasie powojennego, komunistycznego Oczyszczania Francji. Chce być za to tym, kim Generał był dla milionów swych prawicowych zwolenników, choć w rzeczywistości był nim bardziej w słowach i gestach niż w czynach: jednoczycielem dwóch Francji, białej i rewolucyjnej, łączącym je jak sztandar narodowy, który w rewolucyjne barwy Paryża wplótł królewską biel.

Ogłaszając swój start w wyborach prezydenckich, Zemmour wygłosił orędzie przez mikrofon[1]. Jeden z socjalistycznych komentatorów stwierdził, że owszem, mikrofon był de Gaulle’a, ale mowa Pétaina. Mikrofon był oczywiście imitacją, ale mowa była całkowicie oryginalna. Jeśliby szukać dla niej prawdziwego, a nie propagandowego odniesienia, można by w niej znaleźć analogię do rządów Ładu Moralnego po upadku Drugiego Cesarstwa i klęsce w wojnie z Prusami za prezydentury marszałka Mac Mahona. To wtedy Francja mogła odbudować monarchię, ale skoro się to nie powiodło – próbowała, jak radził książę de Broglie, w ramach republiki zbudować „coś podobnego”.

Generał de Gaulle stał ponad sporami światopoglądowymi, uważając je w gruncie rzeczy za ideologiczne tło polityki partyjnej. Potrafił melancholijnie rozprawiać o upadku obyczajów, ale – mimo całej swej katolickiej formacji – nie uważał tego za sprawę państwa. Był przekonanym katolikiem, ale co najwyżej uczniem katolicyzmu społecznego de Muna, a nie kontrrewolucji de Maistre’a. Solidarność narodową wpisywał w swą strategię polityczną i program społeczny, ale bojownikiem kontrrewolucji być nie chciał. Katolicyzm społeczny zaś już przed de Gaulle’em potrafił sobie znaleźć miejsce w centrum republikańskiej polityki.

Ocalić społeczne życie narodu

.Dla Érica Zemmoura dekadencja Francji – jako element dekadencji Zachodu – jest problemem najzupełniej politycznym. „Witalna kwestia tożsamości spycha na bok wszystkie inne, nawet najbardziej istotne problemy, szkolnictwo, przemysł, opiekę społeczną, miejsce Francji w świecie. Jestem pewien – pisze Zemmour – że żaden kandydat nie ośmieli się postawić spraw tożsamości i cywilizacji w centrum kampanii. Będą mówić o bezpieczeństwie, suwerenności, niezależności, ucieczce kapitałów. Marine Le Pen już mówi jak Emmanuel Macron, a Macron mówi jak Marine Le Pen”.

Generał de Gaulle z pewnością nigdy by nie powiedział, że problemy cywilizacji są ważniejsze od francuskiej „présence” w świecie. Już za życia Generała na alarm wobec dekadencji Francji bił jego zaprzysięgły przeciwnik, Jean-Marie Le Pen, ale prezydent Pompidou nawet po śmierci Generała zadowolił się miażdżącym zwycięstwem nad lewicą w wyborach, nie podejmując z nią jednak poważniejszej konfrontacji na polu idei i kultury. Przeciwstawianie bowiem „lewicowej anarchii” i „republikańskiego porządku” może mobilizować przestraszonych wyborców, ale nie jest programem koniecznej zmiany. Tymczasem załamanie naszej cywilizacji było coraz bardziej widoczne dla setek tysięcy katolików i konserwatystów popierających gaullistów jako partię jedności narodowej.

Wejście w kampanię Zemmour miał iście gaullistowskie: wezwał do odzyskania Francji, niszczonej przez społeczną i polityczną dekadencję, której najbardziej widoczną formą jest nieprzerwanie postępująca islamizacja. Jedni mogą w tym apelu widzieć heroiczne wyzwanie rzucone losowi przez pisarza rezygnującego ze swego indywidualnego komfortu, inni – dywersję wobec sprawdzonej kandydatki prawicy, Marine Le Pen. Dziś jednak wokół Érica Zemmoura zbiera się konserwatywna Francja, Philippe de Villiers, Christine Boutin, Jean-Frédéric Poisson. To ci, którzy przez lata mieli ambiwalentny stosunek do bulwarowego stylu Jean-Marie Le Pena.

