Geopolityczne spory wkroczyły na Antarktydę
Antarktyda nie należy do żadnego państwa i nie ma rządu, chociaż niektóre państwa roszczą sobie prawa do fragmentów jej terytorium. Kilka państw uznaje wzajemnie swoje prawa, ale istniejąca sytuacja nie jest powszechnie akceptowana, stanowiąc oczywisty zalążek najróżniejszych konfliktów – pisze prof. Michał KLEIBER
.Antarktyda jest kontynentem otoczonym Oceanem Południowym, położonym niemal w całości poniżej południowego koła podbiegunowego i mającym powierzchnię stanowiącą 9,2 proc. lądowej powierzchni Ziemi, prawie dwa razy większą od Australii. Jest jedynym na świecie kontynentem niezamieszkałym na stałe, choć w ciągu roku od 1000 do ponad 4000 osób przebywa na stacjach badawczych rozmieszczonych na całym jego obszarze.
Antarktyda nie należy do żadnego państwa i nie ma rządu, chociaż niektóre państwa roszczą sobie prawa do fragmentów jej terytorium. Kilka państw uznaje wzajemnie swoje prawa, ale istniejąca sytuacja nie jest powszechnie akceptowana, stanowiąc oczywisty zalążek najróżniejszych konfliktów. I rzeczywiście, trudno nie odnieść wrażenia, że wyścig o zdobycie bądź utrwalenie wpływów na Antarktydzie ruszył obecnie na dobre.
Kontynent ten, ze względu na prawdopodobnie znaczne bogactwa naturalne oraz przebiegające wokół ważne morskie szlaki, wywołuje zainteresowanie wielu państw. Antarktyda skrywa zapewne wielkie zasoby ropy, węgla kamiennego, żelaza, miedzi, srebra i wielu innych minerałów, których rozmiarów wprawdzie jeszcze dokładnie nie oszacowano, ale już dotychczasowe ustalenia budzą uzasadnione nadzieje na realność ich nieodległej eksploatacji. Przyszłe gospodarcze znaczenie Antarktydy podkreśla w dodatku rosnące w ostatnich latach tempo topnienia pokrywy lodowej. To zagrożenie dla środowiska naturalnego będzie, paradoksalnie, znaczącym ułatwieniem potencjalnej działalności wydobywczej. I właśnie dlatego krzyżują się tu interesy wielu państw, widzących w Antarktydzie możliwość bardzo korzystnych inwestycji.
.Za tą opinią przemawia na przykład zwiększenie w ostatnich latach intensywności działań w tym rejonie przez Chiny i Rosję. Jasno wskazuje to na jego strategiczny charakter, stanowiący realną możliwość znacznego rozszerzania przez poszczególne państwa swych wpływów geopolitycznych. Chiny mają na Antarktydzie już pięć stacji badawczych, Rosja niedawno otworzyła dziesiątą, a w dodatku jej aktywne dążenie do militaryzacji drugiego bieguna, czyli Arktyki, dobitnie świadczy o jej coraz bardziej globalnych aspiracjach. Musimy przy tym pamiętać, że istnienie stacji badawczych wzmacnia podstawę roszczeń ze strony państw je posiadających. A na tym rosnąca i budząca podejrzenia aktywność różnych państw się nie kończy – Indie właśnie tworzą na Antarktydzie swą trzecią bazę, Turcja planuje otwarcie pierwszej, a Iran wprost domaga się własności części terytorium.
Wobec powyższych narastających zagrożeń warto podkreślić, że Antarktyda jest jedynym kontynentem, na którym nigdy nie było działań wojennych. Przytoczmy parę faktów dotyczących formalnej strony jej pokojowego funkcjonowania.
Układ w tej sprawie podpisano 1 grudnia 1959 r. w Waszyngtonie, wszedł on w życie 23 czerwca 1961 r. i został zarejestrowany przez Sekretariat ONZ 4 sierpnia 1961 r. Sygnatariuszami było dwanaście państw, które przed rokiem 1959 prowadziły na Antarktydzie badania geograficzne. Były to Argentyna, Australia, Belgia, Chile, Francja, Japonia, Nowa Zelandia, Norwegia, Republika Południowej Afryki, Stany Zjednoczone, Wielka Brytania i Związek Socjalistycznych Republik Radzieckich.