Szefem kampanii Zemmoura został generał Bertrand de La Chesnais, były zastępca dowódcy francuskich sił lądowych. Symboliczne może być to, że ten potomek pokoleń wojskowej szlachty poznał Zemmoura, stosunkowo niedawno zresztą, w katolickim Instytucie Montalemberta. To tej prawicy katolickiej – której znaczenie słabło w ostatnim czasie w Zjednoczeniu Narodowym Marine Le Pen, a na liberalnej centroprawicy osłabło już dawno – Rekonkwista przywraca pole działania.

Na listach tej założonej przez Érica Zemmoura partii zarezerwowano jedną trzecią miejsc dla dysydentów spośród republikanów, jedną trzecią dla przychodzących ze Zjednoczenia Narodowego i jedną trzecią dla polityków i działaczy, którzy włączyli się bezpośrednio w obecną kampanię. Wszyscy czekają na ostateczne stanowisko najjaśniejszej gwiazdy młodej prawicy, Marion Maréchal, siostrzenicy Marine Le Pen. W chwili, gdy to piszę, wiadomo tyle, że publicznie oświadczyła, iż bliżej jej do przywódcy Rekonkwisty niż do ciotki. Wielu wybitnych działaczy Zjednoczenia (jak Nicolas Bay, jeden z liderów partii w Parlamencie Europejskim) będzie właśnie decyzją Marion Maréchal kierować się w wyborze własnej drogi. A listy kandydatów nowej partii (wybory parlamentarne odbędą się po prezydenckich) układać będzie Jean-Frédéric Poisson, jeden z najwybitniejszych liderów politycznej opinii katolickiej we Francji[2].

Piętno Marszałka

.Szersza opinia w Polsce (jak w całej niefrankofońskiej Europie) o Zemmourze usłyszała po publikacji Le Suicide français, z której to książki zrobiono rewizjonistyczny skandal. Tak ją u nas potraktowała dziennikarska radykalna centroprawica, jako „zychowszczyznę po francusku”. Piotr Zychowicz, nawiązując do Cata-Mackiewicza, Adolfa Bocheńskiego i… przedwojennego Jerzego Giedroycia – w paru książkach stawiał pytanie, czy Polska w latach 30. XX w. nie powinna była zawrzeć antysowieckiego sojuszu z Niemcami i w ten sposób rozerwać geopolityczne obcęgi miażdżące naszą niepodległość. Niczego podobnego u Zemmoura nie ma. Autor Destin français jest rzecznikiem gaullistowskiej wizji dziejów Francji, przeciwnikiem Niemiec, nie jest żadnym monachijczykiem odmawiającym „umierania za Gdańsk”.

Na czym więc polega jego osławiony neopétainizm? Na paru „nieprzyzwoitych” oczywistościach. Przede wszystkim na potwierdzeniu oficjalnego założenia rządów marszałka Pétain, że dzięki ugodzie wojennej (to określenie najlepiej oddaje francuskie „collaboration honnête”) Francja uniknęła „polonizacji”, losu okupowanej Polski. Takie stanowisko podzielali długo po wojnie Stanisław Mackiewicz, Mieczysław Grydzewski, Wacław Zbyszewski.

Co więcej – Zemmour pisze to jako Francuz tradycji żydowskiej – istnienie podczas wojny państwa francuskiego ochroniło życie większości żydowskich Francuzów. Historyk podwójnie bezstronny, bo niefrancuski i niezaangażowany we francuskie spory, Jerzy Eisler, w swej biografii marszałka Pétaina podaje, że „w 1939 roku zamieszkiwało Francję blisko 350 tysięcy Żydów, z czego prawie połowę stanowili emigranci głównie z Niemiec i Europy Środkowo-Wschodniej”, a „po wojnie pozostało zaledwie 180 tysięcy Żydów, ale w tym aż 160 tysięcy Żydów francuskich”. Wojnę we Francji przeżyła niewielka mniejszość mieszkających tam żydowskich imigrantów, ale znaczna większość żydowskich Francuzów. Zemmour pisze jedynie, że w sytuacji, w której Francja pozbawiona była suwerenności – ocaliła maksimum istnień ludzkich. W pewnym momencie sięga po argument rzeczywiście drastyczny: Holandia, która od Francji ma więcej Sprawiedliwych wśród Narodów Świata – straciła niemal całą żydowską społeczność. Żydowscy Francuzi w większości hitlerowskie ludobójstwo przeżyli. Tragizm sytuacji, w której rząd Pétaina zmagał się z niemiecką presją, nie może zaciemnić wartości życia ocalonych ludzi i tych, którzy dzięki ich ocaleniu dziś żyją.

Zemmour przypomina też, że wypełnianie przez policję francuską zarządzeń władz okupacyjnych wpisane było do warunków zawieszenia broni, które przyjął rząd Republiki. Autor Le Suicide français nie usprawiedliwia, ale broni swego kraju przed trybunałem Historii, wychodząc z założenia, że podnoszenie racji zawartych w perspektywie i doświadczeniach własnego narodu jest zarówno ludzką powinnością, jak i warunkiem sprawiedliwości. Sprawiedliwość bowiem daje prawo obrony każdemu, ale za wykonanie tego prawa w sposób naturalny odpowiada własna wspólnota.

Podejście Zemmoura ma szczególne znaczenie dla Polski. Pisze on bowiem, że „rozliczanie pétainizmu”, łącznie z bardzo licznymi podczas okupacji „gaullo-pétainistami” (czyli współpracującymi z podziemiem urzędnikami, nie mówiąc o żołnierzach Armii Afryki Północnej, która po prostu dołączyła do Wolnej Francji) – niszczy same fundamenty tradycji gaullistowskiej. Wiąże się bowiem z paradygmatyczną zmianą oglądu drugiej wojny światowej. Wobec pamięci Zagłady walka z Niemcami traci istotne znaczenie, zachowuje jedynie drugorzędny „nacjonalistyczny” wymiar. Polska doskonale zna tę perspektywę, w której przestępstwa wyrzutków społeczeństwa, możliwe właśnie wskutek okupacji, stają się ważniejsze od Rzeczypospolitej, prowadzącej na wychodźstwie i w kraju najdłuższą (wśród sprzymierzonych) wojnę z Niemcami i również chroniącej (na miarę możliwości podziemnego państwa) społeczeństwo przed rodzimymi przestępcami. Walka z Niemcami Hitlera staje się pomału częścią wyłącznie narodowych pamięci, tracąc swój uniwersalny wymiar. Nie daje prawa do międzynarodowego uznania, nie chroni przed najbardziej niegodziwymi atakami. Zemmour ze wszystkich sił to podejście odrzuca[3].

Łacińska siostra Francji

.Autor Francja nie powiedziała ostatniego słowa (Wyd. Wszystko co Najważniejsze, 2021) dziś podziwia Polskę, Węgry i inne kraje Europy Środkowej za przywiązanie do suwerenności i tradycji, choć przyznaje, że w młodości nie interesował się szczególnie walką o wolność narodów zdominowanych przez ZSRR. Nas może to gorszyć, ale czy powinno? Zemmour jako Francuz z Algierii należy do społeczności, która doświadczyła okrucieństwa wojny, wygnania i – zbrodni komunizmu. Dla algierskich Francuzów komuniści to byli ci, którzy szmuglowali pieniądze i broń dla terrorystów z FLN. Nie należy wymagać zbyt wiele od tych, którzy sami doświadczyli nieszczęścia. Nawet wykształcony Polak wie o masakrze w Oranie nie więcej niż wykształcony Francuz o masakrze w Brygidkach. Na ogół obaj zresztą dziś niewiele wiedzą o jednym i drugim.