W 2004 roku utworzono stały sekretariat – Antarctic Treaty Secretariat – z siedzibą w Buenos Aires w Argentynie. Warto podkreślić, że układ był pierwszym porozumieniem ograniczającym działania zbrojne podczas zimnej wojny.
Kolejna umowa podpisana w Madrycie po 30 latach obowiązywania traktatu, czyli w roku 1991, „zamroziła” nowe roszczenia terytorialne do 2041 roku, ale po tym czasie takie roszczenia będzie mogło zgłaszać wiele państw. Umowa zawarta została bezterminowo, lecz dopuszcza zwołanie konferencji i w każdej chwili może zostać zmieniona w drodze jednomyślnej zgody stron pełnoprawnych – dotychczas zmiany takie jednak nie nastąpiły.
Roszczenia do terytorium Antarktydy mogą zgłaszać państwa, które miały takie roszczenia jeszcze przed 1959 r., czyli Argentyna, Australia, Chile, Francja, Norwegia, Nowa Zelandia i Wielka Brytania, pozostałe państwa, będące pierwotnymi sygnatariuszami Traktatu Antarktycznego, czyli Belgia, Japonia, RPA, Rosja i USA, a także państwa będące stronami konsultatywnymi traktatu w 1991 r., czyli Brazylia, Chiny, Ekwador, Finlandia, Hiszpania, Holandia, Indie, Korea Południowa, Niemcy, Peru, Polska, Szwecja, Urugwaj i Włochy, Niemcy, Peru, Polska, Szwecja, Urugwaj i Włochy.
Ze względu na bardzo prawdopodobną i nieodległą w czasie możliwość eksploatacji bogactw naturalnych zakaz wydobywania surowców, związany z ochroną środowiska naturalnego, ma obwiązywać do 2048 roku. Można jednak niestety spodziewać się, że poszczególne kraje będą rozwijać swoje technologie wydobywcze właśnie pod kątem eksploatacji antarktycznych złóż surowców. Prezydent Chin Xi Jinping już zapowiedział, że jego kraj planuje taką działalność, a jeden z pracowników nowo otwartej chińskiej stacji badawczej stwierdził publicznie z zadowoleniem, że stacja jest szczęśliwie położona w pobliżu wielkich podziemnych zasobów.
.Problemy stojące przed Antarktydą są niestety znacznie większe. W myśl Układu Antarktycznego i Protokołu Madryckiego Antarktyda musi pozostać kontynentem prawnie chronionym przed komercyjną eksploracją zasobów naturalnych, ale także obszarem zdemilitaryzowanym i wolnym od broni nuklearnej. W tym kontekście za niefortunne należy uznać dwa inne zapisy traktatu, jeden akcentujący korzyści dla całej ludzkości, mające wynikać z prowadzonych badań, drugi zaś dopuszczający obecność wojskowego personelu i sprzętu z mało praktycznym zastrzeżeniem o ich ewentualnym wykorzystywaniu wyłącznie w celach pokojowych.
W oczywisty sposób otwiera to z jednej strony drogę dla argumentacji państw dotychczas nieaktywnych na Antarktydzie na rzecz dopuszczenia ich do zajęcia przez nie fragmentów kontynentu, z drugiej zaś możliwość tajnej militaryzacji już istniejących baz badawczych. Przykładem tego może być wyposażenie chińskiej bazy w urządzenia typu dual use, które mogą być użyte zarówno w działalności cywilnej, jak i militarnej. Należy do nich na przykład system obserwacji atmosfery, pomocny przy przewidywaniu pogody, ale także w wykrywaniu i nawigacji pocisków. Obecnie mogłoby to dotyczyć obiektów wystrzelanych przez Australię bądź Nową Zelandię, ale w przyszłości także monitoringu pocisków z innych, znacznie bardziej oddalonych obszarów. Mimo że traktat obliguje wszystkie państwa mające swoje bazy na Antarktydzie do przedkładania pełnych raportów na temat swojej działalności i zezwalania na ewentualne przeprowadzanie inspekcji, w praktyce wiele państw tego nie przestrzega.
Kolejnym przykładem kłopotów związanych z Antarktydą może być niedawna międzynarodowa konferencja dotycząca ochrony zwierząt żyjących w otaczających ją morzach. Na konferencji Rosja i Chiny demonstracyjnie zawetowały wszystkie propozycje uchwał, demonstrując wrogość wobec jakichkolwiek wspólnych uzgodnień. W przypadku Rosji spowodowane mogło to być ogólnie nie najlepszymi relacjami z Zachodem, co jest pochodną m.in. konfliktu na Ukrainie, a także faktem, iż niedawno zlokalizowano jej statek łowiący ryby w zabronionej części mórz otaczających kontynent. Pekin natomiast zgłaszał weto w związku ze swymi planami dotyczącymi rozwoju floty rybackiej. Istnieje poważna obawa, że wielokrotne łamanie traktatu doprowadzi do całkowitego pomijania jego zapisów zarówno na lądzie, jak i na morzu.
Ciekawym pytaniem jest, czy Polska, której aktywność na Antarktydzie jest tak bardzo widoczna od wielu lat, w najbliższym czasie ma szansę na jeszcze bardziej aktywne włączenie się w antarktyczną politykę. Nie ma wątpliwości, że nasz kraj mógłby zyskać na takim rozwiązaniu w przyszłości. Polska należy do 28 krajów mających prawo głosowania w sprawach dotyczących przyszłości Antarktydy, a polscy naukowcy mają bogate tradycje w prowadzeniu tam badań. W latach 1897–1899 w ekspedycji na statku Belgica, w której udział brał Henryk Arctowski, dokonano pierwszych zimowych obserwacji Antarktyki.
.Arctowski jest dzisiaj patronem polskiej stacji badawczej funkcjonującej nieprzerwanie od 1977 roku, zarządzanej obecnie przez Instytut Biochemii i Biofizyki PAN. Stacja jest uważana za nieoficjalną ambasadę Polski w tym rejonie świata, a instytut pełni funkcję naukowego doradcy Ministerstwa Spraw Zagranicznych we wszystkich sprawach dotyczących polskiej obecności na Antarktydzie i uczestniczy w przygotowywaniu dokumentacji związanej z wypełnianiem przez Polskę zobowiązań wynikających z naszego udziału w wymienionych organizacjach. Polscy badacze są członkami Komitetu Naukowego Badań Antarktyki oraz Rady Menedżerów Narodowych Programów Antarktycznych, co stwarza realną możliwość wpływania na globalną politykę w tym regionie. Mające wielkie znaczenie dla ochrony ziemskiego ekosystemu badania z zakresu biologii i nauk o Ziemi prowadzą dzisiaj w stacji badacze polscy we współpracy z gośćmi z całego świata, co stanowi przykład świetnie funkcjonującej naukowej dyplomacji. Stacja odwiedzana jest także corocznie przez dosłownie tysiące turystów. Ma niestety także swoje kłopoty, ponieważ na jej utrzymanie, modernizacje i remonty potrzebne są kwoty rzędu ok. 3 mln zł rocznie. Nie ulega chyba jednak wątpliwości, że znaczenie naszej już prawie 50-letniej aktywnej obecności na Antarktydzie i obecne perspektywy eksploracji tam licznych zasobów naturalnych przesądzają o potrzebie jej dalszego finansowania.
.W podsumowaniu powiedzmy dobitnie, że mimo znaczących niedostatków w przyjętych porozumieniach udało się utrzymać przez 60 lat pokojowo prowadzone badania mające wielkie znaczenie dla świata. Narosłe problemy niestety tworzą obecnie tak realne zagrożenia, że coraz szerzej artykułowany jest pogląd o niezbędności zupełnie nowych regulacji zapobiegających potencjalnym konfliktom. Wobec stanowisk demonstrowanych już wielokrotnie przez Rosję i Chiny nikt nie wie, jak to w praktyce zrobić – najwyższy więc czas, aby na rzecz obrony neutralności Antarktydy zjednoczyły się siły państw Zachodu.