Polska zaś jest w twórczości Zemmoura wyraźnie obecna. Jako „łacińska siostra Francji”, która jednak poszła inną drogą. W Destin français pojawia się oczywiście „polonizacja” – jako straszliwy los narodu, skazanego podczas ostatniej wojny światowej na łaskę i niełaskę okupanta. Narodu, którego Marszałek umarł zbyt wcześnie. W eseju o Bossuecie pisze o francuskim stanie średnim, który stał się oparciem dla monarchii Burbonów odbudowujących i umacniających mocarstwową pozycję Francji. Było to możliwe dzięki temu, że kardynał Mazarin zdołał okiełznać Frondę i tym samym oszczędził Królestwu, któremu służył, losu Polski. Rzeczypospolitej bowiem magnateria dała „złotą wolność”, w której najpierw rozpłynęła się, a potem znikła – suwerenność. Duch wolności jest bezcenny, pod warunkiem jednak, że znajdzie przeciwwagę w duchu porządku.

Sondaże dzisiaj dają Éricowi Zemmourowi miejsce obok Marine Le Pen i Valérie Pécresse, kandydatką liberalnej centroprawicy, ale przed kandydatami lewicy. Jego kampania prezydencka ma duży rozmach, ale nawet jeśli nie zakończy się sukcesem – jego głos będzie bardzo ważył na ostatecznym wyniku wyborów i będzie stanowił dostateczne oparcie dla kontynuacji Rekonkwisty już w tegorocznych wyborach do Zgromadzenia Narodowego.

Czego więc możemy się po Zemmourze spodziewać? Z pewnością wsparcia Polski w sprzeciwie wobec prób narzucania nam politycznej i prawnej supremacji ze strony władz Unii Europejskiej. Również istotnego wzmocnienia – tak ważnej dla Polski – opinii konserwatywnej w Europie. Pozostaje natomiast „przeklęty problem” stosunków polsko-francuskich, czyli Rosja. Dla Zemmoura – jak dla de Gaulle’a – stanowi ona przeciwwagę dla „dominacji amerykańskiej”, dźwignię międzynarodowej pozycji Francji. W tej sprawie, przynajmniej w punkcie wyjścia, jego nastawienie nie odbiega od francuskiej dominanty. Cóż możemy z tym zrobić? O tym najlepiej pisał Adolf Bocheński, jeden z największych kulturowych frankofilów i politycznych frankosceptyków w naszej historii. Argumenty są ważne w polityce, ale najsilniejsze argumenty to fakty.

Nasze znaczenie w zachodniej Europie (szczególnie we Francji) jest funkcją naszej pozycji w Europie Środkowej. Jeśli zdołamy zbudować tutaj rzeczywistą regionalną solidarność, a potem siłę – nasz wpływ będzie rósł.

.Tego jednak nikt nam nie da, możemy jedynie obracać na korzyść naszych wartości i interesów dogodne wydarzenia i okoliczności. Kampania Érica Zemmoura poprawia klimat ideowy w Europie i zmienia Francję, tę zapatrzoną w siebie, a przecież ważną dla nas – łacińską siostrę Polski.

Marek Jurek
Tekst ukazał się w nr 38 miesięcznika opinii „Wszystko co Najważniejsze” [LINK].

[1] 18 czerwca 1940 roku de Gaulle wygłosił w Londynie orędzie, w którym – wzywając patriotów pod sztandary Wolnej Francji – oświadczył, że Francja przegrała bitwę, ale kontynuuje wojnę. [2] Wysłałem do niego list poparcia w czasie prawyborów prezydenckich wśród republikanów, a Jean-Frédéric przyjechał poprzeć mnie w czasie kampanii wyborczej do Parlamentu Europejskiego. [3] Zemmour w istocie nie napisał niczego wyjątkowego. Przed nim o Francji, która obroniła się w czasie wojny dzięki (gaullistowskiemu) mieczowi i (pétainowskiej) tarczy – pisali inni francuscy historycy, związani jak sam Zemmour z tradycją żydowską, Robert Aron i François-Georges Dreyfus. Oryginalność Zemmoura polegała jedynie na tym, że napisał Le Suicide français po tym, jak prezydent Chirac (w którego ślady poszedł później prezydent Hollande) obarczył Francję współodpowiedzialnością za Zagładę, czego kategorycznie odmawiali prezydenci de Gaulle i Mitterrand.

Materiał chroniony prawem autorskim. Dalsze rozpowszechnianie wyłącznie za zgodą wydawcy. 6 marca 2022
Fot. Pascal ROSSIGNOL / Reuters / Forum